Mamy do czynienia z kryzysem wiary, kryzysem sacrum. To już problem nie zagrożeń zewnętrznych, ale wewnętrznych Kościoła. To postępujący kryzys formacji kapłańskiej. Rośnie nam, bądź już wyrosło pokolenie kapłanów, które świetnie orientuje się w technologii cyfrowej, ale nie w teologii. Tam, gdzie zanika wiara, zanika też człowiek, a rodzi się bestia zdolna do podłości i ohydy – podkreśla ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr w rozmowie z Tomaszem D. Kolankiem.
Wesprzyj nas już teraz!
W Irlandii, Stanach Zjednoczonych, Chile, Niemczech i wielu innych krajach Kościół katolicki przeżywa kryzys związany ze skandalami seksualnymi, jakich dopuszczali się duchowni. Dlaczego niektórzy z nich zachowali się w tak przerażający sposób?
Oczywiście, trudno jest mi udzielić pełnej i klarownej odpowiedzi. Jednak wydaje mi się, że trzeba szukać przyczyn w dwóch faktach. Jednym jest inwazja rewolucji obyczajowej, która rozlewa się w naszej rzeczywistości. Jesteśmy otoczeni zjawiskami przynajmniej ocierającymi się o pornografię, jeśli nie samą pornografią. Jesteśmy otoczeni seksualizacją. BA! – Eskalacją wulgarnej seksualizacji w mediach. Proszę zauważyć, jest film o martyrologii żydowskiej pt. „W ciemności”, który ocieka seksem. Jest to film kandydujący do głównej nagrody w Cannes i publiczność, zazwyczaj bardzo wyrozumiała, wychodzi z niego, bo jest zmiażdżona aktami kopulacji.
Wiem, że to wydaje się komuś niezwiązane z pytaniem, ale chodzi mi o ukazanie panseksualnej, panerotycznej osłony kulturowej, w której żyją młodzi ludzie – także ci, podejmujący powołanie kapłańskie. To jedna z przyczyn, która po prostu dewastuje miłość i odpowiedzialność w człowieku.
Ale druga przyczyna to kryzys wiary, kryzys sacrum. To już problem nie zagrożeń zewnętrznych, ale wewnętrznych Kościoła. To postępujący kryzys formacji kapłańskiej. Rośnie nam, bądź już wyrosło pokolenie kapłanów, które świetnie orientuje się w technologii cyfrowej, ale nie w teologii. Tam, gdzie zanika wiara, zanika też człowiek, a rodzi się bestia zdolna do podłości i ohydy.
Czy można było tego wszystkiego uniknąć? Jeśli tak, to dlaczego tak się nie stało? Jeśli nie, to dlaczego nie zrobiono przynajmniej porządku z duchownymi, którzy popełnili zbrodnię wołającą o pomstę do nieba?
Z jednej strony chciałoby się odpowiedzieć – nie wszystko było do przewidzenia. Ale z drugiej strony, trzeba przyznać – z pewnością można było wiele zrobić. Jeśli pojawiały się nie tyle głosy oskarżeń, bo te nie zawsze są prawdziwe, ale fakty – trzeba było postępować radykalnie, zgodnie ze słowami Chrystusa, który mówi o odcięciu ręki, jeśli jest powodem do grzechu i mówi o wiązaniu kamienia młyńskiego do szyi, jeśli stało się powodem zgorszenia tych najmniejszych… To są zaniedbania, ale zaniedbania zbrodnicze. One winny zostać rozliczone.
(…)
Co stoi na przeszkodzie, aby wyeliminować z Kościoła „lawendową mafię”? Wychodzi bowiem na to, że wszyscy o niej wiedzą, ale nikt nie jest w stanie czegokolwiek z tym zrobić…
Myślę, że pewnym sensie możemy wrócić do początku naszej rozmowy – do tego osaczenia mentalności panseksualizmem, który przewartościował normę na wyjątek, a patologię uczynił normą. Do tego jednak dochodzi fakt, że w szeregach Kościoła są ludzie pozbawieni wiary. I mogą oni obejmować różne funkcje i stanowiska. To może tworzyć swoistą strukturę zła i grzechu.
Wiele osób odniosło wrażenie, że w swoim filmie bracia Sekielscy sugerują, że człowiekiem odpowiedzialnym za przypadki pedofilii w Kościele jest św. Jan Paweł II. Po co reżyserzy to zrobili?
No, właśnie – po co to zrobiono? A zauważmy, że zrobiono to bardzo prostacko. Eks-ksiądz w roli eksperta. Dowodem kluczowym na odpowiedzialność Jana Pawła II jest pomnik w Licheniu z osobą oskarżoną o pedofilię i nieobecność kard. Dziwisza w jego mieszkaniu w Krakowie (sugestia – znów się ukrywa, bo przecież wcześniej, też coś ukrywał).
W każdym szaleństwie czy obłędzie jest metoda. Tu chodzi o „dewojtylizację” – usunięcie z Kościoła blasku prawdy o ludzkiej wolności i ludzkich czynach, głoszonych z mocą przez Świętego Papieża. To próba zasugerowania, że te normy są hipokryzją. I ostatecznie chodzi o zniesienie tych norm. Ale to oznacza wyrzucenie nauki nie papieża jako papieża, ale nauki Chrystusa, nauki Kościoła.
Co powinni zrobić polscy wierni, aby nie utracić wiary? BA! Co zrobić, aby uratować Kościół w Polsce przed „irlandzkim scenariuszem”? Pytam o to, ponieważ w ostatnim czasie coraz częściej są powtarzane hasła typu „Wierzę w Kościół, a nie w księży” i widać, że mają one spore poparcie w społeczeństwie.
Ja też nie wierzę w księży, ale wierzę w Chrystusa żyjącego w swoim Kościele. Ojciec profesor Salij przypominał kiedyś o biblijnej zasadzie „szaliah” – bezwarunkowego pełnomocnictwa, które Chrystus dał, udzielił swoim Apostołom. Znał ich, wiedział, że jeden zdradzi, inny się zaprze, inni uciekną, doświadczył, że w chwili największej samotności nie mógł na nich liczyć. A jednak: „Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał” (Łk 10, 16).
To jest bezwarunkowe pełnomocnictwo. Ono ma moc, nie z racji wielkości Apostołów i wiary w nich, ono ma moc z racji zaufania, którym Chrystus obdarzył człowieka. Ten czas kryzysu w naszym Kościele jest ostatecznie i przede wszystkim apelem o nasza wiarę, o jej odnowę. Tak naprawdę ten kryzys może stać się szansą i to ogromną. Nie skupiajmy się na liczeniu księży pedofilów i tych uczciwych, nie sondujmy, kto i dlaczego jest za dymisją biskupów. Skupmy się na tym, jak przylgnąć do Chrystusa i zobaczyć Jego moc, nieskończenie większą niż ludzka słabość.
Kościół po Sekielskim. „Bramy piekielne go nie przemogą”
Wesprzyj portal PCh24.pl i pobierz e-book