Rosja, jako kraj należący do cywilizacji turańskiej z wpływami bizantyńskimi, nie może być wzorem dla europejskich konserwatystów. Podobnie jak w czasach Złotej Ordy religia jest tam traktowana utylitarnie, panuje militaryzm i kolektywizm, a najwyższą wartość stanowi władza. Niestety te głębokie cywilizacyjne sprzeczności często są niedostrzegane przez zachodnich prawicowców i nacjonalistów.
Decyzje Putina, takie jak zakaz propagowania homoseksualizmu, cenzura obscenicznych treści w internecie czy zakaz aborcji przysporzyły mu wśród zachodnich prawicowców wielu fanów. Znany publicysta konserwatywny Rod Dreher na łamach „American Conservative” pochwalił prezydenta Rosji za dążenie do ożywienia prawosławnych tradycji. Z kolei jeden z wydawców „Financial Times”, Christopher Caldwell stwierdził, że Zachód nie jest bynajmniej bardziej demokratyczny, niż Rosja. Pozytywnie o Putinie wyrażał się także autor przemówień prezydenta Nixona, Patrick Buchanan z theamericanconservative.com. Zasugerował on niemal, że rosyjskiego przywódcę można by określić jako paleokonserwatystę i dodał: Chociaż jego obrona tradycyjnych wartości doprowadziła do kpin zachodnich mediów i kulturowych elit, Putin nie myli się, gdy twierdzi, że może mówić w imieniu znacznej części ludzkości. Szczególną popularność kremlowski władca zdobył wśród amerykańskich obrońców rodziny. Matt Barber z „Liberty Counsel” stwierdził wręcz na wnd.com, że uprawnione jest uznanie go za moralnego przywódcę świata.
Wesprzyj nas już teraz!
Putin jest także szczególnie popularny wśród europejskich nacjonalistów. Swojego podziwu dlań nie kryje Marine Le Pen, córka Jean-Marie Le Pena. Obecna przewodnicząca Frontu Narodowego jest przekonana, że referendum na Krymie odbyło się bez zarzutu i wezwała do rezygnacji z polityki proamerykańskiej oraz nawiązania ścisłej współpracy z Moskwą. Prorosyjska jest również węgierska partia nacjonalistyczna Jobbik, która poparła referendum na Krymie. Przedstawiciele ugrupowania postrzegają Rosję jako alternatywę dla zachodniej kolonizacji. To nie jedyne przykłady prawicowców i nacjonalistów popierających Kreml. Powstaje więc pytanie: czy rzeczywiście europejscy katolicy i konserwatyści mogą widzieć w nim ostoję moralnego ładu i wspólnie sprzymierzyć się przeciwko zgniłemu Zapadowi?
Rosyjska równina
Na odmienność Rosji względem naszej cywilizacji zwracało uwagę wielu myślicieli. Już Oswald Spengler w Zmierzchu Zachodu sugerował, że dla cywilizacji rosyjskiej charakterystyczna jest negacja. Nawet słowo „niebo”, pochodzące od niet wskazuje tam nie na pozytywne wartości, ale na uwolnienie od trosk życia. To oczywiście tylko część prawdy, zresztą nie najistotniejsza. Jak zauważa Spengler, Rosjanin, myśląc o przyszłym świecie nie patrzy w górę, lecz w dal. Bezkresna równina to dlań prasymbol cywilizacji rosyjskiej, podobnie jak prasymbolem cywilizacji zachodniej jest nieskończona przestrzeń, a antycznej – harmonijne ludzkie ciało. Równina symbolizuje roztopienie się jednostki w egalitarnej, kolektywnej masie.
Przyznają to sami Rosjanie. Jak twierdzi Aleksander Dugin, W antropologii prawosławnej (…) nie występuje słowo indywiduum, indywidualny. Wiąże się to, jego zdaniem z prawosławiem, akcentującym ponadindywidualną osobowość. Człowiek postrzega się wtedy jako część większej całości. Dlatego nie on się zbawia, ale ktoś zbawia przez niego. W katolicyzmie człowiek to indywiduum, a więc całość niepodzielna, w prawosławiu człowiek to dywiduum, osoba dywidualna, a więc podzielna – pisze czołowy ideolog Kremla.
Poskrob Rosjanina, a ujrzysz Tatarzyna
Fenomen rosyjski w znacznej mierze wyjaśniają najazdy Mongołów i ich, rozpoczęte w połowie XIII stulecia 240-letnie panowanie nad Rosją. Przez ten właśnie okres kształtowały ją hordy, których cywilizację polski badacz Feliks Koneczny określił mianem turańskiej. Ślady tego typu organizacji życia zbiorowego nietrudno odnaleźć w dzisiejszej Rosji. Choć wspomniany najazd był aktem agresji, to cywilizacja mongolska stopiła się z rosyjską. Co ciekawe, władze na Kremlu do dziś kultywują resentymenty związane z krótkotrwałym atakiem Polski na początku XVII stulecia, a nie z dwuipółwiecznym panowaniem Mongołów. Polski najazd postrzegają oni jako groźniejszy, gdyż stwarzający ryzyko cywilizacyjnej przemiany. Aleksander Dugin wychwala napady mongolskie jako interwencję wręcz boską. Jego zdaniem, hordy tatarskie stworzyły nową, „braterską” etykę.
Cywilizacja turańska wywodzi się z koczowniczych plemion azjatyckich, które już w starożytności napadały na bardziej rozwinięte państwa. To właśnie odgrodzeniu się od nich służył Wielki Mur Chiński zbudowany w III w p.n.e. Potęga cywilizacji turańskiej wzrosła odkąd w 1206 r. Dżyngis-Chan (najwyższy chan) wyruszył na podbój świata. Po jego śmierci imperium podzieliło się na 4 części, jednak podboje były kontynuowane. W połowie XIII w. Mongołowie odstąpili jednak od najazdów na Europę. W 1254 r. powstało ich państwo założone przez Złotą Ordę Batu-Chana ze stolicą w Saraju. To ono panowało nad ziemiami rosyjskimi przez okres wystarczająco długi, by wywrzeć na ich cywilizację niezatarty do dzisiaj wpływ.
Jak zauważa Mieczysław Kuriański na łamach perspectiva.pl, państwo to, podobnie jak inne państwa mongolskie, było nakierowane na wojnę i zorganizowane na sposób wojskowy. Nie istniała w nim w zasadzie sfera prywatna. O ile w średniowiecznej zachodniej Europie kwitły rozmaite organizacje pośredniczące między władcą, a jednostką, takie jak gildie, stowarzyszenia religijne, uniwersytety i miasta, o tyle pod panowaniem Mongołów życie społeczne prawie nie istniało. Na te charakterystyczne cechy zwrócił uwagę Koneczny. Zdaniem polskiego badacza, w cywilizacji turańskiej największą wartością jest władza. Przywódca nie ma tu, jak u Arystotelesa dbać o dobro wspólne, lecz tylko o własną korzyść. W walce o władzę można było zamordować każdego, nawet ojca, matkę, brata, bo sprawa dotyczyła nie byle jakiej wartości – osoby władcy. Zatem władza i związane z nią korzyści uchodziły u Mongołów za cel sam w sobie – pisze Kuriański. Wola władcy była najwyższym prawem, a poza nią w zasadzie nie istniała etyka.
Srogi chan, srogi car…
Również religia u Mongołów służyła nie tyle nawiązaniu kontaktu z Bogiem, co uzasadnieniu panowania władcy. Wierzono, że uosabia on wolę Niebios i w związku z tym nie wolno mu się sprzeciwiać. Chan uznawał się za namaszczonego do władzy nad światem. Jak zauważył Eric Voegelin w Nowej nauce polityki, mongolscy władcy uważali, że już są prawowitymi władcami świata, a opór suwerennych państw traktowali jako nieuzasadniony bunt przeciw temu prawu. Stąd wojny były uznawane za ekspedycje karne przeciwko rebeliantom.
W późniejszych czasach rolę chana przejął car. W rosyjskim prawosławiu wpływy turańskie mieszają się z bizantyńskim przepychem i dominacją państwa nad Kościołem. Car jest mistrzem ceremonii, skrupulatnym celebrantem rytuałów na wzór chińskiego cesarza, na wzór swojego kleru, którego jest organiczną częścią i któremu przewodzi – pisze Alain Besançon w książce Święta Ruś.
Oprócz pobożności rosyjski władca cechuje się sprawiedliwością i srogością. Zasady miłosierdzia są mu całkowicie obce a jego rolą jest przede wszystkim karanie. W taką misję szczerze wierzył Iwan Groźny, który mówił: Będę sądzony nie tylko za własne grzechy – umyślne i nieumyślne – ale i za grzechy moich poddanych, popełnione w wyniku mojego zaniedbania. Według legendy, Bóg powołał Iwana na tron cara właśnie z racji jego wyjątkowej srogości.
Owa srogość rosyjskich władców ma długą tradycję, której kulminacją był sowiecki totalitaryzm, będący piekielną mieszaniną turańsko-bizantyńskiej Rosji i marksistowskiej ideologii. Choć ideologia ta głosiła ateizm, to w chwili próby, podczas najazdu hitlerowców do ZSRS Stalin nie zawahał się zalecić peregrynacji Matki Bożej Kazańskiej. Potem Sowieci powrócili do ateistycznej polityki. Religia zawsze była traktowana jedynie utylitarnie.
Dzisiaj, po krótkich umizgach do Zachodu oraz liberalizmie doby Gorbaczowa i Jelcyna obserwujemy powrót do rosyjskich tradycji. Historia się nie skończyła, a obecnie jesteśmy świadkami huntingtonowskiego zderzenia cywilizacji. Rosja ze swoim kultem władzy, podporządkowaniem religii polityce, pragmatycznym traktowaniem tej pierwszej, wreszcie umacnianiem się zamordyzmu i tłumieniem swobód jednostki coraz bardziej odsłania swoją turańską twarz.
Marcin Jendrzejczak