9 maja 2017

Ugoda Kościoła z nowoczesnym światem to błąd

(Fot. Tomasz Jodlowski/FORUM )

W drugiej połowie minionego wieku ośrodki decyzyjne Kościoła katolickiego owładnęło gorączkowe pragnienie pojednania z nowoczesnym światem – ze wszystkimi jego aberracjami. Orędzie fatimskie zapowiadające Bożą karę dla świata coraz głębiej pogrążającego się w grzechu stało w rażącej sprzeczności z tym duchem – mówi Antonio Borelli Machado, badacz objawień fatimskich, członek Akademii Maryjnej w Aparecida, autor bestsellerowej książki Fatima – orędzie tragedii czy nadziei?

 

Jaki jest związek kryzysu w Kościele z objawieniami fatimskimi?

Wesprzyj nas już teraz!

Przede wszystkim powinniśmy dostrzec i dobrze zrozumieć punkt ciężkości obecnego kryzysu Kościoła. Zazwyczaj kiedy się mówi o kryzysie w Kościele, chodzi o słabą wiarę ludzi Kościoła: zarówno świeckich, jak i konsekrowanych: kapłanów, zakonników i zakonnic, hierarchii.

Ale kryzys Kościoła powinien być widziany w dwóch aspektach, z których ten drugi jest nieporównanie ważniejszy. Chodzi mianowicie o cel, jaki Kościół obiera, realizując swoją misję. To jest właśnie kwestia najwyższej wagi, ponieważ błąd popełniony przy wytyczaniu celu, skutkuje nieporównanie poważniejszymi problemami niż błąd w doborze środków prowadzących do celu słusznie obranego. Główna przyczyna choroby Kościoła w naszych czasach polega na błędnie obranym celu.

 

Co to za cel?

Ugoda z nowoczesnym światem. To błąd, ponieważ nowoczesny świat opiera się na fałszywych założeniach – przeciwnych zasadom ewangelicznym. Dlatego Kościół nie może ustanowić dobrych stosunków z takim światem. I stąd całe zamieszanie, które zaistniało w Kościele w wyniku ogłoszenia tego celu w konstytucji duszpasterskiej Gaudium et Spes.

 

Czyżby dlatego nie ujawniono treści trzeciej tajemnicy fatimskiej w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, jak to poleciła Matka Boża?

Owszem. Życie Kościoła w drugiej połowie XX wieku naznaczyły trzy cele polityczne i religijne najwyższej wagi. Pierwszym była ugoda Kościoła ze światem nowoczesnym, drugim – watykańska Ostpolitik, czyli ugoda Kościoła z komunizmem, trzecim zaś – wdrażanie dyrektyw Soboru Watykańskiego II, które miały na celu tę właśnie podwójną ugodę.

 

Czy trzecia tajemnica fatimska w jakiś sposób kolidowała z tymi dążeniami?

Podczas specjalnej sesji z okazji ogłoszenia treści trzeciej części tajemnicy fatimskiej, 26 czerwca 2000 roku, znany pisarz i watykanista Gian Franco Svidercoschi, zastępca redaktora „Osservatore Romano” zadał pytanie o powody, które skłoniły papieży do odroczenia ujawnienia trzeciej tajemnicy dokładnie o czterdzieści lat od oczekiwanej daty. Wyraził też zatroskanie, czy Kościół nie zapłacił zbyt wysokiej ceny za tak długie milczenie na ten temat – czy owo milczenie nie leży aby u podłoża licznych skandali, do jakich doszło w Kościele?

Przewodniczący sesji kardynał Joseph Ratzinger odpowiedział bez wahania: Z pewnością decyzja trzech papieży, by nie publikować trzeciej tajemnicy nie wiązała się z dogmatem, lecz z rozwagą. Można zawsze dyskutować o roztropności jakiejś decyzji i pytać, czy z politycznego punktu widzenia jakaś inna roztropność nie byłaby lepsza. Nie należy zatem dogmatyzować tej postawy papieży. Niemniej jednak, rozważając tę kwestię retrospektywnie powiedziałbym, iż z pewnością płacimy cenę za spekulacje, jakie miały miejsce przez ostatnie dekady. Z drugiej jednak strony, sądzę, że właściwym było poczekać na moment, w którym zyskaliśmy spojrzenie w retrospektywie. W roku 1960 byliśmy u progu soboru – z wielką nadzieją na możliwość ustanowienia nowej, pozytywnej relacji między światem a Kościołem, a także na otwarcie zamkniętych drzwi komunizmu. To samo tyczy się jeszcze czasów papieża Pawła VI: znajdowaliśmy się jeszcze, by tak to ująć, w procesie trawienia soboru. W tym kontekście treść trzeciej tajemnicy nie znalazłaby dla siebie właściwego miejsca. Tak samo było zaraz po zamachu na Jana Pawła II: w tamtym momencie tekst trzeciej tajemnicy również nie spotkałby się, jak mi się wydaje, z wystarczającym zrozumieniem. Myślę – bez dogmatyzowania owej decyzji, jednak ze szczerym osobistym przekonaniem – że w sumie dobrze było poczekać na koniec wieku, by zyskać bardziej całościowy ogląd, i móc lepiej zrozumieć objawione w owej wizji prawdziwe wezwanie i prawdziwe wskazówki.

Pamiętajmy wszak, że trzecia tajemnica to wizja, w której ukazuje się anioł z ognistym mieczem, który iskrząc wyrzucał języki ognia, tak że zdawało się, iż podpalą świat. Świat, który Bóg chce w taki sposób ukarać, to świat, który sam prowokuje Boże odrzucenie. Czyli nie świat dający – jak wówczas usilnie chciano wierzyć – nadzieję na możliwość ustanowienia nowej pozytywnej relacji między światem a Kościołem. Upowszechnienie trzeciej tajemnicy w roku 1960 oznaczałoby przeciwstawienie się ugodzie Kościoła ze światem nowoczesnym.

 

Sobór Watykański II był otwarciem Kościoła na świat nowoczesny. Tymczasem treść trzeciej tajemnicy fatimskiej wskazuje, że ów nowoczesny świat wcale nie jest przedmiotem sympatii ze strony Nieba…

Wręcz przeciwnie: jest to świat, który ma zostać zniszczony ognistym mieczem. To świat rewolucyjny, który zaczął się od reformy Lutra, później wybuchnął rewolucją francuską, by ostatecznie pragnąć pozytywnych relacji Kościoła z komunizmem.

Samo poświęcenie należnej uwagi dwóm ujawnionym wcześniej częściom tajemnicy fatimskiej już ogranicza optymizm. Wystarczy zwrócić uwagę na zawartą w drugiej części zapowiedź, iż wiele narodów zostanie zniszczonych. Ujawnienie trzeciej części w roku 1960, na szeroką skalę i z adekwatnym komentarzem – pomyślmy chociażby o wielkim mieście w połowie zrujnowanym – mogłoby otworzyć oczy ogromnej rzeszy katolików. To najprawdopodobniej powstrzymało jej publikację.

Ludzie Kościoła nosili się z postanowieniem, by za wszelką cenę osiągnąć zbliżenie ze światem nowoczesnym, przeto musieli zdecydować się na nieujawnianie trzeciej części tajemnicy z Fatimy.

 

Kiedy pojawiło się w Kościele owo pragnienie ustanowienia pozytywnej relacji ze światem?

Słowo „świat” pojawia się w Piśmie Świętym bądź to w znaczeniu ogólnym, bądź w celu wskazania tych, którzy nie przyjmują nauki Jezusa Chrystusa, lecz przeciwstawiają Mu się. W tym drugim znaczeniu pojawia się ono na przykład w Ewangelii według świętego Jana: Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie wpierw znienawidził. (…) Ale ponieważ nie jesteście ze świata, (…) dlatego was świat nienawidzi (J 15, 18–19).

Ten sam los jest udziałem wszystkich uczniów Chrystusa, od tamtych chwil aż po dziś dzień. Stąd biorą się podejmowane przez najbardziej letnią frakcję obozu katolickiego próby złagodzenia nienawiści świata poprzez zawarcie z nim układu. Wynika to z upadłej natury człowieka i manifestuje się we wszystkich okresach historii Kościoła. Łatwo przy tym zauważyć pewną cechę charakterystyczną: ci, którzy ulegają tej pokusie, starają się utrzymać w połowie drogi między prawdą a błędem.

 

Postawa jakże typowa dla czasów nowożytnych…

Jak najbardziej. Słynny humanista Erazm z Rotterdamu upowszechniał ducha reakcji przeciw scholastyce, wolności myśli i uproszczeniom chrześcijaństwa, co doprowadziło go do próby zbliżenia z Lutrem – zakończonej jednak niepowodzeniem ze względu na wojowniczy charakter tego ostatniego. W ten sposób, od czasów protestanckiej pseudoreformacji i odrodzenia, inspirująca się Erazmem rzesza katolików próbowała wejść w porozumienie z błędami własnych czasów.

Głoszenie idei złączenia Kościoła ze światem wynikłym z rewolucji francuskiej zapoczątkował Félicité de Lamennais, rychło potępiony przez Grzegorza XVI. Wkrótce też Pius IX podsumował błędy liberalizmu w dokumencie Syllabus praecipuorum nostrae aetatis errorum. Syntezę owych błędów stanowi potępione twierdzenie numer 80: Papież rzymski może i powinien pogodzić się i pojednać z postępem, liberalizmem i cywilizacją współczesną.

Zauważmy przy tym, iż sprzeciw Kościoła nie dotyczył postępu samego w sobie, lecz elementu rewolucyjnego, jaki niósł on w sobie: dążenia do destrukcji wszystkiego, co ówczesne, upadające już społeczeństwo miało jeszcze w sobie dobrego i zgodnego z zasadami naturalnego i chrześcijańskiego porządku.

Przytłumiony przez Piusa X duch ugody Kościoła ze światem powrócił w połowie lat trzydziestych XX wieku, na fali optymizmu i otwarcia na świat, o które walczyła Akcja Katolicka. Szczególnie wyróżnił się na tym polu Jacques Maritain. Od tamtej chwili postawa ugody ze światem współczesnym nie przestawała wyraźnie się manifestować w katolickich środowiskach liberalnych, lecz publicznie przyjęto ją dopiero pół wieku później, za pontyfikatu Jana XXIII.

Zadekretowana zaś i rozciągnięta na cały glob została polityka ugody wraz z ogłoszeniem pod koniec Soboru Watykańskiego II konstytucji duszpasterskiej Gaudium et spes. Ustanowiona w tym dokumencie linia duszpasterska nie była żadną nowością zrodzoną w głowach ojców soborowych, lecz stanowiła konkretyzację „duszpasterstwa”, w którego obronie stawał już Lamennais w roku 1830!

Dlatego właśnie zamiast ostrzec katolików o karze zapowiedzianej przez Matkę Bożą w Fatimie, postawiono na nawiązywanie pozytywnych relacji między Kościołem a światem, wieszcząc nadejście ery radości i nadziei dla ludzkości naszych czasów. Taki był podprogowy efekt wywołany przez sam tytuł soborowego dokumentu – Radość i nadzieja – wskazujący na podejmowane przez sobór nowe, życzliwe usposobienie wobec współczesnego świata. Orędzie z Fatimy jednak zmierzało w kierunku diametralnie odwrotnym!

 

W komentarzach do trzeciej tajemnicy sporządzonych przez uczonych i kaznodziejów idea wielkiej kary nie jest szczególnie obecna.

Jest obecna u najważniejszego z komentatorów, jakim z całą pewnością był kardynał Ratzinger. W interpretacji trzeciej tajemnicy, włączonej do rękopisu orędzia fatimskiego, napisał on: Kluczem do tej tajemnicy jest potrójne wołanie: Pokuta, Pokuta, Pokuta! Przychodzą na myśl pierwsze słowa Ewangelii: paenitemini et credite evangelio (nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię! – Mk 1, 15). Rozumieć znaki czasu znaczy rozumieć pilną potrzebę pokuty – nawrócenia – wiary. Jest to właściwa odpowiedź na moment dziejowy niosący wielkie zagrożenia, które zostaną ukazane w następnych obrazach. (…) Anioł z ognistym mieczem stojący po lewej stronie Matki Bożej przypomina podobne obrazy z Apokalipsy. Przedstawia groźbę sądu, wiszącą nad światem. Myśl, że świat może spłonąć w morzu ognia, nie jawi się już bynajmniej jako czysty wytwór fantazji: człowiek sam przez swoje wynalazki zgotował na siebie ognisty miecz.

Konkluzja jest jasna. Świat współczesny ma przed sobą następującą alternatywę: albo się nawróci, co zakłada porzucenie fałszywych zasad, na których się opiera, i odejście od „nowoczesności”, czyli laickości i ateizmu, albo się nie nawróci i zostanie obrócony w ruiny. W tym drugim przypadku na jego ruinach powstanie nowa cywilizacja, którą święty Ludwik Maria Grignion de Montfort nazwał w Traktacie o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny Królestwem Maryi. Czyż nie pozostaje to w doskonałej zgodności z orędziem fatimskim: Na koniec zatriumfuje moje Niepokalane Serce?

 

Czy można powiedzieć, że to centralny punkt orędzia fatimskiego?

Misją proroków jest nawoływanie ludu do pokuty i zapowiadanie kar. Jeśli zostaną wysłuchani, kara zostanie cofnięta, jeśli nie – kara się ziści. Głoszenie orędzia fatimskiego w całej jego pełni jest kwestią wierności Matce Bożej. Istnieje spore grono dusz, przekonanych o zepsuciu współczesnego świata, który nie ulegnie naprawie bez nadzwyczajnej interwencji Opatrzności. Dusze te pielęgnują nadzieję na taką interwencję i poczułyby się wzmocnione, słysząc zbliżoną diagnozę z ust pasterzy Kościoła.

Nie należy się obawiać, iż dusze przelękną się przepowiedni kary. Przeciwnie: będą się radować zwiastunem zwycięstwa dobra nad złem. Podobnie jak prorok Symeon doznał pocieszenia, widząc Mesjasza na rękach Najświętszej Dziewicy: Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie (Łk 2, 29–30).

Bez wzmianki o karze orędzie fatimskie zostaje pozbawione swego szczególnego charakteru w odniesieniu do czasów dzisiejszych. Zupełnie niezrozumiałe jest pomijanie tego centralnego punktu.

Kaznodzieje nie powinni się bać, że wystraszą swych słuchaczy. Dla niektórych będzie to bowiem potwierdzeniem tego, co myślą. Będzie to dla nich pocieszenie. Zaskoczonym z kolei posłuży jako napomnienie. Kto wie, czy nie stanie się okazją do otworzenia dusz na działanie łaski.

Nie wystarczy również powiedzieć – jak czyni to wielu – że orędzie fatimskie poprzez fakt głoszenia potrzeby modlitwy i pokuty pozostaje w doskonałej zgodności z Ewangelią. To prawda, i dobrze, że to mówią. Trzeba jednak ponadto podkreślić rozmiar kary, jaka ciąży nad światem. Tylko w ten sposób skłonić można wielką rzeszę dusz do podjęcia poważnej pokuty. Tylko w ten sposób dusze te będą mogły stanowić żywe kamienie Królestwa Maryi.

 

Jaki będzie charakter kary zapowiedzianej w Fatimie?

W trzeciej tajemnicy widzimy wielkie miasto w połowie zrujnowane. A to, co w połowie zrujnowane, nie jest zniszczone całkowicie. Coś zatem pozostanie z tego, co istnieje dzisiaj. Można sądzić, że zniszczenie będzie selektywne, że rewolucja nie osiągnie swego celu w postaci totalnego zniszczenia zasad, instytucji i zabytków cywilizacji chrześcijańskiej, lecz zderzy się z oporem.

W końcowej scenie trzeciej tajemnicy fatimskiej widzimy nieoczekiwaną rzeszę osób, które oddaliły się od Boga, i które teraz ponownie się doń zbliżając, skrapiane są krwią męczenników zebraną przez dwa anioły do kryształowych konewek pod ramionami Krzyża. Tym nieznanym beneficjentom krwi męczenników, wedle zasady ogłoszonej przez Tertuliana, przypadnie zadanie połączenia pomników chrześcijaństwa, o których wspominał Leon XIII, i zbudowania na ich podstawie chrześcijańskiej cywilizacji przyszłości, która zostanie wyniesiona do najwyższego, nieosiągniętego w czasach średniowiecza splendoru.

Realizując to zadanie, będą musieli usunąć wszelkie, jakie tylko pozostaną na powierzchni ziemi, gruzy po laickim, egalitarystycznym i ateistycznym państwie i odbudować na ich miejscu cywilizację chrześcijańską – surową i hierarchiczną, sakralną od podstaw, antyegalitarną i antyliberalną, jak pisał w Rewolucji i Kontrrewolucji profesor Plinio Corrêa de Oliveira. A wszystko to w duchu głęboko maryjnym, którego żarliwym orędownikiem był święty Ludwik Grignion de Montfort. Kiedyż dusze będą tak oddychać Maryją, jak ciało oddycha powietrzem? – pytał w Traktacie o Prawdziwym Nabożeństwie.

Nie wiemy, kiedy to nastąpi. Jedna rzecz jest wszakże pewna: to się rzeczywiście wydarzy, albowiem Matka Boża zapewniła, pod koniec drugiej części tajemnicy: Na koniec zatriumfuje moje Niepokalane Serce!

 


Dziękuję za rozmowę.

 

Arkadiusz Stelmach





Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij