Wstrząsający list arcybiskupa Vigano, otwierający jedną z najszerzej komentowanych afer ostatnich lat, nie tylko ujawniał szokującą prawdę o homolobby w Kościele. Stanowił także błagalne wołanie o uzdrowienie sytuacji i wydobycie Kościoła z czeluści ogromnego kryzysu. Jak odpowiemy na tę prośbę?
Świadectwo arcybiskupa Vigano omawiano już na najróżniejsze sposoby. Większość komentatorów, również tych przychylnych byłemu nuncjuszowi, całkowity niemal nacisk kładzie jednak na to co hierarcha ujawnił, pozostawiając bez komentarza prośbę o podjęcie walki ze złem, które zainfekowało Kościół wdzierając się na same jego szczyty.
Wesprzyj nas już teraz!
Biskup Vigano nie tylko odważył się zasugerować konieczność rezygnacji członków homolobby oraz osób, które według niego kryły tę mafię, z papieżem na czele. Ale przypomnijmy, że napisał, iż „to nie wystarczy, aby uzdrowić sytuację skrajnie i poważnie niemoralnego zachowania ze strony duchowieństwa: biskupów i księży.
Należy obwieścić czas nawrócenia i pokuty. Należy przywrócić cnotę czystości wśród duchowieństwa i w seminariach. Należy walczyć z korupcją w postaci niewłaściwego wykorzystania środków i ofiar wiernych. Należy potępić powagę homoseksualnego zachowania. Siatki homoseksualne obecne w Kościele muszą zostać wyplenione (…) Te siatki homoseksualne, które teraz są rozpowszechnione w wielu diecezjach, seminariach, zakonach religijnych itd., działają pod przykrywką tajemnicy i kłamstw, z mocą macek ośmiornicy duszą niewinne ofiary i powołania kapłańskie oraz cały Kościół.
Błagam wszystkich, w szczególności biskupów, by zabrali głos, by zwalczyć ten spisek milczenia, który jest tak powszechny i donosić o przypadkach nadużyć, o których wiedzą, do mediów i władz cywilnych”.
W Stanach Zjednoczonych posługuje ponad czterystu biskupów. Apel o zbadanie sprawy i wyplenienie homolobby poparło do tej pory 35 z nich. Trwa ożywiona debata w tamtejszych mediach katolickich, które radykalnie się podzieliły – część z nich całkowicie wspiera abpa Vigano, część zaś ostro atakuje włoskiego hierarchę, próbując uczynić z niego głównego winowajcę całego zamieszania. Co ciekawe media ateistyczne, związane z lewicą i przez lata niechętne Kościołowi, z „New York Timesem” na czele, również opisują całą sytuację jako „pułapkę zastawioną na papieża przez mszczących się na nim jego konserwatywnych przeciwników”.
A poza USA? Cóż, biskupi z innych miejsc na świecie uznali najwyraźniej, że błagania byłego nuncjusza dotyczą tylko Stanów Zjednoczonych, bowiem na temat jego listu nie wypowiada się nikt. Nikt nie dołącza do tego głosu wołającego na pustyni. Czy biskupi naprawdę sądzą zatem, że nie wiemy, iż w innych miejscach na świecie dochodzi do podobnych skandali, ale po prostu nie zostały one jeszcze ukazane szerszej publiczności? Czyż nie przewidują, że już wkrótce wyjdą na jaw zamiary serc wielu, mimo iż, jak pisze arcybiskup Vigano, w tej chwili „działają pod przykrywką tajemnicy i kłamstw, z mocą macek ośmiornicy duszą niewinne ofiary i powołania kapłańskie oraz cały Kościół”? Czy na całym świecie naprawdę nie znajdzie się choćby garstka odważnych biskupów, która podejmie się dzieła radykalnej naprawy Kościoła, rozpoczynając od – postulowanego przez autora wstrząsającego świadectwa – „przerwania zmowy milczenia”?
Być może bliższe jest im rozwiązanie sugerowane przez Franciszka, który – dokładnie odwrotnie niż abp Vigano – do milczenia zachęca. Doprawdy trudno nie zgodzić się z tymi, którzy piszą, iż papież Franciszek, decydując się na niekomentowanie sprawy, po raz kolejny osłabia autorytet papieskiego tronu.
Co z Polską?
W Polsce reakcje na list abpa Vigano także są różne, jednak większość z tych którzy zabrali w sprawie głos, zdecydowało się na podważanie wiarygodności autora świadectwa. Wśród zarzutów – pośród których większość hierarcha już obalił – pojawia się także pytanie, dlaczego ujawnił szokujące informacje tak późno i czy nie jest współwinny sytuacji. Ma to oczywiście zdyskredytować wszystko o czym pisał. To jednak wyjątkowo chybiony argument – duchowny nigdzie nie powiedział bowiem, że nie czuje się współwinny, przeciwnie, twierdzi wręcz, że przerywa zmowę milczenia, w której do tej pory – jako watykański urzędnik – brał udział. Przerywa więc coś o czym wiedział wcześniej i milczał wobec katolickiej opinii publicznej, trzymając się jedynie ram przewidzianych w takich sytuacjach przez Kościół instytucjonalny. A poza tym, nawet gdyby biskup Vigano jako nuncjusz był współwinny temu co wydarzyło się w USA (na co nie ma absolutnie żadnego dowodu), czyż w jakikolwiek sposób zmienia to stan rzeczy, rozplenienie się homoherezji i widoczną kapitulację wobec niej?
W polskich mediach zarzuty arcybiskupowi stawiano między innymi na łamach portalu deon.pl, „Tygodnika Powszechnego” czy „Gościa Niedzielnego” – choć w tym ostatnim wypadku dopuszczono również do publikacji teksty wzywające do dokładnego zbadania sprawy i niebagatelizowania jej. Media progresywne przepuściły też oczywiście atak na tych, którzy podnoszą dość oczywisty fakt – pedofilia wśród duchownych bierze się z dopuszczenia do nadreprezentacji wśród nich homoseksualistów. Dla zwolenników otwarcia się Kościoła na wszystko, również na „kulturę LGBT”, zwrócenie uwagi na to, że wśród czynów pedofilskich popełnianych przez zdeprawowanych kapłanów 90 proc. dotyczy chłopców, to żaden argument.
A polscy duchowni? Głośno wypowiedzieli się księża Kowalczyk, Zieliński i Bortkiewicz oraz, w sposób wyjątkowo odważny bo szczegółowy, ksiądz Isakowicz-Zaleski – i tyle. Biskupi milczą, najpewniej uznając, że sprawy nie ma, lub w najlepszym wypadku nie dotyczy ich diecezji.
Sprawę listu Vigano opisały również polskie media świeckie. Według amerykańskiego wzorca te spośród nich, które stanowią awangardę antychrześcijańskiej rewolucji, wzięły w obronę oskarżonego papieża przypuszczając atak na autora świadectwa. Media starające się zachować pewną dozę konserwatyzmu podkreślały natomiast, że sprawę należy wyjaśnić.
Rokita zarzuca demontowanie Kościoła… „konserwatystom”
Szczególnie ciekawym okazał się jednak tekst Jana Rokity, opublikowany w tygodniku „Sieci”. Otóż autor zarzuca konserwatystom (określając tym mianem wszystkich niechętnych linii Franciszka), że szkodzą Kościołowi. „Nawet bowiem, jeśli opis zmowy gejów na szczytach Kościoła jest prawdziwy, to i tak presja abdykacyjna nie jest niczym innym, jak symetryczną antyzmową, czyli polityczną intrygą w watykańskiej walce o władzę”. Uważa bowiem, że „akcja Vigano, nawet jeśli została podjęta na własną rękę, jest i tak przecież trąbką bojową wzywającą przeciwników Franciszka do boju o papiestwo. Tymczasem katoliccy konserwatyści, którzy chcą obalić prymat Piotra, uderzają w to, co najbardziej odróżnia Kościół od zlaicyzowanego świata, a zarazem jest jedynym źródłem kościelnego porządku i doktrynalnej dyscypliny. Jeśli papieży będzie można obalać za pomocą jawnych i niejawnych nacisków, medialnej krytyki oraz opinii publicznej, to wymarzony przez progresistów demontaż Kościoła stanie się faktem”.
Niewątpliwie są to słowa, obok których nie sposób przejść obojętnie. Trudno jednak uznać je za prawdę. Dlaczego? Otóż autor zarzutu skierowanego w stronę konserwatystów zdaje się nie zauważać, że za okrutnym kryzysem, w którym pogrąża się Kościół, stoją konkretne osoby wyznające konkretne idee. Osoby, które przez lata doprowadziły do tego, że Kościół otwierał się na coraz to nowe herezje, pod przykrywką rozwoju doktryny czy schizofrenicznego wręcz rozdzielenia dyscypliny od nauki. Osoby, które do dziś pozostają winne ogromnemu podziałowi w łonie Kościoła, przewidzianemu zresztą przez Matkę Bożą w Akita. I występowanie przeciwko takim ludziom jest obowiązkiem dostrzegających to. Papież nie jest wszak tyranem, który ma władzę nad Prawdą – jeśli błądzi w sposób oczywisty, wolno go pouczać, tak jak uczynił to święty Paweł względem świętego Piotra i tak jak bywało w kolejnych wiekach istnienia chrześcijaństwa.
To właśnie tolerowanie dzisiejszego kryzysu, nazywanego przez coraz liczniejszych komentatorów największym i najbardziej destrukcyjnym kryzysem w dziejach, przemilczanie go, udział w spisku milczenia tylko po to, by chronić papieża, jest demontowaniem Kościoła. A walka z kryzysem jest próbą uzdrowienia. To nie kościelni konserwatyści przez lata obniżali autorytet Stolicy Piotrowej – przez lata czynili to progresiści, a w ostatnim czasie czynił to, z wyraźnie podkreśloną dobrowolnością, sam papież. To Franciszek dąży bowiem do decentralizacji Kościoła, nazywając ów proces „drogą synodalności” i nierzadko rezygnując z zabierania głosu w sprawach oczywistych dla swych poprzedników po to, by wypowiedzieć się mogli konkretni biskupi, nawet jeśli ich postawa z wiarą katolicką nie ma nic wspólnego. A takiej postawy obecny papież nigdy nie krytykuje.
Czyż zatem przypominanie Ojcu Świętemu, że jego głównym zadaniem jest strzec Świętej Wiary oraz struktury Kościoła z następcą Piotra na czele, strzec autorytetu Piotra właśnie, jest działaniem zmierzającym w tym samym kierunku co dążenia progresistów – a więc ku „obaleniu prymatu Piotra”? Przecież to absurd.
Osoby wygłaszające takie uwagi zdają się nie brać pod uwagę skali zgorszenia, jakie wynikać może z potwierdzenia słów arcybiskupa Vigano. Z konsekwencji tego dla autorytetu Piotra właśnie! Nie zdają sobie chyba również sprawy z tego jak wiele dusz przepadnie, jeśli kryzys nie zostanie zażegnany jak najprędzej! A już stawianie zarzutu, że „akcja Vigano” to „trąbka bojowa wzywającą przeciwników Franciszka do boju o papiestwo” jest kompletnym pomieszaniem pojęć. Jeśli bowiem arcybiskup Vigano napisał prawdę, to jego „akcja” trwała przecież od początku pontyfikatu Franciszka i polegała wcale nie na krytykowaniu papieża w mediach i wywieraniu nacisków na opinię publiczną, ale na lojalnym informowaniu go, że zboczeńcy przebrani za kapłanów niszczą Kościół i poszczególnych jego wiernych. Nie posłuchano go. Były nuncjusz prosi zatem o przełamanie zmowy milczenia, a publicysta „Sieci” to jego postawę nazywa zmową konserwatystów?!
Pismo Święte mówi: „Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza”. I arcybiskup Vigano wskazał tych, którym ów kamień się należy, pokazał ich papieżowi palcem, a on uczynił z nimi coś zupełnie innego, niż należało.
Na domiar złego arcybiskup Vigano gotów jest wziąć samego Boga na świadka, że jego świadectwo jest prawdziwe, a papież oświadcza, że nie powie na ten temat ani słowa. Tak więc milczenie, które przerwał arcybiskup Vigano, w Watykanie ma trwać nadal.
Co dalej?
Niezależnie od tego jak długo trwać będzie papieskie milczenie, prędzej czy później jakieś kroki trzeba będzie podjąć. Podjęło je już prezydium konferencji amerykańskich biskupów, prosząc o pilną wizytację watykańską i jak najszybsze wyjaśnienie sprawy. Tylko to bowiem może pomóc uratować resztki wiarygodności tamtejszej hierarchii. Ale w Kościele musimy zadać sobie kolejne pytania:
– Czy wreszcie odważymy się bez skrępowania podjąć walkę nie tylko ze zjawiskiem pedofilii, ale również ze ściśle z nią połączonym zjawiskiem rozprzestrzeniania się w Kościele homoseksualizmu?
– Czy potrafimy skutecznie oczyścić nasze seminaria oraz kurie biskupie z przedstawicieli homolobby, niszczących nasz Kościół i haniebnie krzywdzących poszczególnych Jego członków?
– Czy długo jeszcze oglądać będziemy się na polityczną poprawność tego świata, nie dopuszczając do siebie myśli, że promocja rozwiązłości jest tym, na co najbardziej otworzył się posoborowy Kościół?
– Czy w październiku rzeczywiście powinien odbyć się synod do spraw młodzieży, na którym biskupi radzić mają np. nad przyjęciem jeszcze cieplejszego podejścia do – jak to określono w dokumencie roboczym – „osób LGBT”? Czy biskupi organizując takie spotkanie właśnie teraz będą wiarygodni dla wiernych?
Tylko szybka i jednoznaczna odpowiedź na te pytania może okazać się początkiem prawdziwej odnowy. Odnowy bardziej otwartej na Chrystusa i Ducha Świętego, niż na pochwały od oenzetowskich agend zrównoważonego rozwoju i ducha tego świata.
Krystian Kratiuk