31 października 2019

Prawdziwy dzień zwycięstwa stojących przed tronem i przed Barankiem

(Jan van Eyck [Public domain])

Dzisiejszy świat jawi się jako pogrążony w ciemnościach. Mrok bije nie tylko ze spowitych smogiem ulic wielkich miast, lecz i z ludzkich twarzy. Jesienna aura potęguje poczucie smutku i przygnębienia. Uroczystość Wszystkich Świętych przypomina jednak, że raj nie został bynajmniej utracony na zawsze; że czeka nas ziemia obiecana.

 

Każde działanie to próba poprawy losu – pójście do pracy, zjedzenie obiadu, spotkanie ze znajomymi. W pogoni za szczęściem miotamy się po omacku, nieraz kręcąc się w koło.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Jedni spełnienia upatrują w pogoni za pieniędzmi. Te wiążą się z poczuciem sprawstwa, podnoszą ego, dają przekonanie o władzy. Pozwalają też zaspokoić stricte materialne potrzeby. Dążenie do poprawy swego bytu to rzecz naturalna i uzasadniona – co jednak potem? Co, gdy uda się już zaspokoić aspiracje – nabyć piękny dom, samochód czy czego jeszcze dusza zapragnie? Czy człowiek stanie się spełniony i niczego więcej nie zapragnie? Wolne żarty.

 

Wielu spełnienia szuka w sławie, zaszczytach, uznaniu – co zauważył już święty Tomasz. Od jego czasów niewiele się zmieniło. Który aktor nie marzy w skrytości ducha o stanięciu na oskarowej gali? Jaki literat nie pragnie Nobla? A czyż badacz nie pożąda tytułów profesorskich, dowodów szacunku studentów, tudzież innych wyróżnień? Marzenia innych są skromniejsze – ale sprowadzają się do tego samego. Byle tylko moi domownicy docenili mą harówkę – a byłabym/byłbym szczęśliwy – mawiamy. Cóż jednak zmieni osiągnięcie tych celów? Czy zapewni nam pokój serca? Bynajmniej! Nie istnieje nic mniej stabilnego od ludzkiego uznania. Wszak nasz Pan oklaskiwany w Niedzielę Palmową, kilka dni później wydany został przez tych samych ludzi na krzyż. Jeśli zatem coś spełni pragnienia ludzkie, to z pewnością nie uznanie innych.

 

Może spełnienie znajdziemy we władzy? Czyż nie jest radością, gdy inni naginają się do naszych pragnień? A ile dobra można wówczas uczynić! Z tego przekonania wychodzi zapewne wielu dążących za wszelką cenę do wygranej w ostatnich wyborach. Czy już osiągnęli szczęście? A czy zdobyli je dyktatorzy wyposażeni we władzę absolutną – na przykład Kim Dzong Un, Stalin, Hitler? Czy może raczej grozi im paranoja? Posiadają „wszystko”, więc oczy wszystkich wpatrzone są w nich. Iluż chce zająć ich miejsce! A ilu się zbuntować! Zatem nikomu ufać nie warto – sądzą. A przecież tyran, pogrążony w niewoli swych lęków i namiętności to najnieszczęśliwszy z ludzi – zauważał już Platon w „Państwie”.

 

Wielu z kolei górnolotnie wskazuje na ludzką przyjaźń jako źródło prawdziwej radości. Chodzi o przyjaźń nie dla korzyści, nie dla przyjemności samej, lecz wynikającą z pragnienia dobra druha. Wzajemne wsparcie pomaga znosić wiele trudów. Co jednak jeśli przyjaciel odejdzie, wyjedzie, albo zdradzi? Pismo Święte nie pozostawia złudzeń – ludzka przyjaźń nie wystarczy: „to mówi Pan: Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce” [Jr 17,5].

 

Wielu zdających sobie z tego sprawę, poszukuje spełnienia w ziemskich ideologiach. Poświęcenie dla ludzkości, klasy robotniczej, środowiska. Cóż wznioślejszego? – chciałoby się zapytać. Iluż to ludzi poświęciło swe najlepsze lata, zdrowie, życie, oddając się na służbę ziemskim ideologiom. Niestety, próżny ich wysiłek. Raju na ziemi nie zbudowali, a często po prostu zmarnowali ten czas służąc niewłaściwemu panu.

 

Skoro te wszystkie ziemskie aspiracje nie wystarczają, to cóż da nam szczęście? Odpowiedzi szukajmy w „Wyznaniach” świętego Augustyna. „Stworzyłeś nas Panie skierowanych ku sobie i niespokojne jest serce nasze, póki w Tobie nie spocznie” – pisał biskup Hippony. Nic dodać, nic ująć. Ale łatwiej powiedzieć, trudniej wykonać. Oto listopadowa uroczystość przypomina, że nie tylko wspomniany doktor Kościoła, ale i rzesze innych bezimiennych dla nas ludzi naprawdę osiągnęły pokój serca w Bogu. Niczym Odys do masztu, przywiązali się do Chrystusa i ominęli syreni śpiew fałszywych rozkoszy.

 

Dzień Wszystkich Świętych to czas wspomnienia zwycięstwa wszystkich wiedzących, że ostateczne szczęście znajdziemy tylko w Panu Bogu. Tak, to im należy przyznać rację – bez względu na to czy posiadali przy okazji władzę, pieniądze, sławę i uznanie czy też pełzali po ziemi niczym robak.  Z perspektywy wieczności liczy się tylko jedno – w dobrych zawodach wystąpili, bieg ukończyli, wiary ustrzegli [zob. 2 Tm 4;7].

 

To dzień święta dla wszystkich należących do wielkiego tłumu, niemożliwego do zliczenia „z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków”, stojących „przed tronem i przed Barankiem. Odziani są w białe szaty, a w ręku ich palmy. I głosem donośnym tak wołają: Zbawienie u Boga naszego, Zasiadającego na tronie i u Baranka” [Ap 7,9].

 

Oni już zwyciężył. Już „wyszli z wielkiego ucisku”. Pokazują nam, nędznym, wahającym się ludziom Kościoła wojującego jedyne źródło trwałego szczęścia. Boga Żywego.

 

Marcin Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij