2 sierpnia 2019

Masowa apostazja w Niemczech. Dla biskupów to zasłona dymna dla szerzenia herezji

(fot. pixabay)

Kościół w Niemczech wstrząsany jest nową lawiną apostazji. Za sprawą skandali seksualnych z katolickiej wspólnoty odeszło ponad 216 tysięcy osób. Biskupi niemieccy proponują jako remedium wielką protestantyzację Kościoła. Ich heretyckie plany są olbrzymim zagrożeniem także dla Kościoła i wiary w Polsce.

 

Wielka fala apostazji

Wesprzyj nas już teraz!

 

Z Kościoła w Niemczech każdego roku występują dziesiątki, czy nawet setki tysięcy osób. W roku 2018 nieomal padł rekord: ze wspólnoty katolickiej wystąpiło 216 078 ludzi, czyli prawie o 50 tysięcy więcej, niż rok wcześniej. Tylko raz w historii kraju apostatów było więcej: w roku 2014, gdy Niemcami wstrząsnęła sprawa biskupa Limburga, Franza-Petera Tebartza-van-Elsta, oskarżanego o finansowe nadużycia.

 

Obecnie deklarowana liczba niemieckich katolików to niemal dokładnie 23 miliony. Jeszcze w 1990 roku było ich o ponad 5 mln więcej. Zdecydowana większość z nich to ludzie niewierzący. Na niedzielną Mszę świętą chodzi za Odrą zaledwie 9,3 proc. katolików. Reszta pozostaje w Kościele z powodów kulturowych, rodzinnych, społecznych – lub dlatego po prostu, że nie chce jej się rozpoczynać urzędowej procedury apostazji.

 

Przez niewierzącą większość katolików Kościół postrzegany jest jako rodzaj firmy czy organizacji charytatywnej. W RFN wszyscy członkowie Kościoła płacą relatywnie niewielki podatek, który państwo pobiera dla Kościoła od podatku dochodowego. Kwoty są niewielkie, nikt nie szuka więc na apostazji realnej oszczędności. Niedawno katolicy na całym świecie rezygnowali z abonamentu w firmie Netflix w związku z jej zaangażowaniem na rzecz aborcji. W przypadku Kościoła w Niemczech jest podobnie: ludzie nie utożsamiają się z tą „organizacją”, zatem w geście protestu rezygnują z płacenia podatku kościelnego, czyli odpowiednika „abonamentu”. Dla niewierzących rzecz różni się tylko proceduralnie – nie wystarczy kliknąć w sieci, trzeba udać się do urzędu.  Biskupi zdają sobie doskonale sprawę, że masy postrzegają Kościół jak zwykłą firmę. W jednym z niedawnych wystąpień wiceszef episkopatu bp Franz-Josef Bode z Osnabrück zachęcał wiernych do pozostania w Kościele, bo – jak tłumaczył – Kościół świadczy wielką pracę na rzecz ubogich. To wszystko – zbawienie nie ma dla lwiej części wiernych żadnego znaczenia. Według przeprowadzonego w przededniu tegorocznej Wielkanocy zaledwie 28 proc. niemieckich katolików wierzy w Zmartwychwstanie. 72 proc. członków Kościoła Chrystusa nie wierzy natomiast, że On zmartwychwstał.

 

Skandal nadużyć seksualnych

 

Rok 2018 wstrząsnął umysłami tej pogańskiej masy przede wszystkim za sprawą nagłośnienia nadużyć seksualnych popełnianych przez margines duchownych. Jesienią Konferencja Episkopatu Niemiec opublikowała obszerny i rzetelny raport dotyczący skali przestępstw na przestrzeni ostatnich 50 lat. Dodatkowo media przez kilkanaście ostatnich miesięcy obszernie informowały o sprawie byłego już kardynała, Theodore’a McCarricka. Niemieccy biskupi sami bili się w piersi, solennie przepraszali i zapewniali o stałej pracy na rzecz ograniczenia liczby takich występków. Niemcy nie uznali tego za wiarygodne; o skandalach seksualnych jest głośno już od wielu lat, stąd wiele osób odczuwa tematem zmęczenie i traci do Kościoła zaufanie. Te same słowa co dziś padały choćby w latach 2010-2011, gdy wybuchł pierwszy wielki skandal tego rodzaju. Członkowie Kościoła oczekują nie słów, ale czynów. Możliwe są też inne przyczyny wzrostu liczby apostazji. Część formalnych członków Kościoła zraził prawdopodobnie brak jedności biskupów w sprawie Komunii świętej dla protestantów. Podczas gdy kierownictwo episkopatu i większość hierarchów podjęła decyzję o udzielaniu heretykom Eucharystii, kilku biskupów zaprotestowało i skierowało sprawę do Watykanu. Sporowi towarzyszyła często ostra dyskusja biskupów w mediach, co dla niewierzącej (choć rzekomo katolickiej) masy mogło być gorszące. Efekt jest, jaki jest: niemal rekordowa liczba apostatów, ustępująca nieznacznie tylko tej z roku skandalu wokół bp. Tebartza-van-Elsta. Według przewidywań trend apostazji będzie się nadal utrzymywał. Kilka miesięcy temu biskupi opublikowali wyniki eksperckiego, niezależnego badania. Zgodnie z nim w roku 2060 liczba niemieckich katolików zmniejszy się o połowę.

 

Bardzo podobna sytuacja panuje we wspólnotach protestanckich. Skandal nadużyć seksualnych w Kościele katolickim uderzył w nie niejako rykoszetem, stąd w roku 2018 także ewangelicy zanotowali znaczący wzrost liczby odejść. Z ich wspólnot wystąpiło 220 tysięcy osób. Raport dotyczący ubytku wiernych do 2060 prognozuje dla protestantów dokładnie to samo, co dla katolików: zmniejszenie liczebne wspólnot o połowę. Przyczyny odejść są tu te same: ludzie nie wierzą już w Boga, więc pod wpływem różnych medialnych doniesień czy osobistych rozczarowań decydują o wycofaniu swojego wkładu finansowego.

 

Program naprawczy: protestantyzacja

 

Oficjalną Konferencji Episkopatu Niemiec na kryzys jest propozycja głębokiej protestantyzacji Kościoła katolickiego. Już jesienią ubiegłego roku biskupi wyrazili przekonanie o zachodzącej ich zdaniem konieczności dokonania głębokich zmian, zwłaszcza w rozumieniu kapłaństwa oraz roli pełnionej w Kościele przez świeckich, w tym kobiety. Swoje postulaty sprecyzowali w marcu roku 2019. Na zebraniu plenarnym episkopatu w Lingen podjęto decyzję o rozpoczęciu tak zwanej drogi synodalnej. Biskupi wespół ze świeckimi, zwłaszcza z liberalnego Centralnego Komitetu Niemieckich Katolików, chcą zastanowić się nad konkretnymi reformami, a później wcielić je w życie. Szczegółowo ich plany opisywałem już kilka razy na łamach pch24.pl odsyłam Czytelnika do poprzednich artykułów. W skrócie, idzie o cztery sprawy.

 

Po pierwsze, chce się całkowicie zrelatywizować katolicką moralność seksualną, tak, by za dopuszczalne uchodziły także takie zachowania, jakie dzisiaj zgodnie z nauczaniem Kościoła powodują popadnięcie w stan grzechu ciężkiego.

 

Po drugie, biskupi chcą oddać część władzy własnej oraz prezbiterów w ręce świeckich, zwiększając ich możliwości posługiwania w Kościele i administrowania życiem kościelnym. To między innymi rozrost duszpasterstwa prowadzonego przez świeckich, powierzanie świeckim zarządu parafii, dopuszczanie ich do głoszenia kazań.

 

Trzecim punktem jest wprowadzenie dobrowolności celibatu; w Kościele w Niemczech, na wzór protestancki, mieliby pojawić się żonaci kapłani.

 

Po czwarte wreszcie wprowadzone miałyby zostać za Odrą nowe formy posługi kobiet. Docelowo chodzi o ich dopuszczenie do wszystkich stopni święceń, z episkopatem włącznie; krokiem pośrednim ma być diakonat sakramentalny, a plan minimum zakłada wprowadzenie niesakramentalnych diakonis, które wykonywałyby część dzisiejszych obowiązków księży i diakonów stałych.

 

Celibat i rola kobiet będą przedmiotem obrad Synodu Amazońskiego i to, co stanie się w Niemczech, zależy w dużej mierze od efektów tego zgromadzenia. Jako że Synod przygotowują głównie biskupi i teologowie z Niemiec oraz Austrii, niemieccy progresiści są dobrej myśli.

 

Prawdziwe intencje

 

Ten plan może Czytelnika zaskakiwać. Skoro we wspólnotach ewangelickich skala apostazji jest taka sama, jak w Kościele, lub nawet nieco wyższa, to jest oczywiste, że program protestantyzacji Kościoła nie zatrzyma odpływu wiernych. Niemieccy biskupi zdają sobie z tego doskonale sprawę. Ostatnio wprost mówił o tym arcybiskup Berlina, Heiner Koch, sam zresztą liberał, gorliwy zwolennik dopuszczania do Komunii świętej rozwodników żyjących w nowych związkach. O co zatem chodzi tak naprawdę? Otóż niemieccy biskupi i teologowie są w większości duchowymi… ewangelikami. Myślą po protestancku, za swoją przyjęli niekatolicką filozofię idealistyczną, żywią heretyckie rozumienie Tradycji, takie też mają podejście do egzegezy biblijnej. Pragną otwarcia Kościoła katolickiego na świat i odrzucenia wszystkiego, co ich zdaniem jest jedynie historyczną naleciałością i balastem. Chcą upodobnić się do protestantów, bo uważają, że to, po pierwsze, słuszne, a po drugie – pomoże w wysiłkach ekumenicznych i da lepszą podstawę do przyszłego zjednoczenia.

 

To właśnie pragnienie zażegnania podziału Kościoła jest jednym z fundamentalnych motorów, które napędzają niemieckich progresistów. Pojednania nie można osiągnąć skłaniając protestantów do przyjęcia katolickiej prawdy, zatem postanowiono pójść odwrotną drogą i… sprotestantyzować Kościół. Nie mam wątpliwości, że w tych pragnieniach i celach biskupi z Niemiec są szczerzy. Tak myślą, taką otrzymali edukację teologiczną. Pisał o tym niedawno sam emerytowany papież Benedykt XVI. W liście opublikowanym na łamach bawarskiego magazynu „Klerusblatt” zwrócił uwagę na postępujący od dziesięcioleci upadek teologii katolickiej w krajach niemieckojęzycznej. Podstawowym problemem jest przyjęcie przez niemiecką teologię kategorii autonomii moralnej opartej na protestanckiej z ducha filozofii Immanuela Kanta. To problem, który usiłował zażegnać św. Jan Paweł II pisząc polemiczną wobec niemieckojęzycznych heretyków encyklikę Veritatis splendor. Dokument ten w Niemczech natrafił na mur krytyki i został po prostu odrzucony. Katoliccy teologowie niemieccy, tak samo jak protestanccy, nie chcą uznawać dawanych z góry praw Bożych, ale chcą sami ustanawiać prawa dla siebie.

 

Podkreślmy: zmiany w moralności seksualnej, rozumieniu kapłaństwa, Eucharystii, roli kobiet – wszystkiego tego dokonali już protestanci. I chociaż nie przyniosło to żadnego efektu dla ograniczenia liczby apostazji, niemieccy katolicy chcą zrobić to samo. Nie w nadziei na zatrzymanie odpływu wiernych, ale dlatego, że ich zdaniem tak trzeba i tak zrobić się powinno.

 

Listek figowy

 

Program protestantyzacji zaproponowano właśnie teraz, bo kryzys wywołany skandalem nadużyć seksualnych stanowi doskonałą okazję do wprowadzenia zmian. To wielka zasłona dymna. Zwykli, nawet wierzący katolicy, są po latach debatowania o problemie nadużyć zniecierpliwieni, chcą, żeby coś się wreszcie rzeczywiście zmieniło, żeby z szeregów duchowieństwa całkowicie zniknęli pedofile i inni zboczeńcy. Biskupi mówią im zatem: zobaczcie, zniesiemy celibat, bo celibat jest problemem, on skłania kapłanów do nadużyć. Zmienimy moralność seksualną, bo dotychczasowa jest zbyt rygorystyczna i wywołuje frustracje, a to skłania do nadużyć. Damy świeckim większą władzę, bo to ograniczy klerykalizm, a klerykalizm powoduje nadużycia. Dopuścimy do kapłaństwa kobiety, bo nadużycia popełniają mężczyźni, ten męski świat powoduje problemy. To dla wielu przekonujące. Nie tylko dla liberałów, ale także dla umiarkowanych, mainstreamowych konserwatystów.

 

Zmiany, które bez kryzysu nadużyć seksualnych uznaliby za niepotrzebną i bezsensowną rezygnację z katolickiej tożsamości, są przez progresywnych biskupów i teologów proponowane jako absolutna konieczność, rzecz, bez której Kościoła nie da się oczyścić. To działa. W niemieckojęzycznym Kościele widać dziś wielką aktywizację wiernych. Powstają nowe ruchy na rzecz protestantyzacji. Kobiety w Niemczech, Austrii i Szwajcarii organizują duże inicjatywy, żądają dopuszczenia do kapłaństwa, odrzucenia starej moralności. Jest wielkie oczekiwanie. Wszystko dzieje się pod sztandarem walki z nadużyciami. Protestantyzacja ma być remedium na wszystkie problemy.

 

Herezja niemiecka a sprawa polska

 

W Polsce fenomenu masowej apostazji nie ma i niewątpliwie nie będzie. Skandali seksualnych wprawdzie nie brakuje, a i wiara w społeczeństwie słabnie z roku na rok, ale brakuje niezbędnego dla zaistnienia takiego zjawiska podatku kościelnego. Scenariusz niemiecki nam zatem w tym aspekcie nie grozi. Grozi nam jednak niemiecka herezja. Za Odrą kościelne nauczanie i praktyka duszpasterska już dziś bardzo głęboko różnią się od tych, które mamy w Polsce. To stan w dłuższej perspektywie nie do utrzymania. Zmiany będą ponadto postępować dalej, a prawdziwa natura szykowanej rewolucji, być może za papieską zgodą, ujawni się prawdopodobnie z całą mocą na Synodzie Amazońskim. Możemy udawać, że nas to nie dotyczy, że to sprawy Kościoła niemieckojęzycznego, ale tak oczywiście nie jest. W intelektualną próżnię wejdą nowe prądy. Już dziś mamy w Polsce liczne środowiska katolickie, które promują nowe, progresywne rozumienie wiary. Są duchowni, często popularni zakonnicy, którym bliżej jest do niemieckojęzycznych neomodernistów niż do szczerych uczniów św. Jana Pawła II.

 

Jeżeli aktywnie się temu trendowi nie przeciwstawimy problem będzie się szybko nasilał.

 

Polskiemu katolicyzmowi grozi rozerwanie i podział na część konserwatywną, wierną Tradycji, i część modernistyczną. W walce z tą herezją potrzebny jest ogromny wysiłek wszystkich zaangażowanych w życie Kościoła i kształtowanie jego przyszłości ludzi. Nie starczą sporadyczne i nader często zbyt ogólne w treści wypowiedzi biskupów przeciwko ideologii LGBT. Problem jest o wiele głębszy, a kwestie moralności seksualnej są jedynie jednym z elementów wielkiej rewolucji, która już puka do naszych bram. Nie tylko biskupi i księża, ale także świeccy – wszyscy musimy podjąć wielką kampanię ewangelizacyjną, głosić Chrystusa w zgodzie z Pismem Świętym i Tradycją, a nie wykrzywionego przez ducha czasu. Jeżeli tego nie uczynimy i będziemy tylko biernie czekać na to, co postanowią w Rzymie i Berlinie, to dopuścimy się zdrady samego Pana. Milcząc pozwalamy, by w Jego imię głoszone były oczywiste kłamstwa. Na to nie możemy pozwolić.

 

Odwagi!

 

Paweł Chmielewski

 

 

Zobacz także:

 

„Niemiecka rewolucja” Pawła Chmielewskiego

 

Niemiecka rewolucja

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij