Na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie pożegnano śp. Eugeniusza Cydzika, założyciela i prezesa Towarzystwa Opieki nad Grobami Wojskowymi, inicjatora odbudowy Cmentarza Orląt Lwowskich. Spoczął wśród grobów, które – skazane na zniszczenie – ratował przez tyle lat. Zmarł 17 września, w rocznicę sowieckiej agresji na Polskę.
Wesprzyj nas już teraz!
W 1939 roku, jako harcerz walczył w obronie Grodna przed Sowietami. Po wojnie został skazany na 15 lat katorgi. W Workucie poznał przyszłą małżonkę. W 1957 roku wrócili do Lwowa. Mogli wyjechać za Bug, ale zostali. Ich motywy najlepiej wyraziła chyba śp. Czesława Cydzik: Nie czuję się jednak zwyciężona. Nie muszę tęsknić za Lwowem. Od dzisiaj to polski Lwów będzie tęsknił za swym niezłomnym strażnikiem pamięci, uhonorowanym – wraz z żoną Czesławą – w 2006 roku przez śp. prezesa IPN Janusza Kurtykę tytułem Kustosza Pamięci Narodowej.
Jeszcze przed rokiem pokazywał jednemu z dziennikarzy niewielki krzyżyk, który jego mama kupiła w Wilnie podczas uroczystej koronacji Matki Boskiej Ostrobramskiej w 1927 roku. Na ten krzyżyk składałem przysięgę na wierność Polsce jako żołnierz Armii Krajowej. Przy tym krzyżu zmarł mój ojciec i moja matka. Był ten krzyżyk przy śmierci mojej żony i będzie oczywiście przy mojej śmierci…
Do końca upamiętniał groby i ślady polskiego dziedzictwa we Lwowie, bo jak mówił: „kto raz tu przyjedzie, to już pokocha na zawsze”. Tylko kto go teraz zastąpi, gdy rządzący w Warszawie odwracają się od Kresów Rzeczypospolitej? Miał tego świadomość, gdy mówił: My pilnujemy grobów wojskowych, a polski rząd zamiast pomagać, to nam przeszkadza. Jeszcze śp. minister Andrzej Przewoźnik obiecał w 1994 roku ekshumować dwóch poruczników, którzy spoczywają w parku Żelazna Woda, i jak dotąd nic nie mogę zdziałać, a choćby i tu niedaleko spoczywa harcerz Meczoładoś, który poległ w 1939 roku przy ul. Gipsowej 5…
Gdy Anna Fastnacht-Stupnicka, przygotowując swą książkę „Zostali we Lwowie” spotkała Eugeniusza Cydzika – opiekującego się wtedy chorą żoną – napisała: W jego słowach było tyle troski, ciepła, delikatności, że pomyślałam wtedy: tego co szlachetne, nie jest w stanie odebrać człowiekowi żaden, nawet najokrutniejszy reżim… Tej prawdy dowiódł przez kilkadziesiąt lat swego życia.
Rodzina pochodziła z okolic Grodna, z niewielkiego zaścianka Cydziki. Pradziadek walczył w Powstaniu Styczniowym, nie przeżył katorgi pracując w kopalni w Nerczyńsku. Jego szablą ojciec Eugeniusza bił bolszewików w 1920 roku. On sam jako harcerz we wrześniu 1939 r. stanął w obronie Grodna przed armią sowiecką. Półtora tysiąca ochotników z garstką żołnierzy przez dwa dni powstrzymywało szturmy rosyjskich czołgów. Harcerze byli uzbrojeni w butelki z benzyną. Wśród poległych był 13-letni Tadeusz Jasiński, który przywiązany do sowieckiego czołgu zginął od polskich kul. Jego dramatyczną śmierć opisała Grażyna Lipińska. Na tym dalekim czołgu plama. (…) Nagła straszna pewność – odtworzenie przeszłości: Głogów! (…) Chłopczyk ma pięć ran od kul karabinowych (wiem – to polskie kule siekają po wrogich czołgach) i silny upływ krwi, ale jest przytomny. W szpitalu otaczają go siostry, doktorzy, chorzy. – Chcę mamy – prosi dziecko. Nazywa się Tadeusz Jasiński, ma 13 lat, jedyne dziecko Zofii Jasińskiej, służącej, nie ma ojca, wychowanek Zakładu Dobroczynności. Poszedł na bój, rzucił butelkę z benzyną na czołg, ale nie zapalił, nie umiał… Wyskoczyli z czołgu, bili, chcieli zabić, a potem skrępowali na czołgu. Danka sprowadza matkę. Nie pomaga transfuzja krwi. Chłopiec coraz słabszy, zaczyna konać. Ale kona w objęciach matki i na skrawku wolnej Polski, bo szpital wojskowy jest ciągle w naszych rękach. Matka umierającego chłopca zrozpaczona i jednocześnie pobudzona czynem synka, szepce mu: – Tadzik, ciesz się! Polska armia wraca! Śpiewają….
Polska armia nie wróciła, ale zeszła do podziemia. Wśród jej żołnierzy był Eugeniusz Cydzik. Za działalność w Armii Krajowej został skazany na 15 lat katorgi i wywieziony do Workuty, gdzie poznał przyszłą żonę Czesławę Hnatównę – sekretarkę legendarnego Dragana Sotirovicia „Draży”, dowódcy 14. Pułku Ułanów Jazłowieckich Armii Krajowej. Aresztowana przez „Smiersz” trafiła do Workuty z 20-letnim wyrokiem. Tam się pobrali 11 listopada 1956 roku…
Po zwolnieniu i powrocie do Lwowa pierwsze kroki skierowali na Cmentarz Orląt, który stopniowo niszczony, został zrujnowany w 1971 roku i następnie dalej dewastowany. Państwo Cydzikowie zawsze w dniu Wszystkich Świętych palili znicze, porządkowali ocalałe mogiły, organizowali do tych prac innych Polaków, zbierali fundusze na ratowanie polskich mogił. Nie ograniczali się jedynie do Lwowa, ale wyruszali za miasto.
W 1984 roku został prezesem Polskiego Towarzystwa Opieki nad Grobami Wojskowych. Kilka lat później, za jego namową, w 1989 roku, dyrektor Józef Bobrowski z Energopolu rozpoczął prace nad uporządkowaniem i odbudową Cmentarza Orląt Lwowskich. Eugeniusz Cydzik doprowadził do postawienia i poświęcenia krzyża na Wzgórzach Wuleckich, miejscu niemieckiego mordu na polskich profesorach w 1941 roku. Porządkował także kopiec i mogiły w Zadwórzu – polskich Termopilach, gdzie w sierpniu 1920 roku, spośród 330 polskich obrońców poległo 318 zatrzymując Armię Konną Budionnego. Zainicjował prace na polskich mogiłach w Busku, Horpinie, Boiskach, Kurowiczach, przywrócił krzyż przy kościele św. Antoniego…
Ile dotychczas wysiłku, czasu i energii włożył Eugeniusz Cydzik w ratowanie cmentarzy i pomników – trudno sobie wyobrazić. Ilu przykrości doznał i upokorzeń – lepiej nie mówić. Ile pism wystosował do rozmaitych decydentów – nie zliczyć (…) – Ciągle pan walczy – mówię słuchając o utarczkach związanych z ekshumacją szczątków poległych w 1939 roku i pochowanych w różnych punktach Lwowa, w parku, na terenie fabryki, wśród peryferyjnej zabudowy… – pisała Anna Fastnacht-Stupnicka. I wtedy usłyszała: ’Proszę pani, człowiek ma pewne obowiązki. Oni polegli, a ja żyję’ – odpowiada Eugeniusz Cydzik. I głos mu się łamie. I łzy ma w oczach…
I dołączył do tych, którzy polegli, strażnik ich godnego pochówku i pamięci…
Jarosław Szarek