16 listopada 2016

Ukraina: fobie i radykałowie kreują rzeczywistość

(fot. REUTERS/Gleb Garanich/FORUM)

Wojownicy z radykalnego nacjonalistycznego pułku „Azow” rozpoczęli budowę swoich struktur politycznych a aktorzy ukraińscy, grający w „Wołyniu” są piętnowani w mediach ukraińskich za to, że „za 200 dolarów amerykańskich zagrali w ukrainofobicznym filmie”. Filmie fabularnym (!), którego emisja w Kijowie została odwołana po interwencji ukraińskiego resortu spraw zagranicznych. Paradoksem jest dzisiaj to, że nastroje na Ukrainie, deklarującej kurs prozachodni, są budowane w oparciu o ideologię, która musi budzić niepokój nasz i całego cywilizacyjnego świata chrześcijańskiego.

 

Ideologia, propagowana współcześnie od Lwowa do Charkowa, w wielu punktach zamiast łączyć dzieli nasze narody. Deklaracje polityków z Kijowa o chęci budowania przyjacielskich stosunków z Polską nijak się mają do praktyki wdrażanej szczególnie intensywnie od przejęcia władzy przez ugrupowania, które do władzy wyniósł Majdan z 2014 roku, silnie wspierany przez Polskę. Milczenie mediów w krajach demokratycznych wskazuje na przyzwolenie na każde działanie, które aktywizuje poczucie tożsamości narodowej Ukraińców. Cena za takie przymykanie oczu może być jednak wysoka w niedalekiej przyszłości.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Napiętnowani za grę w „Wołyniu”

„Co najmniej pięciu aktorów tarnopolskiego teatru dramatycznego wzięło udział w zdjęciach do ukrainofobicznym filmie „Wołyń”” – donosi portal „Ternopoliany”. Dodajmy, że Tarnopol to miasto założone w 1540 roku przez hetmana wielkiego koronnego Jana Amora Tarnowskiego, który w województwie ruskim Korony Królestwa Polskiego założył miasto i twierdzę. Atak na film „Wołyń” wychodzący z tego miasta pokazuje więc jak mocno pobłądziła mentalność i jak zmienił się stosunek do Polski.

Wieści i lista aktorów grających w „Wołyniu” rozpowszechniane są też w wielu innych mediach. W atmosferze krytyki filmu „Wołyń”, powszechnej na Ukrainie, opublikowanie tej listy aktorów nosi charakter napiętnowania. Autorzy tych publikacji zachęcają do uzupełnienia listy 16 znanych nazwisk, twierdząc, że należy odszukać wszystkich i dopełnić listę 30 aktorów. Na już powielanej liście są aktorzy z Tarnopola, Lwowa, Frankiwska (Stanisławowa) i Kijowa. Przykre, że reakcja na film fabularny, będący zawsze pewną wizją artystyczną, jest stricte polityczna a samo dzieło w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego  nie zostało odebrane jako punkt odniesienia do pozytywnej weryfikacji trudnych dla Ukraińców dziejów z własnej historii. Bo chociaż scenariusz powstał na kanwie opowiadań Stanisława Srokowskiego oraz autentycznych wspomnień świadków rzezi wołyńskiej w latach 1943–1944, to jednak nie jest to film dokumentalny tylko fabuła losów ludzkich. Tym trudniej wyobrazić sobie zachowania społeczności ukraińskiej, a przynajmniej tej akceptującej ideologię nacjonalistyczną, w przypadku rozpowszechniania filmów dokumentalnych o akcjach UPA na terenie wschodnich województw II Rzeczpospolitej.

 

Nacjonalizm opuścił „Kryjówkę”

Drugim ważnym sygnałem jesienią tego roku była decyzja ludzi z  pułku „Azow” o budowie swoich struktur politycznych przed zarządzonymi na grudzień po raz pierwszy w historii wyborami samorządowymi, wkomponowanymi w reformę samorządową kraju. Czasu na okrzepnięcie polityczne radykałowie z „Azowa” mają nie za wiele, ale pierwszy sprawdzian wyborczy posłuży im zapewne do lepszego przygotowania się do kolejnych wyborów parlamentarnych. Jak pisze polsko – ukraiński portal PolUkr „wśród członków CK „Azow”, którzy weszli w skład Korpusu Narodowego, są także byli członkowie paramilitarnej i nacjonalistycznej organizacji „Patriota Ukrainy”, której liderem był w swoim czasie również Andrij Biłeckyj, ultrasi z różnych miast oraz nawet byli członkowie Socjal-Narodowej Partii Ukrainy (przemianowanej w 2004 roku na Wszechukraińskie Zjednoczenie „Swoboda”)”.


Wynik osiągnięty przez skrajnych nacjonalistów powinniśmy z uwagą obserwować ponieważ już samo powstanie partii Korpus Narodowy, będącej polityczną emanacją odwołujących się do faszystowskiej symboliki ludzi z „Azowa”, w każdym innym kraju Europy spotkałoby się z ostrą krytyką. Nawet na popularnej Wikipedii dowiedzieć się można o „Azowie”, że „Centralny element emblematu batalionu stanowią neonazistowskie symbole Wolfsangel i Schwarze Sonne.. Dowódca batalionu, Biłecki twierdzi, iż oprócz walki z separatystami jego misją jest prowadzenie krucjaty białej rasy przeciwko semickim podludziom.”


Powstaje więc pytanie, dlaczego takie ruchy polityczne w jednym z największych państw Europy nie spotykają się z falą krytyki i nawoływaniem do postawienia tamy tego typu siłom polityczno – militarnym? Co stało się z tysiącami intelektualistów europejskich, tak chętnie piętnujących każdy napis na murze o ksenofobicznym charakterze?

Czasy gdy w polskiej prasie sensację wzbudzały opisy zachowań odradzającego się nacjonalizmu ukraińskiego należą już do przeszłości. Jako enklawę kiełkującej przed laty radykalizacji nastrojów społecznych podawano najczęściej lwowską restaurację „Kryjówka”, gdzie warunkiem wejścia było wykrzyknięcie hasła „Sława Ukrainie!”, na co bramkarz odkrzykiwał „Herojam Sława!” i wpuszczał klienta do środka. W „Kryjówce” wisiały plakaty upamiętniające UPA, można się było przebrać w mundur nacjonalistów z czasów II wojny światowej. Kto wówczas przypuszczał, że kilka lat później nastroje, szczególnie wśród młodych Ukraińców, osiągną poziom nie spotykany nigdzie indziej w Europie. Otrzeźwienie spojrzenia na to co dzieje się na Ukrainie przyniosły dopiero wyborcze sukcesy partii nacjonalistów „Swoboda” i powstawanie paramilitarnych organizacji.

 

Czy będzie nacjonalistyczny „Majdan” ?

W dwa lata po rewolucji na „Majdanie Niezależnosti” o roli nacjonalistów z różnych środowisk w obaleniu rządu Wiktora Janukowycza nie można zapomnieć. Walka o głosy wyborców i wojna w Donbasie tylko przyspieszyły radykalizację działań innych partii, od Bugu po Donbas. Zmiany w program szkolnych, audycje w radiu i TV, publikacje książkowe i spotkania z żyjącymi jeszcze członkami UPA doprowadziły do tego, że dzisiaj na Ukrainie mniej lub bardziej nacjonalistyczne elementy są obecne w działaniach każdej niemal partii, która opowiedziała się przeciw Janukowyczowi  zimą 2014 roku. Tym co dzisiaj odróżnia partie na Ukrainie jest właśnie stosunek do wydarzeń z 2014 roku – najbardziej krytyczne wobec tamtych wydarzeń są – niestety – Komunistyczna Partia Ukrainy i Partia Regionów. Wyniesieni na fali majdanowego entuzjazmu do władzy oceniają pozytywnie samo odsunięcie Janukowycza od władzy, różnią się przede wszystkim w ocenie dokonań rządów później utworzonych – Arsenija Jaceniuka i Wołodymyra Hrojsmana. Oskarżany o prorosyjskość Janukowycz i późniejsze wydarzenia w Donbasie oraz na Krymie stały się odnośnikami dla tworzenia programów politycznych. Antyrosyjskość stała się niemal tożsama z mniejszą lub większą akceptacją ideologii nacjonalistycznej. Podkreślanie ukraińskości różnych postaci historycznych,  wydarzeń sprzed wieków i tradycji ludowych (strojów, języka, muzyki) stało się tyleż obowiązkowe, co często nieracjonalne.  Pustka w wielu obszarach dziedzictwa kulturowego spowodowała, że szukanie ideologii i bohaterów przypomina chwytanie się przez tonącego brzytwy. Jedną z takich brzytew stali się twórcy zbrodniczych ideologii szowinistycznych, zaadoptowani przez niewyczuwających śliskości problemu młodych aktywistów i przez sprytnie ich rozgrywających przywódców ruchów nacjonalistycznych. Radykalizm poglądów, typowy dla młodych ludzi, trafił na podatny grunt. Mieszkańcy kraju pogrążonego w kryzysie gospodarczym, z milionami obywateli uciekającymi za granicę i rzeszami bezrobotnych w naturalny sposób będą szukać przyczyn licznych niepowodzeń i sposobów na zmiany. Najchętniej win, jak wiadomo, nie szuka się u siebie….

Receptą nacjonalizm?

Skoro już tyle różnych rządów nie poradziło sobie z problemem upadku zakładów pracy, drożyzny i korupcji, wyjścia należy szukać w inny sposób, jeszcze bardziej radykalny. Receptą dla wielu wydaje się być nacjonalizm i wymiana elit politycznych. Te zaś w swojej obronie starają się zasymilować przynajmniej niektóre nurty nacjonalistów, kupując ich dla siebie poprzez uchwalanie prawa, stawiającego nacjonalizm w pierwszym rzędzie programów nauczania, edukacji historycznej itp. Tabliczki z nazwami ulic imienia Stepana Bandery i jego współpracowników z UPA wiszą dziś na domach wschodnich i centralnych miast, gdzie jeszcze do niedawna opinia publiczna mieszkańców zachodnich obwodów Ukrainy nazywała „banderowcami”. I jeszcze kilka lat temu było to określenie obraźliwe. Powstanie partii na bazie pułku „Azow’, przy którym szokująca niedawno swoim programem „Swoboda” wydaje się być łagodna, pokazuje jak bardzo zmienia się sytuacja polityczna na wschód od Polski. Wyczuwający koniunkturę na nacjonalizm ludzie „Azowa” nawet jeśli przegrają matematycznie wybory samorządowe, a potem parlamentarne, i tak odniosą sukces ideologiczny, przesuwając radykalizm programów innych partii i wchodząc z niebezpieczną ideologią w obszar środkowej i wschodniej Ukrainy. Jeśli wyznacznikiem tożsamości narodowej stanie się afirmacja UPA i podobnych „bohaterów” w historii Ukrainy będzie to dla naszego kraju powód do weryfikacji stosunków z Kijowem. Wątpliwe jest także w dłuższej perspektywie czasu uznanie „bohaterów” z UPA w środowiskach naukowych i politycznych Europy. Nawet jeżeli silne będą naciski diaspory ukraińskiej z Kanady i Stanów Zjednoczonych na opinię publiczną w innych państwach, nie zdających sobie jeszcze sprawy z kierunku rozwoju myśli politycznej na Ukrainie. Krytyka odradzania się kultu szowinistycznego spotyka się jeszcze z zarzutem prorosyjskości. Amunicja ta w końcu się jednak wyczerpie i nadejdzie czas koniecznej weryfikacji fundamentalnych założeń tożsamości ukraińskiej.

Będzie to bolesne zderzenie się z faktami historycznymi, niezbędne jednak by wejść do świata wartości obcego ludobójcom i zbrodniarzom oraz ich pogrobowcom. Zanim to jednak nastąpi rozwój wydarzeń na Ukrainie może przybrać różne scenariusze, a wygląda na to, że ludzie z „Azowa” chcą być ich współautorami, co nie wróży dobrze stosunkom polsko – ukraińskim.

 

Polska problemem czy przyjacielem?

Paradoks ukraiński polega dzisiaj na tym, że to Polaków w oficjalnych badaniach Ukraińcy lubią najbardziej spośród innych nacji. Mimo to jednocześnie nie mogą zaakceptować emisji filmu „Wołyń” czy uszanowania miejsc pochówku ofiar ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Chcą do nas przyjeżdżać do pracy, ale nie wyczuwają skojarzeń jakie niesie wszechobecna symbolika banderowska – w nazwach kawy, wódki, hoteli (hotel „Enej” we Lwowie, noszący imię jednego z przywódców UPA, mordercy Polaków). Składanie tego na karb młodzieńczego wieku państwa ukraińskiego nie jest dobrym rozwiązaniem. Taryfy ulgowej nie może też tłumaczyć obecna wojna w Donbasie (Ukraina nie jest w stanie wojny z Rosją, nie wprowadzono tam także stanu wojennego) bo w wielu kwestiach polityka ukraińska potrafi być twarda i nieustępliwa. Wątpliwości budzi dzisiaj jednak wybór wartości, do jakich odwołuje się coraz szersza część społeczeństwa tworzącego przez 25 lat swoje państwo.

 

PK

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij