10 czerwca 2015

Łukaszenka zmienia front?

(fot.REUTERS/Host Photo Agency/RIA Novosti ATTENTION EDITORS/ FORUM)

Nowa rzeczywistość geopolityczna, powstała w wyniku konfliktu rosyjsko-ukraińskiego wstrząsnęła podstawami porządku w Europie Wschodniej. Po prawie ćwierćwiekowej przerwie ponownie przeżywamy okres szybkich przeobrażeń. Wyjątkiem nie jest też Białoruś, chociaż obserwatorzy z zewnątrz mogą odnosić wrażenie, że nic się tam nie zmienia.


Język rosyjski traktowany jest na równi z białoruskim i używany niemal w całym kraju. Mieszkańcy korzystają z szerokiej obecności rosyjskich kanałów telewizyjnych i gazet. Nie mają za to praktycznie dostępu do programów ukraińskich czy polskich.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Od początku konfliktu rosyjsko-ukraińskiego Białorusini zostali więc niejako weń włączeni w charakterze zaangażowanych obserwatorów. Wojna podzieliła społeczeństwo na skalę dotąd niespotykaną. W świadomości Białorusinów tak Rosjanie, jak i prawosławni Ukraińcy są postrzegani jako braterskie, słowiańskie narody, z którymi więź – ze względu na przynależność do tego samego kręgu kulturowo-cywilizacyjnego – odczuwana jest o wiele mocniej niż wobec Polaków czy Słowaków.

 

Aktywna propaganda rosyjska doprowadziła do silnej polaryzacji nastrojów i postaw. Z jednej strony wymaga opowiedzenia się po jednej ze stron konfliktu, przeciwną określając mianem faszystów, bandytów etc. Im dłużej trwają walki, tym bardziej taki przekaz prowadzi do zburzenia wspomnianej idei braterskości. Chociaż nie przeprowadzono w tej kwestii wiarygodnych sondaży opinii społecznej, na podstawie własnych obserwacji stwierdzę, że większość Białorusinów rację w konflikcie przyznaje stronie rosyjskiej. Natomiast, im dłużej trwają działania zbrojne, tym bardziej opinia społeczna staje się wyrównana. Propaganda rosyjska zdecydowanie przesadziła w malowaniu czarnej legendy rządu w Kijowie, rozszerzając ten negatywny obraz na całe społeczeństwo ukraińskie. W takiej logice nie ma miejsca na drugi, „bratni” naród ukraiński. A jeśli nie ma „drugiego bratniego narodu”, to rozsypuje się cała XIX-wieczna koncepcja „trójjedynego narodu wszechrosyjskiego”, który miał się składać z Wielkorosjan, Małorusów (czyli Ukraińców właśnie) i Białorusinów.

 

Trudny sojusznik Łukaszenka

Oprócz ofensywy medialnej, która mimo że jest skierowana do własnego społeczeństwa, oddziałuje także na Białorusinów, Rosja podjęła pewne działania operacyjno-polityczne dla zabezpieczenia swojej pozycji na Białorusi. Zostały zaktywizowane środowiska prorosyjskie na Białorusi: „Projekt Zapadnaja Rus’”, Zjednoczenie Społeczne „Kazaczestwo Biełarusi”, Centrum „Cytadel”, reprezentujące środowisko duginowskie. Na ulicach wschodnich miast Białorusi znienacka pojawiły się typy podszywające się pod niepełnosprawnych, sprzedające za grosze chorągiewki rosyjskie. Wydaje się być retorycznym pytanie, po co Kremlowi takie ruchy, skoro Łukaszenka jest jego sojusznikiem? Otóż Rosja nigdy nie miała i nie będzie miała sojuszników. Po prostu, nie są jej potrzebni. Ma dość rozmaitych poputczików oraz użytecznych idiotów, pomagających jej w realizacji różnego rodzaju prowokacji, działań operacyjnych i politycznych. Po użyciu są odkładane do lamusa, aż znów staną się potrzebne.

 

Łukaszenka staje się dla Rosji coraz trudniejszym sojusznikiem. Wymaga bardzo dużo za swoją lojalistyczną postawę, a prócz tego, wskutek ostatniego konfliktu pojawiła się opcja zmiany frontu. W niepamięć odeszły już na Zachodzie „łamanie praw człowieka” i „wybory niedemokratyczne” w wydaniu Łukaszenki. Orientacja geopolityczna stała się teraz najważniejsza.

 

Wart uwagi jest fakt, że 30 stycznia br., na konferencji poświęconej Partnerstwu Wschodniemu Rady Atlantyckiej w Stanach Zjednoczonych, chargé d’affaires Ambasady Białoruskiej w Stanach Zjednoczonych Paweł Szydłowski powiedział: Znów wszyscy krytykują Białoruś z powodu problemów z prawami człowieka, problemów z demokracją. Wszystko nie jest tak idealne, jak być mogło. Robimy wszystko, co możemy, aby sytuację z prawami człowieka poprawić. Ale w dzisiejszej sytuacji ważne, że stawką jest nasza suwerenność, nasza niepodległość. Po tej wypowiedzi, w lutym 2015 r. do Mińska przyjechał zastępca pomocnika Sekretarza Stanu USA pan Erick Rubin. Spotkał się z przedstawicielami opozycji oraz władz. Powiedział co następuje: „Priorytetem Stanów Zjednoczonych jest niepodległość Białorusi”. Z kolei prezydent Łukaszenka pod koniec marca, w wywiadzie dla agencji „Bloomberg” stwierdził: Najbardziej wydaje mi się groźne to, że w porozumieniach mińskich…  do tego procesu nie zostały włączone Stany Zjednoczone Ameryki. Uważam, iż bez Amerykanów na Ukrainie nie jest możliwa żadna stabilność. Spotykając się ostatnio z przedstawicielami Stanów Zjednoczonych Ameryki, oficjalnymi przedstawicielami, co bywali u nas, konsekwentnie starałem się przekazać do nich taki punkt widzenia… że nie wiem ze swojej strony, co chcą osiągnąć Amerykanie tutaj, w Europie Wschodniej, konkretnie na Ukrainie, ale jeśli Amerykanie chcą pokoju i stabilności, oni powinni natychmiast do tego procesu się włączyć.

 

Wygodne status quo

Jak wygląda „neutralność” Białorusi w konflikcie rosyjsko-ukraińskim dzisiaj? Mińsk nie zaakceptował przyłączenia Krymu do Rosji (notabene nie przyznawał też, że półwysep zajęły wojska Putina), jak również jeszcze wcześniej nie uznał Naddniestrza, Abchazji oraz Osetii –marionetkowych autonomii prorosyjskich. Białoruś nawet w najbardziej gorącym okresie operacji antyterrorystycznej nie zaprzestała sprzedawać na Ukrainę paliwa, wyprodukowanego zresztą z ropy rosyjskiej. Białoruskie paliwo napędzało ukraińskie czołgi i transportery opancerzone. Mińsk w handlu z Ukrainą przeszedł na rozliczenia w hrywnie, chociaż z Rosją rozlicza się w dolarach amerykańskich, mimo coraz częstszych nalegań ze strony partnera by przejść na rubel rosyjski. Łukaszenka posunął się nawet dalej – po wydarzeniach na Majdanie bardzo pogłębił współpracę z Ukrainą w sferze obronnej. Wspólne działania obejmują również przemysł.

 

Przykładowo, w ubiegłym roku, porównując do poprzedniego, wartość umów pomiędzy oboma państwami w dziedzinie remontu samolotów wojennych wzrosła niemal dwuipółkrotnie – ogólna kwota kontraktów wynosi około 200 milionów dolarów. Są wspólne plany modernizacji broni rakietowej. Ukraińskie nośniki wyposażane będą w system sterujący produkcji białoruskiej.

 

Mińsk próbuje grać rolę pośrednika politycznego i ekonomicznego w konflikcie rosyjsko-ukraińskim. Stąd wynikają często wzajemnie sprzeczne deklaracje kierownictwa państwa, raz popierającego stanowisko Ukrainy, raz biorącego stronę Rosji.

 

Podstawowe pytanie które stawiają sobie komentatorzy sytuacji na Wschodzie brzmi: jak długo Białoruś może prowadzić taką politykę? Albo inaczej: jak długo Rosja będzie pozwalała Białorusi na prowadzenie takiej polityki? To zależy od wielu czynników, ale można stwierdzić, że póki Moskwa nie będzie nastawiona na pełnowymiarową konfrontację z Zachodem, taka przestrzeń możliwości dla Mińska się zachowa. Jak na razie Rosja nie przyznaje się oficjalnie do udziału w konflikcie z Kijowem, więc na taką konfrontację nie jest gotowa, co władzom białoruskim jest jak najbardziej na rękę.

 

 

Aleksander Stralcow-Karwacki



 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij