Na niemieckiej scenie politycznej głębokie zawirowania. Najstarsza i największa partia, socjaldemokratyczna SPD straciła przewodniczącą, a w sondażach błyskawicznie pikuje w dół. W siłę rosną Zieloni i nie ukrywają, że mają wielki apetyt na władzę.
Wydawałoby się, że każdy doświadczony polityk marzy o przejęciu władzy w swojej partii. Nie jest to jednak prawdą w odniesieniu do Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD). Najstarsze i najliczniejsze pod względem ilości członków niemieckie ugrupowanie zmaga się właśnie z gigantycznymi trudnościami. Czołowi politycy formacji odżegnują się od gotowości kierowania nią. Dominuje brak wiary w to, że SPD jest jeszcze w stanie odbić się od dna.
Wesprzyj nas już teraz!
SPD została założona w 1863 roku. Zarówno przed wojną, jak i po wojnie wielokrotnie odgrywała w Niemczech kluczową rolę polityczną. Ostatnim kanclerzem z ramienia popularnych „Towarzyszy” był w latach 1998-2005 Gehrard Schröder. Za rządów kanclerz Angeli Merkel partia w większości kadencji współrządzi krajem w ramach tak zwanej „wielkiej koalicji” z CDU/CSU. Także dziś SPD ma w rządzie sześć ministerstw, w tym kluczowy resort finansów. To formacja o historycznie rzecz biorąc olbrzymim znaczeniu.
Mało brakowało a po ostatnich wyborach socjaldemokracja do rządu nie weszła. W głosowaniu z września 2017 roku SPD zyskała jedynie 20,5 proc. głosów – najmniej w swojej powojennej historii; Merkel przez kilka tygodni próbowała zmontować koalicję bez SPD, co jednak ostatecznie się nie powiodło.
Gdyby wybory odbywały się dziś, SPD mogłaby przepaść z kretesem. Najnowsze sondaże dają socjaldemokratom zaledwie od 12 do 16 procent. To absolutnie tragiczny wynik w przypadku partii, która ma w całym kraju… ponad 500 tysięcy członków! Sondaże nie kłamią: w wyborach do Parlamentu Europejskiego SPD otrzymała tylko 15,8 proc. głosów, tracąc w stosunku do poprzedniej elekcji europarlamentarnej aż 11,5 proc. poparcia.
W efekcie z funkcji przewodniczącej ustąpiła Andrea Nahles, dynamiczna 49-latka. Partią kierowała niewiele ponad rok. Jej poprzednik, popularny acz kontrowersyjny Martin Schulz, kierował ugrupowaniem niemal tak samo krótko, ustępując na początku roku 2018, zaraz po słabym wyniku w wyborach do Bundestagu.
Władzę partii przekazano tymczasowo w ręce triumwiratu komisarzy – premier Nadrenii-Palatynatu Malu Dreyer, premier Meklemburgii-Pomorza Przedniego Manueli Schwesig oraz Thorstenowi Schäfer-Gümbel. Dreyer i Schwesig zapewniły, że w żadnej mierze nie chcą przejmować w SPD władzy; Schäfer-Gümbel już kilka miesięcy temu ogłosił, że wycofuje się z polityki. Póki co ewentualność pokierowania partią stanowczo wykluczył też obecny minister finansów Olaf Scholz, który komisarycznie rządził SPD po rezygnacji Schulza w 2018 roku. Najpoważniejsi gracze nie chcą zostawać kapitanami tonącego okrętu.
W partii panuje więc wielkie bezhołowie i nie wydaje się, by formacja była w stanie wyłonić silnego lidera, który pozwoli wyjść na prostą. Problem bowiem w tym, że SPD potrzebuje prawdziwego cudotwórcy.
Upadek spod znaku SPD wiąże się z wielkim znużeniem Niemców taką twarzą lewicy. Partia od lat stopniowo porzucała wizerunek partii robotników i zacierała swoją radykalnie socjalistyczną tożsamość. Długo okazywało się to skuteczne i socjaldemokraci rządzili lub współrządzili krajem z poparciem wielu wyborców centrowych. Przełom przyniósł kryzys migracyjny. Zarówno CDU/CSU jak i SPD, jako ugrupowania odpowiedzialne za wielki chaos związany z wpuszczaniem islamskich mas do kraju, zaczęły tracić popularność. Chadecy nie mają wszakże zbyt ostrej konkurencji. Prawicowa Alternatywa dla Niemiec jest dla wielu centrowych Niemców zdecydowanie zbyt radykalna, by byli gotowi oddać na nią swój głos; partia jest popularna głównie na wschodzie kraju, w landach dawnego bloku komunistycznego. Na Zachodzie AfD nie potrafi się przebić. Stąd, choć CDU/CSU traci, to spadek jej popularności nie jest aż tak dramatyczny. Inaczej jest z SPD. Jej główny konkurent to Zieloni. Partia ta kreuje się na lewicę nowoczesną, grając przede wszystkim tematem ekologii – a to kwestia absolutnie kluczowa dla wielu wyborców, zwłaszcza na bogatym zachodzie kraju. Polityka klimatyczna, odnawialne źródła energii, ekologiczny styl życia – to tematy, które autentycznie poruszają wielu wyborców i dotyczą bezpośrednio ich życia.
Zieloni są także nieskompromitowani udziałem w kryzysie migracyjnym, jawią się więc wielu jako partia świeża – choć na niemieckiej scenie politycznej są obecni już prawie 40 lat. Ugrupowanie nie ukrywa, że ma nadzieję stać się nową Volkspartei – partią dla wszystkich, która przejmie rolę nie tyle SPD, co raczej CDU/CSU i będzie naturalnym wyborem dla przeciętnych obywateli.
Problem w tym, że Zieloni, oprócz kwestii ekologicznych intensywnie promują też rewoltę seksualną ‘68 roku i całą agendę cywilizacji śmierci. Są zadeklarowanymi przeciwnikami rodziny, małżeństwa czy ochrony życia; na sztandarach wypisali ideały neomarksistowskiej szkoły frankfurckiej. Ich ewentualne dojście do władzy w rządzie federalnym musi oznaczać nieuchronną katastrofę. Nie ma w Niemczech drugiej partii tak groźnej i tak lewicowo zamordystycznej.
Nieskrywane już nadzieje Zielonych na przejęcie władzy w kraju mają, niestety, duże szanse powodzenia. W wyborach do Parlamentu Europejskiego partia zdobyła bowiem aż 20,5 proc. głosów. Na początku czerwca jedna z renomowanych pracowni ogłosiła sondaż, który daje temu ugrupowaniu aż 27 proc., a to oznacza, że Zieloni wyprzedziliby CDU/CSU! Niemcom antychrześcijański program partii nie przeszkadza; oporów nie budzi też fakt, że w latach 80. wielu członków Zielonych angażowało się w ruch pedofilski, nawołując do legalizacji seksu z dziećmi. Co ciekawe, partii nie krytykuje nawet Kościół katolicki; niemieccy biskupi bardzo często atakują antyimigrancką AfD za jej kurs wobec uchodźców, ale względem Zielonych zachowują pełne umiarkowanie. Ich reprezentanci są regularnie zapraszani na katolickie imprezy i wydarzenia.
Do kolejnych wyborów do Bundestagu jeszcze dwa lata. Wydarzyć może się wiele, ale szanse na to, że nowym kanclerzem Niemiec zostanie Zielony dziś wydają się duże. Bo to, że partia wejdzie do rządu i zyska wpływ choćby na politykę kulturową, wydaje się wprost przesądzone. I nie zabezpieczy przed tym nawet chadecja, bo politycy CDU już na poziomie landowym udowodnili, że są w stanie zgodzić się na tak, zdawałoby się, egzotyczny mariaż.
Paweł Chmielewski