7 listopada 2013

Pech zwolenników teorii globalnego ocieplenia

Teoria globalnego ocieplenia, podobnie jak teoria ewolucji, jest jedną z tych, które tak naprawdę powinny – przynajmniej do czasu dopóki nie będą w pełni weryfikowalne – pozostać hipotezami. Tym bardziej, że coraz częściej założenia teoretyków ocieplenia mijają się z faktami.

W dniach od 11 do 22 listopada w Warszawie odbędzie się kolejny oenzetowski szczyt klimatyczny z udziałem około 10 tys. delegatów z różnych państw. Organizacja szczytu ma kosztować Polaków ponad 100 mln zł. Środki wyasygnuje Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. W tym samym czasie w Warszawie odbywać się będzie anty-szczyt przeciwników teorii globalnego ocieplenia.

Teoria globalnego ocieplenia, podobnie jak teoria ewolucji neodarwinowskiej, jest jedną z tych, które tak naprawdę powinny – przynajmniej do czasu dopóki nie będą w pełni weryfikowalne – pozostać hipotezami. Obie mają zbyt dużo luk, by mogły zostać uznane za teorie naukowe. Obie także uzurpują sobie prawo do bycia niepodważalnymi, mimo że nie opisują w sposób adekwatny otaczającej nas rzeczywistości. Jak zauważył „The New York Times,” zwolennicy teorii globalnego ocieplenia „mają w ostatnich latach pecha”. Coraz nowsze badania kwestionują bowiem wcześniejsze ustalenia ekspertów.

Wesprzyj nas już teraz!

Za prekursora teorii globalnego ocieplenia uznaje się szwedzkiego uczonego Svante Arrheniusa (1859-1927), który jako pierwszy w 1896 roku stwierdził, iż spalanie paliw kopalnych może ostatecznie przyczynić się do nadmiernego wzrostu temperatury na Ziemi. Początkowo uważał że stanie się to za kilka tysięcy lat, później skorygował przewidywania do kilkuset lat. Ta hipoteza nie była weryfikowana aż do 1987 roku.

W międzyczasie uczeni uważali, że wpływ człowieka na zmiany klimatyczne jest niewielki. Za o wiele istotniejsze uznano zmiany klimatu powodowane naturalną aktywnością słoneczną i cyrkulacją oceaniczną. Wierzono, że oceany są w stanie pochłonąć nadmiar dwutlenku węgla. Uważano ponadto, że znacznie niebezpieczniejsza od dwutlenku węgla jest para wodna.

W 1940 roku próbowano dowieść, że zwiększenie ilości dwutlenku węgla w atmosferze powoduje większą absorpcję promieniowania podczerwonego. Stwierdzono, że para wodna pochłania zupełnie inne typy promieniowania niż dwutlenek węgla.

W 1955 r. Gilbert Plass, prowadzący badania rozpraszania, absorpcji i emisji promieniowania w atmosferze, wykorzystując najnowsze dane doświadczalne o tym, w jaki sposób CO2 pochłania promieniowanie podczerwone obliczył, że przy podwojeniu koncentracji CO2 w powietrzu średnia temperatura powierzchni Ziemi będzie rosła.
W owym czasie niektórzy uczeni zaczęli głosić, że oceany nie będą w stanie asymilować dużej ilości dwutlenku węgla, bo jego cząsteczki rozpuszczają się znacznie wolniej niż pierwotnie sądzono. Obawiano się więc, że dwutlenek węgla może powrócić do atmosfery po pewnym czasie. Sformułowano hipotezę mówiącą o tym, iż oceany są w stanie pochłonąć najwyżej jedną trzecią dwutlenku węgla.

Na przełomie 1950 i 1960 roku Charles Keeling wykorzystał najnowocześniejsze technologie i sporządził krzywe stężenia atmosferycznego CO 2 w Antarktyce i na wulkanie Mauna Loa. Krzywe te stały się głównymi ikonami nauki o globalnym ociepleniu. Co ciekawe, w owym czasie wskazywały one na tendencję spadkową globalnej rocznej temperatury od 1940 do 1970 roku. Jednocześnie badania osadów oceanów wykazały, iż w ciągu ostatnich 2.5 mln lat na Ziemi miały miejsce co najmniej 32 cykle ocieplania i schładzania klimatu, a nie 4 jak sądzono wcześniej.

Epoka lodowcowa
Pod wpływem tych doniesień wybuchła panika. Wieszczono, że zbliża się „nowa epoka lodowcowa”. Media i wielu naukowców zaczęło głośno mówić o tzw. globalnym oziębieniu.

W 1980 roku w końcu krzywa globalnej średniej temperatury rocznej zaczęła rosnąć. Niektórzy uczeni zakwestionowali więc teorię rzekomo nadchodzącej nowej ery lodowcowej. Zyskiwali na znaczeniu zwolennicy teorii tzw. globalnego ocieplenia. Na fali tej euforii wyrosło wiele ekologicznych organizacji pozarządowych, które wzywały do stworzenia międzynarodowych mechanizmów, pozwalających ochronić środowisko przed negatywnymi skutkami dalszego rzekomego ocieplenia.

W mediach zaczęły pojawiać się liczne materiały na ten temat. Wkrótce problem globalnego ocieplenia stał się gorącym newsem w skali światowej. W telewizji, w kolorowych magazynach roiło się od zdjęć topniejących czap lodowych, powodzi i innych klęsk żywiołowych.

Swoisty cyrk medialny sprawił, że wiele osób uwierzyło, iż niebawem nastąpią dramatyczne zmiany klimatyczne, które będą miały negatywne konsekwencje dla nas wszystkich.

IPCC powołano, by realizować program zwolenników ocieplenia
W 1988 roku, kiedy ostatecznie część naukowców zgodziła się z tym, iż klimat ociepla się, powołano przy ONZ Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatu (IPCC). Organizacja ta stara się przewidzieć wpływ efektu cieplarnianego na środowisko, opierając się na pewnych modelach klimatycznych. Panel składa się z ponad 2500 naukowców i ekspertów z ponad 60 krajów. Obok klimatologów, należą do niego ekolodzy, medycy, oceanografowie, ekonomiści, politycy itp. IPCC wydaje raporty dotyczące zmian klimatycznych. Pierwszy ukazał się w 1990 r., a najnowszy piąty – notabene kompletnie skrytykowany przez wielu uczonych, w tym prekursora teorii globalnego ocieplenia Stephena Schneidera – został przedstawiony pod koniec września tego roku.

Teoria głosząca, iż globalne ocieplenie następuje w wyniku efektu cieplarnianego została ostro zakwestionowana w 1990 roku przez znaczną grupę uczonych, którzy wytykali autorom raportu nierzetelne pomiary temperatury i brak wielu istotnych danych o zmianach zachodzących w oceanach.

Zwolennicy ocieplenia nie potrafili wyjaśnić, dlaczego obserwuje się trendy ochłodzenia klimatu, na co wskazywały dane satelitarne. IPCC pod wpływem licznych kontrowersji skorygowała nieco swoje wstępne założenia, ale dalej utrzymywała, że obserwuje się trend ociepleniowy. Stwierdzono ponadto, że rok 1998 był najcieplejszym rokiem od ponad 100 lat.

Spory między uczonymi wciąż trwają , a pewne kontrowersje wydają się zyskiwać na sile w miarę jak IPCC wydaje coraz śmielsze zalecenia dla rządów poszczególnych państw.

W 1998 r. ONZ przyjęła protokół z Kioto, który zobowiązywał kraje do zmniejszenia antropogenicznej emisji gazów cieplarnianych (CO 2, CH 4, N 2 O, HFC, PFC oraz SF 6) co najmniej o 5 proc. poniżej poziomu z 1990 r. w okresie od 2008 do 2012 r.. Protokół z Kioto został ostatecznie podpisany w Bonn w 2001 r. przez 186 państw. Niektóre, takie jak np. Stany Zjednoczone i Australia go nie zaakceptowały, uznając, iż nie jest on w interesie państwa i obywateli.

IPCC wydaje niespójny raport
Wytyczne IPCC budzą ogromne kontrowersje m.in. dlatego, że panel główną winą za rzekome ocieplenie obciąża ludzi. W tegorocznym raporcie stwierdzono wręcz, że „jest w najwyższym stopniu prawdopodobne, iż działalność człowieka jest w najwyższym stopniu przyczyną ocieplenia klimatu, które obserwujemy od połowy XX wieku.”

Określenie „w najwyższym stopniu prawdopodobna przyczyna”, użyte w raporcie, w żargonie IPCC oznacza prawdopodobieństwo wystąpienia jakiegoś zjawiska w granicach od 95 do 100 proc.!

Rupert Darwall, ekspert „The Wall Street Journall” zauważa, że to „rażąca rozbieżność”. Zastanawia się bowiem jak to jest możliwe, iż panel naukowców stwierdza, że rzekomy wzrost temperatury od połowy XX wieku jest spowodowany przez emisję gazów cieplarnianych, skoro w tym samym raporcie pisze się, iż wpływ emisji dwutlenku węgla na ocieplenie klimatu jest znacznie mniejszy niż pierwotnie sądzono!

 

Zdaniem analityka, autora licznych publikacji na temat rzekomych zmian klimatycznych spowodowanych przez człowieka, wyjaśnienie rażącej rozbieżności jest tylko jedno: raporty IPCC, zwłaszcza podsumowania dla decydentów politycznych, przeznaczone są głównie do „politycznej konsumpcji”.

Darwall stwierdził, że z tej części raportu, która odnosi się do wpływu emisji gazów cieplarnianych na klimat, wynika, iż od 1951 r. wpływ ten był jedynie „prawdopodobny”. Analityk pyta więc, na jakiej podstawie naukowcy stwierdzili, że wpływ człowieka, który jest głównym sprawcą emisji gazów cieplarnianych, jest „w najwyższym stopniu prawdopodobną”, a nie „prawdopodobną” przyczyną zmian klimatycznych, jak wynika to z poszczególnych części raportu?

Stephen Schneider, wiodący naukowiec klimatolog z IPCC przyznał, że sprawozdania są sporządzane zgodnie z zapotrzebowaniem politycznym. Inny uczony, prof. dr Richard Lindzen z MIT’s Department of Earth, Atmospheric and Planetary Sciences zauważył, że „ostatni raport IPCC rzeczywiście prezentuje zabawny poziom niespójności.” Dodał, iż to dość niesamowite, że IPCC musi posuwać się do tak daleko idącej manipulacji, aby globalny program dotyczący ograniczenia negatywnych skutków ocieplenia klimatu, mógł być realizowany na świecie.

 

Jak by tego było mało ostatnio dwóch naukowców zajmujących się zmianami klimatycznymi przedstawiło wyniki badań, prezentujących wnioski całkiem odmienne od tych zawartych w raporcie ONZ.

 

Profesor Judith Curry z Georgia Institute of Technology i Dr Marcia Wyatt z uniwersytetu w Kolorado kwestionują pogląd naukowców związanych z oenzetowskim panelem dot. tego, że nasza planeta stale się ociepla z powodu emisji gazów cieplarnianych. Dowodzą one, że istniejące oenzetowskie modele symulacji klimatycznych nie przystają do rzeczywistości. Wyatt i Curry podkreślają, że 17 rok z rzędu nie obserwuje się wzrostu temperatury i ten trend może utrzymać się nawet całe dziesięciolecia. Uczone dowodzą, iż nie docenia się naturalnych cyklicznych trendów pogodowych, a skutki emisji gazów cieplarnianych są znacznie przesadzone. Ekspertki badały dane atmosferyczne, oceaniczne i pokrywy lodowej od 1900 r.

Zaobserwowały, że aktualne temperatury są niższe niż prognozował panel ONZ. Napisały, że „obecne modele klimatyczne są zbyt deterministyczne. Skupiają się na skutkach, a nie na naturalnej wewnętrznej zmienności związanej z nielinearnym oddziaływaniem atmosfery”.

Jak w przypadku neodarwinowskiej teorii ewolucji – zgodnie z którą człowiek i wszechświat jest dziełem przypadku (sic!) – tak samo w dziedzinie nauki poświęconej klimatowi jest znaczna grupa uczonych, którzy dystansują się od teorii globalnego ocieplenia, forsowanej przez oenzetowski panel i byłego wiceprezydenta USA, Ala Gore’a, który za lansowanie tej teorii dostał Nobla. W 2011 r. było to ponad 1000 osób. Uczeni tacy jak np. fizyk Robert Austin z Princeton University wprost mówią, że to co prezentuje IPCC jest „oszustwem i nie ma nic wspólnego z nauką”.
Zwolennikom globalnego ocieplenia zarzuca się także, że realizują interesy pewnych grup biznesowych i określonych państw, propagujących rozwój energetyki jądrowej.

Kto ma rację w tym sporze okaże się za pewien czas. Póki co możemy obserwować dyskurs odbywający się pomiędzy poróżnionymi uczonymi.

W tym czasie, kiedy na Stadionie Narodowym odbywać się będzie kosztowna impreza zwolenników globalnego ocieplenia, 21 listopada – skromnym nakładem środków – w Auli im. Roberta Schumana w Auditorium Maximum Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie przy ul. Wóycickiego 1/3 rozpocznie się anty-szczyt. Wezmą w nim udział naukowcy związani z Committee For A Constructive Tomorrow (CFACT) i European Institute for Climate and Energy (EIKE). Organizatorami tej konferencji są Instytut Edukacji Społecznej i Religijnej im. Ks. Piotra Skargi oraz Sekcja Doktorancka Koła Naukowego Myśli Politycznej i Prawnej UKSW w Warszawie.

 

Agnieszka Stelmach

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij