10 października 2014

Serce w agonii

(fot. Piotr Mecik/FORUM )

Chleb i Ciało złączone ze sobą nierozerwalnie, strukturalnie, biologicznie; mięsień konającego serca wrośnięty w opłatek; odwieczna prawda i patomorfologia – nauka potwierdza dogmat wiary.

 

„Udzielałem komunii podczas Mszy o godzinie 8.30. Nawet nie zauważyłem, kiedy wypadł ten komunikant. Nagle jedna z klęczących do komunii kobiet trąciła mnie ręką w nogę i pokazała, że przed nią na podłodze leży komunikant. Aż przeszedł mnie dreszcz, ale szybko go podniosłem” – tak zaczyna się historia najsłynniejszego cudu eucharystycznego, do jakiego doszło w dziejach polskiego katolicyzmu. Zdarzenie miało miejsce 12 października 2008 roku w kościele pod wezwaniem świętego Antoniego Padewskiego w Sokółce, a opowiadał o nim miejscowy wikariusz ksiądz Jacek Ingielewicz.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Przepisy liturgiczne precyzują, że upuszczona Hostia nie może zostać wyrzucona. Wspomniany kapłan umieścił ją w specjalnym naczyniu z wodą, w którym miała się rozpuścić.

 

Tydzień później, 19 października, zakrystianka, siostra Julia Dubowska ze zgromadzenia eucharystek, odkryła, że komunikant nie rozpuścił się w wodzie, a na jego powierzchni pojawiła się czerwona plama sprawiająca wrażenie krwi. Zakonnica poinformowała o tym proboszcza, księdza Stanisława Gniedziejkę, który wspólnie z innymi duchownymi obejrzał niezwykłą hostię. Nikt z obecnych nie wiedział jednak, czy ma do czynienia z naturalną reakcją chemiczną, czy ze zjawiskiem nadprzyrodzonym.

 

O całym zdarzeniu powiadomiono metropolitę białostockiego arcybiskupa Edwarda Ozorowskiego. Przybył on osobiście do Sokółki, by na własne oczy zobaczyć niecodzienny fenomen. Następnie nakazał zamknąć hostię w sejfie i czekać, co się dalej stanie.

 

29 października znów otwarto sejf i ze zdumieniem stwierdzono, że hostia wciąż nie rozpłynęła się w wodzie, a na jej powierzchni w dalszym ciągu widoczny jest czerwony fragment ciała. Arcybiskup Ozorowski podjął więc decyzję, aby wykonać naukową ekspertyzę. Badania podjęła się profesor Maria Sobaniec‑Łotowska z Zakładu Patomorfologii Lekarskiej Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Jest ona osobą znaną w kurii, ponieważ we wrześniu 2008 roku brała udział w zamknięciu procesu beatyfikacyjnego księdza Michała Sopoćki. Została wtedy – jako specjalista z dziedziny anatomopatologii – powołana do Komisji Rozpoznania Relikwii, żeby stwierdzić autentyczność szczątków błogosławionego kapłana. Tak poznała arcybiskupa Ozorowskiego, który stał na czele komisji.

 

To właśnie profesor Sobaniec‑Łotowska 7 stycznia 2009 roku pobrała próbkę do analizy. Na jej wniosek drugą, niezależną ekspertyzę wykonał inny patomorfolog w osobnym laboratorium – profesor Stanisław Sulkowski z Zakładu Patomorfologii Ogólnej Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, który nie wiedział nawet, skąd pochodzi badana próbka.

 

Oboje uczeni cieszą się uznaniem w świecie akademickim jako specjaliści w dziedzinie patomorfologii. Diagnostyką histopatologiczną zajmują się od ponad trzydziestu lat, a na swoim koncie mają liczne publikacje naukowe. Ustalono, że badania przeprowadzą niezależnie od siebie, a następnie porównają ich wyniki.

Kuria białostocka poprosiła, by ze względu na wyjątkowy charakter sprawy zachować ją w pełnej tajemnicy. Z tego powodu profesor Sobaniec‑Łotowska uznała, że nie powiadomi o badaniach szefa swojej placówki – profesora Lecha Chyczewskiego.

 

7 stycznia 2009 roku komisyjnie pobrane próbki trafiły do dwóch różnych laboratoriów. Maria Sobaniec‑Łotowska wspomina, że pobrany materiał był kruchy, barwy brunatnej i ściśle połączony z zachowanym fragmentem hostii.

 

Żywe serce w okruchu chleba

 

Uczeni, niezależnie od siebie, doszli do jednakowych wniosków. Właściwie jest to cała seria wniosków, a każdy z nich stanowi wyzwanie rzucone współczesnej nauce. Okazało się bowiem, że najbardziej zaawansowane technologicznie urządzenia laboratoryjne potwierdzają istnienie faktów niewytłumaczalnych z naukowego punktu widzenia. Mówiąc inaczej, mamy do czynienia ze zjawiskami, które kłócą się z całą wiedzą naukową zgromadzoną do tej pory przez ludzkość.

 

Co więc takiego zobaczyli profesorowie z Białegostoku, że do dziś nie mogą wyjść ze zdumienia?

Po pierwsze: stwierdzili, że włożony do wody komunikant rozpuścił się tylko częściowo. Z niezrozumiałych przyczyn prawa chemii uległy zawieszeniu.

 

Po drugie: odkryli, że tkanka na komunikancie to fragment mięśnia sercowego człowieka, w sposób strukturalny zrośnięty z opłatkiem. Naukowcy podkreślają, że tego typu przenikanie się ciała i chleba jest zjawiskiem nigdy dotąd nieobserwowanym w przyrodzie. Wiedza naukowa nie tylko nie zna tego typu przypadków, ale wręcz wyklucza ich zaistnienie. Było to zjawisko tak niezwykłe, że dwójka patomorfologów długo obserwowała je zarówno przez mikroskopy świetlne, jak i przez elektronowy mikroskop transmisyjny, a jednak badana rzeczywistość trwała uporczywie w stanie zaprzeczającym współczesnej wiedzy biologicznej.

 

Po trzecie: tkanka ludzka, przebywając tak długo zarówno w wodzie, jak i w korporale, powinna ulec procesowi martwicy, czyli obumierania. Tymczasem uczeni odkryli, że wykazuje ona zachowania charakterystyczne dla mięśnia sercowego w stanie agonalnym. Zaobserwowane procesy segmentacji i fragmentacji mogą zachodzić jedynie we włóknach niemartwiczych, a więc w organizmie, który znajduje się w okresie przedśmiertnym.

 

W ekspertyzie przesłanej do białostockiej kurii uczeni napisali, że przebadany przez nich materiał „wskazuje na tkankę mięśnia sercowego, a przynajmniej ze wszystkich tkanek żywych organizmu najbardziej ją przypomina”. Powołana przez arcybiskupa Ozorowskiego komisja stwierdziła, że przy zjawisku nie doszło do ingerencji osób trzecich, czyli nikt nie podmienił komunikantu w vasculum.

 

Wróg nie śpi

 

Jesienią 2009 roku wiadomość przedostała się do prasy. Jako pierwszy napisał o niej podlaski „Kurier Poranny” w tekście zatytułowanym „Rozpuszczona hostia zostawiła ludzki ślad. Kuria przesłuchuje świadków, czy zdarzył się cud”. Pytany przez redakcję rzecznik kurii ksiądz Andrzej Dębski mówił: – Ksiądz arcybiskup Edward Ozorowski powołał specjalną komisję, która prowadzi tę sprawę. Przesłuchuje świadków. Jeżeli będziemy mieć moralną pewność, że zdarzył się cud eucharystyczny, zawiadomimy Stolicę Apostolską.

 

Wkrótce o sprawie zaczęły informować inne media. Na łamach „Super Expressu” profesor Lech Chyczewski, zwierzchnik profesor Marii Sobaniec‑Łotowskiej w Zakładzie Patomorfologii Lekarskiej, zakwestionował wyniki jej ekspertyzy, gdyż badania przeprowadzono, pomijając oficjalną procedurę. Kierownik przyznał, że udzielił swej podwładnej nagany, ponieważ nie poinformowała go o prośbie skierowanej przez białostocką kurię. Profesor Sobaniec‑Łotowska z kolei tłumaczyła się w „Naszym Dzienniku”, że pismo było adresowane osobiście do niej, a nie do kierownictwa placówki, arcybiskup zaś prosił ją o zachowanie tajemnicy.

 

A przecież kwestia, czy badanie przeprowadzono na podstawie formalnego zlecenia analizy złożonego w sekretariacie ośrodka, czy też z pominięciem tej procedury, nie ma żadnego znaczenia, jeśli chodzi o uzyskany wynik. Obraz mikroskopowy będzie taki sam niezależnie od tego, czy kuria zaadresowałaby pismo na ręce profesor Sobaniec‑Łotowskiej, czy do profesora Chyczewskiego. O wartości ekspertyzy naukowej decydują zawarte w niej zdjęcia, wykresy, pomiary i opisy, a nie obieg dokumentów wewnątrz instytucji.

 

Jeszcze dalej w podważaniu wyników białostockich patomorfologów posunął się, również na łamach „Super Expressu”, doktor Paweł Grzesiowski z Zakładu Profilaktyki Zakażeń Szpitalnych Narodowego Instytutu Leków. W wywiadzie zatytułowanym „To nie cud, to czysta biologia” oświadczył, że czerwone zabarwienie komunikantu z Sokółki spowodowała bakteria zwana pałeczką krwawą – po łacinie: serratia marcescens.

 

Cud ponad wszelką wątpliwość

 

Profesor Sobaniec‑Łotowska zdecydowanie odrzuciła te twierdzenia, podkreślając, że doktor Grzesiowski nie tylko nie badał, ale nawet osobiście nie widział hostii, o której się wypowiadał. Tymczasem nawet gołym okiem można dostrzec, że na komunikancie nie doszło jedynie do zabarwienia na czerwono, lecz do pojawienia się fragmentu ciała. Jak podkreśla Maria Sobaniec‑Łotowska, żadna znana nauce bakteria nie jest przecież w stanie wytworzyć tkanki mięśnia sercowego.

 

„Super Express” przedstawiał jednak opinie swoich rozmówców niczym ostateczne ustalenia naukowe. Fakt, że nie widzieli oni tego, o czym się wypowiadali, nie miał najmniejszego znaczenia. Dziennik przekonywał czytelników, że „cud w Sokółce to oszustwo” i zastanawiał się nad łatwowiernością tysięcy wiernych, którzy naiwnie uwierzyli w Bożą ingerencję.

 

W odróżnieniu od doktora Grzesiowskiego profesor Sobaniec‑Łotowska badała hostię z Sokółki, mogła więc dokładnie opowiedzieć, do jakich doszła wniosków:

 

„Pobrany z korporału fragment materiału badaliśmy histologicznie, to jest z użyciem mikroskopu optycznego, czyli świetlnego, i ultrastrukturalnie, to jest z użyciem mikroskopu elektronowego transmisyjnego. I, co jest niebywale interesujące, obserwowaliśmy zjawisko wzajemnego przenikania się struktury komunikantu z włóknami mięśnia serca. Tkanka, która pojawiła się na hostii, była z nią w sposób bardzo ścisły, nierozerwalny złączona, co jest ważnym dowodem, że nie mogło tu być jakiejkolwiek ludzkiej ingerencji.

Stwierdziliśmy, że cytoplazma fragmentów włókien mięśniowych, wtopionych w podłoże mogące odpowiadać strukturze hostii, w barwieniu hematoksyliną Mayera i eozyną barwiła się na różowo, ogniskowo dość intensywnie. Natomiast jądra komórkowe, położone głównie centralnie – co pragnę podkreślić w tym miejscu – na granatowo. Otóż centralne położenie jąder komórkowych wskazuje, że jest to mięsień serca ludzkiego. W badanym fragmencie tkankowym obserwowaliśmy cechy wyraźnej, nasilonej segmentacji włókien, to jest uszkodzenie komórek w miejscu wstawek, i fragmentacji – to są uszkodzenia włókien poza wstawkami; również na przebiegu pojedynczych włókien znajdowaliśmy obrazy mogące odpowiadać węzłom skurczu. Takie zmiany powstają jedynie we włóknach niemartwicznych i odzwierciedlają szybkie skurcze mięśnia serca w okresie przedśmiertnym, to jest agonalnym”.

 

Ekspertyza patomorfologów przesłana do białostockiej kurii stała się podstawą do uznania przez Kościół fenomenu w Sokółce za cud eucharystyczny. 2 października 2011 roku cudowna hostia wystawiona została do publicznej adoracji w kaplicy Matki Bożej Różańcowej w kościele Świętego Antoniego. Wniesiono ją tam w uroczystej procesji, której przewodniczył arcybiskup Edward Ozorowski. Sama świątynia zaś podniesiona została do rangi sanktuarium.

Badacze podkreślają, że fenomen z Sokółki pozostaje niewytłumaczalny w kategoriach współczesnej nauki. Można jednak powiedzieć, że to, czego nie da się pojąć naukowo, da się wyrazić w języku religii. Połączenie w jednym organizmie komunikantu i ludzkiego mięśnia to jakby namacalne potwierdzenie dogmatu o transsubstancjacji, czyli realnej przemianie chleba w ciało Chrystusa podczas Eucharystii. Natomiast fakt permanentnej agonii serca to jakby unaocznienie zbawczej prawdy o tym, że w każdej Eucharystii uobecniona jest Męka Chrystusa.

 

 

Grzegorz Górny – dziennikarz, publicysta, współzałożyciel pisma „Fronda”. Autor m.in. książek „Świadkowie tajemnicy, Dowody Tajemnicy i Tajemnica Graala”, poświęconych naukowym badaniom nad relikwiami chrześcijaństwa i cudami.

 

 

Tekst ukazał się w numerze 40. magazynu „Polonia Christiana”

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij