Działacz radykalnie lewicowych bojówek spod znaku Antify, udzielił wywiadu „Gazecie Wyborczej”. Chwali w nim stosowanie przemocy oraz przyznaje, że lewackie organizacje inwigilują struktury narodowców. Pozostaje jedynie pytanie czy faktycznie robią to z własnej inicjatywy?
Należący do Antify mężczyzna, przedstawiający się wymyślonym nazwiskiem „Rafał Złotopolski”, oświadczył, że „antyfaszystowska” organizacja zajmuje się… inwigilowaniem środowisk narodowych, a ściślej: „monitorowaniem i powstrzymywaniem skrajnej prawicy”.
Wesprzyj nas już teraz!
– W szeregi ONR przemycaliśmy naszych ludzi. Nie udało im się zbyt wysoko zajść w hierarchii, ale zakolegowali się, swoje wyciągnęli – deklaruje członek lewackiej bojówki. Twierdzi, że Antifa obserwowała rozwój środowisk narodowych, aż do powstania Ruchu Narodowego i jego aktywności politycznej.
„Złotopolski” ocenia, że tylko jego organizacja może skutecznie przeciwdziałać rozwojowi rzekomego faszyzmu w Polsce. Uznaje, że pod tym względem zawodzą zarówno policja, jak i inne służby. – Gdyby policja i państwo mogły sobie poradzić z rasizmem i przemocą skrajnej prawicy, to nie mielibyśmy problemów, a kiedyś wojen i obozów zakłady – wyjaśnia pokrętnie, wszak ani naziści, ani faszyści nie byli określani w swoich czasach jako członkowie ruchów prawicowych.
Bojówkarz opowiedział również „Gazecie Wyborczej” o bliskiej współpracy Antify ze środowiskami LGBT. – Ostrzegaliśmy ruchy LGBT, których zresztą nikt tak jeszcze nie nazywał. Bo to, że środowiska homoseksualne będą atakowane na paradach, to była w pewnym momencie, wiele lat temu, strategiczna decyzja liderów ugrupowań skrajnie prawicowych – twierdzi człowiek, przedstawiający się nazwiskiem Złotopolski.
Rozmówca „Wyborczej” sugeruje, że najlepszą metodą działania dla Antify były walki z rzekomymi faszystami, które pozostawały poza medialnym obiegiem. Opowiedział m.in. o biciu muzyków na – jak to nazwał – „nazikoncertach”. Uzasadnił to potrzebą „inscenizowania siły”.
„Złotopolski” przyznał również, że z Antifą sympatyzują takie lansowane przez media postacie, jak Roman Kurkiewicz czy Kazimiera Szczuka.
Lewak ujawnił także, iż Antifa doprowadzała do konfrontacji z maszerującymi narodowcami. – Eskalacja trwała była zaplanowana. Była falą, która mogła iść swobodnie albo zatrzymywać się na blokadach – przyznał. Przypomnijmy, że podczas Marszów Niepodległości kilkakrotnie dochodziło do starć z innymi grupami osób, nie biorących udziału w pochodzie. Wówczas oskarżano o inicjowanie takich działań narodowców.
„Złotopolski” przedstawił plan działania Antify na przyszłość. Po pierwsze, mówił o regularnych demonstracjach zwłaszcza wtedy, gdy dojdzie do pobicia jednego z członków lewackich organizacji. Po drugie chciałby, by Antifa kształtowała młodych ludzi. – Na Zachodzie antyfaszyści wchodzą do szkół – mówi i zapewnia, że taka praca edukacyjna przyniesie odpowiedni skutek po latach.
Trzecim zadaniem ma być wejście lewaków do kultury masowej oraz na stadiony. – Pop-Antifa to budowanie przestrzeni wolnej od rasizmu przez kulturę masową – mówi rozmówca „Wyborczej”.
Ostatni punkt, który wymienia w tezach programowych „Złotopolski” to… przemoc. Opowiada, że 11 listopada „antyfaszyści” chodzili po ulicach Warszawy, zaś narodowcy… sami ich zaczepiali (sic!). Wtedy lewacy przystępowali do walki. – Dobrze, że się bili. Bo to pokazuje, że możesz zostać zaczepiony przez naziola i nie uciekać – zakończył „Złotopolski”.
Źródło: „Gazeta Wyborcza”
ged