11 czerwca 2012

Złotousty młot na heretyków – Antoni Padewski

(Św. Antoni Padewski)

Antoni Padewski, przyzywany jako patron rzeczy zagubionych, należy do grona najpopularniejszych świętych. Ale, jak to zwykle w takich przypadkach bywa, postać Świętego, ulegając „uludowieniu”, zatraciła swe prawdziwe rysy, kształtowane wśród wydarzeń jego bogatego, choć krótkiego życiorysu. Tymczasem mało kto wie, że ten prosty mnich franciszkański był zadziwiającym Europę i dwór papieski złotoustym kaznodzieją, nazywanym młotem na heretyków jako szermierz przeciwko niebezpiecznej herezji katarskiej i człowiekiem, z którym w życiu i po śmierci łączy się tak wiele niezwykłych cudów, iż bywa nazywany Antonim Cudotwórcą. Niepozorny habit krył ducha tak niezłomnego, iż nawet despotyczny i krwawy władca Werony Ezelin III zadrżał w duszy i ukorzył się przed franciszkaninem, gdy ten wypominał mu jego nieprawości. Ponadto ze względu na głębię swych nauk Antoni został policzony między Doktorów Kościoła, obok najtęższych umysłów, jakie wydała nasza Matka, Kościół Święty.

Fernando de Bulhões – bo tak nazywał się przed przystąpieniem do konfraterni biedaczyny z Asyżu – pochodził z rycerskiej rodziny zamieszkałej w Lizbonie, w czasach, gdy stolicą Portugalii była jeszcze Coimbra. Od początku był sposobiony do powołania, jakie Pan Bóg dla niego przygotował. Jego dziecięce serce lgnęło do Boga na wszelkie dostępne mu sposoby, w modlitwie i chłonąc tyle z nauki objawionej, ile było w stanie wówczas pojąć.

Nieprzyjaciel ludzkiego zbawienia widział, że to dziecko odbije kiedyś mnóstwo dusz z jego rąk, dlatego wcześnie zaczął „kręcić się” wokół niego. Pewnego razu, gdy chłopiec modlił się w pustym kościele, nagle zgasły świece i nastała ciemność; zrozumiał on w lot, iż nie stało się to bez przyczyny, lecz diabeł próbuje go zniechęcić do modlitwy – tym żarliwiej zatem natężył ducha, uczynił palcem na marmurze znak krzyża świętego i zobaczył jak światło ponownie rozjaśnia przestrzeń kościoła, a zawstydzony wróg musiał odejść bez satysfakcji.

Wesprzyj nas już teraz!

Młody Ferdynand około piętnastego roku życia zdecydował się na obranie stanu duchownego i wstąpił do zgromadzenia Kanoników Regularnych św. Augustyna w Coimbrze. Tam odkrył pasję studiowania Pisma Świętego, miłując się szczególnie w konkordancjach, czyli tematycznym zestawieniu fragmentów, porządkującym nauczanie ksiąg świętych. Z fascynacją odkrywał, jak dokładnie proroctwa Starego Testamentu odpowiadają życiu i nauce Boskiego Mesjasza.

W Coimbrze pełnił funkcję furtiana, z powodu której w większości nabożeństw mógł uczestniczyć jedynie duchowo, łącząc się w modlitwie z Najświętszą Ofiarą i padając na kolana, gdy dzwonek obwieszczał dokonujący się na ołtarzu cud Przeistoczenia. Pan Bóg znalazł wkrótce nietypowy sposób na wynagrodzenie gorliwości swego sługi. Otóż po pewnym czasie współbracia ze zdziwieniem stwierdzili, że Antoni, mimo iż nie ruszał się z furty, wie dokładnie, co działo się w kościele i zna czytane fragmenty Pisma Świętego. Okazało się, że na czas nabożeństw grube klasztorne mury oddzielające Świętego od kościoła przestawały stanowić przeszkodę dla jego zmysłów, ale po prostu rozstępowały się na jego oczach, tak że widział on i słyszał, co dzieje się w prezbiterium.

Świętemu, z racji jego pochodzenia, nie było łatwo oddać się kontemplacji Bożych tajemnic w zaciszu klasztornym, albowiem jego liczni krewni i znajomi nawiedzali go nieustannie, nie rozumiejąc, dlaczego porzuca widoki dostatniego życia i kariery politycznej lub wojskowej i siedzi zamknięty w celi z prostymi mnichami. Musiał więc szukać dla siebie innego miejsca, by uwolnić się od głosu świata, wołającego go do porzucenia powołania.

Pewnego razu brat Ferdynand ujrzał w mistycznej wizji duszę pewnego franciszkanina, który zachęcał go do wstąpienia w ślady (żyjącego i działającego w tym czasie) Franciszka z Asyżu. Ferdynand, odebrawszy jeszcze święcenia kapłańskie w swym zgromadzeniu (w roku 1220), odpowiedział na to wezwanie „z góry” i wyruszył do klasztoru Świętego Krzyża, gdzie złożył śluby zakonne. Został skierowany do pustelni w Olivanez i przyjął imię na cześć patrona tegoż eremu – świętego Antoniego Pustelnika.

Ojciec Antoni był świadkiem jak przywieziono z muzułmańskiego Maroka ciała pięciu męczenników franciszkańskich. Ich historia obudziła w świętym eremicie pragnienie podjęcia duchowej walki z niewiernymi na sąsiednim kontynencie. Na miejscu jednakże okazało się, że wola Boża jest inna, ponieważ podróżnik zapadł na tak ciężką chorobę, iż nie mógł podjąć misjonarskich obowiązków. Zrezygnował zatem ze swego pomysłu i wyruszył w dalszą podróż.

Następnym miejscem, w jakie miał dotrzeć wraz z towarzyszem podróży bratem Filipem, była Sycylia. Tam dowiedzieli się, iż brat Franciszek zwołał kapitułę generalną do Asyżu i niezwłocznie wyruszyli, by połączyć się z licznym gronem obradujących. Był rok 1221. Antoni zachowywał się tak skromnie i niepozornie, iż nie przydzielono mu żadnej funkcji podczas obrad, ale jak dowiedziano się, iż jest kapłanem, został wysłany do pustelni w Montepaolo nieopodal Forli, gdzie miał sprawować Mszę Świętą dla przebywających tam braci. Święty odznaczył się tam wprost niewiarygodną pokorą, która miała wydać stokrotne i niespodziewane owoce. Jego życie było pozornie całkiem jednostajne, a wypełniały je właściwie trzy czynności – sprawowanie Najświętszej Ofiary, wykonywanie najniższych i podrzędnych prac fizycznych (sam o to poprosił, mimo iż stał wyżej od innych z powodu kapłańskiej godności) i kontemplacja w odosobnionej jaskini, stanowiącej dla niego duchowe oddalenie nawet od pustelni, w której mieszkał.

W tej właśnie jaskini święty Antoni odbył prawdziwą szkołę życia wewnętrznego i mistycznego. Pan Bóg przemawiający w cichości serca ludzkiego przez cały rok przysposabiał swego sługę do dzieł, których on sam nie mógł przewidywać… W końcu nadeszła wiosna 1222 roku. W Forli miano udzielić święceń kapłańskich kilku braciom. Zwrócono się z prośbą o wygłoszenie okazjonalnego kazania do ojców dominikanów, lecz ci odmówili, podobnie uczynili przez pokorę sami franciszkanie. Wówczas przypomniano sobie o skromnym, ale sumiennym i gorliwym mnichu pracującym w pustelni pod miastem – wezwano go i postawiono przed faktem dokonanym, iż ma przemawiać do licznego tłumu zgromadzonego w katedrze.

Wszyscy, którzy zetknęli się z Antonim, byli przekonani, iż jego kazanie będzie kompromitacją. Stało się inaczej. Jak wspomina jeden z uczestników: „Rozpoczął on z prostotą. W miarę rozwijania tematu, jego głos przybierał na sile, a w trakcie przedstawiania doktryn mistycznych stał się tak donośny, że napełnił słuchaczy najwyższym podziwem”. Okazało się, iż talent pokornego zakonnika był jak owo ziarno, o którym mówi Pan Jezus, że musi najpierw obumrzeć w ziemi, by wydać plon stokrotny. Uczestnicy uroczystości, w tym również dominikanie – a więc członkowie zakonu kaznodziejskiego – byli zdumieni głęboką znajomością Pisma, cytowanego z pamięci przez niepozornego mnicha, którego głos stał się donośny, a wykład tajemnic Bożych jasny, logiczny i poruszający.

Za sprawą tego jednego kazania Święty awansował z pustelniczego sługi kilku współbraci od razu na katedrę uniwersytecką w Bolonii, a święty Franciszek zaczął nazywać go swoim „biskupem”. Pisał on wtedy: „Do Brata Antoniego, mojego biskupa. Pozdrawia cię brat Franciszek. Uważam, że powinieneś wykładać świętą teologię naszym braciom. Jak jest to jednak napisane w regule, czuwaj nad tym, aby Duch i modlitwa nie zgasły w ich sercach. Z Bogiem!”.

Brat Antoni po dwóch latach nauczania na uniwersytecie rozpoczął posługę wędrownego kaznodziei. Dotarł nawet do Rzymu, gdzie papież Grzegorz IX, usłyszawszy jego kazania, nazwał go Arką Testamentu z powodu jego zadziwiającej biegłości w Piśmie. Kazania portugalskiego mówcy gromadziły takie tłumy, iż ludzie nie mieścili się w kościołach, a Święty musiał przemawiać na otwartej przestrzeni. Jego płomienne słowo docierało do dusz mimo wszelkich przeciwności – kruszyło grzeszne przywiązania, pokonywało nawet… niesprzyjającą pogodę. Otóż pewnego razu podczas kazania na wielkim placu, zaczął padać rzęsisty deszcz i gdy lud już miał się rozpierzchnąć dla schronienia się przed deszczem, Antoni zawołał: „Stójcie, kropla was jedna nie zmoczy” – i rzeczywiście, okazało się później, iż miejsce, gdzie stał zgromadzony lud było całkowicie suche.

W roku 1224 został posłany do Francji, aby walczyć przeciwko grasującej sekcie katarów. Nauczali oni, że istnieje dwóch Bogów – dobry i zły – i że wszystko, co cielesne, pochodzi od tego złego. Konsekwencje takiej nauki były straszliwe dla religii i społeczeństwa. W porządku religijnym bowiem okazywało się, iż nauka Chrystusa Pana jest nieprawdziwa, ponieważ Syn Boży nie mógł przyjąć ciała, które z natury jest złe, w porządku zaś społecznym nauka katarska odrzucała małżeństwo, a więc i rodzinę, czyli podkopywała fundament chrześcijańskiego ładu. Święty był przerażony obłędnymi naukami nowej sekty, ponieważ twierdząc, iż Chrystus nie miał ciała, jej hersztowie negowali także prawdę o Jego chwalebnym zmartwychwstaniu, a jak powiada Apostoł Narodów: „A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, próżne tedy jest przepowiadanie nasze, próżna jest i wiara nasza”.

Święty Antoni wywiódł mnóstwo dusz z błędów zwodniczej sekty, a Pan Bóg potwierdzał jego nauczanie coraz to nowymi cudami, takimi jak wyżej opisane zdarzenie z deszczem, które miało miejsca właśnie we Francji. Pewnego razu wędrowny kaznodzieja polemizował z heretykiem na temat realnej obecności Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Jego adwersarz, widząc, iż nie posiada już żadnych argumentów przeciwko prawdzie dowodzonej przez Antoniego, uciekł się do wybiegu i powiedział, iż uwierzy jego nauce, jeśli jego osioł głodzony przez trzy dni i postawiony przed heretykiem z owsem z jednej strony, a katolickim kapłanem z Hostią z drugiej, odejdzie od strawy i odda hołd Temu, co heretyk nazywał „chlebem”. Święty zgodził się i po trzech dniach zebrano rzeszę ludu w miejscu publicznym. Przyprowadzony osioł podszedł najprzód do owsa, lecz gdy Antoni wezwał go do oddana czci Bogu prawdziwemu, który ukrywa się pod postacią chleba, osioł zostawił owies i z wielkim zawstydzeniem heretyków, a wielką radością ludu Bożego ugiął nogi przed Panem.

W roku 1227 złotousty apostoł został mianowany prowincjałem regionu Emilia-Romania w północnej Italii, a także Lombardii i Wenecji. Pełnił ten urząd przez trzy lata, a gdy zrzekł się go za zgodą papieża, osiadł w Padwie i tam oddawał się pracy naukowej i kaznodziejskiej. Było to w roku 1230 i zasłużony posłannik Boży spędził w mieście zaledwie rok, ale z jakiegoś powodu właśnie z nim został skojarzony. Pomimo młodego wieku Antoni Padewski zapadł poważnie na zdrowiu z powodu ciągłego życia na skraju wyczerpania, do którego dodawał jeszcze dobrowolne umartwienia. Oddany głosiciel słowa Bożego oddał ducha swemu Panu w wieku trzydziestu sześciu lat.

Jego pogrzeb zgromadził ogromne tłumy współbraci i wiernych, a u jego grobu odnotowano w ciągu najbliższych tygodni dziesiątki cudów. Z tego powodu Ojciec Święty Grzegorz IX, znający osobiście Antoniego, dokonał najszybszej w dziejach kanonizacji i ogłosił go świętym w jedenaście miesięcy po jego odejściu do Pana. Święty Antoni bywa przedstawiany z Dzieciątkiem Jezus na rękach, ponieważ w takiej właśnie postaci miał mu się ukazać Zbawiciel, podobnie jak później świętemu młodzieniaszkowi Stanisławowi Kostce. Z łask Antoniego Padewskiego korzystają między innymi pobożni narzeczeni, zdający sobie sprawę, iż Święty jest również ich patronem.

Kościół wspomina św. Antoniego Padewskiego 13 czerwca.

FO

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 310 361 zł cel: 300 000 zł
103%
wybierz kwotę:
Wspieram