Objąć władzę nad Kościołem – to prastare marzenie twórców antychrześcijańskiej rewolucji. Przy okazji niedawnych wyborów w USA wielu z nas po raz pierwszy dowiedziało się, że siły te aktywnie działają na rzecz przeobrażenia Kościoła katolickiego w „Kościół lewicowy”. A zmiany, jakie miałyby dokonywać się w tej świętej instytucji, ordynowane są z samej góry lewicowej wierchuszki.
Kościół od wieków narażony jest na działanie starających się go zniszczyć mrocznych sił. Nienawiść do Chrystusowej Owczarni objawiała się w różnych epokach różnymi formami – zabijaniem katolików, dręczeniem kapłanów, więzieniem papieży, oczernianiem wielkich ludzi Kościoła. W XXI wieku rewolucja weszła na inny etap – bo przecież gdyby, dajmy na to, Barack Obama kazał strzelać do kapłanów, to w oczach dzisiejszej publiczności wyglądałoby to jednak mało estetycznie. Dlatego zaczęto rozsadzać Kościół nie od zewnątrz, ale od środka.
Wesprzyj nas już teraz!
Metoda nie jest całkiem nowa – włoscy masoni już w roku 1820 pisali o „zakrojonym na sto lat” planie, według którego „należy otoczenie papieża naszpikować masonami”, tak, by podsuwali mu masońskie, a więc antychrześcijańskie rozwiązania. Od tego czasu minęło już niemal dwieście lat – sposoby działania odrobinę się zmieniły, choć nadal zmierzają w tym samym kierunku. Dziś jednak wrogowie Kościoła, próbujący zniszczyć go od wewnątrz, działają nie tylko w lożach, ale i partiach politycznych. Najlepszym tego przykładem są amerykańscy Demokraci – wielcy przegrani ostatniej batalii wyborczej w Stanach Zjednoczonych.
Przypomnijmy: za sprawą głośnego wycieku majli współpracowników Hillary Clinton dowiedzieliśmy się, że szef jej kampanii wyborczej (a więc jeden z najważniejszych aktywistów światowej lewicy) John Podesta, przyznał, iż organizował „oddolne grupy katolików, mające działać na rzecz zmiany konserwatywnego nauczania Kościoła”. Grupy te (w majlach padła m.in. nazwa organizacji Catholics in Alliance for the Common Good – Sojusz Katolików na rzecz Dobra Wspólnego) miały w myśl lidera Demokratów zainicjować „katolicką wiosnę” – a więc ruch inspirowany „arabską wiosną”, projektem obalania władz niekoniecznie przyjaznych ówczesnej administracji rządzącej USA.
Na czym miała polegać rola oddolnych katolickich ruchów? To proste – na zniszczeniu Kościoła. Na rozmiękczeniu nauki katolickiej i na rozwodnieniu świętych Bożych Praw. Wszystko po to, by Kościół przestał wreszcie stanowić tamę dla pomysłów rewolucjonistów.
Biorąc pod uwagę te informacje, oraz podane przez Edwarda Snowdena rewelacje o podsłuchiwaniu przez Amerykanów papieża Benedykta XVI, pojawiały się spekulacje, że zmusić Ojca Świętego do rezygnacji z urzędu miały właśnie służby Stanów Zjednoczonych. Wszystko po to, by na Tronie Piotrowym zastąpił go „bardziej lewicowy” papież. W dniu inauguracji prezydentury Donalda Trumpa, grupa amerykańskich katolików napisała do nowego prezydenta list otwarty z prośbą, by zbadał tę sprawę.
Wszystko to brzmi jak niezdrowa teoria spiskowa, jej pojawienie się w przestrzeni publicznej ma jednak wiele dobrych stron. Najważniejszą z nich jest zaistnienie w głowach wielu tropiących spiski przedstawicieli „prawicy laickiej” świadomości, że to Kościół katolicki jest najważniejszą instytucją tego świata i że to on najdłużej opierał się terrorowi politycznej poprawności – wielokrotnie płacąc za to olbrzymią (myśląc po ludzku) cenę.
Po co to wszystko?
Lewica chce lewicowego Kościoła – to oczywiste. Wie, że nie zniszczy samej instytucji, więc pogodziła się z koniecznością zmienienia jej od środka. Kościół blokuje bowiem wszystkie główne plany światowej rewolucji. O ile łatwiej byłoby lewakom, gdyby Kościół zaakceptował homoseksualizm! Nie sprzeciwiał się zabijaniu nienarodzonych dzieci! Nie potępiał ideologii gender! Chwalił komunizm! Popierał rozbijanie rodzin! O ile wreszcie łatwiej byłoby zaprowadzić na ziemi porządki z piekła rodem, gdyby ludzie przestali wierzyć w Boga i w związku z tym przestali się modlić!
A jednak plan, w który włączyli się amerykańscy Demokraci (wcale nie jest pewne, że uczynili to dopiero w ostatnich latach) na naszych oczach powoli się ziszcza. Modernistyczne grupy katolików w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat urosły w siłę tak znacząco, że wydają się dziś wewnątrzkościelnym mainstreamem. Nie wiemy jeszcze, jak bardzo pomogły im w tym fundusze, zaplecze i know how pozyskane od Demokratów (lub innych przedstawicielstw antykatolickiej rewolucji), ale jedno możemy stwierdzić z pewnością – tzw. „katolicy otwarci” podążają ręka w rękę z lewakami. Skutki dokonywanego przez nich od kilkudziesięciu lat przewrotu mogą lada dzień okazać się spełnieniem marzeń nienawidzących Kościoła i Bożych Praw komunistów naszych czasów.
W dzisiejszym Kościele istnieją przecież liczne i bardzo wpływowe organizacje, zmierzające do takiego otwarcia się na świat, po którym Kościół w ogóle nie będzie się różnił od innych instytucji. Ten duch najnowocześniej rozumianego aggiornamento nawiedził również bardzo wielu biskupów. W roku 2017 coraz mniejsze zdziwienie wzbudzają już bowiem hierarchowie zachęcający do błogosławieństwa związków tej samej płci, przystępowania rozwodników żyjących w nowych związkach do Komunii Świętej, akceptujący ideologię gender, uważający, że bluźnierstwa są wyrazem „dopuszczalnej artystycznej ekspresji”, zalecający antykoncepcję, niepotępiający aborcji, uważający agendę „zrównoważonego rozwoju” za pozytywną rewolucję, czy głoszący, że wszystkie religie, z ateizmem włącznie, są równe. Takiego właśnie Kościoła chcą dziś liczni biskupi, ważne organizacje katolików, oraz światowa lewica z amerykańskimi Demokratami na czele.
Grzech założycielski?
Współpraca ważnych hierarchów w tworzeniu „lewicowego Kościoła” nie jest wymysłem XXI wieku. Dzisiejsi katolicy są przecież dziećmi poprzednich dziesięcioleci. Choć początków realizacji tego antykatolickiego zamierzenia można doszukiwać się jeszcze przed Soborem Watykańskim II, to pełna ofensywa ruszyła wraz z otwarciem jego obrad.
Wielkie ateistyczne media zawsze pragnęły mieć „swojego” papieża. Z żadnego spośród papieży Piusów nie dało się uczynić takiej medialnej figury – byli to bowiem niestrudzeni Namiestnicy Chrystusa, niepróbujący odcinać się od idei Kościoła wojującego. Poza tym, na początku XX wieku media nie były jeszcze tak wszechpotężne jak w drugiej połowie poprzedniego stulecia. A wraz z nagłym wzrostem swego znaczenia natychmiast próbowały stworzyć „lewicowego papieża”.
Jan XXIII został więc okrzyknięty przez zachodnie media „papieżem uśmiechu” – tak, jakby jego poprzednicy nigdy się nie uśmiechali. Czy uzyskał ten tytuł bez powodu? Nie. Papież ten po prostu zdecydował się nie potępiać komunizmu. Media ze wschodu Europy pisały więc o papieżu „najdzielniej walczącym o pokój” – tak, jakby jego poprzednicy każdego dnia śnili o rozpętaniu wojny światowej. Jeszcze cieplej media pisały o Pawle VI, gdy papież otworzył się na dialog z komunizmem. Ale gdy potępiał antykoncepcję – na łamach prasy spadały na niego lewicowe ciosy. Wśród przedstawicieli światowej lewicy z nadzieją przyjmowano także wiele gestów Jana Pawła II, próbując i z niego uczynić „swojego” papieża. Ale jego prorodzinne i antyaborcyjne krucjaty sprawiły, że i ten plan się nie udał. Pontyfikat Benedykta XVI od początku był oceniany przez lewaków negatywnie, szczególnie po słynnym wykładzie w Ratyzbonie, ale i Josepha Ratzingera na chwilę próbowano wciągnąć w załgany świat lewicy – po nieprecyzyjnej wypowiedzi na temat antykoncepcji wśród chorych na choroby zakaźne. Mimo licznych prób dezinformowania wiernych zmanipulowanymi cytatami z kolejnych papieży, lewicy długo nie udawało się stworzyć wymarzonego medialnego bytu – „lewicowego papieża”.
Lewacy szybciej zrealizowali jednak – odrobinę tylko mniej istotny plan – stworzenia licznych organizacji katolickich, z których wyszli biskupi niepragnący być solą tego świata. Jak wielki wpływ na to miały wyłącznie działania pogubionych aktywistów katolickich oraz hierarchów, nierzadko dobrotliwych, ale ulegających fatalnym zauroczeniom współczesnością, a jaki udział w tym odstępstwie od wiary miała inspiracja działających z premedytacją antychrześcijańskich rewolucjonistów?
Krystian Kratiuk