Część osób o umiarkowanych poglądach wciąż uważa „Gazetę Wyborczą” za wiarygodne źródło informacji i niezależnej opinii. Wielu z nich to katolicy, choć niekoniecznie z konserwatywnego skrzydła Kościoła. Jednak prawda jest brutalna: medium z Czerskiej to propagator treści antykatolickich, bluźnierczych, a niekiedy wręcz satanistycznych. Analiza rocznika 2016 „GW” pokazuje, że są one prezentowane dość systematycznie, choć w różnym natężeniu.
Twórca prezentowanego tu raportu przeanalizował treści pojawiające się w „Gazecie Wyborczej” i wszystkich jej dodatkach w 2016 roku. Utworzył listę tekstów uznanych za antyreligijne, obejmującą cztery „klasyfikacje”, takie jak:
Wesprzyj nas już teraz!
1. satanizm lub jego promocja, a więc treści satanistyczne wyrażane przez autora tekstu z „GW” lub promocję tych treści bądź osób wyznających satanizm;
2. bluźnierstwo: treści bluźniercze wyrażane przez autora lub promocja tych treści;
3. antykatolicyzm: treści wrogie Kościołowi, chrześcijaństwu wyrażane przez autora lub promocja tych treści;
4. okultyzm lub promocję okultyzmu: treści okultystyczne lub pokrewne wyrażane przez autora lub promocję tychże. Jako okultyzm zaklasyfikowano nie tylko okultyzm sensu stricto, ale także pogaństwo, magię et cetera. Do tej grupy zaliczono między innymi promocję koncertów metalowych z udziałem zespołów satanistycznych; promocję książek o Harrym Potterze; promocję rozmaitych niebezpiecznych duchowo form spędzania „Halloween” et cetera.
Choć twórca niniejszego raportu dochował należytej staranności, należy zauważyć, że tworzenie opracowania wiązało się (przynajmniej w niektórych przypadkach) z koniecznością podjęcia wyboru dotyczącego wpisania na listę lub wstrzymania się od tego. W pewnych przypadkach decyzja jawiła się jako niemal oczywista, jednak w niektórych wiązała się z wątpliwościami. Nie sposób, żeby tego typu lista była nieskażona subiektywizmem czy możliwością błędu. Tym niemniej wydaje się dobrze odzwierciedlać panujący trend.
Łącznie na listę wpisano 147 tekstów. Nadano 152 klasyfikacje (w szczególnych przypadkach tekst otrzymywał więcej niż jedną klasyfikację: np. antykatolicyzm oraz bluźnierstwo). Podział ilościowy „klasyfikacji” wygląda następująco:
Bluźnierstwo – 24
Satanizm – 28
Okultyzm – 46
Antykatolicyzm – 56
W kwestii podziału na poszczególne miesiące, nasilenie tekstów wpisanych na antyreligijną listę przedstawione w formie graficznej wygląda następująco:
Szczególną uwagę zwraca zatem nasilenie częstotliwości tekstów antykatolickich w kwietniu i październiku. Ze 147 artykułów wpisanych na listę, 25 z nich zostało opublikowanych właśnie w październiku – miesiącu Różańca Świętego. To aż 17 proc. wszystkich sklasyfikowanych treści.
Można znaleźć trzy przyczyny nasilenia antyreligijnych treści właśnie w tym miesiącu. Jedna z nich to Halloween (31 października), druga to odbywające się 3 października 2016 roku „Czarne Marsze”, trzecia zaś to premiera nowej książki o „Harrym Potterze” z 22 października.
Demon egalitaryzmu
Wśród październikowych treści na szczególną uwagę zasługuje tekst Magdaleny Środy „Demon w Warszawie” (Gazeta Wyborcza nr 251, wydanie z dnia 26/10/2016 Opinie, str. 17). Odnosił się do konferencji prasowej w Warszawie na ulicy Litewskiej, w której na pytania dziennikarzy odpowiadała… kobieta wcielona w rolę demona. Skąd się wzięła? „Warszawski demon był odziany na czarno – nie wiadomo, czy dlatego, że każdy demon tak się nosi, czy dlatego, że przybył z kończącego się właśnie nieopodal, na patelni, strajku kobiet (i mężczyzn) w sprawie praw równościowych” – pisze Magdalena Środa.
Tekst ukazuje dobitnie powiązanie między demonizmem a rewolucją i egalitaryzmem. Jak pisze autorka „Demon jest egalitarystą; lubi wszelkie zaburzenia ładu, które władza (boska czy ludzka) ustanawia na Ziemi. Można się o tym przekonać z licznych wypowiedzi hierarchów, którzy potępiając niegdyś wolność i równość demokracji, a dziś feminizm i homoseksualizm, przywołują argument wiecznego, naturalnego, boskiego, hierarchicznego porządku, który buntownicy chcą naruszyć. Przywoływali go również, paląc na stosie Giordano Bruno”.
Widać tu zatem powiązanie między treściami feministek, a ideami egalitarnymi. Powiązanie to już dekady temu dostrzegał brazylijski myśliciel katolicki, profesor Plinio Correa de Oliveira. Zwracał on uwagę, że Rewolucja wiąże się z egalitaryzmem polegającym na niszczeniu porządku hierarchicznego, odzwierciedlającego doskonałość Boga. Na kartach swego opus magnum „Rewolucja i Kontrrewolucja” Brazylijczyk pisał o skrajnym egalitaryzmie, jako o nienawiści do Boga. Wszak, jak uczy święty Tomasz, nierówności i różnorodność stworzenia stanowią odzwierciedlenie doskonałości Stwórcy. Wszechświat monotonny, jednolity, nie byłby w stanie odzwierciedlić doskonałości Boga. Dążenie do zatarcia tej różnorodności oznacza zatem zniweczenie owego podobieństwa do Stwórcy. Ten sam egalitaryzm prezentuje tak Magdalena Środa, jak i skrajne feministki biorące udział w „Czarnym Marszu”.
Demonizm, a Marsz kobiet – inne teksty
Artykuł Magdaleny Środy to niejedyny tekst w „Gazecie Wyborczej” sugerujący powiązanie między „Czarnymi Marszami”, a satanizmem, a w każdym razie antychrystianizmem. W tym kontekście warto wspomnieć także o artykule Beaty Bialik „Marsz Świeckości poszedł na ratunek kobietom” (Strony Lokalne Kraków nr 231, wydanie z dnia 03/10/2016 Gazeta Kraków, str. 2). Oczywiście świeckość jest w kontekście marszu rozumiana w skrajnie zideologizowany sposób. Wszak pojęcie świeckości – jak zauważa francuski filozof Rémi Brague w książce „Europa droga rzymska” – zachowuje swój sens jedynie w kontekście istnienia sfery Kościoła. Profanum istnieje nieodłącznie od sacrum, etymologicznie to słowo oznacza coś, co znajduje się na dziedzińcu świątyni (pro-fanum). Oznacza coś, co nie jest święte, jednak nie znajduje się w opozycji do świętości i religii. Tymczasem organizatorzy i część uczestników „Marszu Świeckości” przez świeckość rozumieli po prostu antychrystianizm.
„My się diabła nie boimy i przesądy zwyciężymy – skandowali uczestnicy sobotniego Marszu Świeckości. Tegoroczna pikieta ateistów i agnostyków odbyła się pod hasłem Świeckość na ratunek kobietom” – czytamy w pierwszych zdaniach opublikowanego w „Gazecie Wyborczej” tekstu. Krytycznego komentarza w stosunku do tego typu deklaracji trudno szukać.
We wspomnianym Marszu uczestniczyła między innymi Grażyna Juszczyk, nauczycielka matematyki ze szkoły w Krapkowicach. Stała się ona osobą publiczną, po tym jak samowolnie zdjęła krzyż wiszący w pokoju nauczycielskim. Jej zdaniem Polska staje się państwem wyznaniowym. W manifestacji udział wziął także znany z antychrześcijańskich poglądów Jan Hartman.
To także nie przeszkadzało „Gazecie Wyborczej”. Tekst ma na pozór czysto informacyjny charakter. Jednak nie znajduje się w nim żadne słowo krytyki wobec organizatorów Marszu. Ponadto gazeta stara się odpowiednio nastawić czytelnika do sprawy poprzez sam tytuł: „Marsz Świeckości poszedł na ratunek kobietom”. Czy zatem jedynie ideologicznie (antychrześcijańsko) rozumiana świeckość jest w stanie „uratować kobiety”? Czy to chrześcijaństwo stanowi zło, przed jakim należy je ratować? Oto, jakie wnioski nasuwają się po bezkrytycznej lekturze artykułu w „GW”.
Opisując powiązanie między feminizmem, a sprzecznymi z chrześcijaństwem praktykami religijnymi, warto wspomnieć także o słowach socjolog Urszuli Szczepankowskiej z wywiadu dla „Wyborczej” („Kto cię wyleczy, jeśli nie szeptucha” – rozmawiał Aleksander Dobrzyński, Gazeta Wyborcza nr 224, wydanie z dnia 24/09/2016 Magazyn – Życie i styl, str. 36). Wspomniany wywiad (wrześniowy, niezwiązany akurat z Marszem) dotyczył zjawiska szeptuch – kobiet wykorzystujących magię do celów leczniczych. Przy tej okazji rozmówczyni „Wyborczej” wspomniała o ubolewaniu feministek nad dyskredytowaniem wiedźm. Jak mówiła „kiedyś Kazimiera Szczuka rozmawiała z Marią Janion, która w żartobliwy sposób komentowała, jak w naszej kulturze przedstawiana jest wiedźma, czyli ta, która wie. O ile stary mężczyzna zajmuje miejsce mędrca, o tyle stara kobieta, choć ma wiedzę i umie leczyć, nie będzie nikim innym niż bezzębną staruchą, wychudzoną, kościstą, z obrzydliwą, kaprawą twarzą, na którą wraz z rozwojem profesji lekarskiej zaczęto polować”.
Powiązanie feminizmu (a przynajmniej jego części) z antychrystianizmem, nie jest fenomenem ograniczającym się do zjawiska „Czarnych Marszów”. Pewne pojęcie o tym daje też fakt, że 14 spośród wpisanych na listę artykułów antyreligijnych pojawiło się na łamach „Wysokich Obcasów” – feministycznego dodatku do „GW”. Związki między feminizmem, a satanizmem czy antychrystianizmem to problem zasługujący na dalsze badania.
Z kolei Paweł Droździak, „psycholog i psychoterapeuta”, w rozmowie z Krystyną Romanowską, wykorzystuje „Czarne Marsze” do ataku na Kościół („Dlaczego parasolki nie krzyczą pod Kościołem”, Gazeta Wyborcza nr 248, wydanie z dnia 22/10/2016 Magazyn, str. 6). „Psycholog i psychoterapeuta” zostaje najpierw odpowiednio nastawiony do tematu przez dziennikarkę „Wyborczej”. „Ale tym z dużego miasta dobiera się do skóry przede wszystkim Kościół” – twierdzi (zamiast pytać) Krystyna Romanowska. Rozmówca podchwytuje wątek. „Katolicyzm represjonuje seksualność. Zanim zaczął się spór o ciąże, skupiano się na homoseksualistach. Część niechęci wynika z przerażenia wizją dobrowolnego poddania się dominacji drugiego samca. Ale już nie do przyjęcia jest obraz niczym nieskrępowanej przyjemności” – mówi.
Paweł Droździak podejmuje się ponadto analizy przyczyn zdecydowanej obrony życia przez katolików. Jego zdaniem nie wynika ona trzymania się prawa naturalnego i V Przykazania Bożego. Prawdziwe przyczyny są – jak twierdzi – inne. Jakie? „Kościół jest zainteresowany tym, by życie było cały czas nienarodzone”– mówi. „To jest życie przed separacją. Życie doskonałe. Separacja oznacza problemy. Klasztor albo stan kapłański to sytuacja symbiotyczna, w której wszystko jest zagwarantowane – o nic się nie trzeba martwić. Świat jest uporządkowany, bo nie ma różnic, niepewności, rywalizacji. Troska o życie nienarodzonych jest pochodną nieświadomego grupowego lęku przed rozpadem tej struktury, która gwarantuje taki rodzaj egzystencji” – dodaje.
Halloween – od maratonów grozy po recycling dziadów
Obok „Czarnych Marszów” okazją do promocji treści antyreligijnych (choćby pośrednio) stało się, jak już wspomniano, Halloween. Na uwagę zasługuje dokonywana w okolicy owego „święta” promocja najróżniejszych form niekatolickiego spędzania tego dnia: od maratonów horrorów, aż po „oryginalne” interpretacje mickiewiczowskich „Dziadów”.
W tym kontekście warto wspomnieć o wywiadzie z Łukaszem Maurycym Stanaszkiem „Smutne Słowiańskie Wampiry” (Gazeta Wyborcza nr 255, wydanie z dnia 31/10/2016 Kultura, str. 11). Rozmowa służy, jak się wydaje, zakorzenieniu Halloween w polskiej kulturze. Rozmówca Emilii Dłużewskiej twierdzi, że niekoniecznie uzasadnione jest twierdzenie o obcym rodowodzie wampirów. Wszak „równie dobrze można powiedzieć, że jesteśmy matecznikiem wampiryzmu. Samo słowo wampir jest słowiańskie, później przeszło do innych języków”. Dalej rozmówca „Gazety Wyborczej” przyznaje jednak, że obchody Halloween wywodzą się z tradycji celtyckiej.
Pojawia się również próba powiązania wampiryzmu z chrześcijaństwem. Zdaniem rozmówcy „GW” przyjęcie chrystianizmu nie tylko nie osłabiło wiary w wampiry, ale mogło ją wręcz wzmocnić. „W X czy XI w. lud słuchał liturgii, które były bardzo uproszczone. To, co ludzie słyszeli, dopasowywali do systemu wartości, w którym funkcjonowali od wieków: pogańskich bożków, szeptuch, całej tej sfery duchowej. Kiedy taki chłop słyszał, że ciało Chrystusa przybili do krzyża, a grób zawalili kamieniem, by nie zmartwychwstał, to pasowało to do opowieści o wampirach. Podobnie jak picie krwi i zjadanie ciała na ołtarzu. To samo robiły przecież strzygi” – mówi.
Co ciekawe, na ołtarzu promocji wampiryzmu, rozmówca „Gazety Wyborczej” wydaje się w pewnym stopniu składać nawet „postępowe” przekonanie o pozytywnej roli reformacji i oświecenia. Zgodnie z jego narracją, u Germanów reformacja doprowadziła do rządów „szkiełka i oka”, podczas gdy Słowianie zachowali dłużej swą „bujną wyobraźnię” i pierwiastek magiczny.
Na uwagę zwraca także inny artykuł oswajający czytelnika z szeroko rozumianym okultyzmem. Chodzi o tekst pod tytułem „Recykling Dziadów Słowiańskich” autorstwa Agaty Saraczyńskiej (Co Jest Grane 24 Wrocław nr 253, wydanie z dnia 28/10/2016 SCENA, str. 18). „Mickiewicz, przywracając słowiańskim dziadom wymiar rytualnego seansu wywoływania duchów, nawiązania z nimi dialogu i odesłania ich z powrotem w zaświaty, komentował współczesność” – pisze autorka.
„Dziady” do celów ideologicznych zostają wykorzystane również w wywiadzie Moniki Żmijewskiej z Piotrem Tomaszukiem (Strony Lokalne Białystok nr 253, wydanie z dnia 28/10/2016 Gazeta Białystok, str. 7). Tomaszuk, szef Teatru Wierszalin, promuje w wywiadzie spektakl „Dziady-noc pierwsza”:
„IV część Dziadów to tak naprawdę bardzo antykościelny tekst. Głównym oskarżonym jest Ksiądz, postać, na którą jak dotąd w ogóle nie zwracaliśmy uwagi. Dlatego też dzieło Mickiewicza jest bardzo współczesne i nowoczesne. Nie tylko pod względem teatralnym, ale też dlatego, że atakuje hierarchię, Kościół, interesujący się dobrami, wyłamujący skrzydła” – przekonuje Piotr Tomaszuk.
„Kultura” zła
Znaczna część znajdujących się w „Gazecie Wyborczej” treści antyreligijnych wiąże się z promocją rozmaitych wydarzeń „kulturalnych”, szczególnie (choć nie tylko) muzycznych. Pokazuje to rolę, jaką Rewolucja przywiązuje do tej sfery życia. W tym miejscu należy zaznaczyć, że na „czarną listę” wpisywano nie tylko teksty przedstawiające jawnie pozytywną opinię dziennikarzy czy ich rozmówców o danym antychrześcijańskim muzyku. Wpisywano na nią bowiem również teksty informujące o występie tego typu twórcy.
Metoda ta może się wydawać kontrowersyjna, jednak przyjęto założenie, że informacja o koncercie, bez negatywnego komentarza (dotyczącego walorów bądź to moralnych, bądź artystycznych) stanowi zachętę do udania się na to wydarzenie. Gazeta nie ma wszak obowiązku publikowania informacji o wszelkich imprezach kulturalnych. Jeśli decyduje się to uczynić, to dokonuje tego w jakimś celu. Decyzja o wpisaniu na „czarną listę” była uzasadniona tym bardziej, gdy treść recenzji czy opisu zachęcała do udziału w kolejnej odsłonie wydarzenia.
W muzyce promocja treści antychrześcijańskich przez „Gazetę Wyborczą” oznaczała zazwyczaj promocję zespołów metalowych o antychrześcijańskim nastawieniu. Nie zabrakło też przedstawiania w pozytywnym świetle antychrześcijańskich filmów. W tym kontekście należy wspomnieć o filmie „Zupełnie nowy testament” (autorstwa „RA-DLO” opublikowanym w: Strony Lokalne Radom nr 2, wydanie z dnia 04/01/2016 Gazeta Radom, str. 2). Film ma charakter bluźnierczy, wymierzony bezpośrednio przeciw Stwórcy. Zauważa to sama „Gazeta”. Wprawdzie twierdzi, że „w tym obrazie sentymentalizm jest wzięty w cudzysłów, przełamany żartem. Nie jest to jednak śmiech racjonalisty, który kpi z naiwnych wyobrażeń Boga”. Jednocześnie jednak autor krótkiego tekstu zauważa, że „w filmie Jaco Van Dormaela Bóg jest tyranem, który z nudów nęka ludzi. Na szczęście ma też córkę”. Trudno spotkać się z jego krytyką. Przeciwnie, czytelnik zostaje zachęcony do obejrzenia bluźnierczego seansu: „plakat krzyczy: Piekielnie śmieszna komedia. Ale to czarne kino. Znakomite”.
Jeśli zaś chodzi o książki, to należałoby wspomnieć głównie o promocji publikacji o Harrym Potterze. Październikowa premiera książki „Harry Potter i przeklęte dziecko” spotkała się z kilkoma wzmiankami w „Gazecie Wyborczej”.
Na przykład Mileda Rachid Chehab w tekście „Harry Potter i ocean pieniędzy” (Gazeta Wyborcza nr 247, wydanie z dnia 21/10/2016 Kultura, str. 18) opiewa autorkę przesyconej magią powieści jako „uosobienie kopciuszka, który z samotnej matki ledwo wiążącej koniec z końcem i piszącej swe opus magnum przy stolikach sieciowych kawiarni zmienił się w jedną z najbardziej wpływowych kobiet na ziemi. A do tego Rowling wciąż osobiście dba o produkt, nie pozwalając, by wykorzystywano go do promocji niezdrowych fast foodów, i utrzymując bliskie relacje z czytelnikami”. W „dbaniu o produkt” pomagają jej także (choćby nieświadomie) artykuły, takie jak ten opublikowany w „Gazecie Wyborczej”.
W innym przypadku promocja „Harry Pottera” jest bardziej subtelna i stonowana. Zawiera się w jednym, umieszczonym na końcu zdaniu. „Brytyjka, która napisała już drugi scenariusz do filmowej trylogii, zapewnia, że fani świata czarodziejów nie będą narzekać na nudę” – czytamy w tekście podpisanym „SJ” (metrocafe.pl – kraj nr 3286, wydanie z dnia 07/07/2016 Metro, str. 3).
W kolejnym artykule autora podpisanego PCM promocja Harry Pottera przybiera z kolei formę promocji autorki poprzez przedstawianie jej jako osoby światłej, wolnej od rasistowskich przesądów („Harry Potter się zestarzał” metrocafe.pl – kraj nr 3261, wydanie z dnia 02/06/2016 Metro, str. 8). Jak podaje „GW”, gdy spotkała się ona z zarzutami odnośnie czarnego koloru skóry jednej z pozytywnych, przedstawionych w ekranizacji jej książki bohaterek „niemal natychmiast zareagowała”. Rowling podkreśliła, że „jedyny opis Hermiony w książce to brązowe oczy, kręcone włosy i bystrość”. „Nigdy nie napisałam, że miała białą skórę”. Dodała też, że jest zachwycona wyborem aktorki. Zdanie to podzieliła Emma Watson – odtwórczyni roli Hermiony w filmie. Napisała, że nie może doczekać się, żeby zobaczyć Nomę Dumezweni w sztuce.
Gusła tak – Kościół nie
Promocja Halloween, książek o magii i innego typu przejawów ucieczki przed rozumem przez „Gazetę Wyborczą” to bardzo interesujące zjawisko. Wszak linia tego tytułu wiąże się raczej z oświeceniowym paradygmatem. Tymczasem przekonanie to w świetle analizy rocznika 2016 tego tytułu należy uznać za błędne. „Gazeta” promuje bowiem nie tyle, a z pewnością nie tylko, ideał racjonalizmu, religijnego sceptycyzmu (względnie wiary oczyszczonej z „fundamentalizmu” i „zabobonów”). W pozytywnym świetle przedstawia bowiem niemal wszystko, co w jakikolwiek sposób sprzeciwia się tradycyjnie rozumianej wierze katolickiej (łączonej z równie znienawidzoną, po endecku rozumianą polskością). Dlatego też zgodne z linią pisma okazuje się promowanie zarówno wojującego „racjonalizmu”, katolickiego progresizmu, jak i okultyzmu, neopogaństwa, satanizmu, magii czy innych zabobonów. Stąd też nie należy się dziwić, że w „Gazecie Wyborczej” dochodzi do promocji odległych od ideałów oświeceniowych praktyk okultystycznych związanych z obchodzeniem „Halloween” czy pełnych magii książek o Harrym Potterze.
Należy do tego dodać promocję innych zabobonów. Jednym z jego przejawów jest tekst „Kto cię wyleczy, jeśli nie szeptucha” (Gazeta Wyborcza nr 224, wydanie z dnia 24/09/2016 Magazyn – Życie i styl, str. 36), promujący zabobonne metody rozwiązywania problemów duchowych i zdrowotnych. „Socjolożka” Urszula Szczepankowska w rozmowie z Aleksandrem Dobrzyńskim mówi: „jako socjolożka staram się, stosując odpowiednio dobrane metody naukowe, badać zjawiska społeczne i wyciągać wnioski, tak żeby poszerzać granice wiedzy naukowej. Ale przyznam się, że noszę czerwoną bransoletkę. W zeszłym roku mi się rozerwała. Tydzień później zaczęłam poważnie chorować. Pierwsze, co zrobiłam po powrocie do Warszawy, to kazałam sobie zawiązać czerwoną nitkę na nadgarstku. I choroba minęła”.
Urszula Szczepankowska w swoich badaniach zajmuje się kwestią uzdrowień dokonywanych przez szeptunki (szeptuchy). To zazwyczaj stare, prawosławne kobiety. Nie przeszkadza im to w łamaniu zakazów Cerkwi dotyczących praktykowania magii. Jak zauważa rozmówczyni „Wyborczej” „stanowisko Kościoła i Cerkwi jest w kwestii uzdrawiania jasne: całkowity zakaz! Szeptunki jednak uważają, że ich zdolność uzdrawiania to dar od Boga. Ludowa legenda głosi, że gdy Chrystus zaczął nauczać doktorów w świątyni, przekazał im tajemną umiejętność leczenia oraz teksty magicznych formuł”.
Nie przeszkadza to „socjolożce” chwalić szeptunek. Jej zdaniem to „osoby niezwykle pobożne, odznaczające się empatią, spokojem, o zdolności łatwego przebaczania innym”. Nie ukrywa ona także swojej pewności odnośnie skuteczności ich działania. Jak mówi o szeptuchach „no i najważniejsze – mają dar, który wykorzystują w leczeniu i pomocy osobom w potrzebie”.
Odkąd 8 maja 1989 roku „Gazeta Wyborcza” ukazała się po raz pierwszy, tytuł ten przeszedł daleką drogę. Zmienił się zarówno język (ze stonowanego stając się wulgarnym), jak i forma walki z tradycyjnym katolicyzmem i polskością. Obecnie „Gazeta” nie powstrzymuje się już przed promocją treści otwarcie bluźnierczych i antykatolickich. Najwyższy czas, by Polacy otworzyli oczy i rozpoczęli całkowity bojkot tego tytułu.
Marcin Jendrzejczak