31 stycznia 2019

Zakony uratowały cywilizację łacińską przed germańskim zdziczeniem!

(Zatwierdzenie reguły, Giotto di Bondone/ Wikimedia Commons)

Czarne legendy mówiące, że to z powodu Kościoła średniowieczna Europa doświadczyła zapaści cywilizacyjnej, opowiadać mogą tylko ci, których ignorancja dorównuje ideologicznym uprzedzeniom. A poza tym kłamstwa zawsze lepiej się sprzedają niż prawda. Dochodzenie do prawdy wymaga pracy, kłamstwo zaś i fałsz można bez trudu wyssać nawet z brudnego palucha – mówi w rozmowie z PCh24.pl prof. Tomasz Panfil, KUL, IPN Lublin.

 

Najstarszym zakonem świata założonym w roku 529 są benedyktyni. Czy oznacza to, że wcześniej nie mieliśmy do czynienia z katolickimi mnichami?

Wesprzyj nas już teraz!

Rok 529 to po prostu data przełomowa dla Kościoła Katolickiego. Dzięki działaniom św. Benedykta z Nursji udało się stworzyć katolickie wspólnoty, do których ciągnęli ludzie chcący kontemplować Chrystusa i zastanawiać się nad tajemnicą Jego śmierci i zmartwychwstania. Nie jest tak, że wcześniej takowych nie było. Oczywiście, że byli, tyle że wiedli życie raczej jako pustelnicy uciekając od pokus cywilizacji, jak chociażby św. Antoni Wielki, zwany Pustelnikiem czy św. Hieronim.

 

Święty Hieronim jest tutaj bardzo dobrym przykładem, ponieważ w jego legendzie czytamy, że ukazał mu się Chrystus Ukrzyżowany, który polecił mu, aby porzucił pustkowia i samotność i wrócił do wspólnoty monastycznej i podjął się trudnego dzieła tłumaczenia Biblii z greki na łacinę.

 

Jest to niezwykle pouczająca legenda, ukazuje bowiem różnice w podejściu do świata, religii i wiary. Eskapiści – jak początkowo św. Hieronim – uciekając od pokus świata, zubażają go, bowiem zabierają światu siebie i swoje talenty. Św. Benedykt z Nursji doskonale to rozumiał i dlatego zakładając zakon, napisał regułę nakładającą na wstępujących do niego mnichów pewne obowiązki. Najprościej rzecz ujmując reguła ta mówiła wprost: nie wystarczy, że schowasz przed światem w jaskini, w pustelni, na pustkowiu i tam będziesz się modlił i kontemplował Chrystusa! Nie! Masz modlić się i pracować, masz tworzyć, masz przepisywać księgi, dawać przykład pobożności i krzewić wiarę wśród ludu poprzez upowszechnianie prawdy. Ora et labora – Módl się i pracuj.

 

Czy właśnie poprzez pracę benedyktyni mieli zbliżać się do Boga i bliźnich?

Poprzez pracę mieli przybliżać Chrystusa maluczkim. Zakonnikami zostawali przede wszystkim ludzie wykształceni, którzy potrafili czytać, pisać i znali więcej niż jeden język. Ich talenty nie mogły być marnowane poprzez zamykanie się w celach czy życie na pustkowiu. W klasztornych skryptoriach mnisi trudzili się przepisując w licznych kopiach dzieła teologiczne, zdobiąc je iluminacjami. Mieli też obowiązek upowszechniać Dobrą Nowinę.

Reguła Ora et labora zmuszała ich do pracy. Nie do pustej, samotnej kontemplacji, tylko do pracy na rzecz całej społeczności chrześcijańskiej.

 

Kim byli mnisi iroszkoccy?

Po upadku Rzymu, cały kontynent znalazł się w rękach germańskich barbarzyńców – nastały tzw. wieki ciemne, a cywilizacja rzymska (łacińska) odchodziła w niepamięć. Ludzie zapomnieli jak się czyta, jak się pisze, czym jest prawo stanowione, w zapomnienie popadły sztuki i umiejętności. Pod rządami Germanów niemal cała Europa cofnęła się w rozwoju.

Na szczęście dorobek cywilizacji łacińskiej przetrwał na Wyspach Brytyjskich, a konkretnie w Irlandii i Szkocji. Południowa Anglia została wprawdzie zajęta przez barbarzyńców germańskich, czyli Danów, Sasów etc., ale nie dotarli oni ani do Szkocji, ani do Irlandii.

 

Mogły więc tam spokojnie trwać w spokojnej izolacji wczesne wspólnoty monastyczne, czyli właśnie mnisi iroszkoccy – mieszkający w klasztorach zakładanych jeszcze m.in. przez św. Patryka.

 

W końcu VIII wieku mnisi iroszkoccy zaczęli przybywać na kontynent europejski. To fenomen – Irlandczycy i Szkoci cywilizowali Europę, na nowo ją chrystianizowali i na nowo upowszechniali w niej cywilizację łacińską. To właśnie przybycie do Europy Iroszkotów zapoczątkowało coś, co w historii naszego kontynentu nazywano renesansem karolińskim.

 

Co w związku z tym mnisi iroszkoccy „dali” Europejczykom?

Przede wszystkim, to właśnie oni przywieźli z powrotem na kontynent europejski sztukę pisania i czytania. To oni uruchomili na dworze Karola Wielkiego kancelarię. To oni upowszechnili w miejscu tzw. pism szczepowych, czyli niemal zupełnie nieczytelnych, bazgrołów, „normalne” pismo, czyli rzymską minuskułę i uncjałę.

 

Co zabawne: zadufani w sobie humaniści z XV-XVI wieku chcący nawiązywać bezpośrednio do czasu starożytnego Rzymu odkryli dokumenty… z czasów karolińskich i z dumą oznajmili, że teraz będzie się pisać tak ładnie jak pisano w czasach rzymskich: z głęboką pogardą wyrażając się o średniowieczu nie wiedzieli nawet, że wzorują się na dokumentach karolińskich i że patrzą na piękną i staranną minuskułę karolińską.

 

Czy właśnie w związku z powszechnym wówczas brakiem wśród ludzi, w tym również elit, umiejętności czytania i pisania mówimy, że były to „wieki ciemne”?

Tak i moim zdaniem takie określenie jest uzasadnione tylko i wyłącznie dla tego okresu średniowiecza. Proszę sobie wyobrazić: najpotężniejsza wówczas dynastia, czyli rządzący królestwem Frankonii Merowingowie nie potrafi ani czytać, ani pisać.

 

W czasach Rzymu obywatele imperium to „ludzie pisma”, prawo, polityka, gospodarka opierają się na piśmie. Razem z upadkiem Rzymu to wszystko zanikło i nawet późniejsi władcy Europy nie posiadali tych podstawowych, jak mogłoby się nam dzisiaj wydawać, umiejętności. Karol Wielki też nie umiał pisać. Potrafił jedynie podpisywać na dokumentach, ponieważ sobie to wyćwiczył.

 

Na szczęście na dworze Karola pojawili się Iroszkoci, którzy przywieźli ze sobą teksty ze starożytnego Rzymu, kodeksy rzymskich praw oraz wielkie dzieła literackie i to zarówno kościelne jak i świeckie, antyczne. W Europie kontynentalnej znajomość tych tekstów zanikła. Istniały one wprawdzie, ale zapomniane albo schowane gdzieś w ciemnych klasztornych bibliotekach.

 

To jednak nie wszystko. Pierwszą szkołę pałacową na dworze Karola Wielkiego założył właśnie iroszkocki mnich – błogosławiony Alkuin. Był to de facto powrót szkół na kontynent europejski. Mało tego: to on jako jeden z pierwszych dał sygnał, że można i należy uczyć nie tylko czytać i pisać, ale także podstaw prawa czy medycyny.

 

Czy to właśnie mnisi iroszkoccy zapoczątkowali renesans karoliński?

Nie tylko oni! Historia pokazuje jednoznacznie, że za każdym razem renesans był efektem pracy i starań ludzi Kościoła Katolickiego! Przecież nawet Marcin Luter był na początku człowiekiem Kościoła. To Kościół go wychował i uformował, to katolicyzm dał mu wykształcenie i możliwość studiowania starożytnych pism, praw i teologii.

 

Nota bene: nie jest tak, jak wmawiają światu poprawne i antykościelne systemy edukacji, że w historii świata był tylko jeden renesans – ten z wieków XV i XVI, który „rozkwitł” dzięki protestantyzmowi i był reakcją na katolicką ciemnotę średniowiecza!

Po renesansie karolińskim nastąpił bowiem renesans XII wieku, który znów zapoczątkowali ludzie Kościoła, tym razem zakon cystersów. Chodzi o tzw. reformę Cluny. To tam zapoczątkowano gotyk!

 

Gotyk to architektura, to matematyka, nie tylko teologia! To nauki stosowane, wszak to Cystersi wymyślają nowy sposób uprawy ziemi, czyli tzw. trójpolówkę. Dzięki niej nie trzeba było się co kilka lat przenosić na nowe ziemie i karczować kolejne obszarów lasu. Naukowe podejście do uprawy ziemi to odkrycie, że wystarczy poczekać dwa lata i ziemia odzyska swoją moc rodzenia zboża. To cystersi wymyślili genialną, najpiękniejszą na świecie, fantastyczną, zapierającą dech w piersiach architekturę, której owocami były przewspaniałe katedry, w których umieszczano cudowne gotyckie obrazy.

 

Renesans XII wieku, to również, a może przede wszystkim, renesans Kościoła i powrót do ewangelizacji, jaką prowadzili uczniowie Pana Jezusa.

 

Co ma Pan na myśli?

Zakon benedyktynów był zakonem kontemplacyjnym, czyli jakby schowanym, zamkniętym. Benedyktyni wprawdzie przepisywali teksty, uczyli się, kształcili pracowników dla świeckiej administracji, ale na pierwszym miejscu zawsze jednak była dla nich modlitwa w klasztornym odosobnieniu.

 

Renesans wieku XII przyniósł natomiast swoiste odwrócenie. I nie chodzi tutaj jedynie o reformę Cluny, nie tylko o renesans zapoczątkowany przez cystersów. Chodzi przede wszystkim o powstanie dwóch zakonów nowego typu, skierowanych do pracy na zewnątrz.

 

Chodzi o franciszkanów i dominikanów?

Tak. Św. Franciszek i św. Dominik doszli do wniosku, że najwyższy czas wyjść do ludzi, powrócić do misji apostolskiej. Stworzyli oni nowe reguły zakonne – ich istotą była misja wzywania do pokuty i do nawrócenia.

Święty Franciszek głosił, że jego zakon musi być blisko ludzi, w rozwijających się gwałtownie miastach, nie zaś gdzieś na odludziu, w odosobnieniu. Uważał też, że zakonnicy muszą odrzucić pokusy posiadania rozmaitych dóbr, co pozwoli uchronić się przed pułapką w jaką w pewnym momencie wpadli mnisi zakonów kontemplacyjnych, pewnego rodzaju konsumpcjonizmem.

 

Konsumpcjonizmem?

Niestety tak. Mnisi zakonów kontemplacyjnych żyli z pracy chłopów pracujących w dobrach, którymi uposażony był klasztor. Mnisi obrastali więc w sadełko, mimo że modlili się sześć razy dziennie, pisali i przepisywali księgi.

 

Franciszek natomiast odrzucił koncepcję obdarowywania zakonów dobrami. Chciał, żeby siedziby jego nowego bractwa znajdowały się w miastach, a nie z dala od nich, wedle starej zasady „bliżej przyrody, bliżej Boga”. Nie! Franciszek chciał być wśród ludzi i nie chciał, żeby oni pracowali na braci zakonnych, ale żeby zakonnicy byli wynagradzani za pracę, za posługę.

 

To samo tyczy się dominikanów. Czy wie Pan co oznacza skrót OFP?

 

Ordo Fratrum Praedicatorum, czyli zakon braci kaznodziejów…

No właśnie! Misją dominikanów było i jest kaznodziejstwo, czyli wychodzenie do ludu i głoszenie mu Słowa Bożego, nie poprzez uczone księgi, nie poprzez traktaty teologiczne, tylko poprzez porywające kazania, przez przemawiające do maluczkich piękne obrazy – malarstwo nazywano wówczas „Biblia pauperum”.

 

Na tym również polegał renesans Kościoła w XII i XIII wieku – na zmianie, czy może raczej odnowie funkcjonowania zakonów.

 

Zakony typu benedyktyńskiego są de facto odsunięte od świata. Mnisi żyją we wspólnocie, ale jednak są na uboczu – coś z siebie dają światu, ale jednak skupiają się na sobie i na tworzeniu dorobku zakonu.

 

Cystersi propagują z kolei rozmaite nauki nie tylko kontemplacyjne, o czym wcześniej wspominałem. Architektura, rolnictwo, technologia.

 

Z kolei franciszkanie i dominikanie upowszechniają nowy model kontaktów z wiernymi – są blisko ludzi. Co prawda nie mogą budować swoich kościołów w obrębie miast, dlatego stawiają je tuż przy miejskich murach. Tam, gdzie stoją klasztory dominikanów i franciszkanów, tam się kończyło kiedyś miasto, co bardzo dobrze widać np. w Krakowie.

 

To Franciszkanie i Dominikanie dali ludziom nowy model Kościoła. Nie odsuniętych od ludzi bogatych, żyjących trochę w próżny sposób dostojników kościelnych, tylko wychodzących do nich współbraci w wierze dających żywy przykład wiary, pokory, ubóstwa.

Zakon benedyktynów uratował resztki kultury i cywilizacji łacińskiej – to jego chwała! Dokonano tego, ponieważ zakonnicy nie skupiali się na pracy fizycznej i codziennymi obowiązkami, ponieważ ich misją było ratowanie i chronienie kultury przed brutalnym i barbarzyńskim światem zewnętrznym rządzonym przez Germanów, którzy to przyczynili się do wprowadzenia do ludzkich umysłów pojęcia, z którym Kościół walczył przez setki lat – pojęcia „świętej wojny”. Dla Germanów wojna była święta i mieli oni mnóstwo usprawiedliwień do tego, żeby walczyć i zabijać.

 

Czy „święta wojna”, to „wojna sprawiedliwa”?

Nie i nie można mylić tych pojęć.

 

Nad pojęciem „wojny sprawiedliwej” bardzo długo zastanawiał się święty Augustyn już w czasach imperium rzymskiego, kiedy to wielu rzymskich legionistów, którzy przechodzili na chrześcijaństwo zostawało męczennikami, ponieważ odmawiało walki. Wspomnę tylko piękną legendę o św. Maurycym i legionie tebańskim. Żołnierze tej jednostki nawrócili się i odmówili walki, a co za tym idzie łamania V przykazania i przykazania Chrystusa o konieczności miłowania bliźnich. Zostali za to ukarani – święty Maurycy i co dziesiąty żołnierz tego legionu zostali skazani na śmierć.

 

Był to dramatyczny dylemat – czy chrześcijanin może kogoś zabić, czy obrona domu, rodziny wspólnoty, Kościoła, może oznaczać zadanie śmierci. Św. Augustyn odpowiedział, że tak, ale tylko w „wojnie sprawiedliwej”. Nawet on jednak nie twierdził, że wszyscy, którzy walczą w „wojnie sprawiedliwej” są zwolnieni z pokuty. Zabójstwo pozostało grzechem i żołnierz walczący w „wojnie sprawiedliwej” musiał odprawiać surową pokutę.

 

Germańskie zwyczaje były zaś zupełnie inne: każdy może walczyć z każdym bez żadnego usprawiedliwienia. Nieważne czy walka jest sprawiedliwa czy nie. Ba! Uważano, że jeśli uda się kogoś napaść zdradziecko to tym lepiej, ponieważ są wówczas większe szanse na zwycięstwo.

 

I znowu tutaj pojawia się Kościoła broniący ładu i pokoju przed wojenną furią, a cywilizacji przed chaosem. Chodzi o koncepcję Pax etc Treuga Dei, czyli Pokój i Rozejm Boży. Kościół zdołał przekonać barbarzyńskich zabijaków, żeby przynajmniej w piątek i w niedzielę nie prowadzili wojen, żeby przynajmniej te dwa dni – dzień śmierci i zmartwychwstania Pana Jezusa były wolne od zabijania i walki.

 

Czy to właśnie pojęcie „wojny sprawiedliwej” przyczyniło się do powstania zakonów rycerskich?

W pewnym sensie tak – odzyskanie Ziemi Świętej z rąk muzułmanów było zdecydowanie wojną sprawiedliwą. Najpotężniejszym zakonem rycerskim byli Templariusze, którzy swoją nazwę wzięli od słowa Templum, czyli świątynia. Wówczas liczyła się tylko jedna świątynia – świątynia w Jerozolimie.

 

Czy zakony rycerskie funkcjonowały tak jak zakony kontemplacyjne bądź zakony żebracze?

Nie. Zakony rycerskie różnią się tym od wszystkich innych, że składają dodatkowy czwarty ślub. Wszyscy zakonnicy ślubują czystość, ubóstwo i posłuszeństwo. Natomiast zakony rycerskie ślubują jeszcze walkę za wiarę.

 

Pozostali zakonnicy nie mogli walczyć?

Początkowo walczyć mogli kapłani diecezjalni, ale nie wolno im było przelewać krwi, dlatego walczyli maczugami, a nie mieczami. W pieśni o Rolandzie pojawia się fragment o biskupie, który walczy z Saracenami właśnie maczugą – ta nie rozcina ciała.

 

Wraz z upływem lat nakaz dla ludzi Kościoła, aby powstrzymali się od walki i przelewu krwi był coraz mocniej respektowany, a kapłani byli srogo karani za używanie przemocy w jakiejkolwiek postaci. W czasie krucjat Kościół jednak odkrył, że potrzebuje własnych wojsk – tak powstały zakony rycerskie, w których służba wojskowa została de facto uznana za rozwinięcie reguły cysterskiej: była specyficzną pracą w służbie Kościołowi.

 

Czy templariusze i inne zakony rycerskie wyznaczali jakieś nowe trendy w sztuce wojennej?

Tak. Templariusze i inne tego typu zakony tworzyli bardziej wojsko niż rycerstwo. Aby to zrozumieć trzeba uzmysłowić sobie jak w tamtym czasie wyglądała armia: suweren rozsyłał wici i zwoływał swoich lenników. Oni przyjeżdżali z pocztami by służyć zwierzchnikowi mieczem. Była to armia, ale złożona z indywidualności.

 

Z kolei zakony rycerskie wprowadzają musztrę i walkę w zwartym szyku. Zakonnik nie był indywidualistą, tylko fragmentem większej całości. Nie był on szermierzem, który wybiega przed szereg, by zdobyć większą chwałę lub łup. Mnisi-rycerze walczą w szyku w sposób zdyscyplinowany, wykonują przyjęte wcześniej założenia taktyczne. Są po prostu nowoczesną armią – jednolicie dowodzoną, jednolicie kierowaną.

 

Czy można więc powiedzieć, że mamy w tym wypadku do czynienia z kolejnym powrotem do czasów rzymskich, z kolejnym renesansem?

W pewien sposób tak. Mamy walkę w szyku w wykonaniu zawodowych żołnierzy, tak jak w rzymskich legionach. Armie średniowieczne przed powstaniem zakonów rycerskich były armiami składającymi się z szlachetnie urodzonych, których powinnością wobec suwerena jest służyć mu własnym mieczem. To indywidualiści nie przywykli do posłuchu, a często mający interesy rozbieżne z interesami suwerena.

 

Dlaczego templariusze są dzisiaj owiani czarną legendą?

To wszystko za sprawą króla Francji i Nawarry – Filipa Pięknego, który po prostu chciał ich okraść ich z pieniędzy. Pieniędzy zarobionych dzięki bankowości – templariusze wymyślili bowiem genialny system bankowy.

 

Proszę sobie wyobrazić taką sytuację: kupiec chce zakupić towar, czyli musi wziąć ze sobą skrzynię ze złotem i ruszyć w niebezpieczną podróż. Zatrudnia ludzi, mających bronić go przed wszystkimi zbójami czyhającymi na takie okazje. Templariusze zaś zaproponowali: nie musicie wozić swoich pieniędzy ze sobą, wpłacajcie je u nas i podróżujcie z naszymi wekslami. Kupiec mógł pójść do najbliższej placówki templariuszy i złożyć tam np. 100 dukatów. Dostawał weksel, z którym mógł jechać w podróż, znaleźć na miejscu faktorię templariuszy i wypłacić swoje pieniądze. To było coś wówczas niezwykle nowoczesnego.

 

Templariusze stworzyli ogromną sieć tego typu placówek zarówno w Europie jak i w Ziemi Świętej. Mnóstwo ludzi korzystało z ich usług, dzięki czemu templariusze zarabiali. Zarabiali też na pożyczkach.

 

Tak to templariusze stali się niezwykle bogatym zakonem i w pewnym momencie, mówiąc brutalnie, Filip Piękny postanowił zrobić skok na ich kasę oskarżając ich o kult szatana, Bafometa. Ponieważ wówczas trwała tzw. niewola awiniońska papiestwa i zależni od królów Francji papieże byli im posłuszni. Tak więc papież Klemens V rozwiązał zakon i obłożył go interdyktem. Filip Piękny zaś spalił na stosie Jakuba de Molay i jego kilkudziesięciu współpracowników i położył łapę na bogactwach zakonu. Wielu templariuszy na wieść o tym, co się stało we Francji uciekło, ukryło pieniądze i kosztowności: stąd dzisiejsze filmy o tajnych stowarzyszeniach Templariuszy – bogatych i przechowujących wiedzę tajemną.

 

Czy istniały zakony inkwizytorskie?

Takie zakony nie istniały, aczkolwiek funkcje inkwizytorów najchętniej powierzano przygotowanym i wykształconym w mowie i prawie dominikanom.

 

Dzisiaj tak modne jest potępianie inkwizycji – ale trzeba powiedzieć, że to właśnie święta inkwizycja wprowadziła do procesu sądowego instytucję przesłuchania i instytucję świadków obrony i oskarżenia tworząc bardziej sprawiedliwy system sądowniczy, dający większe szanse oskarżonemu na uniewinnienie. Nie musiał on od tej pory być sam na sam z oskarżycielem, zależnym od nieskrępowanej woli sędziego – mógł powoływać świadków, wygłaszać mowy, przedstawiać dowody etc. Po prostu toczył się proces, a nie rzucano oskarżenie i wykonywano wyrok.

 

Czy zakonnicy brali udział w tworzeniu pierwszych uniwersytetów?

Ale oczywiście! Powiem więcej – nie tylko brali udział, ale jest to ich dzieło: rozkwit szkolnictwa wyższego!

 

Najsłynniejszy po dzień dzisiejszy naukowiec średniowiecza to święty Tomasz z Akwinu z zakonu dominikanów. Inny słynny naukowiec średniowiecza, czyli Ockham – twórca stosowanej do dzisiaj przez wszystkich (może z wyjątkiem polityków), „brzytwy Ockhama” to również zakonnik – franciszkanin. Bacon – franciszkanin. Nie czas i miejsce, aby wszystkich wymienić.

 

Jak tworzono pierwsze uniwersytety?

Najlepsze szkoły – z reguły te przy katedrach, bogatych biskupstwach – w pewnym momencie stawały się czymś więcej niż szkołami przekazującymi umiejętności. Zaczęto w nich poszukiwać wiedzy! Na takiej zasadzie powstały uniwersytety w Bolonii i w Paryżu – wyewoluowały z najlepszych szkół katedralnych.

 

Widać niestety na polu szkolnictwa wyższego nasze polskie zapóźnienie – pierwsza polska uczelnia wyższa, czyli Uniwersytet Krakowski powstała w roku 1364 – ponad 200 lat po powstaniu pierwszych uczelni na świecie. Zgodnie z ówczesnymi zasadami licencji na nauczanie udzielał papież – i taką zgodę musiał uzyskać Kazimierz Wielki. Taką samą zgodę na odnowienie uniwersytetu musieli później otrzymać święta Jadwiga i Władysław Jagiełło.

 

Co ciekawe – zgoda papieża nie była jakąś tam czczą formalnością. Ojciec Święty mógł bardzo głęboko ingerować w organizację uczelni, np. w roku 1400 papież skorygował pierwotną organizację króla Kazimierza, w której nie było wydziału teologicznego, ponieważ polski król potrzebował urzędników państwowych. Ojciec święty uznał jednak, że po unii z Litwą muszą dominować katedry teologiczne, ponieważ przed Polską ogromna misja chrystianizacyjna do wykonania.

 

Tak więc uniwersytety w średniowieczu nawet jeśli służyły państwu były instytucjami kościelnymi.

 

Kogo kształciły średniowieczne uniwersytety?

Księży, prawników, lekarzy i nauczycieli. Co ciekawe wszystkie te cztery grupy zawodowe nosiły czarne stroje. Księża noszą czarne sutanny, doktorzy i profesorowie uczelni wyższych również noszą czarne togi, prawnicy także. Proszę pamiętać, że to czerń jest kolorem mądrości i oznacza absolwenta uniwersytetu. Sutanna, prawnicza toga, toga naukowca to jest jedno i to samo – symbol absolwenta uniwersytetu, symbol człowieka uczonego.

 

Skoro zakony dały ludziom i światu tyle dobra, to skąd te czarne legendy, że to przez Kościół w średniowieczu Europa doświadczyła zapaści cywilizacyjnej?

Takie rzeczy, opowiadać mogą tylko ci, których ignorancja dorównuje ideologicznym uprzedzeniom. A poza tym kłamstwa zawsze lepiej się sprzedają niż prawda. Dochodzenie do prawdy wymaga pracy, kłamstwo zaś i fałsz można bez trudu wyssać nawet z brudnego palucha.

 

Czarna legenda zakonów to przede wszystkim wytwór oświecenia, które chciało przeciwstawić swoje osiągnięcia tym z przeszłości. A poza tym wówczas rzeczywiście zakony podupadły w sensie duchowym, moralnym i materialnym.

 

Czy jest coś, co jednak zasługiwałoby na krytykę?

Niestety tak. Złą opinię miało szkolnictwo z okresu późnego średniowiecza, czyli scholastyka, nauczanie skostniałe.

 

Pod koniec średniowiecza ludziom Kościoła nie chciało się robić czegoś nowego. Powtarzano w kółko to samo, chociaż świat się zmieniał. Spójrzmy na wielu dzisiejszych posiadaczy dyplomów: wielu sądzi, że jak skończy jakąkolwiek szkołę wyższą i dostanie „papier”, to już nie musi aktualizować swojej wiedzy.

 

Tak to działa i dlatego Kościół co jakiś czas doprowadzał do nowego renesansa. Potrzebny był bodziec, który dałby zmianę i udoskonalił niewydolny system. Przecież świat się zmienia, ludzi wpadają na nowe pomysły i odkrywają nowe rzeczy. Wiedzę trzeba aktualizować. Ale pamiętajmy, bo to niezwykle ważne: Kościół nie jest po to, żeby nadążać za światem, tylko po to, żeby wyznaczać światu kierunki i drogi. Mogą – a nawet powinny – być nowe i odkrywcze. I prowadzić do Boga. Kiedy zaś nauka katolicka zaczyna podążać za doczesnymi modami – czyli zjawiskami szybko przemijającymi – to jest to dla niej początek równi pochyłej.

 

Dziękuję za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij