W szambie sierocińca prowadzonego przez zakonnice w Tuam odnaleziono 800 dziecięcych szkieletów – taką informację podały zachodnie media. W Polsce nagłośniła ją m. in. „Gazeta Wyborcza”. Jest jeden szkopuł. To nieprawda. Nie przeszkodziło to jednak w zmontowaniu kolejnej odsłony antykatolickiej propagandy.
„Irlandzkie zakonnice pogrzebały w szambie 800 dzieci. Kościół: nie wiedzieliśmy” – pod takim tytułem „Gazeta Wyborcza” zaprezentowała informacje o pochówku dzieci na terenie należącym do domu samotnej matki, prowadzonego przez siostry Matki Bożej Wspomożenia Wiernych. O zbiorowym pochówku w szambie poinformował „Wprost” a także „Daily Mail” i „New York Times”. „The Guardian” domagał się „prawdy o dzieciach porzuconych w masowych grobach”, wzywając, by nad szczątkami nie odmawiano katolickich modlitw. „Nie obrażajcie tych, którzy za życia byli przez was pogardzani i wykorzystywani. Zamiast tego powiedzcie nam, gdzie leżą inne ciała” – pisała na łamach tej gazety Emer O’Toole. Al Jazeera z kolei poinformowała o „niemal 800 ciałach dzieci odnalezionych w szambie”, podobnie „New York Daily News”. Irlandzka senator z chadecji, Hildegarde Naughton, mówiła w mediach o „rzezi”.
Wesprzyj nas już teraz!
Jako przyczyny śmierci podawano choroby, niedożywienie i zaniedbania wobec dzieci, nad którymi opiekę sprawowały katolickie zakonnice. W Irlandii materiały te trafiły na zainteresowanie rozbudzone doniesieniami dotyczącymi zakładów wychowawczych prowadzonych przez Siostry św. Marii Magdaleny.
Jest jeden kłopot. O pochówku w Tuam poinformowała Catherine Corless, lokalny historyk-amator domagający się upamiętnienia dzieci, które zmarły w sierocińcu. – Nigdy nie użyłam słowa wyrzucone – tłumaczy Corless odnosząc się do doniesień, według których ciała były wyrzucane do szamba. – Nigdy nie mówiłam, że 800 ciał zostało wrzuconych do szamba. To nie są moje słowa, one nie pochodzą ode mnie – podkreśliła w rozmowie z „The Irish Times”.
Catherine Corless zaprezentowała szerzej informacje o prowadzonych przez nią pracach – związanych z ustaleniem tożsamości i przyczyn śmierci dzieci – już w 2012 roku, publikując artykuł na łamach „Journal of the Old Tuam Society”. Kobieta wskazała w nim, że nie istnieją zapiski potwierdzające pochówek na jakimkolwiek publicznym cmentarzu, a ciała spoczywają w ogrodzie domu prowadzonego przez zakonnice. W publikacji pojawiła się też wzmianka o dwóch chłopcach, którzy bawiąc się w ogrodzie natknęli się na „coś w rodzaju krypty”, w której zobaczyli małe czaszki.
Miejsce pochówku od dawna było znane mieszkańcom miasta, którzy regularnie składali w ogrodzie kwiaty i znicze. Niedługo po publikacji artykułu powołano komitet, którego celem było upamiętnienie dzieci spoczywających w tym miejscu. Do tej pory zebrano połowę planowanej kwoty mającej posłużyć budowie pomnika. Należąca do komitetu Anne Collins podkreśla z kolei, że problem zostały wykorzystany przez media i osoby atakujące Kościół – z czym się nie zgadza. Podobnie jak z falą medialnych potępień zakonnic.
Dziennikarzom „The Irish Times” udało się dotrzeć do osób, których relacja została przedstawiona w artykule Catherine Corless. Barry Sweeney w roku 1975 miał dziesięć lat. To on – razem z wówczas 12-letnim Frannie Hopkinsem – bawił się w ogrodzie dawnego domu dla samotnych matek i sierot. Jak relacjonował, mieszkańcy dzielnicy wiedzieli wówczas, że znajdowało się tam miejsce pochówku. Betonowa konstrukcja, o której opowiedzieli później rodzicom, była niewiele większa od stolika do kawy. Miała około 120 centymetrów długości i 60 szerokości, przykrywała ją betonowa płyta. – Nie ma mowy, żeby w tej dziurze zmieściło się 800 szkieletów. Ani żadna podobna liczba. Nie wiem skąd wzięły to gazety – podkreślił Sweeney.
Trudno także definitywnie określić, czym było miejsce odkryte przez chłopców w latach 70-tych. Mapa przedstawiająca zabudowę tego terenu z roku 1840 uwzględnia nieokreśloną konstrukcję. Późniejsze mapy w tym samym miejscu wskazywały na zbiornik kanalizacyjny. Na mapie z 1892 budynek został podpisany jako dom dziecka, choć stał się nim dopiero w 1925. Przedtem w budynku mieścił się warsztat pracy dla osób skazanych. Jak dziś ocenia Corless, konstrukcja odkryta przez Sweeney’a i Hopkinsa mogła być częścią dawnej kanalizacji. – Wydaje się, że siostry stary zbiornik kanalizacyjny przerobiły na kryptę. Mam nadzieję, że przedtem go przynajmniej wyczyściły – stwierdziła. Dzieci chowane były w prześcieradłach. Nie było trumien. Sierociniec został założony przez władze, jego prowadzenie zostało powierzone zakonnicom. Niewykluczone, że instrukcje dotyczące pochówku wydały właśnie władze. Te same, które odmawiały siostrom finansowego wsparcia remontu sierocińca – potwierdzają to archiwa przebadane przez Liama Logana. Równocześnie, dostępne materiały dotyczące kontroli tej placówki w tamtym okresie wskazują, że dom prowadzony przez siostry pozytywnie odcinał się na tle innych sierocińców.
„Nie ma wątpliwości co do śmierci 796 dzieci. Ta liczba wskazuje na okres w historii Irlandii, w którym śmiertelność niemowląt była o wiele wyższa niż dzisiaj, zwłaszcza w placówkach opiekuńczych, gdzie infekcje szybko się rozprzestrzeniały. Bywało, że w przeciągu tych 36 lat ten dom w Tuam dawał (naraz) schronienie ponad 200 dzieciom i 100 matkom, a także osobom, które w nim pracowały” – pisze Rosita Boland.
Każda śmierć została starannie odnotowana przez zakonnice, wraz z informacjami o wieku dziecka (od 2 dni do 9 lat), datą i przyczyną śmierci. Prawdopodobnie niektóre szczątki znajdujące się na terenie posesji mogą należeć do irlandzkich skazańców, którzy pracowali w tym miejscu w XIX wieku. W Stanach Zjednoczonych od początku lat 70-tych XIX wieku przez kolejnych 150 lat dzieci i dorośli, których tożsamość nie była znana władzom Nowego Jorku, byli chowani w masowych grobach. Podobnie imigranci a także ciała osób, których rodzina nie mogła opłacić pogrzebu. Dorośli składani byli do rowów mieszczących do 48 ciał, dzieci do grobów mieszczących do tysiąca.
To nie jedyne takie miejsce pochówku. W samym hrabstwie Galway do tej pory zlokalizowano ich niemal 500, w tym także niezwiązanych z placówkami opiekuńczymi. Zgodnie z historyczną praktyką, dzieci, które nie zostały ochrzczone przed śmiercią, osoby, których tożsamość nie była znana, samobójcy, a także skazańcy spoczywali w zbiorowych mogiłach. Co więcej, medialna kampania wszczęta przeciwko Kościołowi miała miejsce niedługo po tym, gdy ujawniono, że jeden z najlepszych brytyjskich szpitali potraktował jako paliwo ciała 797 nienarodzonych dzieci!
Jak w jednym z wywiadów oceniła Corless, w domu prowadzonym przez siostry śmiertelność dzieci była cztery lub pięć razy wyższa od średniej krajowej. Między 1925 a 1937 r. w sierocińcu zmarło 204 dzieci. 17 śmierci w ciągu roku w placówce, w której mieszkało ich co najmniej 200 świadczy o współczynniku umieralności wynoszącym ok. 8,5 proc. W roku 1933 wskaźnik umieralności niemowląt w Dublinie wynosił 8,3 proc., w Cork – 8,9 proc., w Waterford 10,2 proc, w Limerick 13,2 proc. Odpowiedź na pytanie o warunki życia dzieci i śmiertelność wśród niemowląt mogłaby zostać udzielona dzięki przeprowadzeniu dokładnej analizy dokumentacji i ekshumacjom. Nie można zaprezentować pełnej oceny ignorując standardy ówczesnej opieki. Jak na łamach irishtimes.com tłumaczył Liam Carroll, w niektórych amerykańskich placówkach początkiem XX wieku śmiertelność niemowląt przekraczała 90-proc.Odpowiadały za to zakażenia krzyżowe, zwłaszcza wirusowe zakażenia przewodu pokarmowego, które skutkowały poważnymi komplikacjami prowadzącymi często do śmierci. Dodatkowo, za śmiertelność odpowiadały niedostatki wiedzy o żywieniu, przepełnienie placówek oraz zagrożenia związane ze stosowanymi zamiennikami ludzkiego mleka.
Sprawa dzieci pochowanych przez siostry prowadzące dom dziecka w Tuam została zinstrumentalizowana przez media. Media, które przedstawiły starannie spreparowaną na potrzeby antykatolickiej kampanii wersję i interpretację wydarzeń.
Źródło: mercatornet.com / connachttribune.ie / irishtimes.com / carolinefarrow.com
mat