23 listopada 2013

Męskość a liturgia

(Fot. Piotr Łysakowski)

Dzisiaj chciałbym poruszyć dość kontrowersyjny temat. Wiem dobrze, że wywołam nim pewne zamieszanie. Porozmawiajmy o męskości w Liturgii. Ostrzegam: to nie będzie, ani krótki, ani łatwy tekst.

 

Rozpocznę od kilku istotnych uwag. Po pierwsze: wierzę, że liturgia nie powinna być tematem kontrowersyjnym. Liturgia nie jest kwestią polityki, frakcyjności, osobistych preferencji czy mód kulturowych. Niestety jednak wielu ludzi uczyniło z niej swój własny plac zabaw, co sprawia, że nie sposób ominąć powyższą tematykę.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Po drugie, wszelkie wygłoszone opinie są jedynie… opiniami. Jestem niewykształconym laikiem. Nie jestem teologiem ani uczonym. Jeśli chcesz pogłębić swoją wiedzę o liturgii, przeczytaj „Ducha liturgii” papieża Benedykta. Mimo wszystko jednak, z racji tego że jestem mężczyzną, chcę się podzielić moimi spostrzeżeniami na ten temat. Pragnę także dowieść, dlaczego uważam, że liturgia jest teraz mniej męska niż kiedyś.

 

Wreszcie, ujawniając w pełni swoją tożsamość, oświadczam, że uczestniczę w Mszach łacińskich. Nie jestem sedewakantystą. Kocham Papieża Franciszka, kocham naszych kapłanów i kocham Kościół Katolicki.

 

Moje doświadczenia
 

Chciałbym zacząć od podzielenia się z wami moimi doświadczeniami, które stały się moim udziałem na początku mojej drogi nawrócenia. W końcowym etapie mojej podróży do Rzymu spędziłem sporo czasu z wysoko postawionymi przedstawicielami Kościoła anglokatolickiego, którzy regularnie uczestniczyli w seminariach liturgicznych organizowanych w parafii nieopodal mojego domu. Ci anglikanie podchodzą poważnie do liturgii, a ich sposób jej praktykowania jest piękny i dostojny.  

 

Nabożeństwa anglokatolickie wydają się tak bardzo katolickie, że samo uczestniczenie w nich doprowadziło mnie do pogłębiania wiedzy, która mi pozwoliła zrozumieć, dlaczego anglikanie odeszli od Rzymu. Reszta tej historii wykracza poza ramy tego artykułu. Mówiąc w skrócie: przeszedłem na katolicyzm doświadczywszy głębi i powagi liturgii – klęcząc przed przyjęciem Komunii św. w atmosferze świętości.

 

W końcu, po wielu miesiącach studiowania wiary katolickiej, zdobyłem się na odwagę, aby przyjść na katolicką Mszę Świętą. Nie miałem pojęcia, jak ta Msza będzie wyglądała, ale myślałem, że będzie ona piękniejsza i bardziej uroczysta od anglikańskiej liturgii. W końcu doszedłem do wniosku, że przecież katolicy przyjmują Ciało, Duszę, Krew i Bóstwo Jezusa Chrystusa, podczas gdy anglikanie nie.

 

Pewnej niedzieli wraz z żoną przekroczyłem drzwi przepięknej parafii urządzonej w hiszpańskim stylu. Wzniesiono ją w pobliżu naszego domu. To, co stało się wkrótce potem, otworzyło mi oczy. Szczerze mówiąc, rozczarowałem się. Muzyka była tandetna, o ile w ogóle była to muzyka, a pianista wraz z gitarzystą grał jakieś płytkie przyśpiewki. Ołtarz był nagi, ogołocony. Tam, gdzie wcześniej mieścił się niesamowity ołtarz (z którego pozostał jedynie obraz z tyłu kościoła), powstał dziwaczny witraż w egzotycznych barwach. Szaty kapłanów wyglądały jak prążkowane prześcieradła. Nawet język używany podczas Mszy Świętej był daleki od wymiaru sakralnego –przypominał bardziej używany w przedszkolu. Kiedy przyszedł czas Komunii Świętej, zgłosiła się grupa świeckich szafarzy, chętna do jej rozdawania. Udzielano jej na stojąco i w dodatku podawano ją do ręki.

 

To wszystko stało w opozycji do mojego pojmowania świętości oraz tego, czego doświadczyłem u konserwatywnych anglikanów. W tym konkretnym przypadku deklasują oni katolików.

 

Okazało się to dla mnie trudne do strawienia – mimo iż z moich studiów nad doktryną katolicką wiedziałem, czym jest potężna siła Eucharystii. Kiedy jednak zetknąłem się z nią w rzeczywistości, miałem wrażenie, że daleko mi do doświadczenia transcendencji. Było raczej błaho i banalnie. Kilka miesięcy po tym doświadczeniu przyjąłem wraz z żoną sakrament bierzmowania. Od tej chwili zaczęliśmy uczęszczać na Msze łacińskie.

 

Gdzie są mężczyźni?

 

Mój przyjaciel, katolik z Irlandii powiedział mi kiedyś, że jego dziadek, górnik, wstawał przed świtem, żeby – wspólnie z kolegami – zdążyć  na Mszę o godzinie piątej nad ranem. Ci ludzie podchodzili do wiary poważnie i kochali Mszę Świętą. I nie był to wyjątek. Parafie były wręcz zapchane ludźmi, którzy uważali, że uczestnictwo we Mszy Świętej należy do obowiązków prawdziwego mężczyzny a czerpana z niej siła jest warta poświęconego czasu.

 

Kilkanaście lat później to kobiety przejęły pałeczkę pierwszeństwa. To one przejęły czytania i ministranturę. Poza kapłanami mało mężczyzn angażowało się w liturgię.

 

Proszę mnie dobrze zrozumieć, nie chodzi mi o to, żeby w jakikolwiek sposób deprecjonować kobiety. To właśnie one są w końcu najbardziej chwalebnymi istotami, jakie kiedykolwiek stworzył Bóg. Nie twierdzę, że w życiu parafialnym nie byli obecni mężczyźni, bo to nieprawda. Teraz skupiam się jedynie na liturgii.

 

Zamiast szczegółowej analizy, przedstawię siedem powodów, dla których uważam, iż mężczyźni przestali kochać Mszę Świętą.

 

1. Brak dyscypliny.

 

Oprócz kilku okazyjnych zmian sezonowych, mamy do czynienia z ustalonym wzorem, łatwym do zapamiętania. Działania kapłana i jego pomocników są uporządkowane, a Msze Święte wyglądają z zasady identycznie – bez względu na to, do którego kościoła uczęszczasz. W skrócie można powiedzieć, że Msze są prowadzone w zdyscyplinowany sposób –  wręcz z wojskową precyzją.

 

Msze w Novus Ordo odprawiane są bardziej elastycznie. Kapłan ma wybór między różnymi modlitwami eucharystycznymi a akt pokuty wygłaszany podczas Mszy jest wybierany według uznania księdza. Ministrantów nigdy nie brakuje – nawet wtedy, kiedy mało ludzi uczestniczy w Eucharystii.  

 

Nabożeństwo Novus Ordo może być albo bardzo piękne i transcendentalne, albo nadzwyczaj ubogie. Sęk w tym, że często zwyczajnie nie wiadomo, czego się spodziewać. Różnica między dwiema formami sprawowania Mszy Świętej jest duchowym wyborem między podejściem obiektywnym a subiektywnym.

 

2. Ekskluzywność ról zarezerwowanych dla mężczyzn przestała istnieć.

 

Radykalny feminizm sprawił, iż znikły już prawie klasyczne role zarezerwowane jedynie dla mężczyzn. Płeć przestała być czynnikiem decydującym o roli życiowej.

 

To zacieranie ról wkradło się niestety także do liturgii.

 

Bycie ministrantem stanowiło niegdyś wysokie wyróżnienie, wręcz przywilej. Było uważane za  potencjalny pierwszy krok w kierunku kapłaństwa. A jeśli nawet dany chłopak nie zostawał później księdzem, służba ministrancka stanowiła dla niego niepowtarzalną okazję przypatrzenia się z bliska temu, czym jest godność kapłańska.

 

Dzisiaj nawet dziewczęta mogą być ministrantkami, jeśli chłopcy nie są tym zainteresowani.

Przypomina to przyjmowanie dziewczyn do drużyn futbolowych – to proces zmierzający do zniwelowania męskości. Kobietom czasem trudno to zrozumieć, ale podejmowanie ról przewidzianych wyłącznie dla mężczyzn dobrze służy rozwojowi chłopców.

 

Jeżeli chodzi o „ministrantki”, szczególna rola księdza – rzecz jasna, rola męska – została nieco zdeprecjonowana przez wprowadzanie do liturgii ludzi świeckich. Efekt jest taki, iż kobieta może obecnie rozdawać Komunię Świętą oraz czytać Pismo Święte w czasie Mszy. A to sprawia, iż liturgia zostaje ograbiona z pierwiastka męskiego.

 

Można przytoczyć kontrargumenty mówiące o tym, że kapłaństwo nadal pozostaje zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn. I jest to prawda. Ale jeśli zaczniemy cedować obowiązki kapłana na świeckich, wtedy sam fakt, że kobiety nie mogą pełnić tej godności wydaje się bez znaczenia, ponieważ i tak podejmują one niektóre obowiązki należące do księdza.

 

3. Sentymentalna muzyka.

 

Muzyka w większości parafii jest po prostu fatalna. Pasuje ona bardziej do szopek Greenpeace’u niż do Domu Bożego. Jest toksycznie słodka a element sentymentalny bierze w niej górę aż do tego stopnia, iż ludziom o zdrowych umysłach odechciewa się śpiewać. Teksty traktują głównie o naszych uczuciach i niejasnych wieloznacznościach, opisujących nasz stosunek do Boga. Trzeba powiedzieć, iż spora (i wciąż rosnąca) rzesza wiernych dąży do zmiany takiego stanu rzeczy. Większość jednak wciąż tkwi w marazmie.

 

Nie piszę o muzyce po to, żeby się czego czepiać. Muzyka w znacznym stopniu tworzy atmosferę w czasie Mszy. Uważam po prostu, iż nie można grać Wont you be my neighbor autorstwa Mr. Rogersa podczas Komunii Świętej, ponieważ straszliwie trywializuje to źródło i szczyt życia katolickiego.

 

Znamy przecież piękny, dostojny, męski i zakorzeniony głęboko w tradycji śpiew chorału gregoriańskiego. Jego uroczysty ton inspiruje do wniesienia ducha i serca ku Bogu.

 

4. Ksiądz, który nie patrzy ludziom w oczy.

 

Szczerze mówiąc, większość ludzi nie zwraca na to uwagi. Jeśli nawet ksiądz nie patrzy ludziom w oczy, co może mieć to wspólnego z męskością – nic, prawda?

Błąd. Ma z nią wiele wspólnego.

 

Ksiądz wskazuje ludziom drogę i idzie razem z nimi (ad orientem). Prowadzi ich przed tron Boży. On stoi na czele ludu Bożego – jest to rzeczywistość nadprzyrodzona, a zarazem obiektywna.

Kapłan ofiarowuje siebie za nas i za nasze grzechy – sami tego nie możemy zrobić. On jest kapitanem, który nas prowadzi do nieba.

 

Zgromadzenie wiernych jest zorientowane w kierunku określonej osoby: Jezusa Chrystusa, obecnego w tabernakulum. Trzeba jasno powiedzieć, kto jest centrum Mszy Świętej (podpowiadam: nie my!). Kiedy kapłan patrzy nam wprost w twarz, przenosi ceremonię do naszego wnętrza, a to zmienia nasze subiektywne uczucia i pozwala nam doświadczyć Boga.

To on zmienia obiektywną i transcendentną rzeczywistość w uobecniający się akt.

 

Kapłan, z odwagą i pokorą stający przed Bogiem, uczy nas, w jaki sposób powinniśmy słuchać Mszy Świętej. Stopień naszego zaangażowania zależy od tego, co widzimy i czujemy. Niewłaściwie sprawowana liturgia przestaje kierować nas w stronę nieba, a staje się celebrowaniem wyłącznie nas samych, dając nam poczucie wspólnoty i przynależności.

 

Odwrócenie kapłana odprawiającego Mszę Świętą, przedstawiciela Jezusa Chrystusa, ku ludziom, przypomina zmuszanie dowódcy batalionu do maszerowania tyłem do bitwy. To nie ma sensu. Jest  przeorientowaniem działania w kierunku obiektu, który nigdy nie miał takiego przeznaczenia.

 

5. Utrata szacunku dla tradycji.

 

Mężczyźni kochają tradycję. Podczas gdy kobiety odnajdują się we wspólnocie dzięki rozmowom, mężczyźni realizują się za sprawą wspólnych działań. Wolą, kiedy łączy ich wspólny okrzyk bojowy niż konwersacje przy herbacie. Dlatego właśnie mężczyźni kochają braterstwo i przyjaźnie nawiązywane w wojsku.

 

Nadzwyczajna forma rytu rzymskiego jest głęboko zakorzeniona w tradycji. Mam w domu Mszał, zawierający wytyczne średniowiecznego rękopisu poświęconego Mszom Świętym. W 900 roku sposób odprawiania Mszy był prawie taki sam, jak dzisiaj. Kapłan odprawiający Mszę według starego rytu, dostępuje wtajemniczenia w znaki i rytuały. Także rola wiernych uczestniczących we Mszy Świętej w dużej mierze pozostała w rycie rzymskim niezmieniona.

 

Potrzeba poczucia uczestnictwa w Kościele istnieje od wieków. Pragną tego mężczyźni i, jak sądzę, także kobiety. Jako mężczyźni, musimy wiedzieć, że w kościele klękamy tak samo, jak klękał kiedyś wielki święty żołnierz – Ignacy Loyola. Chcemy wejść do rzeczywistości większej i starszej od nas, niczym członkowie tajnego stowarzyszenia.

 

Jeśli nauczysz się tekstów mszalnych, szybko zrozumiesz, że modlitwy zostały w znacznym stopniu zmienione. Nawet gdyby nie jednak zostały one zmodyfikowane, to w czasie większości parafialnych Mszy spotykają nas jakieś innowacje. Nigdy nie wiesz, co cię tam właściwie czeka. Nie ma tam poczucia majestatu tradycji ani też wspólnego działania. Niektórzy składają ręce podczas odmawiania modlitwy Ojcze Nasz, inni tego nie robią. Niektórzy podają sobie ręce podczas znaku pokoju, inni nie.

 

Mężczyźni nie lubią tej nieprzewidywalności. Pragniemy porządku. Pragniemy majestatu tradycji, aby podporządkować mu nasze działania.

 

6. Brak łaciny.

 

Niezależnie od tego, czy ci się to podoba, czy też nie, łacina jest językiem Kościoła. Łacina nie zasługuje na deprecjonowanie jej i na to, aby pozostała domeną kilka skrajnych tradycjonalistów. Jest niezbędna nam wszystkim, katolikom.

 

I wiecie co? Łacina brzmi niesamowicie męsko. Jest silna i konkretna w swoich kadencjach. „Credo in unum Deum.” „Omnipotens Deus.” „Adveniat Regnum Tuum”. Zaprzestanie odprawiania Mszy Świętej po łacinie nie było nigdy intencją Soboru Watykańskiego II. Warto przeczytać dokumenty na ten temat. Sobór Watykański II postulował odprawianie Mszy w języku łacińskim.

 

Łacina zapewnia nam także wyżej wspomniane poczucie zakorzenienia w tradycji. Chroni liturgię przed ciągłymi rewizjami i nowymi tłumaczeniami, przed zmianami zachodzącymi wraz z ewolucją języka.

 

Łacina może początkowo wydawać się czymś obcym albo dziwacznym, ale myślę, że przyciąga ona ludzi swoją potęgą. W pewnym sensie szukamy inności we Mszach, jest to bowiem odkrywanie nowych terenów, przystępowanie do czegoś wyjątkowego.  

 

Łacina zapewnia nam także poczucie świadomości sakralności.

 

7. Umniejszanie roli Ofiary. 

 

Msza Święta jest uobecnieniem Kalwarii. Ta prawda bywa jednak niestety ukrywana. Niektóre parafie nie mają nawet krucyfiksu w pobliżu ołtarza. W efekcie sprawowanie liturgii zaczyna przypominać coś na kształt celebrowania spożywania „wspólnego posiłku”.

 

To osłabia wymowę Mszy Świętej i jej centralnej prawdy, którą stanowi ofiara Chrystusa, dodająca nam sił do tego, abyśmy sami umieli się ofiarowywać za innych. Mężczyźni kochają poświęcać się w słusznej sprawie. Szukają rozpaczliwie możliwości oddania się czemuś większemu niż oni sami. Nie chcemy w kościele „wspólnych posiłków”– możemy je dostać w każdym pubie.

 

Usunięcie bądź też deprecjonowanie elementu poświęcenia oddala ludzi od świętości Mszy.

 

Dlaczego to ma znaczenie?

 

Możesz teoretycznie – czytając to wszystko – myśleć, że zwyczajnie się czepiam, albo że krytykuję zwykłą formę odprawiania Mszy Świętej. To nieprawda.

Kocham Mszę i dlatego chcę, by była sprawowana najlepiej jak tylko można, żeby była działaniem godnym Ludu Bożego.

 

Poświęciłem czas na ten wpis, ponieważ uważam, że transcendentność liturgii nie jest jedynie „opcją”. Jest wszystkim, całością. A zdrowie liturgii, to zdrowie Kościoła.

 

Msza Święta to inkarnacją wiary w sensie dosłownym. Lex orandi, lex credendi. To miejsce, gdzie wiara styka się z rzeczywistością naszego życia. I dokładnie z tego powodu nie ma ważniejszej sprawy od konieczności utrzymania świętości liturgii.

 

Powodem, dla którego aż 50 procent katolików nie wierzy w prawdziwą Obecność, są Msze Święte odprawiane w taki sposób, jak gdyby Obecność ta nie była prawdą. Dzieje się tak nie tylko za sprawą braku określonych słów, ale i też z powodu zaniechania gestów pełnych czci i szacunku dla sacrum.

 

Kiedy liturgia jest zwyczajnie słaba, zaczynają ją zastępować programy telewizyjne, kluby, książki etc. Liturgia zaczyna wydawać się czymś banalnym – szczególnie mężczyznom, którzy utracili miłość do tej pięknej rzeczywistości.

 

W efekcie będą się oni męczyć i robić wszystko na pół gwizdka –  bez zaangażowania… w najlepszym przypadku. Oczywiście, że mimo wszystko mężczyźni powinni uczestniczyć we Mszach Świętych.  Chodzi tu jednak o coś innego, a mianowicie o fakt, że źle sprawowana liturgia nie będzie stanowiła dla nich inspiracji do świętości albo do poświęcenia. Nigdy.

 

Jeśli wrócimy do świętej i starej liturgii, gwarantuję, że zauważymy nową dynamikę w Kościele: więcej nawróceń, więcej powołań. I więcej mężczyzn, którzy ponownie obejmą przywództwo w sprawach wiary.

  


Źródło: The Catholic Gentleman

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 310 891 zł cel: 300 000 zł
104%
wybierz kwotę:
Wspieram