14 lutego 2013

Pontyfikat jeszcze nie zamknięty

(fot. st_gimp / commons.wikimedia.org, licencja cc)

11 lutego, w Święto Matki Bożej z Lourdes, Ojciec Święty Benedykt XVI ogłosił przed Konsystorzem kardynalskim i przed całym światem decyzję o abdykacji. Wiadomość ta została przez kardynałów przyjęta jako „niemal nieprawdopodobna”, „wywołująca poczucie straty”, „spadająca niczym grom z jasnego nieba” – tymi słowami zwrócił się do Papieża kardynał dziekan Angelo Sodano wkrótce po ogłoszeniu tej decyzji.

 

Jeśli tak wielkie poczucie straty stało się udziałem kardynałów, można sobie wyobrazić, jak ogromne jest w tym dniach poczucie zagubienia wśród wiernych, zwłaszcza tych, dla których Benedykt XVI stał się punktem odniesienia. Czują się oni dzisiaj w pewien sposób osieroceni, a może nawet zupełnie opuszczeni w obliczu ogromnych trudności, z jakimi zmaga się w obecnych czasach Kościół.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Mimo to jednak, hipoteza o ustąpieniu Ojca Świętego z papieskiego tronu, była rozważana już wcześniej. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Niemiec, Karl Lehmann oraz prymas Belgii, Godfried Danneels, zastanawiali się nad możliwością „dymisji” Jana Pawła II w chwili, kiedy pogorszył się stan jego zdrowia. Kardynał Ratzinger w udzielonym Peterowi Seewaldowi wywiadzie rzece z 2010 roku, zatytułowanym „Światłość świata” powiedział, że jeśli Papież zda sobie sprawę, iż nie jest już w stanie „z powodów fizycznych, psychologicznych bądź duchowych wykonywać obowiązków do niego należących, ma prawo, a w pewnych przypadkach nawet i obowiązek, abdykować”.

 

W tym samym 2010 roku, pięćdziesięciu hiszpańskich teologów podpisało się pod Listem otwartym do biskupów całego świata sformułowanym przez szwajcarskiego teologa, Hans Künga. Napisano w nim: „Sądzimy, że pontyfikat Benedykta XVI wyczerpał się. Papież jest zbyt zaawansowany wiekiem i nie posiada wystarczających kompetencji umysłowych, aby zmierzyć się z palącymi problemami Kościoła katolickiego w adekwatny sposób. Uważamy więc, z całym szacunkiem należnym jego osobie, iż powinien on ustąpić ze stanowiska.” Kiedy w 2011 i 2012 roku niektórzy dziennikarze – tacy jak Giuliano Ferrara i Antonio Socci – pisali o możliwości abdykacji Papieża, wzbudziło to jednak więcej głosów dezaprobaty niż poparcia.

 

Odnośnie prawa Papieża do rezygnacji ze sprawowania urzędu, nie ma żadnych wątpliwości. Nowy Kodeks Prawa Kanonicznego formułuje je w 2. paragrafie 332. kanonu: „ Gdyby się zdarzyło, że Biskup Rzymski zrzekłby się swego urzędu, to do ważności wymaga się, by zrzeczenie zostało dokonane w sposób wolny i było odpowiednio ujawnione; nie wymaga zaś niczyjego przyjęcia.” W artykułach 1. i 3. konstytucji apostolskiej z 1996 roku Universi Dominicis Gregis na temat sede vacante, przewidziana jest możliwość zaistnienia takiej sytuacji nie tylko w chwili śmierci Papieża, ale także w momencie złożenia przez niego ważnej decyzji o rezygnacji.

 

Historia nie zna zbyt wielu udokumentowanych przypadków abdykacji papieży. Najbardziej znany jest przypadek świętego Celestyna V, mnicha o imieniu Pietro da Morrone, wybranego w Perugii 5 lipca 1294 roku i koronowanego w Aquili 29 sierpnia następnego roku. Po pontyfikacie trwającym zaledwie pięć miesięcy, uznał za stosowne złożyć urząd, uważając się za niegodnego jego sprawowania. Przygotował zatem akt abdykacji konsultując się wcześniej z kardynałami, a następnie wydając konstytucję, w której potwierdził ważność norm określonych już wcześniej przez Grzegorza X odnośnie przebiegu kolejnego konklawe. 13 grudnia w Neapolu w obecności kolegium kardynalskiego ogłosił decyzję o abdykacji, złożył insygnia i szaty papieskie, przywdziewając strój pustelnika. 24 grudnia 1294 roku został wybrany jego następca – Benedykt Caetani. Przybrał on imię Bonifacego VIII. 

 

Ostatni – aż do dzisiaj – przypadek rezygnacji papieża ze sprawowania urzędu – miał miejsce w czasie trwania Soboru w Konstancji (1414-1418). Grzegorz XII (1406-1415), urzędujący Papież, w celu położenia kresu Wielkiej Schizmie Zachodniej (1378-1417), wysłał do Konstancji swojego pełnomocnika, Carla Malatestę, aby ogłosił on papieską wolę wycofania się ze sprawowania urzędu. Abdykacja została oficjalnie przyjęta 4 lipca 1415 roku przez zgromadzenie synodalne, zwołane w tym czasie przez antypapieża, Benedykta XIII. Grzegorz XII został wcielony do Świętego Kolegium z tytułem kardynała, biskupa Porto, pierwszego rangą po Papieżu. Zrzekł się on swojego imienia papieskiego, złożył szaty biskupa Rzymu i przyjąwszy imię kardynała Angela Correra, wycofał się do Marche jako legat papieski. Zmarł w Recanati 18 października 1417 roku.

 

W samym fakcie abdykacji nie ma zatem niczego skandalizującego: jest on zgodny z prawem kanonicznym i historycznie zweryfikowany na przestrzeni dziejów. Należy jednak podkreślić, że Papież może abdykować – i takie przypadki miały miejsce w historii – ponieważ tron papieski jest  uważany za „jurysdykcyjny urząd Kościoła”, niebędący związany nierozerwalnie z osobą na nim zasiadającą. Hierarchia apostolska sprawuje w istocie dwa rodzaje władzy połączone w tajemniczy sposób w tej samej osobie. Chodzi tu o władzę sakramentalną i prawną. (por. np. Św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-IIae, q. 39, a. 3, resp.; III, q. 6. a. 2).

 

Do obu tych władz należy realizowanie poszczególnych celów Kościoła. Każda z nich rządzi się swoimi prawami, głęboko różniącymi się od siebie. Potestas ordinis stanowi władzę powołaną do rozdzielania darów Łaski Bożej i odnosi się do sprawowania sakramentów i do wszystkiego, co wiąże się z kultem religijnym. Zadaniem potestas iurisdictionis jest natomiast zarządzanie instytucją Kościoła i poszczególnymi wiernymi.

 

Władza sakramentalna różni się od władzy prawnej nie tylko ze względu na różnicę ich natur i spraw, których dotyczą, ale także ze względu na sam sposób ich sprawowania. Władza sakramentalna jest bowiem sprawowana na drodze aktu konsekracji. Ma zatem charakter sakralny. Posiadanie potestas ordinis jest absolutnie niezbywalne, ponieważ nie jest ona przynależna urzędom czasowym. Według Kodeksu Prawa Kanonicznego, za każdym razem, kiedy osoba ochrzczona zostaje wyświęcona na diakona, prezbitera bądź biskupa, staje się nim na zawsze i żadna zwierzchność ludzka nie może anulować tej kondycji ontologicznej. Władza jurysdykcyjna nie jest natomiast niezbywalna, ale czasowa i odwoływalna. Jej urzędy, sprawowane przez odpowiednich ludzi, kończą się wraz z wygaśnięciem ich mandatu.

 

Kolejną istotną cechą władzy sakramentalnej jest jej aterytorialność, ponieważ jej stopnie hierarchiczne są zupełnie niezależne od jakichkolwiek uwarunkowań administracyjnych, przynajmniej w aspekcie ważności sprawowania sakramentów. Organy władzy prawnej, na odwrót, są zawsze umieszczone w określonej przestrzeni, a posiadanie właściwego sobie terytorium stanowi jedną z ich cech konstytutywnych. Wyjątkiem jest tutaj urząd Papieża, niepoddany żadnym ograniczeniom terytorialnym.

 

Jurysdykcja kościelna należy, iure divino, do Papieża i biskupów. Pełnię tej władzy posiada jednak jedynie Papież, na którym – jako na fundamencie – zbudowany jest cały urząd Kościoła. W nim skupia się cała władza pasterska, Kościół nie może sprawować jej niezależnie od Papieża.

 

Teologia progresywna utrzymuje natomiast, posługując się swoją interpretacją reform Soboru Watykańskiego II w dziedzinie sakramentów i charyzmatów, iż władza sakramentalna przeciwstawia się władzy na gruncie prawnym, Kościół miłosierdzia – Kościołowi prawa, a struktura episkopalna – strukturze monarchicznej.

 

Rola Papieża miałaby zostać tutaj zredukowana do pełnienia funkcji primus inter pares w kolegium biskupów, w wymiarze zaledwie etyczno-prorockim, prymacie „honorowym” w porządku „miłości”, ale już nie na gruncie władzy ani prawa. W ten właśnie perspektywie został umieszczony przez Hansa  Künga i innych projekt sprawowania pontyfikatu „czasowo” zamiast dożywotnio. Ta forma pełnienia władzy miałaby być podyktowana koniecznością odpowiedzi na szybkość zmian zachodzących w nowoczesnym świecie niosącym coraz to nowe problemy wymagające sprawnego reagowania. „Nie możemy mieć osiemdziesięcioletniego Papieża, który nie jest w pełni >>obecny<< z fizycznego i psychicznego punktu widzenia” – napisał Küng na łamach „Südwestrundfunk”. W ograniczeniu mandatu papieskiego upatruje on kroku potrzebnego do przeprowadzenia radykalnej reformy Kościoła. W myśl tej reformy rola Papieża miałaby zostać zredukowana do pełnienia funkcji przewodniczącego rady administracyjnej, kogoś w rodzaju arbitra, posiadającego u swojego boku „otwartą” strukturę kościelną – synod stały o uprawnieniach decyzyjnych.

 

Jeśli jednak uznamy, że esencję papiestwa stanowi władza sakramentalna, a nie prawna, oznacza to, iż Papież nigdy nie może abdykować. Jeśli nawet to czyni, traci wraz z tym aktem jedynie władzę najwyższą, ale nie władzę w ogóle – ta jest niezbywalna jako wywodząca się z porządku sakramentalnego. Ten, kto uznaje możliwość abdykacji Papieża, musi zarazem uznać, iż Papież wywodzi swoją summa potestas ze sprawowanej funkcji, a nie otrzymanego sakramentu.

 

Teologia progresywna zaprzecza zatem sama sobie, kiedy usiłuje ustanowić papiestwo na naturze sakramentalnej, a następnie ogłasza dymisję Papieża, która mogłaby nastąpić jedynie wtedy, kiedy jego autorytet opierałby się jedynie na władzy w jej rozumieniu prawnym. Z tego samego powodu po abdykacji Benedykta XVI nie może być „dwóch papieży” – jednego urzędującego, a drugiego „emerytowanego”, jak zostało to niewłaściwie powiedziane. Benedykt XVI powróci do swojej godności kardynała Ratzingera i nie będą mu już przynależne prerogatywy ściśle związane ze sprawowaniem urzędu papieskiego – jak na przykład nieomylność.

 

Papież może zatem abdykować. Czy jest to jednak czymś właściwym? Jeden z autorów, z całą pewnością nie należący do grona „tradycjonalistów”, Enzo Bianchi, pisał 1 lipca 2002 roku na łamach „La Stampy”: „Zgodnie z wielką tradycją kościołów wschodnich i zachodnich, żaden Papież, żaden patriarcha ani żaden biskup nie powinien abdykować jedynie dlatego, iż osiągnął on pewien wiek. Jest prawdą, iż w Kościele katolickim od około 30 lat istnieje praktykowany przez biskupów zwyczaj składania na ręce Papieża dymisji z chwilą osiągnięcia wieku 75 lat. Jest prawdą, że podporządkowują się temu wszyscy biskupi, jest także prawdą, iż zazwyczaj ich prośby są respektowane, a ich dymisje przyjmowane. Stało się to jednak praktyką dopiero od niedawna. Ustanowił ją Paweł VI, a następnie potwierdził Jan Paweł II. Nie można jednak wykluczyć, że praktyka ta może zostać w przyszłości zarzucona – po rozważeniu, czy przyniosła ona więcej korzyści, czy problemów.”

 

Norma, zgodnie z którą biskupi podają się do dymisji w wieku 75 lat, jest elementem najnowszej historii Kościoła. Wydaje się ona stać w sprzeczności ze słowami św. Pawła, dla którego Pasterz jest powołany ad convivendum et ad commoriendum» (2 Cor 7, 3), aby żyć i umrzeć u boku swoich owiec. Misja Pasterza, podobnie jak każdego ochrzczonego, kończy się nie z chwilą osiągnięcia określonego wieku czy też w momencie utraty dobrego zdrowia, ale trwa ona do śmierci.

 

Z tego punktu widzenia, jakkolwiek abdykacja Benedykta XVI wydaje się gestem usprawiedliwionym z teologicznego i kanonicznego punktu widzenia, to jednak na planie historycznym pozostaje on w absolutnym braku ciągłości tradycji i praktyki Kościoła. Jeżeli weźmiemy pod uwagę konsekwencje tego gestu, zobaczymy, iż mamy do czynienia z aktem nie tylko zwyczajnie „innowacyjnym”, ale radykalnie „rewolucyjnym” – jak zdefiniował go Eugenio Scalfari na łamach „Repubbliki” 12 lutego br.

 

Obraz instytucji papiestwa, w oczach opinii publicznej całego świata, został w istocie odarty ze swojego wymiaru sakralnego i poddany ocenie opartej o kryteria „nowoczesności”. Nieprzypadkowo na łamach „Corriere della Sera” z tego samego dnia, Massimo Franco pisze o „krańcowym, ostatecznym, nieodwołalnym symptomie kryzysu sposobu zarządzania papiestwem”.

 

Nie można tej sytuacji porównywać z przypadkiem Celestyna V, który abdykował po tym, kiedy został siłą zabrany ze swojej celi pustelniczej, ani też z przypadkiem Grzegorza XII, który złożył urząd, aby rozwiązać bardzo poważny problem Wielkiej Schizmy Zachodniej. Oba te przypadki dotyczyły spraw wyjątkowych. Z jaką jednak wyjątkową sprawą mamy do czynienia w przypadku rezygnacji Benedykta XVI? Oficjalny powód abdykacji wyrażony przez Papieża 11 lutego, wydaje się czymś raczej zwyczajnym, aniżeli wyjątkowym:

 

„Aby kierować łodzią św. Piotra i głosić Ewangelię w dzisiejszym świecie, podlegającym szybkim przemianom i wzburzanym przez kwestie o wielkim znaczeniu dla życia wiary, niezbędna jest siła zarówno ciała, jak i ducha, która w ostatnich miesiącach osłabła we mnie na tyle, że muszę uznać moją niezdolność do dobrego wykonywania powierzonej mi posługi.”

 

Nie mamy tu do czynienia z bardzo ciężką niedyspozycją, jak miało to miejsce w przypadku Jana Pawła II w ostatnich latach jego pontyfikatu. Forma intelektualna Benedykta XVI jest bardzo dobra, czego dowód stanowi jedno z jego ostatnich i najbardziej znaczących dzieł, to znaczy medytacje przygotowane dla rzymskiego seminarium. Kondycja fizyczna Papieża jest „ogólnie dobra”, co potwierdził rzecznik Stolicy Apostolskiej, Federico Lombardi. Papież mówił jednak ostatnio o „braku równowagi pomiędzy obowiązkami i problemami, z którymi musi się mierzyć a siłami, których wydaje się mu nie starczać.”

 

Każdy papież jednak, od samej chwili wyboru, doświadcza uczucia nieadekwatności, dostrzegając dysproporcję pomiędzy osobistymi zdolnościami a ciężarem zadania, do wypełnienia którego został powołany. Któż mógłby powiedzieć, iż jest w stanie podjąć o własnych jedynie siłach ciężar stania się Wikariuszem Chrystusa?

 

Duch Święty prowadzi jednak Papieża nie tylko w momencie wyboru, ale aż do śmierci, w każdej, nawet najtrudniejszej chwili jego pontyfikatu. W dzisiejszych czasach o Duchu Świętym mówi się często w sposób niewłaściwy – jak choćby wtedy, kiedy sądzi się, że daje On Swoją pieczęć każdemu aktowi i każdemu słowu wypowiedzianemu przez Papieża czy też w czasie trwania Soboru. W tych dniach stał się On jednak wielkim nieobecnym w komentarzach pojawiających się w środkach masowego przekazu i interpretujących gest Benedykta XVI jedynie na podstawie ludzkich kryteriów – zupełnie jak gdyby Kościół był jedynie instytucją wielonarodową, zarządzaną wyłącznie na bazie kryteriów skuteczności, pozbawioną jakiegokolwiek wymiaru nadprzyrodzonego.

 

Trzeba jednak postawić sobie pytanie: w trwającej dwa tysiące lat historii Kościoła, ilu było Papieży, którzy sprawowali swój urząd ciesząc się dobrym zdrowiem, nie odczuwając niedostatku sił, nie cierpiąc na rozmaite choroby i nie doświadczając każdego rodzaju prób moralnych? Dobra forma fizyczna nie była nigdy kryterium decydującym o możliwości zarządzania Kościołem. Czy tak będzie od czasów pontyfikatu Benedykta XVI?

 

Katolik nie może nie zadawać sobie tego rodzaju pytań, a jeżeli nawet ich sobie nie stawia, pojawią się one wraz z rozwojem wypadków – jak podczas najbliższego konklawe, kiedy to wybór następcy Benedykta w sposób nieuchronny zostanie zorientowany na kardynała młodego i cieszącego się pełnią sił, które pozwolą mu zmierzyć się z poważną misją, jaka przed nim stanie. Istotą problemu są natomiast „sprawy najwyższej wagi dla życia wiary”, o których mówił Papież i które mogły stać się przyczyną sytuacji „bezkrólewia”, w jakiej wydaje się dzisiaj znajdować Kościół.

 

Byłoby czymś nieostrożnym uznanie pontyfikatu Benedykta XVI za „zakończony” i rozpoczęcie jego przedwczesnego „podsumowania”, przed upływem daty jego faktycznego końca, ogłoszonej przez samego Papieża – tj. 28 lutego 2013 r. – daty, która mocno zaznaczy się w historii Kościoła. Zarówno przed jej upływem, jak i potem, Benedykt XVI może stać się bohaterem nowych i nieprzewidzianych scenariuszy. Papież rzeczywiście ogłosił swoją abdykację, ale nie zapowiedział milczenia. Jego wybór przywraca mu wolność, której czuł się być może pozbawiony. Co powie i co zrobi Benedykt XVI bądź kardynał Ratzinger w najbliższych dniach, tygodniach i miesiącach? A przede wszystkim – kto i w jaki sposób przeprowadzi łódź Piotrową przez nowe burze, które bez wątpienia ją czekają?

 

 

Roberto de Mattei

Tłum. Agnieszka Żurek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij