Uczestnicy pierwszego krakowskiego marszu homoseksualistów z 2004 r. ukryli się przed kontr-manifestantami w redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Z biegiem lat można nabrać przekonania, że zadomowili się tam na dobre. Ba! Być może wciąż stanowią inspirację dla autorów tego pisma. Śledząc bowiem publikacje TP trudno nie odnieść wrażenia, że to homo-lobby wpływa na treści ukazujące się w tym „katolickim tygodniku”.
Pośród niesionych podczas ostatniej parady równości transparentów i tablic bez trudu zauważyć można było należącą do organizacji „Wiara i Tęcza”. Skupia ona „polskich chrześcijan LGBTQ (lesbians, gays, bisexuals, transsexuals, queers) oraz ich rodziny i przyjaciół”. Działacze tej tęczowej organizacji muszą być wyjątkowo dobrze znani w środowisku tzw. katolików otwartych. Co więcej, są na tamtejszych salonach nadzwyczaj gościnnie przyjmowani. Taka myśl nasuwa się po lekturze zamieszczonego w ostatnim numerze „Tygodnika Powszechnego” artykułu autorstwa Artura Sporniaka, pt. „Też jesteśmy”.
Wesprzyj nas już teraz!
Już sama ilustracja, którą został opatrzony tekst, może wprawić w konsternację. Ukazuje ona, jak głosi podpis pod zdjęciem: „katolików podczas Pride Festival, dorocznej imprezy brytyjskiego środowiska LGTB, Londyn, czerwiec 2014 r.”. Nad maszerującymi góruje figura mająca prawdopodobnie przedstawiać postać Jezusa Chrystusa „udekorowanego” tęczową szarfą. Przekaz jest jasny: nie ma sprzeczności między dążeniami homolobby a nauką Zbawiciela. To, czy udaje się wypracować kompromis, zależy tylko od dobrej woli pasterzy lokalnego Kościoła.
Dialog ważniejszy niż Magisterium?
Tekst Sporniaka związany jest z wizytą w Polsce Martina Pendergasta. Ów siedemdziesięcioletni jegomość przedstawiony został na łamach TP jako „działacz katolicki”. Zadeklarowany pederasta „od wielu lat odgrywa ważną rolę w działaniach duszpasterskich – wspomaga grupy osób LGTB, alby ułatwić im pozostanie częścią wspólnoty katolickiej, a także, aby pomóc im żyć w zgodzie zarówno z orientacją seksualną, jak i z wiarą katolicką”. Jak się zdaje, bohater tekstu pozostaje także w dobrych relacjach z protegowanym prymasa Anglii i Walii, kardynała Vincenta Nicholsa. W liście polecającym od rzeczonego duchownego Pendergast przedstawiony jest jako „wierny Kościoła katolickiego diecezji Westminster”. Co ciekawe, arcybiskup Westminsteru zaznacza, że jego współpracownikowi znane jest nauczanie Kościoła na temat sodomii. Jednak okazuje się, że taka „błahostka” jak Magisterium nie przeszkadza duchownemu w podejmowaniu współpracy z homoseksualnym aktywistą. Przypomina się w tym momencie sympatia łącząca satanistę Nergala i ks. Bonieckiego. Widać wyraźnie, że na gruncie „tygodnikowego” paradygmatu dialogu nie takie dialektyczne przeszkody można pokonać. No chyba, że chodzi o tradycjonalistów…
Co jest celem działaczy Wiary i Tęczy? Jak czytamy na stronie internetowej organizacji, chodzi im o „zapewnienie przyjaznego środowiska polskim chrześcijanom LGBTQ, w którym mogą czuć się akceptowani całościowo, również ze swoją seksualnością, oraz mogą rozwijać swoją wiarę i życie duchowe”. Dodatkowo chcą „wspierania i promowania opartych na miłości związków jednopłciowych lub związków osób transpłciowych, jako źródła dobra dla tych, którzy je tworzą oraz ich szerszego otoczenia”, a także „przekonywania kościołów chrześcijańskich oraz polskiego społeczeństwa do pełnej akceptacji osób LGBTQ”. Reasumując, idzie nie tylko o legalizację homozwiązków na poziomie prawnym, ale i o zmianę w tym zakresie nauczania moralnego Kościoła. Cóż bowiem innego oznacza „pełna akceptacja osób LGTB”?
Chore sumienie ponad prawem?
Jedną z proponowanych dróg mających prowadzić do realizacji tych celów okazuje się wypatrywanie wszelkich, choćby najmniejszych prób dokonywania rewizji nauczania Kościoła. Na stronie odnajdziemy wiele cytatów pochodzących z ust dostojników kościelnych mających sugerować zaistnienie korzystnej dla środowisk LGBT okoliczności. Bez wątpienia stała się nią między innymi pierwsza część Synodu o rodzinie. Nie dziwi więc fakt, iż WiT udzielił odpowiedzi na ankietę papieża Franciszka: „Położenie homoseksualnych i transpłciowych katolików w polskim Kościele”. Tekst pod redakcją Marcina Dzierżanowskiego zatytułowany został „Refleksje oraz propozycje duszpasterskie będące odpowiedzią na sformułowane przez Stolicę Apostolską pytania do Kościołów partykularnych w związku z przygotowaniami do III Nadzwyczajnego Zgromadzenia Synodu Biskupów poświęconego rodzinie”. Z zawartych w tekście „mądrości” dowiadujemy się m.in. iż możliwa jest na gruncie obecnego nauczania Kościoła rewizja sprzeciwu wobec rejestracji przez państwo związków jednopłciowych. Jak przypomina autor, pozytywnie o tej możliwości wypowiadali się m.in. kardynał Martini, metropolita Wiednia, kardynał Schönborn, ordynariusz Waszyngtonu, kardynał McCarrick, arcybiskup Bogoty, kardynał Salazar, emerytowany prymas Belgii, kardynał Daneels, a także były mistrz ceremonii papieskich, arcybiskup Marini. Jako najlepszy komentarz niech posłużą słowa księdza profesora Dariusza Oko pochodzące z jego słynnego w całym katolickim świecie artykułu „Z papieżem przeciw homoherezji”: „przeciwnik jest nie tylko na zewnątrz Kościoła, on już jest w środku, nieraz dobrze zamaskowany, jak koń trojański. Istnieje nie tylko problem homoideologii i homolobby na zewnątrz Kościoła, istnieje analogiczny problem także wewnątrz niego, gdzie homoideologia przyjmuje postać homoherezji”. Nic dodać, nic ująć.
Kierunek proponowanych zmian jest zarysowany wyraźnie – pełna akceptacja, „autonomia sumienia i jego prymatu nad prawem” ergo niepostrzeganie sytuacji pozostawania w homozwiązku jako grzechu, otwarcie dyskusji na temat dopuszczenia żyjących w związkach jednopłciowych do przyjmowania Komunii Świętej, dopuszczenie homoseksualistów do święceń kapłańskich, możliwość dokonywania korekt w metrykach chrzcielnych osób „zmieniających płeć”, otoczenie osób LGBT duszpasterską opieką.
Każdy z tych postulatów należałoby poddać wnikliwej wiwisekcji, jednak jednym z najbardziej intrygujących – gdyż dość rzadko artykułowanym wprost – jest wezwanie do otwarcia bram seminariów i wspólnot zakonnych dla homoseksualistów. Powracając do wspomnianego tekstu księdza profesora Oko warto przypomnieć o wyartykułowanej przez duchownego wprost konkluzji dotyczącej tej kwestii: „trzeba zatem pamiętać, że skandale przemocy seksualnej, które wstrząsnęły Kościołem światowym, w zdecydowanej większości były dziełem duchownych homoseksualnych”. Widać wyraźnie, iż spełnienie tego postulatu stanowi wejście na drogę do samozagłady Kościoła. Podobnie rzecz ma się z pozostałymi postulatami, jednak w kwestii seminaryjnego homootwarcia perfidia tego apelu jest porażająca. Więcej homokapłanów to więcej pedofilów w sutannach. Czy o to właśnie chodzi „Wierze i Tęczy”?
Homoherezja nad Wisłą
Dlaczego zatem w ogóle warto tracić czas na przyglądanie się obłędnym propozycjom „tęczowych” chrześcijan? Nie są oni bowiem w tej równościowej walce osamotnieni! Mogą liczyć na wsparcie – wpływowych jeszcze wciąż – środowisk tzw. katolików otwartych. Dowodem na to jest, by wziąć przykład pierwszy z brzegu, opisywana wizyta Martina Pendergasta, który przypomnijmy przybył do Polski na zaproszenie „WiT”. Pendergast podczas swego pobytu nad Wisłą uczestniczył w krakowskim spotkaniu zorganizowanym przez miesięcznik „Znak” i Klub „Tygodnika Powszechnego”, w Warszawie spotkał się m.in. ze środowiskiem „Więzi”. Jednak tym, co najbardziej leżało na sercu gościowi z Westminsteru było „przekazanie swojego doświadczenia księżom wydelegowanym przez kardynałów Dziwisza i Nycza”. Jak donosi TP, „Wiara i Tęcza od ponad miesiąca zabiegała o takie spotkania w obu kuriach. I w obu dostała zapewnienie, że się odbędą”. Czy na pewno jednak tak właśnie było?
Cóż, w krakowskiej kurii nikt z Pendergastem rozmawiać nie chciał. Rzecznik prasowy kurii potwierdził jedynie, że dotarł na Franciszkańską 3 list kardynała Nicholsa. O oddelegowanych rzekomo na spotkanie kapłanach nic rzecznikowi nie wiadomo. „Tygodnikowi” kwestię wyznaczenia przez kardynała Dziwisza księży miał potwierdzić przebywający w tym czasie za granicą biskup Grzegorz Ryś. To on miał, jak informuje TP, pilotować na prośbę „Wiary i Tęczy” sprawę, aż do zaplanowanego wyjazdu. Nie trzeba być bowiem specjalnie podejrzliwym, by stwierdzić, iż coś tu niezbyt ładnie pachnie. Skoro rzecznik prasowy kurii krakowskiej – będący formalnie „ustami” JE księdza kardynała Dziwisza – twierdzi, że nic mu o oddelegowaniu księży nie wiadomo, to czy możliwe jest by biskup Ryś robił coś za plecami swego przełożonego, bez jego informowania? Nie ma takiej możliwości! Czy mamy więc do czynienia z dziennikarskim „montażem mającym przeciwstawić „konserwatystę” kardynała Dziwisza „postępowemu” biskupowi Rysiowi? Oczywiście nie można także wykluczyć pewnych niedociągnięć komunikacyjnych, z którymi mogliśmy mieć do czynienia w opisywanej sytuacji. Jednak sprawa jest na tyle poważna, iż uprawnia do pewnej podejrzliwości.
Tygodnik donosi, że „gość z Anglii i osoby mu towarzyszące zostali przyjęci przez moderatora wydziałów duszpasterskich, ks. Tadeusza Sowę i dyrektora Wydziału Duszpasterstwa Rodzin ks. Dominika Kuperskiego. W rozmowie uczestniczył rzecznik archidiecezji ks. Przemysław Śliwiński. Z relacji duchownych opisujących spotkanie przebija ewidentna ostrożność: „żadne deklaracje nie padły” – choć ks. Śliwiński miał powiedzieć: „myślę, że temat będzie kiełkował”.
Trudno więc by tęczowe środowiska po wizycie Pendergasta mogły wyciągać szczególnie optymistyczne wnioski. Oczywiście ich sukcesem jest sam fakt przyjęcia przez warszawską kurię oraz medialne nagłośnienie sprawy. Na pociechę pozostaje im lektura tekstu Artura Sporniaka z „Tygodnika Powszechnego”, gdzie do głosu został dopuszczony – niezawodny w takich sytuacjach – ks. Jacek Prusak SJ. Duchowny, obecny na zorganizowanym przez „WiT” otwartym spotkaniu z Pendergastem stwierdził: „W duszpasterskim otwarciu na osoby homoseksualne żyjące w trwałych związkach nie chodzi o zgodę na wszystko. Taka osoba bierze na swoje sumienie odpowiedzialność za podejmowane decyzje, czy np. przystępuje do komunii. Kościół postrzega to jako pozostawanie w sytuacji niepokonalnie błędnego sumienia i szanuje taką decyzję, chociaż jej nie pochwala”.
Trudno się w tym nie zgubić… Czy przyjmowanie Komunii Świętej bez stanu łaski uświęcającej nie jest po prostu świętokradztwem? Czy nie pobrzmiewa w słowach ks. Prusaka postulowany przez „WiT” prymat sumienia nad prawem?
Trudno w tej sprawie nie dostrzec pewnej prawidłowości. Im bliżej rozpoczęcia drugiej części Synodu o rodzinie, tym częściej mamy do czynienia z pojawiającymi się z głosami „wołającymi o zmiany”. Cała ta operacja, ma przygotować i oswoić katolików z „nowym otwarciem”. Bez wątpienia postawa abp. Gądeckiego podczas pierwszej części Synodu dała wyraźny sygnał, iż „jeszcze Polska nie zginęła”. Sygnał ten odebrali także promotorzy „październikowej rewolucji”. Także ci obdarzeni kościelnymi tytułami i cieszący się opinią wpływowych. Ich mniej lub bardziej świadomy sojusz z wrogami Kościoła stwarza sytuację wielkiego zagrożenia dla powierzonej mu misji zachowywania prawdziwej nauki Jezusa Chrystusa.
Łukasz Karpiel