Powstaje specjalny podręcznik dla kapłanów zajmujących się duszpasterstwem „par niesakramentalnych”. Pojawiło się już nawet kilka pomysłów mających stanowić reakcję polskiego Kościoła na papieską adhortację „Amoris laetitia”. Jednego z tych pomysłów nie sposób nie skomentować, jest bowiem wyjątkowo absurdalny – chodzi o specjalne błogosławieństwo dla takich par podczas Mszy Świętej.
O konieczności powstania swoistego vademecum dla duszpasterzy par niesakramentalnych poinformowano podczas ostatniego zebrania Episkopatu. Dokument ma „pomóc diecezjalnym duszpasterzom rodzin, doradcom życia rodzinnego i duszpasterzom związków niesakramentalnych” w traktowaniu osób żyjących ze sobą bez zawarcia sakramentu małżeństwa. Zgodnie z watykańskimi wytycznymi pary takie powinny „przestać czuć się ekskomunikowane”, należy zacząć „intensywniej im towarzyszyć” i traktować je z „większą czułością”. To właśnie w tym pomóc ma opracowywana instrukcja.
Wesprzyj nas już teraz!
Kilka pomysłów na adaptację w Polsce wezwań z „Amoris laetitia” już ujawniono. Oto w każdej diecezji powinien działać przynajmniej jeden a najlepiej kilku duszpasterzy związków niesakramentalnych, biskupi zamierzają także „usunąć bariery, które do tej pory blokowały osobom żyjącym w takich związkach aktywny udział w życiu liturgicznym czy parafialnym”. Nasi hierarchowie na szczęście posługują się językiem mniej enigmatycznym niż papież Franciszek, i precyzują, że udział w życiu liturgicznym nie oznacza przystępowania do Komunii Świętej, a jedynie na przykład „angażowanie takich osób w edukację dzieci, pod warunkiem unikania zgorszenia”.
Pojawił się jednak także pomysł by takie osoby mogły podczas udzielania Komunii Świętej „podejść do celebransa by otrzymać specjalne błogosławieństwo”. Miałoby to wymagać „przygotowania wspólnoty parafialnej, by nikt nie dziwił się, że takie osoby podchodzą do ołtarza w procesji komunijnej, ale nie po to, by przyjąć sakrament ale by poprosić o błogosławieństwo, którego kapłan na pewno udzieli”.
Choć propozycja ta brzmi jak żart, żartem wcale nie jest – w Kościele naprawdę rozważa się wprowadzenie takiego novum. Zastanówmy się więc, do czego by ono doprowadziło w praktyce:
Oto przede wszystkim należałoby poinformować całą wspólnotę, że Kowalski mieszka z Kowalską, ale nie są małżeństwem – nie wiadomo tylko, czy informującym o stanie rzeczy miałby być proboszcz, czy sami zainteresowani. O ile w niewielkiej wsi wszyscy wiedzą bowiem, kto jest po ślubie a kto nie, o tyle w osiedlowej parafii w mieście nie musi to wcale być tak oczywiste. Teraz być powinno?
Po drugie, w procesji do Komunii Świętej ustawiałyby się osoby niebędące w stanie łaski uświęcającej, które jakimś specjalnym gestem sygnalizowałyby kapłanowi, że proszą o błogosławieństwo dla „niesakramentalnych”. Czyż – posługując się językiem największych entuzjastów „Amoris laetitia” – nie byłoby to dalszym stygmatyzowaniem tych osób? Czy naprawdę znajdzie się wiele par, które zechcą brać udział w takim spektaklu?
Po trzecie – czy owo specjalne błogosławieństwo sprawiałoby, że osoby które miałyby je otrzymać, mogą już nie czekać na błogosławieństwo ogólne kończące Msze Świętą? Czy to miałaby być jakaś inna forma błogosławieństwa kapłana podczas tej samej przecież Mszy?
Po czwarte wreszcie, propozycja wydaje się wyjątkowo kuriozalna ze względu na pozostałe osoby nieprzystępujące do Komunii Świętej. Dlaczego bowiem to właśnie rozwodnicy żyjący w nowych związkach mieliby otrzymać dodatkowy przywilej, a wszystkie inne osoby trwające w stanie grzechu ciężkiego nie mogą na to liczyć? A może to tylko pierwszy krok do zmiany kształtu liturgii? Na razie możemy się tylko nad tym zastanawiać, bowiem nikt nas jeszcze nie poinformował, czy po kolejnych zmianach w Kościele procesja do Komunii Świętej będzie wyglądać na przykład tak: kto do Komunii ten idzie środkiem Kościoła, kto grzeszy przeciw szóstemu przykazaniu ustawia się po błogosławieństwo na lewo, kto grzeszy przeciw piątemu przykazaniu staje na prawo i tak dalej.
Pomysły takie jak omawiany muszą dziwić tym bardziej, że polscy biskupi podczas watykańskiego synodu stanowili swoistą awangardę konserwatyzmu. Teraz, ku zdumieniu wielu obserwatorów, w przeddzień wizyty papieża Franciszka rozważają propozycje dość odległe od rozsądku – zupełnie jakby chcieli udowodnić, że mimo iż w ubiegłym roku sprzeciwiali się postulatom wewnątrzkościelnych rewolucjonistów, dziś wychodzą naprzeciw (przyznajmy – nieco delikatniejszemu) oczekiwaniu wprowadzania nowinek.
Biskup Wątroba, podsumowujący dotychczasowy stan pochylania się z troską nad zapisami „Amoris laetitia”, podkreślał, że propozycja specjalnych błogosławieństw dla rozwodników żyjących w nowych związkach jest na razie „tylko pomysłem”. Miejmy nadzieję, że tak pozostanie, i módlmy się by polscy biskupi zdecydowali, by obowiązkiem „duszpasterzy związków niesakramentalnych” (których wkrótce mają powoływać), było w pierwszej kolejności zachęcanie osób żyjących w nowych związkach do powrotu do małżonka, osób żyjących w konkubinatach do przekształcenia związku w sakrament małżeństwa, a wszystkich w ogólności do wiary w Jezusa Chrystusa i jego przykazania. Do tej pory zapowiedziano jednak tylko jeden obowiązek nowych duszpasterzy – „pokazywanie jak w związkach niesakramentalnych można wzrastać w miłości”. Czy wszyscy będą pamiętać, że to Bóg jest miłością? A tego co On złączył, człowiek ma nie rozdzielać?
Krystian Kratiuk