Moda męska. Już samo sformułowanie przyprawia nas – kobiety o lekki dreszcz zgrozy. Jednak fakt jej istnienia nie może dziwić. To w końcu dla nas mężczyźni od wieków stroją się w różne fatałaszki – by zdobyć i zainteresowanie, i poklask, i przychylność, i nas same. W jakiej kondycji jest zatem współczesna moda męska? Oj, nieciekawej…
Prawdziwego mężczyznę kobieta co prawda rozpozna bezbłędnie w każdym stroju (a prawdziwy mężczyzna nie założy stroju niemęskiego), jednak coraz więcej panów gubi się w tym, co męskie, a co nie. Dlatego też coraz częściej szerokim łukiem omijamy trzydziestoletnich chłopców bawiących się w subkultury i stawiamy na normalność. I choć normalnością dla jednych pań jest garnitur, dla innych zaś dżinsy i sweter, zasada jest prosta: facet ma wyglądać jak facet.
Wesprzyj nas już teraz!
Trochę historii
„W różnych stadiach rozwoju człowiek wprowadzał do swego ubioru kolejne innowacje, wymuszane koniecznością przystosowania się do nowych warunków. W ewolucji ubioru można wyróżnić trzy zasadnicze fazy” – pisze Francois Voucher w Historii Mody.
1. Od starożytności do XIV wieku,
2. od XIV wieku do pierwszej połowy wieku XIX, oraz
3. od drugiej połowy XIX wieku do dziś.
I tak, wraz z początkiem szybkiego rozwoju przemysłowego ubiór zaczął nabierać charakteru narodowego i bardziej osobistego. Wtedy też, zdaniem specjalistów w tej dziedzinie, zrodziła się moda we współczesnym znaczeniu tego słowa. O ile zatem w dwóch poprzednich okresach ubiór związany był ściśle z religijnością, moralnością i wyznawanymi wartościami, wraz z wiekiem XIX zaczął dopasowywać się bardziej do warunków politycznych i gospodarczych.
Do XIX stulecia zatem każdy naród tworzył swój własny typ ubioru, a jednostka dopasowywała go do własnych potrzeb. Główną cechą fazy trzeciej jest zaś – na odwrót – upowszechnienie ubioru coraz mniej osobistego, a coraz bardziej międzynarodowego, związanego z „mechanizacją produkcji konfekcji oraz z europejskim ekspansjonizmem w sferze mody”.
Ubiór (a później również modę) determinują od zarania dziejów te same czynniki. „Najpierw o charakterze sakralnym i mistycznym, później związanych z dążeniem do duchowej lub społecznej emancypacji, wreszcie natury ekonomicznej”.
Zatem wraz z nastaniem Belle Ėpoque męski ubiór stał się bardziej surowy. Jedynym finezyjnym elementem był krawat, marynarka zaczęła być powszechnie używana po 1870 r., garnitur zaś triumfował od 1875 r. – nie będąc jednak uważanym za strój wyjściowy. Na uroczystości czy wizyty, które odbywały się w ciągu dnia, panowie zakładali na siebie żakiet lub redingot. Strojem wieczorowym pozostawał frak z połami (jego miejsce od 1880 r. zajmował powoli smoking dinner-jacket, wymyślony przez graczy karcianych, którym noszenie fraka przez cały wieczór stało się zbyt męczące).
Boom na strój sportowy – tak dziś popularny – rozpoczął się pod koniec XIX wieku, wraz ze wzrostem popularności jazdy rowerowej, zaś całemu zjawisku kreowania nowych stylów światowych patronowały niezmiennie dwa ośrodki: Francja i Anglia.
W epoce późnowiktoriańskiej moda na wiejskie życie skłaniała do noszenia ubrań tweedowych ze spodniami zdobionymi szerokim lampasem oraz garnituru. Sportową marynarkę w kratkę (Norfolk) wprowadził do powszechnego użytku książę Walii, późniejszy król Edward VII.
Co ciekawe: trend na zaprasowany kant nogawki wszedł na rynek w 1895 roku, zaś rozporek w spodniach wprowadzono dopiero w 1911/12 roku.
Od początku XIX wieku w męskim ubiorze zmieniały się tak naprawdę jedynie detale. Mężczyźni zaczęli wieść coraz bardziej aktywne życie, co wymuszało dostosowanie stroju do potrzeb.
Gruntowna transformacja ubioru męskiego zaczęła się po I Wojnie Światowej, gdy zmieniła się zarówno gospodarka, jak i warunki życia. Zresztą w całym XX wieku moda męska przechodziła najróżniejsze okresy – w tym istny przewrót w latach bezpośrednio po II wojnie światowej. Do tej pory tworzona wyłącznie dla dorosłych, zaczęła dopasowywać się do młodzieży. I wtedy również Stany Zjednoczone zaczęły mieć więcej do powiedzenia w zakresie mody niż Europa.
Amerykańskie dzieci bowiem (które nie odczuły finansowych skutków wojny, nie znały ubóstwa, jakie panowało w powojennej Europie, wychowane w dobrobycie i spokoju, gardząc konsumpcją i wygodnym życiem) przyswoiły sobie ubiór biedoty – dżinsy, koszule bez krawata, bluzy (to, co dziś nosimy wszyscy).
Od tamtej pory niemalże na całym świecie dawne stroje regionalne zaczęły ustępować miejsca ubraniom typu zachodniego. Zaczęły rodzić się również subkultury, „dzikie” mody, mające wyrażać młodzieżowy bunt, „dzieci kwiaty”, „punki”.
Dziś obserwujemy z kolei konsekwencje zjawiska „antymody”, czy „mody ulicznej” a nasi panowie, niestety, coraz częściej wracają do strojów subkulturowych.
Co dla kobiety znaczy „męsko”
My, kobiety, nie lubimy przesady. A dla kogo, jak nie dla nas, Panowie, w ogóle się zastanawiacie, co założyć? Gdyby nie my wystarczyłoby Wam to, co praktyczne. Bez żadnych zdobień i dodatków. Ale Wy chcecie nam imponować i na tej płaszczyźnie. Dlatego pamiętajcie: ma być po prostu męsko.
Projektanci ubrań na całym świecie prześcigają się w wymyślaniu coraz to nowych fatałaszków, mających wyłudzić od populacji jak najwięcej pieniędzy. I cudują – to gumowy płaszcz z obrazów znanych malarzy, to kapelusz w kształcie statku, to spódnice moro dla panów, to znowu męskie staniki.
Wraz ze strojami idą fryzury. A te, w połączeniu z kolejnymi tworami pseudoartystów z branży, ochoczo przez panów zakładanymi, potrafią przerazić, bo z mężczyzn robią niepodobne do mężczyzn atrapy.
Przez wieki moda męska ewoluowała przyjmując najdziwniejsze formy – w okresie baroku mieliśmy wycacanych panów w perukach i w pełnym makijażu. I tacy robili furorę wśród pań i na salonach. Długie białe skarpetki, obcisłe pantalony. Nie ma co się zatem dziwić, że i dziś dziwnie ubrani mężczyźni chodzą po ulicach.
Różnica może jest jedna – panowie w pantalonach i perukach nie byli, mimo wszystko zniewieściali. Dziś możemy obserwować facetów w „rurkach”, z za długimi włosami i grzywką zaczesaną na bok, która non stop wpada im w oczy i którą muszą gestem Adonisa odrzucać na boki.
Pamiętacie może piosenkę Pauli Cole „Where have all the cowboys gone”?
My, kobiety chcemy Johnów Wayneów, chcemy Jamesów Bondów, poruczników Columbo nawet, chcemy „synów prerii”, mężczyzn z dawnej reklamy papierosów Marlboro, a przede wszystkim – panów pod krawatem w kościele!
Czasy się bowiem zmieniły, ale oczekiwania kobiet są nadal takie same: zadbany mężczyzna może mieć trzydniowy zarost; najbardziej gładko wygolony laluś jest odpychający. Mężczyzna może mieć garnitur (od wieków przecież wszelkie mundury nas pociągają), ale nie garnitur projektowany przez wygłodniałego homoseksualistę. Uwielbiamy męskość. I dlatego też, Mężczyzno, ostatnia rada: nigdy nie dyskutuj z nami o modzie. Rozmowy o fasonach, stylach, materiałach pozostaw nam – my to lubimy.
Dla kobiety w mężczyźnie liczy się męskość. Tak zostałyśmy zaprojektowane przez Stwórcę i taką mamy naturę, że na ojców naszych dzieci nie wybieramy mydłkowatych panów wyglądających jak klasyczny pederasta.
A na męskość we współczesnej modzie nie ma jednej konkretnej recepty. Dla jednych pań będzie to garnitur, dla innych typ stroju „dawnej biedoty”. Ale na pewno nie będzie nim facet w rurkach z koszulką w durne napisy lub z obrazkami przedstawiającymi dziwaczne animki.
Ograniczmy się zatem do dwóch prostych i podszytych stereotypem stwierdzeń:
Mężczyzna w garniturze – to mężczyzna z klasą.
Mężczyzna w dżinsach – to mężczyzna z charakterem.
Metroseksualne twory – to metroseksualne twory i to ich zdmuchnie populacja prawdziwych mężczyzn!
Magdalena Żuraw