30 czerwca 2014

Polską rządzi postsowiecka żulia

(Maciej Biedrzycki/FORUM )

Duch Polaków jest dobry i coraz bardziej się odradza. Duch postpolaków i postpeerelowców jest nihilistyczny, moczarowsko-knajacki – mówi w rozmowie z PCh24.pl prof. Marek Jan Chodakiewicz, historyk, publicysta, wykładowca w waszyngtońskim Instytucie Polityki Międzynarodowej.

 

Czy świętował Pan ćwierćwiecze naszej wolności?

Wesprzyj nas już teraz!

– Nie mam zwyczaju świętować fałszu, a to były sfałszowane wybory. Można być w ciąży tylko trochę, częściowo?


Nie.

– No właśnie, nie spotkałem nigdy żadnej kobiety, która byłaby częściowo w ciąży. Więc nie świętowałem, bo nie było czego. To był pewien znak, pewien krok milowy, można nawet powiedzieć, że takie nastały czasy, że na różne rzeczy można się było zgadzać, ale z powodów pryncypialnych nie dało się udawać, że wtedy doszło do demokratycznych wyborów. W tym momencie, w 1989 r. demokracja jawiła się tutaj niemalże jako świętość, jako wynalazek, który załatwi wszelkie problemy. To łgarstwo z 4 czerwca 1989 roku zdemobilizowało ludzi. Nie dość więc, że było to fałszerstwo i dezinformacja, to jeszcze trucizna. Z czego więc miałem się cieszyć? Pan się cieszył?

Nie, chciałem Pana trochę sprowokować.

– Ja się tak pytam, ludzie cieszą się z różnych rzeczy.

Władze, oficjalne czynniki oraz media kazały nam świętować, ale akurat wokół 4 czerwca miały miejsce dwa znamienne wydarzenia – symptomatyczne dla tego ćwierćwiecza i dobrze podsumowujące III RP, mianowicie państwowy pogrzeb Wojciecha Jaruzelskiego oraz afera taśmowa. 

– Taki właśnie pogrzeb Jaruzelskiego – z państwowym ceremoniałem – oznacza, że PRL trwa. Czyli mamy transformację, a nie niepodległość. Jeżeli zaś chodzi o taśmy, pokazują one, że Polską rządzi postsowiecka żulia, urki. Oligarchowie w Rosji, na Ukrainie i gdzie indziej posługują się dokładnie takim samym knajackim językiem. Jednocześnie są nihilistami, cynikami, ludźmi w pewnym sensie zagubionymi. Taśmy są takim fajnym zerkałkiem w serca i mózgi tych ludzi. Jest to republika koleżków.

Funkcjonuje opinia, że w Polsce nie da się uprawiać polityki partyjnej nie będąc afiliowanym przy wywiadzie któregoś z państw uznawanych za poważne. Zgadza się Pan?

– Wywiad to głównie narzędzie taktyczne. Wywiad i kontrwywiad lubi tworzyć o sobie legendę, że jest wszechpotężny i wszystkim steruje, jest wszędzie, wszystkiego słucha. Dzięki temu w Sowiecji, i tutaj  – w PRL, po wstępnym okresie terroru nie trzeba było go więcej używać. Wystarczyła pamięć o terrorze i fama o tym, że wywiad jest wszechobecny i kontroluje wszystko. Nie twierdzę, że organizacje tajne, wywiadowcze nie infiltrują. Robią to, a nawet więcej: starają się infiltrować wszystko, co można, dlatego, że chodzi o władzę.

Chciałbym panu zarekomendować książkę pt. Intelligence in War…, napisaną przez Johna Keegana, jednego z najwybitniejszych historyków wojskowości. Powiedział on: No tak, wywiad i kontrwywiad są ważne, ale jeśli duch jest silny, gospodarka potężna i armie ustawione, nie ma znaczenia, co o nas wiedzą, a czego nie wiedzą. I tak im damy łupnia!


A jeśli tego nie ma?

– Jeśli ducha nie ma, można manipulować wszystkimi jak przedszkolakami. Ale to jest już kwestia psychicznego nastawienia.

Jak Pan ocenia ducha Polaków teraz?

– Polaków duch jest dobry i coraz bardziej się odradza. Postpolaków i postpeerelowców duch jest nihilistyczny, moczarowsko-knajacki.

Jednak to ich jest na wierzchu w tej chwili.

– Ależ ich jest na wierzchu od 1944 roku! Ale dla nas jest coraz lepiej, obiektywnie rzecz biorąc. Wiem, że chcielibyśmy być górą, ale na to trzeba mieć kadry. A tych nie mamy. Potrzebujemy pracy u podstaw w getcie, tak jak „skargersi” [SKCh im. Ks. Piotra Skargi – dop. RM]. Pracuje się najpierw wewnątrz swego środowiska, trenuje samych siebie. Wszystko zaczyna się od jednostki. Jeśli będzie odnowa w duchu jednostki, to te jednostki zaczną się razem spotykać, z czasem będą kompatybilne, wówczas coś z tego wyjdzie. Ale na początku trzeba siebie doskonalić.

Jeszcze niedawno można było dostrzec w Polsce tylko pojedyncze wyspy, teraz jest ich coraz więcej.

– Tak, i w Stanach Zjednoczonych jest tak samo, natomiast z przykrością patrzę na Europę Zachodnią. Polska i Stany Zjednoczone są bardzo podobne, jeśli chodzi o kwestie wiary, uczęszczanie do kościoła czy odruchy wolnościowe w sytuacjach gdy klasa polityczna zaczyna być coraz bardziej nieznośna. Liczy się formowanie jednostek, liczy się charakter.

Do Szwajcarii przyjechał kiedyś wybitny socjolog Charles Murray, który opowiadał o amerykańskim modelu modernizacji. Przecież Ameryka wytycza wszystkim szlak, a tam nowoczesność idzie ramię w ramię z Bogiem. To denerwuje elity Europy Zachodniej, które uważają, że nie można prowadzić modernizacji i odnosić w niej sukcesów będąc równocześnie religijnym. W Ameryce tak nie ma. Więc Charles Murray mówił w Szwajcarii, że aby być silnym, móc zwalczać patologię, żeby iść naprzód, niezbędna jest w życiu społecznym tradycja, etyka, religia. Został wyśmiany, usłyszał: Ja mam samochód BMW, kochankę, oprócz apartamentu tutaj dwa domy w Portugalii i Hiszpanii, rodzinę, po co mi Bóg?


Dyktatura przyjemności rządzi prawie wszędzie, ale jeszcze nie w Ameryce. Jest tam pod tym względem coraz gorzej, ale może nie będzie tak jak w Europie Zachodniej i dojdzie do chwili buntu. Tutaj, wśród Polaków duch jest dużo lepszy niż na zachodzie Starego Kontynentu, lepszy niż nawet w Ameryce, bo Amerykanie chcą być pozostawieni sami. Organizują się, ale w gettach i trudno potem wyjść im z tych gett. Ale tutaj jest jednak duch, tyle, że jest to duch lisowczyków i towarzyszy pancernych, którzy chcieliby przyłożyć raz i mieć spokój. A tak absolutnie nie jest.

Marian Gołębiewski, Cichociemny, mój przyjaciel, jeden z moich „dinozaurów”, Marian, który był w Ruchu, ROPCiO, jeszcze zrobił bunt w 1956 roku, a w więzieniu miał dziewięć wyroków śmierci za WiN, powiedział tak: Moi koledzy z AK myśleli, że to jest bieg krótkodystansowy, a to jest bieg na całe życie. Potem mówimy: Raport – do świętego Piotra.


A my skaczemy z szablami na czołgi i co jakiś czas pozwalamy się wystrzelać…

– Większość ludzi tak ma. W Polsce może za bardzo się samobiczujemy, że to należy do naszej mentalności. Nie, po prostu wymordowano nam oficerów, hetmanów i zostali lisowczycy oraz towarzysze pancerni. Więc oni skaczą, oni nie rozumieją logistyki, nie rozumieją planów strategicznych. Chcieliby dać w dziób i potem już mieć spokój.

Ale to co Pan mówi generalnie rokuje na przyszłość pozytywnie.

– Jeżeli Pan uważa, że mamy kłopoty, zabieram pana do Tadżykistanu po mojej następnej wizycie w Polsce. Uzna Pan, że Adam Michnik to czarna sotnia! Ale proszę pamiętać, że on jest relatywnie czarną sotnią dlatego, że Pan na nim to wymusza. On musi gadać tak, jak gada, bo w naszym narodzie istnieje opór. Gdyby oporu nie było, Michnik byłby taki jak tamci w Tadżykistanie. Bezkarni zupełnie.

Ten opór się nasila.

– Nasila się, byleby nie wybuchł ślepo. Bo trzeba być przygotowanym. Plan strategiczny, kadry i czekać, aż czas nadejdzie. Wtedy jest to momentum. I wtedy na całego!


Dziękuję bardzo.

Wszystkiego najlepszego!

 

Rozmawiał Roman Motoła

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij