30 stycznia 2019

Naftalina albo śmierć!

Stan Nowy Jork zmienił przepisy aborcyjne. Teraz są jeszcze bardziej nieludzkie, bowiem ułatwiają mordowanie nienarodzonych dzieci do ostatnich chwil przed porodem. Ale czy wprowadzenie takiego „prawa” może dziwić? To przecież łatwa do przewidzenia konsekwencja zalegalizowania aborcji w jakiejkolwiek sytuacji. Historia uczy, że liczba „przesłanek” i zakres dopuszczalności dzieciobójstwa zwykle rośnie. Wystarczy tylko raz pójść na kompromis ze złem i w „wyjątkowej sytuacji” odczłowieczyć człowieka. Wystarczy, że społeczeństwo i rządzący zachwieją się w „naftalinowych” przekonaniach.

 

Zgodnie z nowojorskimi przepisami, jeśli lekarz lub medyk uzna ciążę za zagrożenie dla życia lub zdrowia matki lub jeśli jego zdaniem „płód nie będzie zdolny do życia”, dziecko będzie mogło zostać zamordowane nawet na kilka chwil przed porodem. Wcześniej takie działanie było dopuszczalne w sytuacji zagrożenia życia matki. Co w praktyce oznacza wprowadzenie w życie postulatów określanych przez niektórych jako „prawa kobiet”?

Wesprzyj nas już teraz!

 

Jeśli medyk w 9 miesiącu ciąży uzna ją za zagrożenie dla zdrowia matki, to zgodnie z nowymi przepisami będzie mógł zamordować dziecko. Ale przecież odebranie życia nienarodzonemu człowiekowi nie oznacza, że się on zdematerializuje. Dziecko się nie ulotni, nie wyparuje. Kobieta będzie musiała to dziecko najzwyczajniej w świecie urodzić, tak jak ma to miejsce w przypadku tragedii poronień. Co więcej, w sytuacji aborcji tuż przed potencjalnym porodem (a przecież i takie dopuszcza nowojorskie prawo) organizm kobiety może już uwalniać w większych dawkach oksytocynę – związek odpowiedzialny m.in. za towarzyszące porodowi skurcze macicy. Może rozpocząć się także proces laktacji (który trzeba będzie zahamować lekami).

 

Słowem: dla organizmu niemal wszystko będzie wyglądało tak samo, jak gdyby kobieta urodziła to dziecko – tyle tylko, że przed porodem zostało ono zamordowane. Co więc odróżnia nowojorskie ustawodawstwo od legalizacji instytucji płatnych morderców? Nie potrafię wskazać różnicy, szczególnie, że współczesna medycyna zna przypadki ratowania naprawdę małych wcześniaków – nawet mających mniej niż 24 tygodnie stanowiące w Nowym Jorku granicę dopuszczalności aborcji „na życzenie”.

 

Nowojorski gubernator Andrew Cuomo z Partii Demokratycznej nie tylko podpisał ustawę, ale też zarządził jej… uczczenie. W ramach radowania się z wprowadzenia przepisów ułatwiających mordowanie dzieci, w mieście oświetlono na różowo Most Kościuszki oraz budynek One World Trade Center.

 

Internet – a w zasadzie jego dobra, prawicowa strona – błyskawicznie zareagował, a sieć okrążyła grafika przedstawiająca scenę podpisywania ustawy. Z jednej strony mamy jej widzialny wymiar, z drugiej zaś… Módlmy się, by politycy stojący za tym „prawem” zdążyli się nawrócić, by te przepisy rychło upadły oraz by po świecie nie rozniosły się rozwiązania śmierdzące siarką.

 

Jednak także w Polsce są tacy, którym zależy na wprowadzeniu aborcji dostępnej na życzenie. Ba! Część polityków uczyniła z legalizacji dzieciobójstwa swój główny postulat. Oczywiście nie mówią oni o rozwiązaniach nowojorskich. Co to, to nie. Nikt w Polsce nie zgodziłby się na mordowanie dzieci w 9 miesiącu ciąży, a propagatorów takich rozwiązań nawet część postępowych wyborców przepędziłaby w cztery wiatry. Dlatego też lewicowcy urabiają opinię publiczną frazesami o prawie wyboru i ciążach stanowiących zagrożenie dla życia matki, mimo że ponad tysiąc specjalistów z dziedziny ginekologii, położnictwa, pediatrii, neonatologii i pielęgniarstwa podpisało się pod Deklaracją Dublińską, w której czytamy: „Jako doświadczeni praktycy i badacze w dziedzinie ginekologii i położnictwa oświadczamy, że aborcja – czyli zamierzone zniszczenie nienarodzonego dziecka – nie jest z perspektywy medycznej konieczna, by ocalić życie matki”.

 

Z aborcją na sztandarach chce iść do wyborów ruch Roberta Biedronia, który jej legalizację traktuje jako jeden z warunków jaki zostanie postawiony potencjalnemu koalicjantowi. Antyludzki postulat nie ogranicza się jednak do skrajnej lewicy. Jako priorytet traktuje go bowiem również Barbara Nowacka z Inicjatywy Polskiej – tworzącej razem z PO Koalicję Obywatelską, a wsparcie dla swojego feministycznego fanatyzmu otrzymała od byłej premier i minister zdrowia Ewy Kopacz.

 

Była szefowa rządu, pełniąca tę funkcję po brukselskiej ewakuacji Donalda Tuska, nie wyciągnęła więc lekcji z historii. To bowiem po wykonanym przez nią radykalnym skręcie w lewo Platforma Obywatelska przegrała w roku 2015 wybory prezydenckie i parlamentarne. Teraz Ewa Kopacz, jak się zdaje, znów przekopała na metr w głąb szuflady z radykalnymi pomysłami ideologicznym i właśnie taką ofertę skierowała do Polaków. Na konwencji Koalicji Obywatelskiej poparła bowiem pełen wachlarz sztandarowych postulatów lewicy: edukację seksualną, in vitro oraz „prawo” kobiet do decydowania, czy urodzą dziecko, czy też nie – czyli aborcję.

 

Rewolucyjne poglądy stają się więc powoli głównym nurtem postulatów lewicowo-liberalnej opozycji, szczególnie, że – zdaniem Ewy Kopacz – od przeciwników postępowych postulatów „czuć naftaliną”. Ciężko więc spodziewać się, by fajna, postępowa, nowoczesna i europejska formacja wsłuchiwała się w głos zaplutych karłów reakcji, od których ludzi na poziomie odstrasza nawet zapach. Ciężko oczekiwać, by ładnie pachnąca koalicja respektowała „kompromis aborcyjny”, którego politycy PiS boją się zmieniać, gdyż – jak naiwnie twierdzą – nienaruszony przez „dobrą zmianę” przetrwa także możliwe w przyszłości rządy innych opcji politycznych.

 

Jednak historia wielu krajów, które dziś umożliwiają przeprowadzanie aborcji do bardzo późnych etapów ciąży lub nawet do jej zakończenia, pokazuje, że lewica nigdy nie poprzestaje na zrealizowaniu ich początkowych, rzekomo umiarkowanych postulatów przedstawianych nawet jako pełne serca, miłości i wrażliwości na drugiego człowieka. Gdy społeczeństwo oswoi się z jedną ze „zdobyczy” rewolucji postępowcy przystępują do eskalacji żądań. Gdy dostają palec, sięgają po rękę, a potem po całe ciało. Nigdy im dość i ciężko spodziewać się, by lewica w Polsce nie poszła tą drogą.

 

PiS musi więc dokonać wyboru. Z jednej strony jest cywilizacja życia, a więc ośmieszane w postępowych mediach poglądy wynikające z katolickiego nauczania oraz ze zdrowego rozsądku, a ostatnio symbolizowane przez naftalinę właśnie. Z drugiej widzimy cywilizację śmierci, a więc rozwiązania prędzej czy później prowadzące do przepisów nowojorskich.

 

Bierność, czyli brak walki z tym rewolucyjnym pochodem, to nic innego jak ciche wspieranie wrogów życia.

 

 

Michał Wałach

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij