7 lutego 2018

Prof. Marek Kornat: nie możemy ulec, musimy bronić naszej wiary!

Amoris laetitia jest wytworem dążeń rozmaitych środowisk, które usiłują wykorzystać kryzys w Kościele, aby przeprowadzić rewizję dotychczasowego nauczania Kościoła w dziedzinie moralnej. Z przyczyn mi osobiście nieznanych papież Franciszek zdaje się ulegać tym tendencjom”, mówi w rozmowie z portalem PCh24.pl prof. Marek Kornat – historyk i uczestnik akcji Polonia Semper Fidelis.

 

Czy przyczyną obecnego kryzysu w Kościele Katolickim jest adhortacja „Amoris laetitia”, czy może dokument papieża Franciszka jest skutkiem kryzysu, który rozpoczął się już wcześniej?

Wesprzyj nas już teraz!

Zdecydowanie opowiadam się za drugą opcją. „Amoris laetitia” jest wytworem dążeń rozmaitych środowisk, które usiłują wykorzystać kryzys w Kościele, aby przeprowadzić rewizję dotychczasowego nauczania Kościoła w dziedzinie moralnej. Z przyczyn mi osobiście nieznanych papież Franciszek zdaje się ulegać tym tendencjom.

 

„Amoris laetitia” i zawarte w niej treści dowodzą, że mamy do czynienia raczej z kolejnym krokiem w pewnym ciągu zdarzeń niż z oderwanym od rzeczywistości wypadkiem.

 

Kiedy więc rozpoczął się obecny kryzys?

Moim zdaniem jego początek trzeba go lokować w czasach Soboru Watykańskiego II, który miał przynieść uspokojenie. Stało się jednak coś zupełnie odwrotnego.

 

Papież Jan XXIII zwołując Sobór Watykański II powiedział, że należy przełamać bariery pomiędzy chrześcijaństwem a światem współczesnym. Właśnie dlatego wtedy to padło z jego ust słynne hasło „accomodata renovatio”, czyli w dosłownym tłumaczeniu „przystosowana odnowa”.

 

Sobór Watykański II nie przyniósł jednak żadnej odnowy, tylko pogłębienie podziałów i ciężkie perturbacje, które trwają już ponad pół wieku. W pewnym momencie zorientował się co do tego papież Paweł VI. Niestety zrobił on jednak bardzo niewiele, aby znaleźć jakieś remedium na te katastrofalne przeobrażenia w Kościele.

 

Na co odpowiedzią miał być Sobór Watykański II?

Tego szczerze mówiąc nie wie nikt. Był on zwołany pod hasłem reform udoskonalających czy też dostosowujących duszpasterstwo do aktualnej sytuacji na świecie.

 

Niestety sporządzony przed rozpoczęciem soboru plan w postaci dezyderatów i projektów komisji przygotowawczej został już w pierwszej fazie obrad obalony i udaremniony, a zgromadzenie biskupów przekształciło się w posiedzenia oparte przede wszystkim na poszukiwaniu konsensusu między obozem postępu i zachowawczym pod  opieką czterech moderatorów (mianowanych przez Pawła VI), z których trzech było rzecznikami wielkich zmian.

 

Podjęte zostały ruchy mające na celu wypracowanie nowych rezolucji doktrynalnych. Pamiętajmy, że na sali obrad znajdowało się 2500 biskupów. W związku z powyższym ustalenie czegokolwiek było niezwykle trudne i dlatego też dzisiaj możemy z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że wszystkie uchwały Soboru Watykańskiego II były owocem kompromisu, a jako owoc tego kompromisu podlegały późniejszej interpretacji przez kurię rzymską.

 

W materii takiej jak ekumenizm, czy prawo kanoniczne wszyscy papieże posoborowi coraz szerzej otwierali drzwi na znane i pojawiające się „nowości”. Zupełnie inaczej było jednak dziedzinie moralnej.

 

Papieże Paweł VI i Jan Paweł II w sposób stanowczy ukrócili wszelką dyskusję. Mam tu na myśli dwa wiekopomne dokumenty, czyli „Humanae vitae” papieża Pawła VI, który ma rangę encykliki i adhortację „Familiaris consortio” papieża Jana Pawła II. Dokumenty te utrzymały, zachowały i potwierdziły z całą powagą Kościoła dotychczasowe nauczanie etyczne.

 

Pozwoliłbym sobie posłużyć się tutaj słynnym już określeniem pani profesor Jadwigi Staniszkis o „rewolucji samoograniczającej się”. To właśnie za sprawą Pawła VI i Jana Pawła II dokonało się pewne samoograniczenie rewolucji posoborowej w materii nauki moralnej. Teraz jednak komuś to przeszkadza. Ktoś próbuje przeprowadzić rewolucję do końca. Krótko mówiąc: ktoś stale powtarza hasło o „potrzebie dokończenia rewolucji”.

 

Kiedy słyszę bądź czytam niektórych „postępowych” i „liberalnych” teologów albo hierarchów, to takie przekonanie, wydaje się być coraz bardziej uzasadnione. Widać wyraźnie, że w stosunku do Ojca Świętego i Kościoła płynie wezwanie, aby dokończono rewolucję. Jest to bardzo przygnębiające, ponieważ historia i wyobraźnia podpowiadają nam najgorsze scenariusze, jak to wszystko może się skończyć.

 

Jak to się stało, że nauka moralna stała się przedmiotem targów politycznych, co obserwowaliśmy m.in. podczas synodów papieża Franciszka?

Wszystkie sobory i synody podejmowały decyzję większością głosów. Problem polega na tym, że niektóre rzeczy nie podlegają jakiejkolwiek dyskusji ani tym bardziej głosowaniom. Czy wyobraża sobie Pan sytuację, że biskupi głosują nad utrzymaniem lub zniesieniem V lub VII przykazania?

 

Nie.

No właśnie! W związku z powyższym rzeczywiście mamy do czynienia z jakimś novum, które zatacza coraz szersze kręgi. Sprawa jest niezwykle skomplikowana. Dokument, o którym rozmawiamy ustanawia furtkę do obejścia dotychczasowej nauki Kościoła. Teraz są dwie możliwości: uznajemy, że „Amoris laetitia” jest częścią nauczania Kościoła i może podważyć fundamentów wszystkie dotychczasowe fundamenty, albo uznajemy, że nią nie jest i fundamenty pozostają nienaruszone.

 

Niektóre episkopaty podjęły już niestety decyzję, że opowiadają się za tą pierwszą opcją. W oczach każdego katolika grozi niezwykłym niebezpieczeństwem utraty jedności nauczania w Kościele, ponieważ swoboda interpretacji adhortacji „Amoris laetitia” daje duchownym i świeckim katolikom możliwość dowolnego nauczania moralnego, a co za tym idzie: zniesienie jedności doktryny katolickiej.

 

Jakie mogą być tego skutki?

Mówiąc najdelikatniej: tragiczne. Ksiądz niemiecki może być bowiem patriotą niemieckim, ksiądz polski patriotą polskim – tak było od zawsze w Kościele. Zawsze jednak nauczali oni tego samego w dziedzinie dogmatów wiary i moralności. Jak mówi św. Wincenty z Lerynu: semper idem (zawsze tak samo). W tej chwili mamy do czynienia z całkowitą dowolnością. Każdy może pewnego dnia oświadczyć, że przyjmuje słowa „Amoris Laetitia” i udziela komunii świętej rozwodnikom żyjącym w nowych związkach. Jest to novum, jakiego świat do tej pory w Kościele nie widział.

 

Czy do tego novum możemy zaliczyć również słynny „polski podział” na „Kościół Łagiewnicki” i „Kościół Toruński”?

Podział ten został stworzony na potrzeby publicystyczne przez pewnego zbankrutowanego polityka, który reklamował się jako „premier z Krakowa”.

 

Śledzę sytuację w Kościele od momentu wyboru kardynała Karola Wojtyły na tron papieski. Miałem wtedy 8 lat i nie przypominam sobie, żeby od 1978 roku do czasów obecnych jakikolwiek ksiądz odważył się publicznie powiedzieć, że jest zwolennikiem aborcji, związków homoseksualnych czy też obejścia VI przykazania Dekalogu.

 

Nie zmienia to jednak faktu, że jeżeli sprawy będą rozwijać się zgodnie z „duchem postępu”, to już niedługo ten „podział publicystyczny” na „Kościół Łagiewnicki” i „Kościół Toruński” stanie się rzeczywistością i walka o nasze zbawienie, która jest misją Kościoła, zejdzie na plan dalszy. Może okazać się, że wierność Ewangelii również w Polsce będzie postrzegana przez „postępowych” przedstawicieli Kościoła jako przejaw ekstrawagancji i naiwności.

 

Kościół przez wieki był ostoją Tradycji, spokoju i niezmienności i właśnie dlatego przez stulecia przyciągał do siebie wiernych. Dlaczego niektórzy uznali, że trzeba to porzucić i modernizować Kościół zgodnie z duchem czasu i dostosowywać Go do najważniejszych światowych trendów?

Nie jestem w odpowiedzieć na to pytanie. Mogę za to powiedzieć, że tego typu postawa nie stanowi lekarstwa na przezwyciężenie obecnych trudności Kościoła.

 

Zamiast trwać przy wspaniałej liturgii trydenckiej, która porywała i nadal porywa miliony ludzi, postanowiono eksperymentować i wszystko zmieniać podając jako powód „pragnienie przyciągnięcia do Kościoła człowieka nowoczesnego”. To błędne mniemanie uwiodło wielu ludzi Kościoła i w mojej ocenie, stąd to nieustanne eksperymentowanie i podążanie ku zmianie za wszelką cenę.

 

Tego typu zabiegi potępił w kolosalnie ważnej encyklice o liturgii „Mediator Dei” papież Pius XII. Ojciec święty napisał w niej, że trzeba trzymać się postawy, która sprowadza się do akceptacji zmiany, ale tylko wtedy, gdy jest ona absolutnie konieczna. Natomiast, kiedy zmiana jest robiona dla samej zmiany to jest to błąd, żeby nie powiedzieć tragedia. 

 

Co Pana zdaniem mogą zrobić świeccy katolicy, żeby przezwyciężyć trwający kryzys?

Musimy myśleć niezależnie od dyskursu kół postępowych, które nauczają na konto Kościoła. Trzeba się od nich uwolnić i trzymać się tradycji i niezmiennego nauczania Kościoła. Nie możemy ulec, musimy bronić naszej wiary! Te słowa dokładnie powiedział jeden z czterech kardynałów, którzy odważyli się zwrócić uwagę Franciszka I na wątpliwości wokół Amoris laetitia, tj. Carlo Cafarra. I to był testament tego zmarłego niedawno pasterza.

 

Musimy jednak również pamiętać, że nie jesteśmy protestantami i nie możemy narzucać czegoś pod przymusem. Protestantyzm na tym właśnie polega! Świeccy organizują bunt i rewolucję przez co występują przeciwko Kościołowi, w imię jakieś własnej wizji.

 

My tak postępować nie możemy, ale nie wolno nam również poddać się „progresywistycznym autorytetom” wewnątrz Kościoła wyznającym wiarę w „postęp” a nie w Boga i tradycję. Tutaj musimy być bardzo konsekwentni.

 

Czy dlatego podpisał się Pan pod akcją Polonia Semper Fidelis?

Dokładnie tak! Tylko stanowczy głos katolików świeckich może zwrócić uwagi polskich pasterzy na potrzebę zajęcia stanowiska w sprawie „Amoris Laetitia”.

 

Poza tym żyjemy w świecie globalnym, w którym mamy błyskawiczny przepływ informacji. Polski katolik bardzo szybko dowiaduje się o tym, co dzieje się „na zewnątrz” i wie, że w wielu zagranicznych kościołach lokalnych przyjmowane są uchwały episkopatu postanawiające coś, co jest sprzeczne z dotychczasowym nauczaniem moralnym Kościoła.

 

W tych warunkach potwierdzenie nauczania o małżeństwie jest oczekiwanym krokiem ze strony naszego Episkopatu, który może przynieść najlepsze owoce nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Tylko tyle i aż tyle.

 

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Tomasz D. Kolanek

 

Wciąż można dołączyć do grona Polaków wiernych Chrystusowemu nauczaniu o małżeństwie i rodzinie, jakie przez wieki potwierdzali kolejni papieże, z naszym rodakiem, św. Janem Pawłem II włącznie. Aby tego dokonań i podpisać się pod apelem w ramach kampanii Polonia Semper Fidelis, należy kliknąć TUTAJ:

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij