Sto lat temu, pod koniec sierpnia 1914 roku w Prusach Wschodnich została stoczona wielka bitwa między nacierającymi ze wschodu dwiema rosyjskimi armiami dowodzonymi przez generałów Samsonowa i Rennenkampfa a 8. armią niemiecką, na której czele stał wezwany w trybie pilnym z wojskowej emerytury sześćdziesięciosiedmioletni generał Paul von Hindenburg.
Starcie przeszło do historii jako bitwa pod Tannenbergiem. Wybór tej miejscowości dla nazwania całej batalii toczącej się na przestrzeni dziesiątek kilometrów to sukces niemieckiej propagandy. Najważniejsze jednak było przygniatające zwycięstwo w sferze czysto militarnej. W ostatnim dniu sierpnia 1914 roku, gdy dogorywał opór jednostek rosyjskich wziętych w kleszcze okrążenia, można było dokonywać bilansu. Dla Rosjan był on straszliwy. W wyniku klęski w Prusach Wschodnich stracili oni ok. 50 tysięcy zabitych i rannych żołnierzy.
Wesprzyj nas już teraz!
Niemal 90 tysięcy trafiło do niemieckiej niewoli. Zginął kwiat rosyjskiego korpusu oficerskiego, całe pułki gwardii. Dowódca rozgromionej armii, generał Aleksander Samsonow w nocy z 29 na 30 sierpnia 1914 roku popełnił samobójstwo. Według niektórych historyków, straty poniesione w rosyjskim korpusie oficerskim, dodatkowo pogłębione w lutym następnego roku wskutek kolejnej klęski poniesionej na terenie Prus Wschodnich (bitwa zimowa nad Jeziorami Mazurskimi), oznaczały niepowetowaną utratę nie tylko najwartościowszej części armii, ale również jednego z filarów społeczeństwa carskiej Rosji.
Czy gdyby nie Tannenberg, nie byłoby rewolucji bolszewickiej nad Newą? Trudno przesądzać. Jedno jest pewne, poległej gwardii nie można było odtworzyć w przeciągu paru zaledwie lat.
Rozmiar zwycięstwa odniesionego w obliczu dysponującego przewagą liczebną wroga; wroga nieodmiennie określanego w niemieckiej propagandzie wojennej jako „słowiańscy barbarzyńcy” lub – w łagodniejszej wersji – „rosyjski walec parowy”, wzbudził w całych Niemczech entuzjazm. Szedł on w parze z mitologizacją samego wydarzenia i dowódcy zwycięskiej 8. armii. Proces tym bardziej nasilał się, im bardziej w dal odchodziła perspektywa osiągnięcia przez wojska niemieckie strategicznego sukcesu na Zachodzie (przegrana nad Marną we wrześniu 1914 roku).
Rewanż za Grunwald i „zbawca niemieckiego Wschodu”
Proces swoistej mitologizacji dotknął najpierw sposobu nazwania tego, co wydarzyło się pod koniec sierpnia 1914 roku w Prusach Wschodnich. Jeszcze w tym samym miesiącu Agencja Prasowa Wolffa, a za nią cała niemiecka prasa, pisała o „bitwie w okolicach Dąbrówna [Gilgenburg] i Szczytna [Ortlesburg]”. Mówiono o „zwycięstwie pod Szczytnem”. Jednak już 31 sierpnia 1914 roku pojawia się określenie „bitwa pod Tannenbergiem” i pod taką nazwą przeszła do historii zwycięska dla Niemców bitwa z Rosjanami.
Podobno pomysłodawcą takiego nazwania tego starcia był sam Hindenburg, który miał przekonać do tego niemiecką Kwaterę Główną i cesarza Wilhelma II. Należy zaznaczyć, że zmiana nazwy bitwy odbyła się nie bez powodu. Decydowały względy propagandowe. Ponieważ Tannenberg znajduje się w okolicach Grunwaldu pozwoliło to niemieckiej propagandzie wojennej (czyt. znakomitej większości tamtejszej prasy) na nazywanie bitwy, w której dowodził Hindenburg „rewanżem za Grunwald” lub wręcz „drugą bitwą pod Grunwaldem”.
Sam Hindenburg (nota bene urodzony w Poznaniu) od razu też stał się przedmiotem swoistego kultu. W Niemczech czasu pierwszej wojny światowej, to nie postać cesarza Wilhelma II, nominalnego Kriegsherra („pana wojny”) była symbolem niemieckiego wysiłku wojennego, ale właśnie osoba Hindenburga, „zbawcy niemieckiego Wschodu”. Zanim Kaiser abdykował w listopadzie 1918 roku, został w oczach, a przede wszystkim w sercach zdecydowanej większości Niemców zdetronizowany przez nadzwyczajną popularność Hindenburga.
Przetrwała ona zresztą upadek II Rzeszy i pozwoliła feldmarszałkowi dwukrotnie wygrać wybory prezydenckie w Republice Weimarskiej (w 1925 i 1932 roku). Legenda Tannenbergu była więc wciąż bardzo żywa w tzw. zbiorowej pamięci Niemców. Do niej też odwoływali się przejmujący władzę w Niemczech w styczniu 1933 roku (z nominacji prezydenta Hindenburga) reprezentanci „nowych Niemiec” – narodowi socjaliści.
Batalia zapamiętana została nad Renem i Sprewą nie tylko jako przykład perfekcyjnie przeprowadzonej „bitwy na wyniszczenie przeciwnika” (Vernichtungsschlacht), ale również jako udana „obrona niemieckiego Wschodu”. Nieprzypadkowo właśnie dlatego nazwę „Tannenberg” wybrano jako kryptonim dla planowanej akcji eksterminacji elity polskiego społeczeństwa podczas planowanej przez hitlerowskie Niemcy „aktywnej obrony przed Polską” (jak w propagandzie niemieckiej nazywano agresję na nasz kraj).
Polskie elity do likwidacji
Główne wytyczne akcji „Tannenberg” opracowywano w Berlinie już od maja 1939 roku. Inicjatorem i koordynatorem był Reinhard Heydrich – szef policji bezpieczeństwa (Sicherheitspolizei – Sipo) oraz służby bezpieczeństwa Rzeszy (Sicherheitsdienst – SD). Zaczęto od sporządzenia list „osób przewidzianych do ujęcia w Polsce” – jak eufemistycznie nazwano listy proskrypcyjne. Potem wyznaczono specjalne jednostki (Einsatzgruppen) ze służb podległych Heydrichowi, które miały wykonać postawione przed nimi zadanie.
Polegało ono na mordowaniu zaraz po wkroczeniu wojsk niemieckich na obszar Polski przedstawicieli szeroko rozumianej polskiej elity oraz Żydów. Na sporządzonych listach proskrypcyjnych było umieszczonych ok. sześćdziesięciu tysięcy nazwisk polskich obywateli – przede wszystkim reprezentantów polskiej inteligencji, katolickiego duchowieństwa, ziemian, urzędników, weteranów Powstania Wielkopolskiego oraz Powstań Śląskich, członków polskich partii politycznych i organizacji społecznych.
W rozmowie z szefem Abwehry admirałem Wilhelmem Canarisem Heydrich stwierdzał krótko, opisując cele akcji „Tannenberg”: „Szlachta, duchowieństwo i Żydzi muszą być zlikwidowani”. Już po realizacji pierwszej fazy tej zbrodniczej akcji, w lipcu 1940 roku szef SD przyznawał, że „chodziło w niej m. in. o likwidację szerokich polskich kół kierowniczych, obejmujących tysiące osób”. Podczas odbytej w dniu 7 września 1939 roku odprawy kierownictwa akcji „Tannenberg” Heydrich przedstawił wytyczne Hitlera i Himmlera (szefa SS): „Czołowe warstwy ludności polskiej należy unieszkodliwić w takim stopniu, w jakim to jest możliwe”.
Rozkaz do rozpoczęcia akcji „Tannenberg” Heydrich wydał 25 sierpnia 1939 roku. Ocenia się, że tylko we wrześniu i październiku z rąk Niemców zginęło w Wielkopolsce ok. dwóch i pół tysiąca Polaków, według kategorii rozpisanych przez Heydricha, a zatwierdzonych przez Hitlera. Egzekucji dokonywały wspomniane Einsatzgruppen niemieckiej policji i służby bezpieczeństwa. Choć nie tylko one.
Wbrew budowanej pieczołowicie od 1945 roku legendzie o „dobrym” Wehrmachcie („spełnialiśmy swój żołnierski obowiązek, walcząc za niemiecką ojczyznę”), przeciwstawianemu bandytom z SS, Gestapo i SD, trzeba pamiętać, że w pierwszych dniach września 1939 roku masowych egzekucji na polskich obywatelach dokonywali właśnie żołnierze Wehrmachtu. Na przykład 1 i 2 września 1939 roku doszło do takich masowych mordów na Polakach w powiecie kępińskim (Torzeniec, Wyszanów). Żołnierze niemieckiej 17. dywizji piechoty mordowali wówczas nie tylko bezbronnych cywilów, ale i pojmanych do niewoli polskich żołnierzy.
Należy przypomnieć rozkaz z 6 września 1939 roku naczelnego dowództwa Wehrmachtu, który uznawał cywilnych obrońców polskich miast za „bandytów”, którzy podlegali natychmiastowej egzekucji. Taki los spotkał we wrześniu 1939 roku niemal dwustu Polaków z powiatu mogileńskiego, którzy – tak jak w Mogilnie czy Trzemesznie – bronili swoich miast przed niemieckim agresorem.
Jak mówił 12 września 1939 roku podczas narady dowództwa Wehrmachtu feldmarszałek Wilhelm Keitel – szef naczelnego dowództwa niemieckich sił zbrojnych, wojsko niemieckie ma brać czynny udział w „politycznym oczyszczaniu gruntu”, co miało obejmować systematyczną eksterminację polskich elit.
No, ale każdy żołnierz wkraczającego do Polski „rycerskiego” Wehrmachtu był zaopatrzony w „Przykazania niemieckiego żołnierza o sposobie prowadzenia wojny”. Głosiły one m. in., że: „Ludność cywilna jest nietykalna” oraz „Żołnierz niemiecki walczy w sposób rycerski o zwycięstwo swego narodu. Niegodne żołnierza są okrucieństwo i bezużyteczne niszczenie”.
To tak dla przypomnienia tym wszystkim, którzy snując rozmaite alternatywne scenariusze historii, zapominają, że monopolu na zakłamanie i mistyfikacje oraz na wrogość wobec Polaków nie mieli w 1939 roku li tylko Sowieci.
Grzegorz Kucharczyk