24 stycznia 2017

Od bluźnierstwa do homoerotyki. Najnowsza historia TVP Kultura

TVP Kultura już po tak zwanej dobrej zmianie zdążyła wyemitować nie tylko antykatolickie „Ostatnie kuszenie Chrystusa”, czy niebywale bluźniercze „Ukrzyżowanie – święty skandal”, lecz także porno-gniot „Sponsoring”. Teraz zamierza uraczyć swoich widzów festiwalem twórczości niemieckiego reżysera-homoseksualisty, który zmarł w wyniku przedawkowania narkotyków. Panie dyrektorze Matyszkowicz, basta!

 

„Od 23 do 27 stycznia TVP Kultura zaprasza na retrospektywę jednego z największych reżyserów światowego kina – Rainera Wernera Fassbindera”, ogłasza z dumą kierowana przez Mateusza Matyszkowicza antena. Pokazy filmów zaplanowano codziennie na godz. 20.20.

Wesprzyj nas już teraz!

Zmarły 10 czerwca 1982 roku w Monachium w wyniku przedawkowania narkotyków reżyser, był homoseksualistą poświęcającym wiele miejsca w swej twórczości osobom należącym do subkultury LGBT.

W ramach festiwalu, utrzymywana z podatków TVP Kultura, zamierza pokazać już 25 stycznia film „W roku 13 pełni”. Zacytujmy jego anons zamieszczony na internetowej stronie publicznego nadawcy: „Szkoda, że nie jesteś kobietą” – usłyszał Erwin od kolegi zaraz po tym, jak wyznał mu miłość. Mężczyzna wziął sobie słowa ukochanego do serca i… stał się Elwirą. Film pokazuje jej ostatnie dni życia. Tytuł „W roku 13 pełni” nawiązuje do wiary w wyjątkowe znaczenie w życiu człowieka lat, w których księżyc przybiera 13 pełni. Laureat Brązowego Hugo na MFF w Chicago.

Aby jednak co bardziej konserwatywnie usposobieni widzowie nie poczuli się zszokowani nagłą obecnością homoproblematyki na antenie TVP Kultura, wcześniej, bo już w sobotę 21 stycznia wyemitowano obraz w reżyserii Tomasza Wasilewskiego zatytułowany „Płynące wieżowce”. Film ukazuje banalną i kanciastą historyjkę rodem z broszurek LGTB. Przytoczmy opis fabuły: Podczas przyjęcia trenujący pływanie amatorski sportowiec Kuba poznaje studenta uniwersytetu, Michała. Między młodymi mężczyznami rodzi się silna więź. Niepokoi ona Kubę, który od kilku lat związany jest z kelnerką Sylwią. Kuba i Michał zakochują się w sobie, a Sylwia zaczyna obawiać się, że utraci ukochanego. Świat całej trójki wywraca się do góry nogami.

Nie trzeba dodawać, że film obfituje w obrzydliwe homo-sceny. Co ciekawe, kiedy w 2015 roku „Płynące wieżowce” zostały zaprezentowane w publicznej telewizji, środowiska obecnie wspierające rząd płomiennie protestowały. Czy będzie podobnie i tym razem? A może jednak szefostwo TVP Kultura zostanie na łamach „niezłomnie niezależnych” mediów „rozgrzeszone” z powodu stosunkowo późnej pory emisji filmu – 23.20?
Usprawiedliwianie nocną porą możliwości pokazywania bezeceństw nie od dziś należy wszak do żelaznego repertuaru promotorów zepsucia i moralnej degrengolady. Sąsiaduje ono z takimi powodami epatowania golizną, czy nawet bluźnierstwem, jak „wolność artystyczna” oraz „zamknięty charakter imprezy”. Zresztą ten ostatni bywa przywoływany także w przypadku tego, co pojawia się na dużym bądź małym, szklanym ekranie. Brzmi wówczas jak swoista antyzachęta; „jak Ci się nie podoba, to nie włączaj, nie oglądaj, nie idź do kina”. Szkoda, że ten wyjątkowo perfidny sposób uzasadniania pojawia się także u tzw. prawicowców, niepomnych na obecność w moralnym nauczaniu Kościoła grzechów cudzych. Warto przytoczyć choćby dwa z nich, bo któż dziś pamięta, że grzechem jest zezwalać na grzech drugiego, oraz milczeć na grzech cudzy. Czy wspomniane sposoby usprawiedliwiania obecności grzechu nieczystości w kulturowej przestrzeni nie stanowią przykładu współczesnego oblicza jednego z grzechów cudzych? Co dopiero mówić o publicznym zgorszeniu, do którego rękę przykłada obecne kierownictwo TVP Kultura!

Największe cięgi za obecność homopropagandy, bluźnierstw, czy mówiąc oględnie śmiałych obyczajowo projektów filmowych w TVP Kultura winny spaść zatem na głowę szefującego anteną Mateusza Matyszkowicza. Być może jemu i środowisku, z którego się wywodzi czyli hipster prawicy, bliskie są balansowanie na krawędzi oraz nakaz powszechnego dialogowania, jednak czy aby na pewno godzi się, aby w tym duchu realizowana była misja mediów publicznych znajdujących się pod rządami partii deklarującej swe przywiązanie do katolicyzmu i tradycji?

Kultura stanowi pole bitwy nie od dziś. Zrozumieli to niestety różnej maści lewacy biorący na poważnie wskazówki Arturo Gramsciego, zachęcającego do położenia maksymalnego nacisku na ideologiczne zdominowanie kultury. Takie działanie miało zapewnić lewicy hegemonię, nawet w przypadku utraty władzy politycznej. Obserwując otaczający nas świat zmagających się ze sobą idei, można z wielkim bólem serce powiedzieć: stało się…

Wystarczy bowiem uważnie posłuchać niektórych krytyków publikujących opinie na łamach deklarujących prawicowość mediów, aby odkryć, iż ich język i sposób analizy nie są zbytnio odległe od tego, co robią ich – dumnie podnoszący sztandar rewolucji kulturowej – koledzy po fachu.

Za przykład ilustrujący to zjawisko niech posłuży zagadnienie obecności tzw. rozbieranych scen w filmie, czy w literaturze. Co odkryjemy? Otóż, że dla wielu uważających się za prawicowych krytyków nie stanowią one już żadnego problemu. Także – o zgrozo – kiedy odnajdują je u autorów publikujących w „niezależnych mediach”. Szkoda, że takim brakiem wrażliwości jest ukąszona TVP Kultura pod rządami Matyszkowicza. Stacja nie potrafi, lub nie chce znaleźć się w awangardzie nadawców „moralnie bezpiecznych”.

W tym kontekście nie sposób nie przypomnieć utyskiwania Mateusza Matyszkowicza nad lewicowo-liberalną proweniencją konsumentów kultury: „Największym problemem jest słabość konserwatywnej publiki. Proszę pójść na premierę do Teatru Wielkiego i zobaczyć, kto siedzi na widowni. Siedzi elita liberalna i lewicowa. To znaczy, że konserwatyści odpuścili kulturę…” – mówił w rozmowie z „Plus Minus”.

Prawda! Trudno się z tak postawioną diagnozą nie zgodzić! To bowiem co spotkało teatr, stanowi doskonały przykład ukazujący skutki zdobycia przez lewicę hegemonii w danej dziedzinie kultury. Pójście do teatru oznacza obecnie narażenie się na obcowanie z najgorszego sortu plugastwem, uderzającym we wszystko co drogie sercu katolika i Polaka. Zasługujące na uznanie inicjatywy próbujące wyrwać scenę teatralną z paszczy demona, są niestety kroplą w morzu. Podobnie, choć może nie aż tak tragicznie, wygląda sprawa produkcji kinowych. Trudno się dziwić, że tzw. przeciętnemu odbiorcy perspektywa obcowania z kulturą jawi się jako zagrożenie dla poczucia przyzwoitości. Niestety, zaproponowana przez Matyszkowicza konstrukcja programu TVP Kultura, nadal tą intuicję potwierdza.

Czy jednak Polacy nie zgłaszają aspiracji do uczestnictwa w kulturze? Wręcz przeciwnie! W większości przypadków ma ona, co prawda, charakter okazjonalny i ograniczony w czasie (przytoczmy choćby tłumy podczas „Nocy muzeów”, czy olbrzymie zainteresowanie transmisjami Konkursu im. Fryderyka Chopina), jednak czyż nie jest to iskierka, którą warto podsycać? A przecież obecność demoralizującego repertuaru na antenie publicznego nadawcy, zamiast rozbudzić tę iskierkę, raczej ją zdławi. Czy bowiem rzeczywiście  zbuduje się „konserwatywną publiczność”, gotową wydawać ciężko zarobione pieniądze na udział w kulturze, poprzez pokazywanie obrzydliwości w stylu „Salo, czyli 120 dni Sodomy”, nawet czterdzieści minut po północy.

TVP Kultura pod rządami Mateusza Matyszkowicza, mimo szumnych deklaracji i zapowiedzi, wciąż kuleje. Co gorsze, nie widać żadnych zwiastunów ozdrowieńczych prądów. Można było przypuszczać, iż po gorszącej – i wręcz niemożliwej do wybaczenia – wpadce z emisją bluźnierczych produkcji, władze TVP Kultura wykażą więcej czujności w doborze repertuaru. Tak się jednak nie stało, bowiem w wizji realizowanej przez Matyszkowicza jest dla takich skandalicznych „dzieł” miejsce.

Spór o kulturę zawsze będzie ostry, bowiem zawsze będzie dotykał pryncypiów – tego, czy ich źródła ulokujemy w nauczaniu Kościoła, które stanowi ostateczną instancję oceny wszelkiej działalności, czy też uznajemy autonomię sztuki, gdyż „artyście wolno więcej”. Wydaje się, że w TVP Kultura przyjęto drugą koncepcję. Kolejne wpadki z emisją „wzbudzających kontrowersje” wyrobów pseudoartystycznych są zatem tylko kwestią czasu.
Może zatem, czas na zmianę, tym razem naprawdę dobrą?

Łukasz Karpiel

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij