4 kwietnia 2014

Msza trydencka to nie chwilowa moda!

(Fot. ks. Kamil Mielniczuk)

Msza trydencka nie jest – jak niektórzy mówili – chwilową modą lub fascynacją „nowością”. Pociąga ona ludzi z każdej grupy wiekowej, ale można zaobserwować, że najliczniejszą grupą wiernych są ludzie młodzi i młode rodziny, co pozwala bardzo optymistycznie patrzeć w przyszłość – mówi dla portalu PCh24.pl ks. Kamil Mielniczuk, wikariusz parafii pw. Św. Teodora w Wojciechowie.

 

Jest Ksiądz neoprezbiterem archidiecezji lubelskiej. Oczywistym jest zatem fakt, że nie pamięta Ksiądz czasu przed ostatnim soborem. Skąd więc zainteresowanie starą liturgią?

Wesprzyj nas już teraz!

 

Czasów przedsoborowych rzeczywiście nie pamiętam, ale pamiętanie tych czasów nie jest absolutnie potrzebne, duszpasterstwa związane z tradycyjną liturgią nie mają być grupami rekonstrukcyjnymi, ale wspólnotami, które żyją liturgią. Dlatego uważam, że to nie jest Msza wyłącznie dla tych, co pamiętają czasy przedsoborowe, ale Msza dla wszystkich. Jednak wracając do mojego zainteresowania nadzwyczajną formą, to przyszło ono dość niespodziewanie. Nigdy nie byłem ministrantem, więc nie przejawiałem szczególnych zainteresowań liturgią. Kiedyś jednak przeczytałem w Internecie o Mszy trydenckiej, był to rok 2006, czasy sprzed motu proprio, kiedy o Mszy tradycyjnej nie mówiono zbyt dużo. Chciałem ze zwykłej ciekawości zobaczyć, jak wygląda taka liturgia. Nie przygotowywałem się jakoś szczególnie, zapomniałem też zabrać mszalik. Pierwszym moim wrażeniem było zagubienie i… poczucie, że to nie jest moja ostatnia Msza trydencka. Powoli zacząłem czytać o tradycyjnej liturgii, starałem się poznać jej ceremonie, teologię i coraz bardziej czułem, że to jest moja duchowość. To był czas, kiedy zacząłem szczególnie odnajdywać Chrystusa w liturgii. W początkach obowiązywania papieskiego dokumentu z Mszą trydencką wiązało się bardzo dużo uprzedzeń i muszę powiedzieć, z przymrużeniem oka, że bardzo mi pomogli wszyscy, którzy krytykowali moje zainteresowania. Bo skoro ta Msza była przez tyle setek lat sprawowana, a dzisiaj też można ją swobodnie sprawować, to skąd taka niechęć? Stwierdziłem, że skoro wywołuje tyle emocji, to tym bardziej warto się temu przyjrzeć.

 

Jakie były na to zainteresowanie reakcje Księdza znajomych kapłanów, przyjaciół, którzy mieli inne zapatrywanie na Kościół i jego liturgię? Czy spotykały Księdza przykrości z tytułu zainteresowania starą liturgią?

 

Wiadomo, że różni ludzie mają różne poglądy, ale nigdy nie chciałem, aby to mnie z kimkolwiek dzieliło. Nigdy nie ukrywałem swoich zainteresowań tradycyjną liturgią i pragnienia sprawowania Mszy w nadzwyczajnej formie. Jeśli ktoś chciał, byłem zawsze gotów wytłumaczyć swoje poglądy i wejść w dialog. Zazwyczaj standardowo osobom chodzącym na Mszę trydencką stawia się zarzuty o nieuznawanie „nowej” Mszy. Sam też usłyszałem takie głosy, ale fakt, że w seminarium codziennie uczestniczyłem w Mszy posoborowej i przygotowywałem się, aby ją sprawować, jasno pokazywało, jak niepoważne były to zarzuty. Tak naprawdę jest wręcz odwrotnie! Sprawowanie starej Mszy ogromnie pomaga mi dziś w sprawowaniu nowej. Wiem, że wiele osób nie rozumiało mojego spojrzenia ale szanowało moją duchowość.

 

Często używanym argumentem przeciwko starej Mszy jest stwierdzenie, że liturgia powinna być jak najbardziej prosta, bez ozdób i estetycznego piękna. Co by Ksiądz na to odpowiedział?

 

Pan Bóg nigdy nie mówił, że według Jego „poglądów liturgicznych” liturgia powinna być „jak najbardziej prosta, bez ozdób i estetycznego piękna”. W Starym Testamencie, który był odległą zapowiedzią przyszłych rzeczy, z ustanowienia Bożego wszystkie szaty i sprzęty przeznaczone do kultu były przebogate. Apokalipsa oddaje nam w niewielkim stopniu, czym będzie piękno niebiańskiej liturgii, a nasza ziemska liturgia stara się zbliżyć do tego ideału. Poprzez swój Kościół, jego przepisy, dokumenty, obrzędy i ceremonie, Chrystus pokazuje, w jaki sposób chce, aby oddawać mu cześć.

Wiadomo, że jeśli nam na kimś zależy, to dajemy mu to co najlepsze, dlatego Panu Bogu należy się wszystko co najcenniejsze. Doskonale to rozumiał św. Franciszek z Asyżu, który odkrył swój charyzmat w skrajnym ubóstwie, co nie przeszkadzało mu pouczać braci, aby ołtarze i naczynia liturgiczne były jak najpiękniejsze i pełne złota. Podobnie św. Jan Vianney, który wszystkich szokował swoim ubóstwem, ale potrafił zaszokować też kosztownością szat i sprzętów dla liturgii. Postawy tych i wielu innych świętych można streścić najkrócej w słowach: „Dla mnie nic, dla Boga wszystko”.

 

Kościół w swojej mądrości widział, że tak jak człowiek modli się cały, a nie tylko słowem, tak samo wiara jest przekazywana na wszelki możliwy sposób. Stąd piękna muzyka, ceremonie, szaty, naczynia liturgiczne, architektura a także miejsce na ciszę. To wszystko pozwala wejść w atmosferę sacrum, pozwala oderwać się od tego co nas rozprasza i całym sobą oddawać cześć Bogu, ale też całym sobą chłonąć to co nam daje Kościół. Czasem stara się ludziom wmówić, że chcą krótszej Mszy, „ciekawszej”, bez dodatkowych obrzędów, wydłużania śpiewem itd. Okazuje się, że lud Boży „na przekór” pokazuje, że ma zmysł wiary, że ciągnie go do piękna, do świętości, że porywa ich piękno katolickiej liturgii. Niejednokrotnie słyszałem głosy wdzięczności za pobożnie i w skupieniu odprawioną Mszę, za to, że wszystko śpiewam, że sposobem celebracji pomagam się skupić, modlić i odnajdywać Boga. Jest to ogromnie budujące, widzę wtedy, że ludzie naprawdę potrzebują atmosfery świętości w liturgii. Co ciekawe, często mówi się, że to szczególnie młodzież chce Msze jak najkrótsze, „uatrakcyjnione”, „fajne”, a moje doświadczenie jest całkiem odwrotne! To właśnie młodzi ludzie najszybciej odkrywają piękno celebracji, wartość ciszy, adoracji, śpiewu gregoriańskiego. Poza tym liturgia rzymska w swej klasycznej formie charakteryzuje się właśnie… prostotą! Ceremonie są na tyle jasno określone, że nie ma tam miejsca na teatralne czy nad wyraz „żywiołowe” gesty, wszystko jest skromne i stonowane. Wystarczy porównać liturgię rzymską ze wschodnią, widać całkiem inną duchowość. Tak naprawdę klasyczna liturgia, z jej precyzją w określaniu gestów, pomaga sprawować mi Msze św. (w którejkolwiek z form) na sposób prawdziwie skromny.

 

Kiedy odprawił Ksiądz swoją pierwszą Mszę świętą w zwyczajnej formie rytu rzymskiego? Czy starał się Ksiądz, by ta pierwsza sprawowana przez Księdza Msza miała to widzialne piękno i blask?

 

Mszę prymicyjną sprawowałem dzień po święceniach – 2 czerwca 2013 r. – w moim kościele parafialnym. Zależało mi na dwóch rzeczach, po pierwsze aby już ta pierwsza Msza była oddawaniem chwały Bogu tak jak on chce (czyli zgodna z rubrykami), a po drugie aby zewnętrznie pokazywała piękno Boga i podniosłość tej chwili, jaką jest pierwsza Ofiara Mszy Świętej. Wtedy też odkryłem, jak wielką wartość ma taka aranżacja ołtarza, jaką pokazywał papież Benedykt XVI – z krzyżem na środku. Stojąc nawet twarzą do ludzi krucyfiks przypominał mi, że ani ja nie jestem najważniejszy, ani zebrani wierni, że tak naprawdę to Chrystus ukrzyżowany jest tym, który powinien przez całą liturgię skupiać mój wzrok. Utwierdziłem się tylko w tym, że ogromna mądrość kryje się w słowach kard. Ratzingera: „W sprawowaniu liturgii decyduje się przyszłość wiary i Kościoła”, bo rzeczywiście skoro Msza św. jest sercem naszej wiary, miejscem skąd najobficiej rozlewają się łaski, to sposób, w jaki ją się sprawuje, w jaki w niej uczestniczymy, jest decydujący dla naszej wiary.

 

A kiedy odprawił Ksiądz pierwszą Mszę trydencką? Czy musiał się Ksiądz długo przygotowywać do jej odprawienia?

 

Mszę trydencką odprawiłem w najbliższym możliwym terminie, tj. dzień po moich prymicjach. Przygotowania do pierwszego odprawienia Mszy miałem ułatwione, kilka lat uczestniczyłem w niej, w początkowych latach seminarium służyłem do niej jako ministrant, a później jako subdiakon i diakon, więc byłem coraz bliżej ołtarza i poznawałem przebieg liturgii. Diakoni podczas ostatnich miesięcy przygotowań do święceń kapłańskich ćwiczą „na sucho” sprawowanie Mszy św. Podobnie jak moi koledzy, również ja ćwiczyłem, tylko że na przemian obie formy. Trzeba zdementować legendy, że Msza trydencka jest tak trudna, że jej nauczenie jest zbyt wymagające dla nieobeznanego księdza. Wiadomo, jeśli ktoś nie miał kontaktu z nadzwyczajną formą rytu rzymskiego to musi poznać przebieg Mszy i reguły rządzące liturgią, ale tak naprawdę nauczenie się sprawowania Mszy trydenckiej nie jest czymś co wymaga nie wiadomo jakich zdolności, ogromnej ilości czasu i doktoratu z filologii klasycznej.

 

Jakie emocje towarzyszyły Księdzu podczas sprawowania starej Mszy?

 

Było to dla mnie jakby przedłużenie poprzednich dwóch dni, swoiste triduum. Pierwszego dnia otrzymałem łaskę sakramentu kapłaństwa, drugiego pierwszy raz w życiu dokonałem tego, do czego zostałem wyświęcony, składałem Najświętszą Ofiarę, natomiast trzeciego mogłem sprawować Mszę w tej formie którą tak ukochałem, która tak budowała moją miłość do liturgii i Chrystusa eucharystycznego. Pełno było we mnie radości, że po długiej drodze przygotowania do kapłaństwa mogłem wreszcie sprawować Mszę w klasycznej formie oraz dać się jej kształtować i uświęcać.

 

Od czerwca ubiegłego roku jest Ksiądz wikariuszem niespełna trzytysięcznej parafii św. Teodora w Wojciechowie koło Lublina. Jak wygląda pobożność na wschodnich terenach Polski? Czy przechowała jeszcze tradycyjne formy modlitwy?

 

Na szczęście przywiązanie do tradycyjnych form pobożności jest ciągle żywe, ludzie uczestniczą w okresowych nabożeństwach, bardzo mile mnie zaskoczył fakt, że parafia pielęgnuje m.in. zwyczaj śpiewania nieszporów ludowych. Niestety widać też, że tradycyjne przywiązanie do kościoła zaczyna się osłabiać, ograniczać coraz bardziej do niedzielnej Mszy i uczestnictwa, czasem, w niektórych nabożeństwach, natomiast pobożność prywatna, rodzinna i przełożenie na osobiste życie jest coraz słabsze. Coraz bardziej brakuje rodzin prawdziwie katolickich, w których rodzice przekazują wiarę i stanowią przykład dla dzieci. Choć bardzo pozytywnym faktem jest to, że ateizm jest wciąż czymś rzadkim, nie stał się „modą”, są również ludzie, którzy sami chcą się rozwijać religijnie i żyć prawdziwie pobożnie i po katolicku. Co ciekawe spotykam też osoby, które czują przywiązanie do tradycyjnej liturgii, co potwierdza tylko moją opinię, że w większości parafii – nie tylko miejskich ale także wiejskich – są ludzie, którzy przejawiają taką duchowość.

 

Jak często ma Ksiądz możliwość sprawowania Mszy trydenckiej?

 

Mszę trydencką sprawuję prywatnie, możliwie jak najczęściej, gdy tylko obowiązki parafialne mi na to pozwalają. Wiadomo, że zdarzają się dni, gdy zajęcia pochłaniają każdą chwilę, wtedy odprawienie Mszy w klasycznej formie jest po prostu fizycznie utrudnione. Lecz jeśli czas wolny mi na to pozwala, staram zachować regularność celebracji. Mogę śmiało powiedzieć, że klasyczna liturgia ogromnie rozwija duchowość liturgiczną i eucharystyczną. Kościół katolicki ma ogromne bogactwo duchowości i warto z tego korzystać. Nie jesteśmy wszyscy identyczni, ale każdy ma inne charyzmaty, inne zdolności, inne łaski otrzymane od Boga i różną duchowość. Ta różnorodność jest wielkim ubogaceniem.

 

Jaka przyszłość czeka Mszę trydencką? Czy jej status prawny się zmieni? Czy spadnie zainteresowanie nią, czy może – wręcz przeciwnie – wzrośnie?

 

Podstawą dla statusu prawnego jest zawsze bulla św. Piusa V, wszelkie inne regulacje tylko ją potwierdzają i są przyznaniem sprawiedliwego miejsca klasycznej liturgii. Patrząc na funkcjonowanie i rozwój środowisk tradycyjnych jestem przekonany o wzroście zainteresowania Mszą trydencką. Po pierwsze, od wydania motu proprio wzrost ten jest stały i nieprzerwany, Msza trydencka nie jest – jak niektórzy mówili – chwilową modą lub fascynacją za „nowością”. Po drugie, jest to zainteresowanie zazwyczaj oddolne, wychodzące od świeckich. W większości przypadków to nie księża zachęcają ludzi do tradycyjnej Mszy, ale to wierni sami chcą tej Mszy. Po trzecie, Msza trydencka pociąga ludzi z każdej grupy wiekowej, ale można zaobserwować, że najliczniejszą grupą wiernych są ludzie młodzi i młode rodziny, co pozwala bardzo optymistycznie patrzeć w przyszłość. Z pełną świadomością mogę powiedzieć, że Msza trydencka może (i powinna) być jedną z dróg nowej ewangelizacji i duszpasterstwa młodzieży. Kard. Hoyos, zapytany kiedyś czy klasyczna liturgia mogłaby być sprawowana w przyszłości w wielu parafiach, odpowiedział: „Nie «w wielu». We wszystkich parafiach! Ojciec święty daje dawną liturgię nie tylko dla tych kilku grup, które o nią proszą, ale dla wszystkich, aby każdy z nas znał ten sposób sprawowania Mszy świętej”. Obecnie może to się wydawać odległą, a może i nierealną przyszłością, ale ja wierzę, że (jeśli Pan Bóg pozwoli) Msza trydencka będzie sprawowana najpierw w wielu, a potem we wszystkich parafiach.

 

Bóg zapłać za rozmowę!

 

Rozmawiał Kajetan Rajski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij