12 sierpnia 2019

Spisek LGBT i Eros – demon rzekomej miłości

Prawdziwe niebezpieczeństwo dla osób uległych homo-ideologii polega nawet nie na wzajemnym ubóstwianiu się „partnerów” (choć i to samo w sobie stanowi ciężki grzech), ale na ubóstwianiu przez nich samego Erosa.

 

Niemożliwe staje się nadążenie za działaniami niepohamowanej niszczycielskiej siły znanej jako „wspólnota LGBT”. Na pierwszy rzut oka każdego dnia widzimy nową historię bardziej oburzającą i skandaliczną niż dnia poprzedniego. Profesorowie uniwersyteccy i wydawcy książek dla dzieci bronią praktyki przyprowadzania dzieci na wydarzenia „Dumy Gejowskiej”, nie bagatelizują ich natury napędzanej seksem i pełnej nagości przestrzeni, ale zapewniają nas, że „nikt nie lubi nagości bardziej niż dzieci” i że bycie świadkiem „dziwactwa” i nagości jest „wspaniałą sposobnością dla rodziców do bezstronnej edukacji seksualnej”. Biblioteka w Teksasie była w marcu gospodarzem jednego z tych niechlubnych wydarzeń, jakim jest czytanie dzieciom bajki przez „drag queen”, który przypadkiem okazał się być trzydziestodwuletnim skazanym przestępcą seksualnym. Nie zapominajmy o 12-nastoletnim drag queen nazywanym pseudonimem „Desmond Is Amazing” (Desmond jest niezwykły), który wydaje się sporo już wiedzieć o twardych narkotykach.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Wielu przyzwoitych ludzi ma poczucie – i słusznie – że całkowita normalizacja pedofilii jest następnym punktem na tyrańskiej liście zadań lobby LGBT. Podane wyżej przykłady przygotowywania dzieci na masową skalę są jedynie najbardziej znamiennymi przykładami, o których należy pamiętać i w każdym razie przyglądanie się tym wydarzeniom samym w sobie jest użyteczne tylko do pewnego momentu. To, z czym mamy w rzeczywistości do czynienia, jest globalnym spiskiem, w którym uczestniczy tysiące ludzi, gotowych przekonfigurować społeczeństwo, jakie znamy. Mówię całkiem poważnie. W marcu pisałam o niebezpieczeństwach powierzchownego sprzeciwu wobec feminizmu:

 

„Obecna feministyczna dominacja nad społeczeństwem i polityką nie jest zaskakująca, kiedy zrozumiemy, że sam język, którego często używamy w odniesieniu do naszych przeciwników, nie opiera się na prawdzie, ale na użyteczności – to znaczy jest językiem, który nie ma względu na prawdę, a zatem żadnego względu na nas, jako istoty ludzkie stworzone na obraz Boga. Jest to usprawiedliwione w umysłach wielu, którzy używają takiego obelżywego języka (jeśli w ogóle rozpatrują konsekwencje swojego języka), ponieważ zarówno my, jak i oni, zaakceptowaliśmy a priori, że moralna wyższość myśli feministycznej jest oczywista.

 

W ten sposób staje się to samo-utrwalającym się systemem. Niepotrzebna jest tajemnicza klika nienawidzących mężczyzn feministycznych władczyń. Jedyne, czego trzeba, to to, by masy nigdy nie kwestionowały akceptowalności dwóch twierdzeń wiary, jakie charakteryzują radykalny feminizm (podanych wyżej). Jedyne, czego trzeba, to by ci sami ludzie, którzy dostrzegają „problemy związane z feminizmem dzisiaj”, dalej de facto akceptowali feministyczną wersję historii, języka i pierwszych zasad jako świętą prawdę.

 

Możemy zaobserwować podobny fenomen wewnątrz ruchu LGBT. Generalne manipulacja historią i językiem udała się im znakomicie, nie mówiąc już o ich zdolności oswajania nas na wzór stopniowo gotowanej żaby, co gwarantuje, że słysząc o młodych chłopcach w damskich ciuchach, którzy rozbierają się dla dorosłych mężczyzn, co najwyżej podpisujemy w desperacji petycję albo dzielimy się tym na Facebook’u. Trudno zrozumieć na pozór niemożliwą spójność różnych rewolucyjnych ruchów, kiedy bada się jedynie dowody materialne”.

 

Nie tylko że różne grupy działają na rzecz swoich celów z niezwykłą skutecznością, ale potrafią także wspomagać grupy z ich otoczenia w osiągnięciu ich celów – nawet tych, które są całkowicie odmienne, takie jak aspiracje feminizmu, grup LGBT i islamu. W ten sposób stają się one najbardziej niebezpiecznymi i zaskakującymi ze wszystkich spisków. Ci, którzy potępiają „teoretyków spisku”, szybko wykazują, że im bardziej spisek angażuje ludzi, tym mniej prawdopodobne jest, by zdołał on zachować tajemniczość, jakiej wymaga do działania. Mają słuszność i słuszne jest, by ich zignorować.

 

Nie pojmują, o co chodzi, gdyż nie rozumieją sił nadprzyrodzonych, które kierują tymi na pozór fragmentarycznymi spiskami. To prawda, że czysto ideologiczne środki mogą doprowadzić spisek daleko, ale im bardziej obserwuję rozkład wokół siebie, tym bardziej jestem przekonana o bezpośrednim wpływie, jaki Bóg pozwala mieć księciu tego świata i jego kumplom na kształtowanie naszych społeczeństw.

 

Byłam w bardzo niekorzystnej sytuacji, kiedy pisałam wspomniany wcześniej antyfeministyczny artykuł, gdyż nie przeczytałam wówczas jeszcze niewiarygodnej książki C.S. Lewisa pt. Cztery miłości. Zrozumienie „ducha feminizmu” wydaje się dość oczywiste na podstawie Pisma Świętego – egzystuje on głównie w obrębie grzechu pychy. Jednakże, chociaż ruch LGBT ma udział w duchu pychy, jako jego podstawowej przyczynie (samo jego celebrowanie powinno być sygnałem ostrzegawczym), czytając tę książkę zaczęłam uważać, że wypaczony duch miłości – szczególnie Eros, miłość romantyczna – jest tym, co dręczy ten ruch najbardziej. Co ważniejsze, to ten sam duch doprowadził większość normalnych, „cispłciowych”, heteroseksualnych osób do ich niewiarygodnej tolerancji dla zachodzącego wokół nich upadku.

 

Lewis pisze:

Wydaje mi się, że prawdziwe niebezpieczeństwo nie polega na wzajemnym ubóstwianiu się kochanków, ale na ubóstwianiu przez nich samego Erosa.

 

Nie chcę przez to powiedzieć, że będą mu wznosili ołtarze i modlili się do niego. Ubóstwienie, które mam na myśli, znajduje swój wyraz w rozpowszechnionej błędnej interpretacji słów Chrystusa: „Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała” (Łk 7,47). Jasno wynika z danego kontekstu i z poprzedzającej go przypowieści o dłużnikach, że słowa te muszą znaczyć: „Wielkość jej miłości do mnie świadczy o wielkości grzechów, które jej przebaczyłem”. (Słowo ponieważ jest użyte w takim znaczeniu, w jakim się mówi: „On nie mógł jeszcze stąd wyjść, ponieważ jego kapelusz wisi w przedpokoju”; obecność kapelusza nie jest dowodem pozostawania danego człowieka w domu, lecz wiarygodnym świadectwem, że tak jest w istocie). Ale tysiące ludzi rozumie te słowa zupełnie inaczej. Zakładają przede wszystkim, że jej grzechy były grzechami przeciw czystości, choć mogła równie dobrze uprawiać lichwę, nieuczciwie prowadzić sklepik czy znęcać się nad dziećmi. A następnie wydaje im się, że Chrystus powiedział: „Przebaczam jej grzechy nieczystości, bo była tak bardzo zakochana”. Sugeruje to, że potężny Eros usprawiedliwia wszelkie czyny, do których doprowadza, i niemal je sankcjonuje, nawet uświęca.

 

Kiedy kochankowie mówią o jakimś czynie, który jesteśmy skłonni potępić: „Zrobiliśmy to z miłości”, proszę zauważyć ton ich głosów. Inaczej przemawia człowiek wyznając: „Zrobiłem to, bo się bałem” albo „Zrobiłem to, bo byłem zły”. Usprawiedliwia się przede wszystkim z popełnienia czegoś, co jego zdaniem wymaga usprawiedliwienia. Kochankowie rzadko postępują w podobny sposób. Proszę posłuchać, z jakim drżeniem, niemal z nabożeństwem wymawiają słowo „miłość”, nie przytaczając go jako „okoliczność łagodzącą”, ale raczej powołując się na jego autorytet. To wyznanie może być niemal przechwałką. Może zawierać w sobie zarodki buntu. Kochankowie czują się „męczennikami”. W krańcowych przypadkach ich słowa naprawdę wyrażają cichą, ale niezachwianą uległość względem boga miłości.

 

Od razu rozpoznałam bolesną prawdę tych słów w wielu godnych pożałowania działaniach, jakie podjęłam w swoim życiu. Kiedy Eros staje się sam bogiem, zamiast podporządkować się Bogu, dajemy mu potężną władzę nad nami. Może nas tym pustym uczuciem ogromnej miłości doprowadzić do rzeczy niewyobrażalnych – a co być może bardziej niebezpieczne w ogóle dla społeczeństwa, może doprowadzić nas do usprawiedliwienia rzeczy niczym nieusprawiedliwionych w zachowaniu innych ludzi.

 

Zaledwie dziesięciolecia temu „zew miłości” stał się argumentem usprawiedliwiającym wzajemne stosunki par tej samej płci, wkrótce potem nastąpiło domaganie się „małżeństw”. Czy trudno sobie wyobrazić, że w niezbyt dalekiej przyszłości okaże się, iż większość ludzi jest w stanie strawić „konsensualną” efebofilię i pedofilię, skoro są niewolnikami tego spuszczonego z łańcucha Erosa? Podwaliny tej akceptacji już się kładzie.

 

Łatwo jest postrzegać lobby LGBT, a w szczególności jego odłam spod znaku „pedofilia jako orientacja seksualna”, z perspektywy żądzy cielesnej. Pomijając już najbardziej oszalałe na punkcie seksu błazeństwa parad „Dumy” i barów dla homoseksualistów, całą swoją egzystencję opierają oni jako grupa na błędnej koncepcji „orientacji seksualnej”. Musimy ponownie zrozumieć jako społeczeństwo, że żądze seksualne mogą być złożone i niemal nieskończone, ale czystość mimo pokusy jest prosta i powszechna (i – z pomocą łaski – możliwa!). Należy to podkreślać, szczególnie teraz, gdy widzimy nacisk, by uznano jako „tożsamość” poważnie nieuporządkowane skłonności pedofilskie.

 

Jednakże, choć jest to niewątpliwie ważne, nie wystarczy panowanie nad tym, co C.S. Lewis nazywa Wenus – miłością seksualną. Musimy zasadniczo myśleć również o Erosie, o miłości romantycznej, by prawdziwie zrozumieć działania tych pogubionych ludzi, szczególnie wówczas, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, jak wielu z nich samych jest ofiarami nadużyć seksualnych. Oni, podobnie jak my, żyją w świecie zalanym darmową pornografią, nieskromnością i antykoncepcją, co bez wątpienia podsyca jeszcze bardziej ich nieuporządkowane skłonności. Zamiast mówić prawdę z miłością, oczekujemy z otwartymi ramionami ich złych uczynków, zamykając nasze serca na osobę, którą stworzył Bóg, aby objąć ducha wykonanego ludzkimi rękami. Szukamy miłości w taki lub inny sposób, a to tych, którzy najbardziej pragną miłości, najszybciej pożera Eros.

 

Byłoby głupstwem lekceważyć go w tym starciu obyczajów, myśląc, że gdy już tylko poradzimy sobie z Wenus, wszystko będzie dobrze. Nie należy zbyt nisko oceniać Erosa. Dużo trudniej utrzymać go na smyczy.

 

Stefanie Nicholas

Tłum. Jan J. Franczak

Przetłumaczone i opublikowane za zgodą serwisu OnePeterFive.com

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij