18 kwietnia 2019

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: w obliczu umierania stajemy wobec tajemnicy

(Fot. Andrzej Sidor/FORUM. )

W Wielką Sobotę my, kapłani, duszpasterze stajemy w obliczu wielkiego dylematu. Nasze kościoły zapełniają się wiernymi i rytualistami. Przychodzą ludzie wierzący i ludzie, którzy traktują życie magicznie, wykazując niezwykły jak na ten etap cywilizacji prymitywizm myślenia. Ludzie wierzący w zajączka, w święconkę, w rytuał, obrzędowość… To bardzo przejmujący i bolesny widok. Dodatkowo bolesny, że nie uświadamiany sobie przez tych rytualistów – mówi w rozmowie z PCh24.pl ks. Paweł Bortkiewicz, profesor nauk teologicznych.

 

Często słyszymy od niektórych osób w podeszłym wieku, że przed śmiercią muszą pogodzić się z Panem Bogiem. Moim zdaniem tego typu wyznania są jednymi z najbardziej dramatycznych, jakie możemy usłyszeć. Co to w ogóle oznacza „pogodzić się z Panem Bogiem”?

Wesprzyj nas już teraz!

Zgadzam się z Panem. Stan braku zgody, rozdarcia ludzkiego życia w relacji do Boga to prawdziwy dramat. W dosłownym tego słowa znaczeniu jest to stan dia-boliczny, jeśli przyjmiemy, że dia-ballo znaczy rozdzielać coś, rozbijać… Z jednej strony można chyba w tego typu wyznaniach zobaczyć dramat ludzkiego życia, ale zarazem nadzieję, ponieważ każdy dramat w większym bądź mniejszym stopniu jest nią naznaczony…

 

Wielu katolików, mimo że przez całe życie starało się być wiernymi uczniami Kościoła, przyjmować sakramenty i unikać zła, leżąc na łożu śmierci wzywa księdza i prosi go o spowiedź, Komunię Świętą i ostatnie namaszczenie. Niektórzy zastanawiają się, po co to robią? Skoro „w dobrych zawodach wystąpili, bieg ukończyli, wiarę ustrzegli”, to powinni być zbawieni niejako z automatu…

Rzecz w tym, że w tym naszym życiu nic nie dzieje się z automatu… Bo nasze życie to kwestia decyzji, to dramat wolności. Jerzy Liebert napisał kiedyś genialnie proste i mądre słowa – „uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę”.

 

Nie ma sytuacji nieodwracalnych. Nie ma wyborów, które nie mogą ulec zmianie. Wolność domaga się wierności w podejmowanych decyzjach. I to chyba rozumieją doskonale właśnie ludzie mądrzy, mądrością życiową – owi katolicy, o których Pan wspomina…

 

Z drugiej strony mamy osoby, które przez żyły bez Boga, Kościoła i sakramentów. One również bardzo często na łożu śmierci proszą o przybycie kapłana. Czy zostaną jednak zbawione jak jeden ze złoczyńców, którzy zostali ukrzyżowani razem z Panem Jezusem?

W obliczu umierania stajemy zawsze wobec tajemnicy. Tutaj doczesność otwiera się na wieczność, doświadczenie na Misterium. Przykład tak zwanego Dobrego Łotra, który został ukrzyżowany wraz z Panem Jezusem pokazuje nam niesamowitą siłę Bożego miłosierdzia, ale zarazem wielkość ludzkiej wolności. Przyznam się, że ta scena niezwykle porusza mnie od lat. Dwóch ludzi, w analogicznych sytuacjach życiowych, w tej samej fizycznej bliskości do Boga, o bardzo podobnych biografiach. Jeden z nich zamyka się na Boga, w pewnym sensie staje po stronie opinii publicznej, osiąga konsensus społeczny (i zwycięski tłum pod krzyżem, i oni krzyczą: Jeżeli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża, wybaw siebie i nas…).

 

Drugi człowiek otwiera się na Boga – bez oczekiwań, bez roszczeń, prosi o pamięć Boga, o wspomnienie… I wiemy, że Bóg mu tego nie odmawia… To jest miłosierdzie, które uzupełnia, przekracza sprawiedliwość… I w to miłosierdzie możemy wierzyć! Ale musimy pamiętać, że ono jest poprzedzone owym wyznaniem, uznaniem grzechów, skruchą… Tego nie można zbagatelizować…

 

Z innej z kolei strony mamy osoby, które nie chcą „pogodzić się z Panem Bogiem”, co widać chociażby spacerując po Wojskowych Powązkach w Warszawie. Na grobach zdecydowanej większości komunistów (ale nie tylko ich), nie ma napisu „Świętej Pamięci”. Zamiast tego są niemal wszystkie „przyziemne tytuły”, jak „towarzysz”, „profesor”, „żołnierz” czy „oficer Ludowego Wojska Polskiego”. Dlaczego postanowili oni odejść z tego świata „pokłóceni z Panem Bogiem”? Dlaczego nie udało się ich nawrócić?

No właśnie, to postawa tych „złych łotrów”. Przejmująco dramatyczna. To jest cena ich wolności. Ale cena wstrząsająca. Krzysztof Kamil Baczyński napisał o tej scenie:

„I obrócił głowę na lewo z najcięższych spojrzeń najcięższym,

gdzie umierał najuboższy człowiek na najwyższym grzechów piętrze.

Nie odwrócił głowy na Boga,

patrzył w ziemi glinianą maskę.

Tylko ciężej oddychały krzyże / jak koląca prośba o łaskę”.

 

Przerażające są te słowa o większej wrażliwości materii, o oddychaniu krzyży a milczeniu człowieka…

 

Odnoszę wrażenie, że sytuacja wygląda podobnie właśnie w okresie Wielkiej Nocy. Co roku wiele osób, chociażby ze względu na zbyt dużo obowiązków w pracy bądź w rodzinie, odkłada spowiedź na ostatnią chwilę, traktując ją raczej jako formalność, żeby nie powiedzieć: kłopot. Dlaczego tak się dzieje? Jak to się stało, że Pan Bóg i zbawienie bardzo często stawiane są na ostatnim miejscu?

To fundamentalnie ważne pytanie, ale odpowiedź na nie nie jest prosta, łatwa czy krótka. Ta próba odpowiedzi jest rozpisana na wieki i lata.

 

Mnie przekonuje bardzo ta diagnoza, którą wyraził św. Jan Paweł II w wywiadzie z Vittorio Messorim. Papież mówił tam o naszym świecie, w którym człowiek żyje, jakby Bóg nie istniał. Bóg stał się dla nas, w naszej kulturze Bogiem pozaświatowym, symbolem, pojęciem, ale nie rzeczywistością. A tymczasem właściwym opisem świata jest ten wedle słów Chrystusa:

„Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3, 16).

 

Bóg jest fundamentem rzeczywistości, jest zaangażowany w nasz świat, w nasze dramaty. Wielkanoc, mimo wszystko, przebija się z tą prawdą do naszego myślenia. Rodzi pewien niepokój, tęsknotę… Ale one są wypychane przez ten styl życia człowieka, który żyje tak, jakby Bóg nie istniał…

 

Jak przekonać, jak wytłumaczyć niektórym, że Wielkanoc to coś więcej niż święconka, wspólne niedzielne śniadanie i lany poniedziałek?

To sprawa niezwykle trudna. W Wielką Sobotę my kapłani, duszpasterze stajemy w obliczu wielkiego dylematu. Nasze kościoły zapełniają się wiernymi i rytualistami. Przychodzą ludzie wierzący i ludzie, którzy traktują życie magicznie, wykazując niezwykły jak na ten etap cywilizacji prymitywizm myślenia. Ludzie wierzący w zajączka, w święconkę, w rytuał, obrzędowość… To bardzo przejmujący i bolesny widok. Dodatkowo bolesny, że nie uświadamiany sobie przez tych rytualistów…

Nie wiem, jak do tych ludzi dotrzeć. To ludzie, do których nie przemawia już z reguły słowo. Ono jest za trudne w świecie prymitywnej kultury. A jednak trzeba ten czas wykorzystywać – na przypomnienie podstawowych prawd. Z wiarą, że Pan Bóg może zdziałać cuda.

 

Pan Jezus powiedział: „Syn Człowieczy pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego Królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Wtedy sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swego. Kto ma uszy, niechaj słucha! (Mt 13, 41-43)”. Pomimo tego jasnego stwierdzenia coraz bardziej dominuje przekonanie, że Pan Bóg w swoim miłosierdziu nie pozwoli na wieczne potępienie kogokolwiek. Czy jest to słuszne?

Oczywiście, że słowa Boga się nie zmieniły. Nie zmieniła się prawda o miłosiernym Ojcu. Wychodzi on na spotkanie syna, który podjął decyzję o nawróceniu. Ten nie siedzi w miejscu grzechu, odwrócony od Ojca, ale podejmuje trud drogi. Wciąż obawiam się, że ostatnie lata przynoszą nam ogromną dewaluację miłosierdzia. Ono nie jest ani łatwym, ani tanim gestem. Prosząc o miłosierdzie mówimy: „dla Jego bolesnej Męki…” To jest cena miłosierdzia! Nie godzi się jej banalizować. Oczywiście, wiemy, że Bóg pragnie naszego zbawienia, dał temu wyraz poprzez śmierć swojego Syna. Ale to nie znaczy, że piekło będzie puste. Nie bądźmy naiwni.

 

Kiedy dojdzie do „oddzielenia ziarna od plew”? Kiedy dusza człowieka idzie albo do nieba, albo do czyśćca, albo do piekła? W momencie śmierci człowieka czy też w czasie Sądu Ostatecznego?

W teologii wyróżniamy dwa sądy dotyczące oceny życia ludzkiego. Jeden to sąd szczegółowy, który dokonuje się zaraz po śmierci człowieka. Jego ślad – bardzo przejmujący – znajdujemy w przypowieści ewangelicznej o Łazarzu i bogaczu nielitościwym. Można opisać ten sąd w ten sposób, że Pan Jezus zaraz po odłączeniu się duszy od ciała, oświeci jej umysł tak, że dusza w tym świetle, w jednej chwili, przypomni sobie wszystkie swe słowa i uczynki całego swego życia na ziemi i równocześnie pozna wyrok na nią wydany. Wyrok, który bezzwłocznie zostanie wykonany. Oczywiście, musimy mieć na uwadze to, że dokonujemy tego opisu z punktu widzenia naszego czasu, naszej historii. Sąd Ostateczny ujmuje tę rzeczywistość osądu i przeznaczenia niejako z innej perspektywy – całościowej, nie indywidualnej.

 

Katechizm stwierdza bardzo zwięźle, ale i mocno: „W dniu sądu na końcu świata Chrystus przyjdzie w chwale, aby doprowadzić do ostatecznego triumfu dobra nad złem, które w historii, jak pszenica i kąkol, rosły razem” (KKK 681).

 

Można więc zaryzykować stwierdzenie, że decydujący dla nas, z naszego punktu widzenia jest ten sąd szczegółowy.

 

Jak będzie wyglądało nasze zmartwychwstanie?

To pytanie odsłania cały ciąg dziejów myśli teologicznej, od starożytności poczynając. Sumarycznie warto spojrzeć na podsumowanie tej dyskusji – w postaci dogmatu ogłoszonego przez Kościół w 1215 roku na Soborze Laterańskim IV: „Wszyscy, zarówno potępieni jak i wybrani, zmartwychwstaną ze swoimi własnymi ciałami”. Prawda o zmartwychwstaniu wskazuje zatem, że zmartwychwstać musi cały człowiek i to w sposób rzeczywisty, a nie będący tylko jakąś iluzją.

 

Współcześnie, Międzynarodowa Komisja Teologiczna pod przewodnictwem kardynała Josepha Ratzingera w dokumencie opublikowanym w 1992 roku potwierdziła, że bez tożsamości cielesnej nie można obronić tożsamości osoby. Sam kard. Ratzinger podkreślał z jednej strony świadomość tajemnicy zmartwychwstania, ale też podkreślał, że dynamika kosmosu zmierza do sytuacji, w której duch i materia zostaną powiązane w nowy i definitywny sposób. W jaki – to pozostaje tajemnicą, ale może bardziej istotne niż ocieranie się o próby jej zrozumienia byłoby dostrzeżenie, że w tych sformułowaniach Kościoła i teologii kryje się głęboka świadomość dążenia ciała do pełnego podporządkowania się Bożemu Duchowi. A to zakładać winno tu i teraz szacunek dla godności ciała.

 

Jedno z przykazań kościelnych mówi: „Przynajmniej raz w roku, w okresie wielkanocnym przyjąć Komunię Świętą”. Dlaczego Kościół prosi nas o to? Czy oznacza to, że Komunia Święta w okresie wielkanocnym jest „ważniejsza” niż przez cały rok liturgiczny? Czy coś grozi za niespełnienie tej prośby?

To nie tyle jest kwestia gradacji ważności, co pewnego działania duszpasterskiego Kościoła. Święta Zmartwychwstania Pańskiego to kulminacja naszej wiary, to sam szczyt celebracji roku liturgicznego. To uroczystość nad uroczystościami. I dlatego ten wysiłek Kościoła, aby była przeżyta w pełnej komunii z Bogiem. Nie postrzegałbym tej rzeczywistości jako wyłącznie przykazanie, za które grożą sankcje – rezygnacja z komunii z Bogiem jest największą i najbardziej dramatyczną sankcją dla człowieka. Zwracałbym natomiast uwagę na to, że cała ta rzeczywistość stanowi szansę spotkania człowieka z Bogiem, z Jego Miłością. I tutaj przypominają mi się genialne i piękne słowa świętego Jana Pawła II:

 

„Człowiek nie może żyć bez miłości. Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa. I dlatego właśnie Chrystus-Odkupiciel, jak to już zostało powiedziane, objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi. […] Człowiek, który chce zrozumieć siebie do końca — nie wedle jakichś tylko doraźnych, częściowych, czasem powierzchownych, a nawet pozornych kryteriów i miar swojej własnej istoty — musi ze swoim niepokojem, niepewnością, a także słabością i grzesznością, ze swoim życiem i śmiercią, przybliżyć się do Chrystusa. Musi niejako w Niego wejść z sobą samym […]”.

 

Jak godnie przeżyć święta Wielkiej Nocy? Czy wystarczy pójść do kościoła ze święconką bądź wziąć udział w Mszy rezurekcyjnej czy też zrobić „rundkę” po Grobach Pańskich, bo niestety właśnie do tego bywa redukowane Zmartwychwstanie Pana Jezusa?

Oczywiście, kluczowym jest tutaj wymiar duchowego, a zarazem rzeczywistego spotkania z Chrystusem. Sam rytualizm jest w takim kontekście wręcz dramatycznie żałosny. Przecież sednem naszej wiary jest wiara w Zmartwychwstałego, a nie w obrzędowość.

 

Czego życzyłby Ksiądz Profesor Czytelnikom portalu PCh24.pl na tegoroczne święta Zmartwychwstania Pana Jezusa?

Dziękuję serdecznie za tę możliwość, jak i za szansę goszczenia na łamach portalu. Życzę z całego serca byśmy w tym czasie Świąt Zmartwychwstania Pańskiego przeżyli raz jeszcze słowa prośby św. Jana Pawła II skierowanej do nas 40 lat temu, podczas pierwszej jego wizyty w Polsce:

„Proszę was: abyście mieli ufność nawet wbrew każdej swojej słabości, abyście szukali zawsze duchowej mocy u Tego, u którego tyle pokoleń ojców naszych i matek ją znajdowało, abyście od Niego nigdy nie odstąpili, abyście nigdy nie utracili tej wolności ducha, do której On wyzwala człowieka, abyście nigdy nie wzgardzili tą Miłością, która jest największa, która się wyraziła przez Krzyż, a bez której życie ludzkie nie ma ani korzenia, ani sensu”.

 

Życzmy sobie nawzajem, byśmy te słowa zamieniali w czyn naszego świadectwa.

 

Bóg zapłać za rozmowę.

Tomasz Kolanek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij