„Noc była czarna jak sumienie faszysty, jak zamiary polskiego pana, jak polityka angielskiego ministra…”. Czy można lepiej rozpocząć powieść? Jak mawiał klasyk, przypuszczam że wątpię. Rocznica sowieckiej agresji na Polskę jest doskonałą okazją, by sięgnąć po „Zapiski oficera Armii Czerwonej” Sergiusza Piaseckiego. Dwunastego września upływa dokładnie pół wieku od śmierci autora.
Jego życiorys mógłby stać się kanwą dla niejednego filmu sensacyjnego. Praca dla wywiadu, napad z bronią w ręku, służba w AK, to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Znajdziemy w CV pisarza także karty dużo mroczniejsze: przemyt narkotyków czy głębokie uzależnienie.
Wesprzyj nas już teraz!
Jednak nie awanturnicze losy Sergiusza Piaseckiego interesują nas w tym momencie najbardziej. Na scenę wchodzi bowiem starszy lejtnant Michaił Zubow. To bowiem w świat jego zapisków wprowadza nas lektura powieści (dziennika) Sergiusza Piaseckiego. Lejtnant jest człowiekiem z doskonale poukładanym światem, znającym prawdę i wiedzącym, komu zawdzięcza swój „dobrobyt”.
Być może kiedyś jego ciało zamieszkiwał prawdziwy człowiek, wraz ze swoimi wątpliwościami i rozterkami, jednak skutecznie go stamtąd usunięto. Odpowiedzialnym za wyprodukowanie nowego „Miszki” jest, oczywiście, system komunistyczny. Takich ukształtowanych – choć lepiej w tym przypadku chyba mówić o deformacji – „ludzi sowieckich” posyła Józef Stalin w bój, którego stawką jest zwycięstwo ojczyzny proletariatu. I właśnie zderzeniu świata sowieckiego z rzeczywistością polskich Kresów poświęcone są „Zapiski”.
Trzeba pamiętać, że nie mamy tu do czynienia z podróżnikiem, który z ciekawością i pewną dawką pokory bada nowopoznany świat. Jest wręcz przeciwnie, Zubow wkracza do Polski z całym potężnym ładunkiem nienawiści i pogardy. Kresy jawią mu się jako spełnienie kapitalistycznego snu, czy raczej koszmaru. W każdym widzi potencjalnego agresora lub w najlepszym wypadku ofiarę „faszystowskiej” propagandy. Brzmi znajomo? Zdecydowanie tak! W podobnym duchu ukształtowane są dziś zastępy zawodowych rewolucyjnych bezbożników walczących z „zatęchłym” porządkiem.
Połączenie całkowitej immunizacji umysłowej z wściekłą nienawiścią to ich znak rozpoznawczy. Oni wiedzą, kto jest wrogiem, a kto potencjalnym sojusznikiem. Wchodzenie z nimi w jakiekolwiek próby dialogu są skazane na porażkę. Wątek antyklerykalny pojawia się zresztą także w książce Piaseckiego, choćby w pełnym pogardy geście zerwania medalika ofiarowanego Zubowowi przez opiekującą się nim Polkę.
W naszej popkulturze nie ma zbyt wielu artefaktów dotyczących okresu okupacji sowieckiej. Przez popkulturę rozumiem to wszystko, co skierowane jest do masowego odbiorcy. Do miana popkulturowego pretenduje we wspomnianej tematyce np. obraz „Katyń” w reżyserii Andrzeja Wajdy. Film ten trafił „pod strzechy”, niosąc wraz ze sobą sporą dawkę wiedzy historycznej, niepojawiającej się dotąd w szerokim obiegu. Z pewnością większość Polaków potrafi wymienić nazwy niemieckich obozów koncentracyjnych, jednak czy z podobną łatwością potrafi wskazać miejsca kaźni naszych rodaków z Kresów? Czy wciąż w wielu umysłach komunizm jawi się jako najbardziej zbrodniczy totalitaryzm a Stalin jako jeden spośród najkrwawszych tyranów XX wieku? Można mieć spore wątpliwości, czy tak właśnie jest.
Można pokusić się o postawienie tezy, iż wciąż zbyt wielu z nas nie docenia wpływu komunistycznej tresury. Nie ma się co łudzić, że jej ofiarą padli tylko ludzie sowieccy tacy jak Zubow. Lata sączenia propagandy, czerwonego szkolnictwa oraz planowej ateizacji także w naszym kraju odcisnęły swoje upiorne znamię. Dlatego tym bardziej trzeba poznać „Zapiski oficera Armii Czerwonej”, by śmiejąc się przez łzy, które trudno powstrzymać, dostrzec, że również w Polsce AD 2014 obecni są duchowi spadkobiercy Zubowa. Ba, mają się całkiem dobrze! Możliwe, jak zapowiada jeden z bohaterów filmu „Układ zamknięty”, iż jeszcze kiedyś warkną. Bądźmy na to przygotowani.
Łukasz Karpiel