28 kwietnia 2017

Raport o „islamofobii” w Polsce, czyli jak powoli wprowadzać prawo szariatu

(FOT.REUTERS/Michael Buholzer/FORUM)

Turecka Fundacja ds. Badań Politycznych, Ekonomicznych i Społecznych (SETA) od dwóch lat publikuje raporty na temat tzw. islamofobii w Europie. Zarówno w pierwszej edycji opracowania – za 2015 rok, jak i w najnowszej (2016) portal PCh24.pl oraz dwumiesięcznik „Polonia Christiana” zostały wymienione jako media przyczyniające się do szerzenia „islamofobii”.

 

Po co właściwie powstaje ten raport? SETA przedstawia się jako instytut badawczy non-profit, zajmujący się „innowacyjnymi badaniami na temat aktualnej, dokładnej wiedzy oraz analiz w dziedzinie polityki, gospodarki i społeczeństwa”, aby informować decydentów i obywateli o zmieniających się warunkach politycznych, gospodarczych, społecznych oraz kulturowych.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Portal Euroislam.pl, również wymieniony jako islamofobiczny, podaje, że SETA „jest to think tank założony przez tureckich islamistów, którego podstawową działalnością jest wspieranie rządu AKP poprzez analizy, ale także przez uzasadnianie działań dążącego do islamistycznej dyktatury prezydenta Erdogana”.

 

Siyaset, Ekonomi ve Toplum Araştırmaları Vakfı (SETA) powstała w roku 2006, po umocnieniu pozycji Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) i jest kojarzona z Recepem Tayyip Erdoganem. Założycielem i dyrektorem SETA do 2009 roku był islamski teolog Ibrahim Kalın, obecnie sekretarz generalny prezydenta Turcji. Dyrektorem zarządzającym fundacji prowadzącej biura w Ankarze, Stambule, Kairze i Waszyngtonie, jest Burhanettin Duran, który propaguje wdrażanie zasad islamskiego prawa szariatu w życiu publicznym. Zrezygnował z pracy na stołecznym Uniwersytecie Sehir w proteście przeciwko decyzji nowego rektora, który nie chciał wpuszczać na uczelnię kobiet w burkach.

 

SETA prowadzi także działalność antykurdyjską. Pod koniec 2016 roku jej filia w Waszyngtonie podjęła starania, by prezydent elekt Donald Trump uznał syryjską Kurdyjską Unię Demokratyczną (PPYD) za organizację terrorystyczną.

 

Polską część najnowszego raportu na temat islamofobii opracował dr Konrad Pędziwiatr. Według portalu Euroislam.pl, dokument „jest również kolejnym narzędziem polityki zagranicznej i wewnętrznej władz tureckich”. Prezydent Erdogan wykorzystuje „poczucie prześladowania i niechęci wobec muzułmanów” do umacniania islamistycznej tożsamości oraz budowania poparcia dla partii AKP.

 

SETA ma ambicje wpływania na decyzje polityków europejskich i pełnienia funkcji forum dialogu międzynarodowego, po to, by Europa pozostała tzw. społeczeństwem otwartym, inkluzywnym, wciąż chętnie przyjmującym imigrantów. Turecki think tank chce także, dzięki rosnącej liczbie tureckich imigrantów, wywierać coraz większy wpływ na lokalne wybory w poszczególnych państwach.

 

W raporcie na temat rzekomej islamofobii w 2015 roku Enes Bayrakli i Farid Hafez – odpowiedzialni za redakcję opracowania – napisali, że „antyislamski rasizm stwarza coraz większe zagrożenie dla demokratycznych podstaw europejskich konstytucji i ładu społecznego, jak również współistnienia różnych kultur w całej Europie”. Dlatego, zdaniem autorów, poszczególne podmioty, zarówno organizacje jak i państwa czy społeczeństwa obywatelskie, powinny uznać powagę tej kwestii i opracować konkretne strategie mające na celu przeciwdziałanie islamofobii.

 

Europejski Raport Islamofobii (EIR) wyróżnia, na tle innych tego typu opracowań przygotowanych przez rozmaite organizacje korzystające z funduszy miliardera George’a Sorosa, opis występujących w krajach Europy Wschodniej postaw – w przekonaniu autorów – islamofobicznych.

 

Jak turecka fundacja definiuje islamofobię?

Chociaż do tej pory nie ma powszechnie przyjętej definicji islamofobii, autorzy opracowania powołali się na definicję portalu islamophobiaeurope.com 7. Kiedy mówimy o islamofobii – czytamy tam – mamy na myśli antymuzułmański rasizm. Podobnie jak w przypadku antysemityzmu, badania pokazały, że etymologiczne komponenty tego słowa niewystarczająco oddają pełne znaczenie i zastosowanie tego terminu.

 

Przedstawiciele SETA wyjaśnili, że islamofobia występuje wtedy, gdy grupa dominująca w danym społeczeństwie dąży do ustanowienia, utrzymania i rozszerzenia swojej władzy poprzez stygmatyzowanie wyznawców islamu i uczynienie z nich „kozła ofiarnego” – prawdziwego bądź wymyślonego – a także pozbawienie ich dostępu do zasobów czy też pewnych praw.

 

Z islamofobią – według SETA – mamy do czynienia wtedy, gdy generalizuje się i przedstawia muzułmanów w negatywnym świetle. Zdaniem SETA, lęk przed islamem jest wygodnym środkiem mobilizowania ludzi przeciwko wyznawcom Allaha i wprowadzania niekorzystnych dla nich przepisów prawa, nawet jeśli w danym kraju nie dopuszczają się oni przestępstw.

 

Dlatego turecki think tank postuluje, by islamofobię uznać za przestępstwo i dokładnie ją monitorować oraz ujmować we wszystkich badaniach europejskich. Powinno się też – tego sobie życzy fundacja – przyjąć odgórnie prawo zabraniające „mowy nienawiści” wobec muzułmanów we wszystkich państwach europejskich, a także zezwolić wyznawcom Allaha na swobodny kult oraz obyczaje szariackie.

 

SETA chce powołania rzeczników obrony praw mahometan w każdym kraju, indoktrynacji dziennikarzy, prawników i policji odnośnie islamofobii, surowego karania „przestępstw z nienawiści” wobec wyznawców islamu, wreszcie powołania za pieniądze podatników instytucji, która promowałaby alternatywny (czytaj: pozytywny) wizerunek muzułmanów.

 

Wreszcie – co tylko potwierdza, że wyznawcy islamu powszechnie dążą do wprowadzenia szariatu – organizacja domaga się przyjęcia przez kraje, w których żyje mniejszość muzułmańska, prawa uwzględniającego islamskie obyczaje w szkołach (np. nauczanie Koranu, noszenie przez dziewczynki burek i opuszczanie przez nie zajęć z kultury fizycznej, itp.) bądź też czy w miejscu pracy (dni wolne dla wyznawców islamu, czas na modły, noszenie hidżabu, itp.).

 

Główny problem – ksenofobia

Raport na temat rzekomej islamofobii w Polsce dla SETA przygotowuje od wielu lat zafascynowany islamem dr Konrad Pędziwiatr, socjolog, adiunkt w katedrze Studiów Europejskich Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Jak stwierdził on w wywiadzie udzielonym 15 kwietnia 2016 roku organizacji promującej sorosowską wizję społeczeństwa otwartego: mediumpubliczne.pl, pytany o to, czy boi się islamu odparł: „Nie, fascynuję się nim”. Dopytywany o to, czy dalej się fascynuje, nawet po atakach w Brukseli, odpowiedział: „Tym bardziej. Podczas studiów doktoranckich w Belgii to miasto było moim domem i głównym obszarem badan terenowych”.

 

„Ale przecież zamachowcy byli muzułmanami” – kontynuowała dziennikarka, na co dr Pędziwiatr odparł: „Byli też Belgami, więc idąc tym tropem, powinniśmy się obawiać także Belgów”.

 

Socjolog skrytykował w tym wywiadzie niechętną postawę rządu premier Szydło wobec przyjmowania imigrantów. Stwierdził także, iż proces przyjmowania imigrantów z Bliskiego Wschodu oraz Afryki powinien odbywać się powoli, co ograniczy wzrost nastrojów antymuzułmańskich i ksenofobicznych, a co za tym idzie – nie przyczyni się do wzrostu popularności partii skrajnie prawicowych. – Jeśli chcemy wyhodować sobie potwora ksenofobicznego nazizmu, to jest to najlepsza recepta. Możliwości adaptacji ludzi oraz możliwości inkorporacji imigracyjnych są ograniczone. Dlatego trzeba to robić w sposób przemyślany, który nie naruszy znacząco tkanki społecznej – zasugerował.

 

W przekonaniu adiunkta Pędziwiatra, muzułmanie są w Europie obecni od wielu pokoleń i dlatego powinni mieć zagwarantowane szerokie prawa, a partie – jak to widać na przykładzie Europy Zachodniej – muszą coraz bardziej liczyć się z ich głosem.

 

Pędziwiatr w najnowszym raporcie o islamofobii w Polsce sugeruje, powołując się na badania, że jesteśmy jednym z najbardziej uprzedzonych wobec muzułmanów narodów w Europie. Postrzegamy ich jako zagrożenie dla wartości i naszego stylu życia oraz bezpieczeństwa. Adiunkt przekonuje, iż negatywne postrzeganie, zwłaszcza Arabów, nie znajduje uzasadnienia, ponieważ Polacy mają znikomy kontakt z wyznawcami islamu.

 

Jego zdaniem, to negatywne postrzeganie wynika z przesadzonych doniesień medialnych, stygmatyzujących wyznawców islamu. Media, zwłaszcza „prawicowe” odpowiadają za „straszenie zalewem muzułmańskich uchodźców”.

 

Pędziwiatr wymienia wśród mniej lub bardziej islamofobicznych środków przekazu tygodniki: „wSieci” i „Do Rzeczy” oraz dwumiesięcznik „Polonia Christiana”, głównie z powodu okładki i zawartości magazynu (listopad-grudzień 2015). Te historie o „zalewie imigrantów” i późniejsze wypowiedzi polityków miały wpłynąć na przesadzone szacunki dotyczące liczby muzułmańskich imigrantów w Polsce.

 

Zdaniem Pędziwiatra, pisanie o islamskiej inwazji i zagrożeniu dla obecnych obyczajów powinno być surowo karane, ale politycy nie chcą tego robić.

 

Adiunkt ubolewa także, że pomimo interwencji rektorów wyższych uczelni u przedstawicieli rządu w związku z rzekomymi atakami na muzułmańskich studentów, ówczesny minister edukacji Jarosław Gowin nic nie zrobił. W kwietniu 2016 roku z kolei premier Szydło zdecydowała się rozwiązać radę do spraw walki z rasizmem i ksenofobią, powołaną w 2011 roku przez rząd Donalda Tuska.

 

Pędziwiatr skarży się na radykalną zmianę nastrojów społecznych w okresie od maja 2015 roku, gdy Polacy byli rzekomo otwarci na imigrantów, do jesienią 2015 roku i później, gdy zaczęliśmy postrzegać islam jako zagrożenie wewnętrzne. Do zmiany tych poglądów miały przyczynić się media, także publiczne, jak TVP i Polskie Radio.

 

Czas skończyć z rasizmem!

Socjolog winą za zmianę nastrojów obarcza także Kościół i obecność katolicyzmu oraz pamięć o bohaterach narodowych w przestrzeni publicznej. Przywołuje pojęcie „sakralizacji społeczeństwa” i przytacza stanowisko Michała Buchowskiego, któremu przeszkadzają krzyże w szkołach, pomniki bohaterów narodowych, religia w szkołach, „restrykcyjne” prawo aborcyjne. Wszystko to ma się przyczyniać do rozwoju czegoś w rodzaju nacjonalizmu katolickiego, dla którego islam jest zagrożeniem.

 

Pędziwiatr próbuje dowieść, że „uprzedzenia” wobec islamu narosły po słynnym Sylwestrze w Kolonii, gdzie doszło do licznych napaści seksualnych na kobiety. Adiunkt pisze: „pomimo faktu, iż jak podawały raporty policyjne pośród atakujących prawie nie było uchodźców, wiele gazet, zwłaszcza prawicowych w Polsce wiązało to wydarzenie niemal bezpośrednio z napływem uchodźców w 2015 roku”. Socjolog twierdzi, że gazety, które opisywały napływ imigrantów jako „inwazję” zyskały „dowód”, że muzułmanie przyjeżdżają, by „gwałcić nasze kobiety” i „kraść nasze pieniądze”.

 

Za taką narrację autor wini głównie portale internetowe. Według Pędziwiatra, dzieje się tak dlatego, że Polacy informacji o muzułmanach oraz islamie poszukują właśnie w sieci. Bardzo nie podoba mu się, że Miriam Shaded była zapraszana do telewizji Polsat i Republika. Za islamofobiczne media, które miały szerzyć negatywny wizerunek muzułmanów uznał portale: Euroislam.pl., Fronda.pl., PCh24.pl., Ndie.pl., wPolityce.pl., wSieci.pl., PolskaLigaObrony.pl, RuchNarodowy.net, ONR.com.pl. Ubolewa, że wiele z tych witryn zyskało sporą popularność dzięki negatywnemu przedstawianiu islamu, podczas gdy np. grupa, która walczy z ksenofobią „YES for refugees – No to racism and xenophobia” ma na Facebooku zaledwie 8 tysięcy followersów.

 

Magazyn „Polonia Christiana” i portal PCh24.pl, obok Frondy.pl zostały zaliczone do „bardziej umiarkowanych islamofobów”. Z kolei chwalone za walkę z islamofobią są – poza organizacjami finansowanymi z funduszy norweskich czy sorosowskich – „Tygodnik Powszechny” oraz miesięcznik „Znak”.

 

Pędziwiatr domaga się od władz spełnienia całego szeregu postulatów: zdecydowanej walki z „islamofobami”; przykładnego, surowego ich karania, na równi ze sprawcami wszelkich przestępstw zaliczanych do postępowego katalogu „mowy nienawiści”; reaktywowania rady do spraw walki z rasizmem i ksenofobią lub powołania nowego organu w celu zajęcia się kwestią „rasowej ksenofobii” na najwyższym poziomie; ustanowienia nowego mechanizmu gromadzenia danych dotyczących przestępstw związanych z nienawiścią i zatrudniania przez organy państwowe osób odpowiednio przeszkolonych do rejestracji tego typu występków. Socjolog oczekuje także prowadzenia we wszystkich szkołach, uczelniach, mediach i placówkach kulturalno-oświatowych indoktrynacji w kierunku stworzenia społeczeństwa inkluzywnego.

 

Agnieszka Stelmach

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij