Francuscy politycy, dla których historia kraju zaczęła się, nie w roku 496 – roku chrztu króla Chlodwiga, ale w wieku XVIII i czasach francuskiej rewolucji to niemal cała lewicowa klasa polityczna tego kraju. Wiele o nich mówi ich aktywność zarówno w realnym, jak i wirtualnym świecie. To doskonały obraz stanu umysłu współczesnych „elit” Francji.
Lokalna lewicowa deputowana z Brestu (Bretania) Julie Le Goic, dała popis chamstwa, które w cywilizowanym kraju nie powinno być możliwe. Przy okazji mamy też próbkę lewicowego „humanizmu”, który nie wychodzi poza etykę Kalego z „Pustyni i w puszczy”.
Wesprzyj nas już teraz!
Le Goic nie jest jedyna. Na „Twitterze” zaroiło się od lewackich pseudo-satyryków. Najpierw zrobiło się głośno o dziennikarzu Aleksandrze Hervaud, który przy okazji zamachów na Bataclan, Charlie Hebdo i Nicei pisał wiele na temat swoich emocji i potępiał „zły gust” tych, którzy pozwalali sobie np. na krytykę wcześniejszych zachowań satyryków z „Charlie Hebdo”. W przypadku mordu na kapłanie katolickim okazało się jednak, że okazja do niewybrednych żartów jest jak najlepsza.
Alexandre Hervaud napisał, że ma nadzieję, że „okaże się, iż zabójcami byli dawni skauci wykorzystywani seksualnie przez kapłana, co złagodziłoby napięcia pomiędzy chrześcijanami a muzułmanami”. Pod naciskiem innych internautów wpis został wycofany, ale dziennikarz bronił swojego „prawa do… humoru”.
Podobnie było w przypadku Julie Le Goic, obecnie bezpartyjnej, deputowanej wybranej z list Europa-Ekologia-Zieloni. Poszła ona w tym samym kierunku pisząc dwie godziny po dokonaniu zamachu, że „ten ksiądz jako męczennik będzie uprawniony do obcowania w raju z 70 chórzystami”. Obrażanie ofiar zamachu okazuje się dozwolone, jeśli jest to katolicki kapłan. Pytana o ów wpis przez dziennikarzy Le Goic oświadczyła, że może to i kiepski żart, ale na Twitterze uchodzi (…)”.
Wyrażając pewną skruchę za umieszczenie „żartu” w sieci społecznościowej, deputowana dodała jednak, że „był to celny strzał, który pobudził faszo-sferę, a prawo do humoru jest niezbywalne”. Po tym incydencie, strony partii Zielonych w Bretanii zapełniły się krytyką Le Goic, a miejscowy oddział Frontu Narodowego wezwał deputowaną do złożenia mandatu. Le Goic swojego tweetu jednak nawet nie usunęła.
Radna Brestu zasłynęła już wcześniej kilkoma dość dziwnymi akcjami. W 2015 roku wsparła imama – salafitę i jego projekt budowy w mieście meczetu i szkoły islamskiej, przeciwko czemu protestowali okoliczni mieszkańcy. Wspierała także pomysł socjalistycznych władz Brestu, które zakazały w 2014 roku podawania dzieciom tzw. „galette des rois”. Tradycyjnie migdałowe ciasto podawane jest po Bożym Narodzeniu i ma ukrytą w środku figurkę. Konsument – znalazca otrzymuje w nagrodę kartonową, złotą królewską koronę. Zwyczaj ten łączy się ze świętem Trzech Króli, ale od lat ma też wymiar ogólnokulturowy. Lewicowe władze Brestu uznały, że konotacje związane z serwowaniem „galette” są zbyt chrześcijańskie…
Podobnie było też w Breście z bożonarodzeniowymi szopkami. W tym samym mieście uzbrojona w „bejsbole” i zamaskowana grupa „antify” zaatakowała w 2013 roku legalną manifestację Frontu Narodowego. Policja dyskretnie zniknęła, nikogo nie zatrzymano, a radna Le Goic chwaliła się, że i ona „antifę” czynnie wspierała. Le Goic, rzecz jasna, była też zaangażowana w popieranie nielegalnych imigrantów i walkę z rasizmem. Jej stanowisko w sprawie morderstwa na proboszczu ze Saint-Etienne du Rouvray przestaje dziwić i wydaje się naturalną konsekwencją lewackiej głupoty.
Umieszczanie tego typu wpisów i bezkarność autorów mówią o współczesnej Francji więcej niż niejedna analiza socjologiczna. Politycy, dla których historia kraju zaczęła się nie w roku 596 – roku chrztu króla Chlodwiga, ale w wieku XVIII i czasach francuskiej rewolucji, to niemal cała lewicowa klasa polityczna tego kraju, choć Le Goic wyszła tu przed szereg i w tym akurat przypadku większość polityków lewicy się od niej odcięła.
Bogdan Dobosz