Przewrotne przeróbki klasycznych baśni diametralnie odwracające ich treść w celu podawania w wątpliwość wartości, burzenia porządku świata i negowania płynących z nich lekcji to rzecz nienowa w kinie ostatnich dwóch dekad, jednak najświeższy owoc tego swoistego rewizjonizmu zaskakuje nachalną intensywnością przekazu. Czarownica to wszak nic innego jak pean na cześć szatana.
Były sobie dwa królestwa – jedno zamieszkane przez ludzi, drugie przez monstra. Te były dobre i życzliwe, a ludzie, wręcz przeciwnie: agresywni i chciwi. Ludźmi rządzili królowie – z definicji wredne typy, monstra zaś żyły w radosnej komunie, w duchu wolności, równości i braterstwa. Była jednak wśród nich postać ciesząca się wyraźnym autorytetem – skrzydlata heroina anielskiej dobroci, taka co nie złamie gałązki nadłamanej i kamyczka z miejsca ruszyć nie pozwoli. Tylko imię miała w tym kontekście dziwne – Maleficent…
Wesprzyj nas już teraz!
Dlaczego dziwne? Bo maleficent znaczy: Celowo-I-Z-Premedytacją-Czyniąca-Zło (zastosowany w filmie przekład – Diabolina – trąci nieznośnym infantylizmem). Maleficent – Zły – to wszak główny przymiot szatana.
A kimże innym jest Maleficent jak nie demonem? Jak inaczej określić mroczną postać z rogami na głowie i błoniastymi skrzydłami zakończonymi ostrymi szponami?
Demon – kobietą? Właściwie dlaczego nie – chcąc promować swój własny w końcu pomysł na genderchaos tylko w takich szatach powinien się pokazywać.
Czarownica to opowieść o dobrym demonie, albo raczej dobrej demonie, snuta w jednym tylko celu – jego/jej gloryfikacji. Któż bowiem jak nie ona – demona – prawdziwie kocha małą królewnę; kto strzeże każdego jej kroku, czyj wreszcie pocałunek prawdziwej miłości zdejmie z dziewczyny klątwę stuletniego snu?
Skoro więc Celowo-I-Z-Premedytacją-Czyniąca-Zło jest ucieleśnieniem dobra, kto w tej baśni (czy raczej antybaśni) ucieleśnia zło? Oczywiście, człowiek – chciwy, zdradziecki i żądny władzy. Źródłem całego zła w świecie jest jego niezaspokojona ambicja. Warto zwrócić uwagę na istotny szczegół – zły człowiek to biały Europejczyk, oczywiście, płci męskiej ukazany w sztafażu jednoznacznie kojarzonym z tradycją Zachodu (zbroja, miecz, król, rycerstwo – oto radix malorum).
W Czarownicy to nie demon sprowadza istotę ludzką na drogę zła – przeciwnie: człowiek popycha demonę w otchłań mroku. To za sprawą bezwzględnego działania mężczyzny, który nie cofnie się przed niczym, byle tylko zaspokoić swe atawistyczne pragnienie panowania nad innymi, niewinne monstrum pozna upokorzenie, wściekłość i pragnienie zemsty.
Ludzki demon czy nieludzki człowiek – taki wybór stawia przed widzem Czarownica. Wybór oczywisty, zważywszy, że Hollywood zaprzęgnie do obrony mrocznego anioła całą maestrię psychotechniki, na jaką je tylko stać. I każdy widz będzie współczuł nieszczęsnej Maleficent, każdy będzie płakał nad jej krzywdą, każdy będzie się cieszył z jej triumfu.
– I co z tego?! – zakrzyknie ktoś oburzony marnowaniem miejsca w poważnym magazynie na filmidła tej miary. – Wystarczy, że delikwent taki wyjdzie z kina, wiatr go owieje, nastrój opadnie i aksjologia wróci do normy.
Owszem, ale pod jednym z dwóch nieodzownych warunków: albo będzie świadomym chrześcijaninem, albo wystarczy mu wykształcenia, by się zorientować, że Walt Disney Studios robi go w balona. W przeciwnym razie Czarownica zostawi w jego umyśle pojęciowy zamęt, z którego gładko wyłoni się jednoznaczny komunikat: spowita mrokiem postać z rogami i skrzydłami nietoperza to bohater ze wszech miar pozytywny – jedyna osoba zdolna do prawdziwej miłości i poświęcenia, aż po gotowość położenia na szali własnego życia za przyjaciół swoich. To jedyna siła, która nieustannie czuwa nad ludzkim dzieckiem, gotowa nieść mu pomoc na każdym kroku i chronić je od wszelkiego niebezpieczeństwa i wszelkich przeciwności. To przecież wcielone dobro – cóż z tego, że w formie może nieco niepokojącej, od czego wszak tolerancja!
– Ale kto się da na to nabrać? – ciśnie się na usta zasadne pytanie, na które jednakowoż udzielić można jednej tylko nie mniej zasadnej odpowiedzi:
– Wielu!
Dzisiejszy Zachód zaludniają wszak miliony młodych ludzi, którzy nawet nie liznęli choćby odrobiny chrześcijańskiej nauki. Dla nich Bóg i diabeł, aniołowie i demony, Jezus, Mojżesz, Noe, Mars i Wenus to postaci z tej samej mętnie sobie uświadamianej mitologii – z kościelnych bajek, w które nikt nie wierzy, przede wszystkim dlatego, że roszczą sobie prawa do nazywania się jedyną prawdą.
A to przecież jawne kłamstwo – ten świat wie to doskonale, bo ten świat wiele widział i oszukać się nie da. Ot, choćby sprawa z ważnym człowiekiem, który miał odmienić los świata, poczętym bez udziału ojca – ten świat zna ją z Gwiezdnych wojen. Dwoistość natury – to przecież przypadek Supermana. Prawdziwe oblicze chrześcijaństwa? Ten świat zna je z Kodu Leonarda da Vinci. Ten świat naczytał się Pratchetta, więc mu żaden biblijny stwórca nie zmąci obrazu świata…
Ktoś wyraził opinię, że Czarownica promuje satanizm. To nie do końca trafne rozeznanie. Maleficent czyni coś znacznie gorszego – przygotowuje drogę Złemu, prostuje ścieżki dla niego…
Jerzy Wolak
Czarownica (Maleficent), scenariusz: Linda Woolverton, reżyseria: Robert Stromberg, w rolach głównych: Angelina Jolie, Elle Fanning, Sharlto Copley, Sam Riley; USA, 97 minut.
Tekst zostanie opublikowany w najnowszym, 39. numerze magazynu „Polonia Christiana”. Już w przyszłym tygodniu będzie można nabyć go w dobrych sklepach i salonach prasowych.