17 listopada 2017

Ślepota wobec zagrożenia gender – wielki błąd rządu PiS

(Fot. Adam Chelstowski / FORUM)

Poparliśmy w ONZ kandydaturę na stanowisko przedstawiciela tej organizacji do spraw gender, który będzie nam tę ideologię wprowadzał na całym świecie, bo za to dostaliśmy status niestałego członka w Radzie Bezpieczeństwa. Jest to absolutnie niekorzystna dla Polski transakcja – mówi w rozmowie z PCh24.pl Józef Orzeł, doktor filozofii i ekonomista, współzałożyciel Porozumienia Centrum, obecnie szef Klubu Ronina i jeden z fundatorów Reduty Dobrego Imienia.

 

Część polskich organizacji prorodzinnych wyraża niepokój, że po dwóch latach od momentu objęcia rządów przez Zjednoczoną Prawicę, w kwestiach moralno-obyczajowych dzieje się w tych sprawach w kraju niewiele dobrego. Jak Pan sądzi, czy PiS uważa te kwestie za mało istotne, czy też podziela poglądy swych poprzedników u steru władzy?

Wesprzyj nas już teraz!

 

Po pierwsze, mamy do czynienia ze stałym atakiem, dobrze przygotowanym strategicznie przez międzynarodowe lobby – nazwijmy je lobby genderowym. Przeciwnik jest ulokowany w elicie światowej władzy: w polityce, w biznesie, w organizacjach pozarządowych i mediach. Rząd stoi przed zadaniem przeciwstawienia się sile większej jeszcze niż, na przykład, ta, która chce uzależnić nas przez elity Unii Europejskiej. Między wspomnianymi tu odłamami władzy globalnej wzrasta synergia. Różnica polega jeszcze na tym, że w przypadku UE mamy do czynienia z dosyć czytelnym ideologicznym przekazem: „U nas tolerancja, demokracja, biznes, postęp, a wy jesteście takim trochę zacofanym krajem, więc powinniście brać od nas przykład, to znaczy wziąć, co się da z naszego prawa. Jesteście w mniejszości, i liczebnie, i cywilizacyjnie”. Ta ideologia jest przynajmniej jasna: mamy robić to, czego chce Berlin i Bruksela.

 

Jeśli zaś chodzi o ideologię genderową, jest trudniej, gdyż jej propagatorzy nie odkrywają swoich ostatecznych celów. Kiedyś chodziło o tolerancję, czyli traktowanie przedstawicieli mniejszości LGBT jak ludzi, potem dawano im coraz więcej przywilejów, skończy się zaś na tym, że to oni zostaną ukazani jako wzorzec człowieczeństwa, a zwykły człowiek: heteroseksualny, rodzinny, jeszcze – o zgrozo – katolik, będzie ledwo tolerowany albo wręcz w ogóle nietolerowany. Być może gdzieś na końcu tej drogi pojawią się obozy koncentracyjne dla upartych katolików, a na pewno będą oni obywatelami drugiej kategorii, również pod względem prawnym. Już teraz bywa, że katolik jest skazywany przez sąd za to, że zachowuje się jak katolik. Na przykład jest drukarzem i nie chce wykonać zaproszeń na „ślub” dwóch osób jednej płci.

 

Ta wizja szybko staje się coraz mniej abstrakcją, a coraz szybciej rzeczywistością…

 

Problem polega na tym, że ruch gender nie oznajmia o swoich ostatecznych żądaniach. Nie wiemy, czego zażąda w kroku następnym. Trzeba jednak podkreślić, że tu w ogóle nie chodzi o lobby LGBT. Równie dobrze jego promotorzy mogli sobie wybrać na przykład grupę niepełnosprawnych, jednak do rozbicia rodziny ten właśnie ruch jest najlepszym narzędziem.

 

Za całym tym przedsięwzięciem kryją się nieznane do końca intencje i nieznany podmiot. Musimy dopiero odczytywać jego zamiary z tego, co mówią na danym etapie politycy, co piszą media, ONZ, parlamenty europejskie… Z pewnością zmierzają do stworzenia ogłupionego, wyizolowanego, zatomizowanego społeczeństwa z rozbitymi rodzinami. Normą będzie zapewne to, że spotka się pan z panią, urodzi się dziecko, które zostanie przejęte przez państwo, zdejmując z „biednych” rodziców wysiłek opieki i wychowania potomstwa.

 

Ewentualnie dzieci będą powoływane do życia w probówkach, po to, by ludzie zajmowali się już tylko dwiema rzeczami: pracą i konsumpcją. Będą „szczęśliwymi niewolnikami”, ziści się wizja orwellowska: każdy będzie miał swój pokoik z wielkim telewizorem, z którego przemawia Wielki Brat, wskazując, co ktoś ma robić, a czego nie. Spełnienie się takiej wizji jest w interesie światowej elity. Gender jest więc ruchem wyłącznie politycznym, tylko posługuje się narzędziami z kategorii moralności czy rodziny.

 

Dopiero teraz dochodzimy do tego, cóż może nasz rząd. Otóż nasz rząd traktuje to jako jeszcze jedno narzędzie nacisku na suwerenną politykę, przy czym traktuje to jako rzecz „miękką”. To znaczy: mamy w tej chwili 100 kg mocy politycznej, 85 musimy wydać na walkę z Unią o suwerenność, o nasze interesy, około 15 na walkę o suwerenność z Rosją, na gender zostaje może 20 dekagramów. To ostatnie nie jest takie ważne, bo na dzisiaj nie kończy się stratami dla Polski i dla społeczeństwa. Będziemy z tym walczyć gdy uzyskamy zamiast stu, sto dwadzieścia kilogramów mocy politycznej. To zwiększenie mocy przesuwa się z roku na rok, a w międzyczasie zawieramy zgniłe kompromisy.

 

Na przykład?

 

Popieramy w ONZ kandydaturę homoseksualisty na stanowisko przedstawiciela tej organizacji do spraw gender, który będzie nam tę ideologię wprowadzał na całym świecie, bo za to dostaliśmy status niestałego członka w Radzie Bezpieczeństwa. Wydaje mi się, że z czysto politycznego punktu widzenia jest to absolutnie niekorzystna dla Polski transakcja handlowa. Jeśli popatrzeć, kto jak głosował, cała Afryka była przeciwna tej nominacji.

 

To samo odnosi się do polityki wewnętrznej. Mocy politycznej nie wystarcza by obserwować wszystko, co czyni ruch genderowy. Przez pewien czas w rozporządzeniu MEN, dla każdego typu szkoły przewidziany był punkt w postaci tzw. działań antydyskryminacyjnych. Ministerstwo nie miało i nie ma przygotowanej strategii walki z ideologią gender w szkole. Pani minister powiedziała: „To proste. Wydamy zakaz wpuszczania do szkoły obcych dorosłych”, ale to kompletnie nierealne i sprzeczne z prawem. Istnieje możliwość prowadzenia przez szkoły zajęć zewnętrznych, przykładowo, przychodzi na prelekcje policjant czy strażak i trudno tego zabronić.

 

Wspomniane rozporządzenie ostatecznie nie zostało wydane, w związku z tym te wszystkie organizacje mają do placówek oświatowych dostęp dość swobodny, bo zależny tylko od woli dyrektora szkoły. Według mojej wiedzy, tylko małopolski kurator oświaty nie pozwolił dyrektorom na zapraszanie do szkół ruchów LGBT, co więcej – nakazał informować się o takich inicjatywach.

 

Ponadto, rząd nie ustanowił swojego pełnomocnika, który zajmowałby się walką z ideologią gender, jakkolwiek by nazwać taką funkcję. Jest słabo umocowany pełnomocnik do walki z dyskryminacją. Nie widać żeby zajmował się obserwacją poczynań ruchu gender. Po drugie, nie ma planu walki z tą ideologią. Tak, planu walki. To nie może być współistnienie, ponieważ mamy do czynienia z ideologią antyludzką, antycywilizacyjną, a więc i antypolską.

 

Rządowi brakuje więc narzędzi politycznych do tej walki. Trzeba wiedzieć, patrzeć, działać i tworzyć prawo, które na szerzenie gender nie pozwoli.

 

Reasumując – wspomniane w pytaniu organizacje mają rację krytykując rząd za niespójną politykę w tej sferze. Od strony moralnej politycy obozu władzy mają właściwe poglądy, wypowiadają się przeciwko szkodliwym tendencjom. Bardzo dobrze, ale mówić nie wystarczy, to dopiero początek.

 

Instytut Ordo Iuris, który w ramach akcji „Chrońmy dzieci” monitoruje i stara się przeciwdziałać wchodzeniu organizacji LGBT do szkół, otrzymał z całego kraju już kilkaset próśb o sprawdzenie, czy w szkołach pojawiają się tzw. seksedukatorzy. Najczęściej rodzice nie mają pojęcia, co dzieje się w murach placówek, które uczą ich dzieci.

 

O to właśnie chodzi. Jeżeli nie ma politycznego ośrodka, który ma władzę, także w zakresie zmiany prawa; ośrodka, który uczy się, zbiera wiedzę, czym jest ruch genderowy, monitoruje, a potem przekłada tę wiedzę na działania prawno-organizacyjne czy uświadamiające, nie damy sobie rady. To jest front wojny a my nie mamy armii, która ma walczyć z wrogiem, nie mamy taktyki, strategii ani uzbrojenia. Problemem władzy dzisiaj jest to, że ma na głowie kilka wojen.

 

W procesie dochodzenia do totalitarnej rzeczywistości, której wizję nakreślił Pan wcześniej, jesteśmy jednak kilka kroków za Zachodem. Wiemy, co tam się odbywa i możemy w związku z tym przewidzieć całkiem sporo.

 

Tak, tylko jeśli powiem, że na końcu tej drogi będzie zamykanie katolików w obozach koncentracyjnych, to raczej mało kto podzieli tę prognozę. Mamy po drugiej stronie ruch, który opanował całą elitę Zachodu. Nie opanował elit chińskich czy rosyjskich, ale też trudno nam upatrywać w nich sojuszników w dziele obrony cywilizacji zachodniej przed zepsuciem. Promotorom tej ideologii chodzi o likwidację państwa narodowych, bo wówczas elicie międzynarodowej będzie się łatwiej rządziło.

 

Czy to wszystko oznacza, że w Pana opinii rewolucja jest nieuchronna, czy też mamy szansę na skuteczny opór, zakładając współpracę szerokiego frontu organizacji społecznych oraz władz publicznych?

 

Zarówno w wojnie z Unią o suwerenność, jak i w wojnie przeciwko gender nie da się osiągnąć celu jeśli zaangażowana będzie w tę konfrontację tylko władza. Musi nastąpić aktywne wsparcie ze strony elit społecznych, najczęściej są to organizacje pozarządowe. Tyle, że ten typ władzy politycznej, jaką reprezentuje PiS i jego sojusznicy, nie za bardzo umie współpracować z organizacjami oddolnymi. Bez takiego współdziałania jednak nic się nie osiągnie. Rząd jeżeli sam nie daje sobie rady, musi się zwrócić o wsparcie. Oznacza to partnerską współpracę we wspólnym myśleniu o zmianach prawa, o zmianie polityki społecznej w tej dziedzinie na razem zaplanowaną i realizowaną.

 

Przykładowo, z poziomu ministerstwa nie da się walczyć z gender w szkołach bez udziału rodziców i struktur społecznych, Kościoła czy władz lokalnych. Ten sojusznik nie jest obecnie wykorzystywany. Ta władza musi się uczyć współpracować z sojusznikiem społecznym. To pewnie nie jest łatwe, ale nie ma innego wyjścia. Bez tego nie wygramy. Zapewne władza zwróci się więc o taką współpracę dopiero wtedy, gdy lobby genderowe zagrozi jej bezpośrednio, jednak wtedy może być zbyt późno. Trzeba więc cały czas cisnąć tę władzę w tej sprawie.

 

Pamiętajmy, że prawdziwa zmiana może dokonać się dopiero wtedy, gdy nastąpi synergia wszystkich poziomów aktywności społecznej w wymiarze państwowym i regionalnym, rządowym, pozarządowym, biznesowym, medialnym… To również oznacza współfinansowanie takiej działalności, ponieważ organizacje usytuowane po drugiej stronie frontu są bardzo dobrze finansowane, i z kraju, i z zagranicy. Biznes światowy sponsoruje gender, tak jak i hidżrę, czyli najazd muzułmanów na Europę. Władza musi się tego nauczyć. Z kolei organizacje społeczne też muszą zrozumieć, że bez władzy politycznej niewiele osiągną.

 

Dziękuję za rozmowę.

Roman Motoła

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij