19 lipca 2019

Wielki sługa Kontrreformacji. Zapomniany bo chronił Kościół przed protestancką herezją?

Święty Wawrzyniec z Brindisi (ur. 22 lipca 1559 w Brindisi, zm. 22 lipca 1619 w Lizbonie), Doktor Kościoła i bodaj najbardziej emblematyczna – choć niestety i paradoksalnie bodaj najmniej znana – figura katolickiej Kontrreformacji był nie tylko wielkim kaznodzieją, teologiem, znawcą Pisma Świętego i biblijnych języków; był nie tylko znakomitym apologetą i polemistą; nie tylko odważnym bojownikiem oraz generałem zakonu kapucynów, ale także wielkim misjonarzem.

 

Na polecenie papieża Klemensa VIII w roku 1599 z niewielką grupą współbraci św. Wawrzyniec udał się do Pragi, dając początek tamtejszej prowincji (jakkolwiek ten status otrzyma ona dopiero później) kapucyńskiej.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Po trzyletniej przerwie, w latach 1602-1605, kiedy to był generałem zakonu i (jako jedyny w historii) odwiedził pieszo wszystkie jego prowincje zaalpejskie, w roku 1606 powrócił na Północ, głosząc kazania w Pradze, Wiedniu i Monachium, tocząc zwycięskie polemiki z luteraninem Laiserem (i pisząc wielką syntezę genezy i błędów luteranizmu, która przyniesie mu tytuł Doktora Kościoła), a także stając się kierownikiem duchowym i przyjacielem bawarskiego księcia Maksymiliana, a także współautorem (i pierwszym kapelanem) Ligi Katolickiej, która kilka lat później stawi czoło protestanckiej nawałnicy w wojnie Trzydziestoletniej.

 

Po ostatecznym powrocie do Włoch, święty Wawrzyniec otrzymał od przełożonych polecenie spisania relacji z jego działalności w krajach niemieckich (do których zaliczano wówczas także Pragę, będącą zresztą za panowania Rudolfa II stolicą Cesarstwa). Powstał w ten sposób unikatowy dokument autobiograficzny. Na ile mi wiadomo, nie był on dotąd publikowany po polsku (jakkolwiek, pracując nad świętym Wawrzyńcem we Włoszech, nie miałem okazji głębszych poszukiwań na polskim gruncie). Przedstawiam więc, zapewne nie najlepszy z braku wprawy tłumacza (tekst skądinąd nie jest łatwy do przełożenia) tekst świętego Wawrzyńca, póki co pierwszą jego część, tj. do roku 1602 (czyli 19 z 30 paragrafów).

 

Okres ten obejmuje trudności kapucynów w początkach misji, zabiegi Tychona de Brahe i innych dworzan mające na celu ich przegnanie z Pragi, a także kampanię wojenną przeciwko Turkom w roku 1601 ze sławnym epizodem bitwy pod Białogrodem Królewskim (wł. Albareale, węg. Szekesféhervár). Wszystkie wydarzenia opisane przez świętego znajdują potwierdzenie w innych tekstach źródłowych (z których ogromną ilość zebrał i opublikował w serii Miscellanea Laurentiana o. Arturo z Carmignano), nawet jeśli niekiedy do relacji wkradają się drobne nieścisłości (usprawiedliwione już choćby upływem wielu lat pomiędzy wydarzeniami a ich spisaniem).

 

Wawrzyniec M. Waszkiewicz

 

DE REBUS AUSTRIAE ET BOHEMIAE

Święty Wawrzyniec z Brindisi

Relacja z wydarzeń w Austrii i Czechach (w latach 1599-1602)

 

 

In Nomine Domini nostri Jesu Christi et Beatissimae Virginis Mariae.

 

1. W roku 1599, po tym jak arcybiskup Pragi, Zbynek Berka, nalegał u Klemensa VIII, by mieć w swym mieście zakonników z naszego zgromadzenia, Jego Świątobliwość, podczas gdy w Rzymie celebrowana była w rzeczonym czasie kapituła generalna, nakazał ojcu generałowi wysłanie grupy braci celem sprawdzenia, czy w tym pełnym heretyków mieście można założyć klasztor naszego zakonu. I tak, razem z innymi braćmi pochodzącymi z różnych prowincji, wysłano br. Wawrzyńca z Brindisi, który został przychylnie przyjęty w Pradze przez wspomnianego arcybiskupa.

 

2. Jako jednak, że w mieście tym nie widziano nigdy zakonników w takim habicie, gdziekolwiek się poruszali, tam też licznie gromadzili się ludzie, aby tę nowość zobaczyć. Heretykom zdawało się, że widzieli ludzi potwornych, toteż śmiali się i szydzili bez końca z naszych braci i przezwali ich „bosakami”, co w ich języku oznacza chodzących bez butów. Nie brakowało też takich, co chodzili za zakonnikami, żeby ich ciągnąć za kaptur i inne przykrości im sprawiać, do czego dodatkowo dodawała im czelności nieobecność cesarza Rudolfa II, który z powodu zarazy wraz z całym dworem wyjechał z Pragi do Pilzna, gdzie zatrzymał się przez wiele miesięcy.

 

3. Arcybiskup ulokował braci w swoim szpitalu, położonym nieopodal mostu staropraskiego – tam też spędzili całą zimę. Znosili wiele nieprzyjemności spowodowanych tym, że ich nikt nie znał. Szczególnie dokuczył im mróz, który tego roku był bardzo dotkliwy. Nie opuściła ich jednak nigdy Boża Opatrzność, strzegąc ich w szczególności od zarazy, która niemało ofiar zbierała [dokoła]. Zakonnicy, jakkolwiek swobodnie przestawali i rozmawiali ze wszystkimi, nigdy nie poczuli się źle. Zaraza wdarła się i do szpitala, dotykając syna rządcy tegoż szpitala, który przebywał prawie zawsze z braćmi – jednak bez jakiegokolwiek dla nich uszczerbku. Oficjum bracia odmawiali w szpitalnym kościele; tam też br. Wawrzyniec z Brindisi głosił kazania w języku włoskim; i jakkolwiek na Msze i na kazania przychodziło wiele osób, uniknięto jakiegokolwiek niebezpieczeństwa.

 

4. Następnego roku 1600, otrzymawszy od arcybiskupa miejsce na budowę klasztoru, położone dogodnie, z dala od domów mieszkalnych, a zarazem niedaleko dworu [cesarskiego], w drugi dzień [oktawy] Zesłania Ducha Świętego, po nader uroczystej procesji, w której wzięło udział tyle ludzi, że czegoś podobnego w Pradze nie pamiętano, postawiony został krzyż. Jakkolwiek zaś niemal wszyscy obecni byli heretykami, głównymi wrogami krzyża Chrystusowego i religii katolickiej, wszystko odbyło się bez żadnej zniewagi.

 

5. Zaaranżowawszy jedno wielkie pomieszczenie na kształt kościoła, tam też odprawiali Msze i tam głoszone były kazania do tłumnie przybywających. Brat Wawrzyniec z wielką swobodą głosił przeciwko heretykom, konfutując ich herezje; jednak – wbrew obawom wielu – nic mu się nie stało.

 

6. Po postawieniu krzyża w Pradze, komisarz udał się stamtąd do Wiednia w Austrii, gdzie – dzięki łaskawej przychylności najjaśniejszego arcyksięcia Macieja, obecnego cesarza – uzyskano miejsce i tegoż samego roku, w miesiącu lipcu, wzniesiono krzyż i rozpoczęto budowę, którą też rychło ukończono. Kościół dedykowany był Panu Bogu pod tytułem naszego serafickiego ojca świętego Franciszka.

 

7. Tego samego roku komisarz, ulegając naleganiom najjaśniejszego arcyksięcia Ferdynanda, udał się do Grazu w Styrii, przyjmując tam także miejsce, pod wezwaniem świętego Antoniego z Padwy, jak tego sobie życzyła najjaśniejsza wysokość [arcyksiążę Ferdynand]; budowę rozpoczęto jednak dopiero kolejnego roku.

 

8. Podczas gdy komisarz znajdował się poza Pragą, ustała zaraza, a cesarz wrócił z Pilzna, okazując zadowolenie z przybycia braci do Pragi. Zechciał też zobaczyć ich miejsce i zaaprobował jego wybór. Po niewielu dniach jednak zaczął zachowywać się inaczej, a nad zakonnikami rozpętało się wielkie prześladowanie. Heretycy pomstowali, że wbrew statutom królestwa wprowadzono doń nowych ludzi, bez wiedzy stanów wybranych i sejmu. Toteż nalegali, aby cesarz przegonił ich z królestwa. Posługiwali się przy tym jednym z szambelanów cesarskich, kalwinistą Makowskym, a mając tak zdatne narzędzie, z wielką furią zabiegali o wydalenie nas [z królestwa]. Tak zasię nastawali, że aż rozniosła się po mieście pogłoska, jakoby cesarz powiedział, iż nic nie wiedział o przybyciu braci i że ani ich nie zaprosił, ani też nie pozwolił przybyć.

 

9. Co więcej, znajdował się podówczas w Pradze pewien heretyk, bardzo sławny astrolog, zwany Tycho Brahe, nader ceniony przez cesarza. Powiedział on jego wysokości, by był ostrożny, bo miał umrzeć z ręki potwora. Gdy zaś cesarz zapytał, cóż by to mógł być za potwór, [astrolog] odrzekł, że nie widział nic potworniejszego od kapucynów. Zrobiło to wielkie wrażenie na cesarzu, który z usposobienia był ponury i nad wyraz depresyjny. Zaczął już nie mówić, lecz rozkazywać swoim ministrom, aby wygonili precz kapucynów.

 

10. Jako jednak, że w owym czasie wszyscy najważniejsi ministrowie królestwa byli katolikami, nie chcieli uczynić czegoś, co znieważałoby religię katolicką. Ta uciążliwa sytuacja trwała sześć miesięcy. Widząc, że cesarz nie może się uspokoić, w końcu nawet i katolicy uznali, że lepiej, aby kapucyni sobie poszli, by nie stać się przyczyną śmierci jego wysokości. Tak więc, po dojrzałym namyśle, komisarz powziął decyzję o wymarszu; o czym powiedział z pulpitu, powodując tym, że wiele wylano łez. Skoro jednak cesarz dowiedział się, że zakonnicy mieli już iść, posłał do nich mówiąc, że on ich nie wygania – i że mają zostać. Z tym zaś jego słowem, gasnąć poczęła ta pożoga prześladowania, która rozprzestrzeniła się już wszędy.

 

11. Nie pozostawiła atoli Boska sprawiedliwość bez słusznej kary dwóch głównych motorów onego prześladowania. Astrolog pękł w czasie uczty z nadmiaru picia; zmarł śmiercią raptowną i poszedł dotrzymać towarzystwa Epulonowi [bogaczowi z przypowieści o biednym Łazarzu]. Makovsky zaś, popadłszy w niełaskę Jego Wysokości, został niesławnie skazany ad perpetuas carceres, wiodąc życie w skrajnej nędzy.

 

12. W roku 1601, kiedy w królestwie Węgier trwała wojna pomiędzy Cesarzem a Turkiem, komisarz otrzymał dwa breve apostolskie z poleceniem, aby czterej zakonnicy udali się z wojskiem na Węgry: dwaj na prośbę marszałka polnego, a dwaj dla jednego z głównych pułkowników będącego faworytem Jego Wysokości. Komisarz, mając bardzo mało braci i niezbyt zdatnych do takiej imprezy, podjął rezolucję, iżby się samemu wybrać razem z trzema braćmi. Wyruszył z Wiednia z Najjaśniejszym Maciejem, głównodowodzącym. Udał się do Jawaryna [Győr], a następnie do Ostrzyhomia, aby następnie pójść pod Alba Reale, gdzie znajdował się obóz cesarski pod dowództwem komendanta generalnego, księcia de Mercoeur, który zaatakował był tę fortecę (co była w mocy Turków) i w ciągu kilku dni wziął ją siłą, zanim Najjaśniejszy Maciej przybył na to przedsięwzięcie.

 

13. Ponieważ jednak spodziewano się nadejścia Turków, komisarz udał się do obozu cesarskiego w Alba Reale – i tego samego dnia, w którym przybył doń, nadszedł oto także tabor turecki: wojsko zaiste potężne, liczące więcej jak osiemdziesiąt tysięcy zbrojnych: ludzi dobrze wyposażonych, dobrze uzbrojonych i wypoczętych. Tego samego dnia zaczęto potykać się śmiało. Nazajutrz, dziesiątego października, taką poczyniono potyczkę, iż prawie bitwą była. O godzinie jedenastej atoli wysłał Turek herolda, aby wyzwać naszych na bitwę.

 

14. Najjaśniejszy Maciej wysłał swego koniuszego większego do naszego komisarza, prosząc go, aby zechciał powiedzieć kazanie, wzywając wojsko do dzielnej walki za naszą świętą wiarę i dodając mu ducha. Tak też uczynił tegoż poranku, wobec całego obozu cesarskiego postawionego w gotowość bojową. Jako temat wziął słowa: Iudea et Ierusalem, nolite timere: cras egrediemini, et Dominus erit vobiscum, opowiadając historię, którą czyta się w Drugiej Księdze Kronik w rozdz. 20, gdzie znajdują się powyższe słowa i gdzie obiecuje się małej liczbie ludzi z ludu Bożego zwycięstwo nad bardzo licznym i potężnym wojskiem niewiernych. Kaznodzieja ofiarował się iść w bitwie ze swym krzyżem w ręku przed wszystkimi – i tak też się stało.

 

15. Nie walczyło się atoli tego dnia, lecz nazajutrz, kiedy to ruszył Turek napaść nasze wojsko, a zająwszy kilka [dogodnych] miejsc, uderzał swoją artylerią poza nasze wały. Stało się tedy konieczne, aby nasi zza wałów wyszli walczyć: i choć wielkim była przewaga nieprzyjaciela tak co do liczby, jak i położenia oraz artylerii (było bowiem trzeba, aby nieliczni i z niska szli walczyć przeciwko wielu, co byli wyżej i z góry gromili naszych artylerią), w każdym razie, skoro komisarz przeciwstawił artylerii znak Krzyża, nie uczyniła ona naszym żadnej szkody. On zaś szedł z krzyżem na czele i wszystkim dodawał animuszu. Wyszli tedy nasi z okopów i posuwali się naprzód, tak piechota jak kawaleria, ku wzgórzom, gdzie stali Turcy – i bez wielkiego oporu odebrali Turkom te miejsca, zdobywając ich artylerię a ich samych zmuszając do ucieczki. I tak, późnym wieczorem wrócili nasi do okopów, mogąc całkiem zgodnie z prawdą mówić, iż Bóg walczył był za nas.

 

16. Rozproszone wojsko tureckie zebrało się pospołu tego wieczora, mimo to jednak następnego dnia nie odważyło się wrócić do bitwy. Nasi zmienili ulokowanie, według takiego porządku by móc walczyć, i w poniedziałek rano, znalazłszy miejsce stosowne do wydania bitwy, wydali w otwartym polu bitwę Turkowi. Dwa zastępy rozłożyły się w szyku jeden naprzeciw drugiego i od samego rana rozpoczęły ostrzał obie artylerie, awangardy zaś utarczki.

 

17. Komisarz szedł ze swym krzyżem, dodając otuchy całemu naszemu wojsku, od jednego szwadronu do drugiego szwadronu, od jednego regimentu do drugiego regimentu i z jednego skrzydła na drugie. A żołdactwo [protestanckie], które kiedy był przyszedł do obozu, szydziło z niego, wygwizdując go i krzycząc za nim „Wolf, Wolf! Mönch Wolf!”, co znaczy wilk, wilk, mnich wilk (bo tak heretycy mają w zwyczaju nazywać zakonników), w dniu bitwy atoli zgoła inaczej go traktowali. Patrzyli nań z radością, czynili znaki uszanowania, wielu zaś przyklękało także kiedy ich mijał. Katolicy zaś wszyscy na wyścigi biegli, by otrzymać jego błogosławieństwo i ucałować niesiony przezeń krzyż.

 

18. Potędze znaku Krzyża świętego przypisano to, iż artyleria turecka nie uczyniła naszym niewielkiej nawet szkody, podczas gdy nasza czyniła ogromne straty Turkom, którzy mniemali, iż kapucyn (którego doskonale widzieli jak szedł przez całe pole bitwy i przechodził przed ich wojskiem) był jakimś nekromantą. Bitwa nie rozpoczynała się aż do południa, kiedy to prawe skrzydło wojska tureckiego z wielką furią natarło na nasze skrzydło lewe, będące najsłabszą częścią wojska naszego. Walcząc atoli nasi dzielnie, zmusili atakujących do odwrotu, kładąc trupem trzech ważnych dowódców wojska tureckiego: baszę Budy, bejlerbeja Grecji i pewnego oficera spośród najprzedniejszych w ich obozie. Po tym niepowodzeniu Turcy nie mieli więcej odwagi, aby wszcząć na nowo walkę. Z nastaniem nocy obydwa wojska wycofały się do swoich taborów, nasi dziękowali zaś Bogu za zwycięstwo i przypisywali je mocy znaku świętego krzyża. Rzecz ta stała się szeroko znana i rozpowiadana jako Boże dzieło i wielu spośród heretyków, którzy widzieli to, co się wydarzyło, powiadało, że musi być prawdziwą religia i wiara tegoż zakonnika, który poszedł tak pomiędzy niebezpieczeństwa, dodając wszystkim ducha i nie odnosząc żadnego urazu. Tym sposobem uznawali i poświadczali prawdziwość religii katolickiej.

 

19. W roku 1602 komisarz powrócil z Czech do Italii, aby wziąć udział w kapitule generalnej, skoro zaś wybrano go generałem, wysłał do Pragi ojca Macieja z Salò, który głosił tam kazania i był wielce doceniany przez cały dwór. O tym, co działo się w tym czasie (a zwłaszcza o procesji w Brandysie) może opowiedzieć ojciec Jakub z Salò, który był jego towarzyszem.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 310 141 zł cel: 300 000 zł
103%
wybierz kwotę:
Wspieram