Nie tak dawno na półki księgarni w całej Polsce trafiła pozycja Joanny Wieliczki-Szarkowej „Wołyń we krwi 1943”. Książka, opisująca tragiczne losy naszych rodaków, którzy padli ofiarą bezwzględnych morderców z UPA, szybko stała się jedną z najbardziej poczytnych lektur historycznych, stając się nawet bestsellerem Empiku. Nie bez powodu.
„Wołyń we krwi” jest rzetelnym i dogłębnie wstrząsającym opisem ludobójstwa, do dziś formalnie nieuznanego za takie przez władze Rzeczpospolitej Polskiej, a popełnionego na Polakach zamieszkujących ziemie Wołynia.
Wesprzyj nas już teraz!
Drastyczność opisów barbarzyńskiej, nieludzkiej rzezi pozwala nieobeznanemu z historią czytelnikowi otworzyć szeroko oczy na dzieje naszych rodaków mieszkających przed wojną na terenach dzisiejszej Ukrainy i zyskać świadomość, że w czasie drugiej wojny światowej Polacy nie byli ofiarami wyłącznie dwóch bezwzględnych reżimów i że popełniono na nas nie dwie a trzy zbrodnie ludobójstwa.
„Wszystkich Polaków i Polaczki będziemy rżnąć, aż wszyscy wyzdychają”
W programie szkolenia bojówek OUN z 1935 r. pisano: „Bojownik nie powinien wahać się zabić swego ojca, brata, największego kolegi, jeżeli otrzyma taki rozkaz i potrzeba tego faktycznie wymaga (…) Na najgorsze męki, prośby i błagania ofiar należy patrzeć z otwartymi oczami, że katujemy wroga naszej organizacji czy też idei, który żyją nadal, zrobiliby to samo z nami albo jeszcze gorzej”.
Nawet kpt. Iwan Szytow, dowódca sowieckiego oddziału partyzanckiego, opisując dramatyczny mord na ludności polskiej, 30 marca 1943 r. donosił: „Ukraińscy nacjonaliści przeprowadzili zwierzęcą rozprawę nad bezbronną ludnością polską, stawiając sobie zadanie pełnego zniszczenia Polaków na Ukrainie. (…) W rejonie cumańskim wydano polecenie sotniom UPA, aby do 15 kwietnia 1943 r. zniszczyć wszystkich Polaków i wszystkie miejscowości i osady spalić”.
A był to dopiero początek wielkiej rzezi, której apogeum przypadło na 11 lipca 1943 roku, przedstawionego – jak podaje Joanna Wieliczka-Szarkowa – w raporcie Komendy AK Obszaru Lwowskiego tymi słowami: „Kobiety nawet ciężarne przybijali bagnetami do ziemi, dzieci rozrywali za nogi, inne nadziewali na widły i rzucali przez parkany, inteligentów wiązali kolczastym drutem i wrzucali do studzien, odrąbywali siekierami ręce, nogi, głowy, wycinali języki, odcinali nosy i uszy, wydłubywali oczy, wyrzynali przyrodzenie, rozpruwali brzuchy i wywlekali wnętrzności, młotkami rozbijali głowy, żywe dzieci wrzucali do płonących domów. Żywych ludzi przerzynali piłami, kobietom odcinali piersi, inne nadziewali na pale lub uśmiercali kijami. Wielu ludzi skazywali na śmierć – z wyroku – odrąbując im ręce, nogi, a na końcu głowę. Do kryjówek podziemnych i do piwnic, gdzie zdołała się schronić większa ilość ludzi, wrzucali granaty lub pęki zapalonej słomy”.
Wśród nielicznych osób, które przeżyły ludobójstwo w Lipnikach w 1943 r., był dwuletni wówczas Mirosław Hermaszewski – w dorosłym życiu pierwszy polski kosmonauta. „Wszystkich zbudziły serie karabinowe, strzały z zapalających pocisków i płomienie” – czytamy jego relację w książce „Wołyń we krwi” – „Ojciec, który był w oddziale samoobrony na czatach, wpadł do domu i krzyknął do naszej mamy z dziećmi, by uciekali i zniknął w ciemności. Każdy miał jakiś tobołek na plecach, tobołkiem mojej mamy byłem ja. (…) Kilku banderowców starało się zablokować mamie drogę ucieczki krzyczeli, żeby stanęła, ale strach uciekającej mamie tylko dodał sił. Jeden z bandytów, może ten, który ma czelność dziś wypinać pierś po odznaczenie, dogonił ją i z kilku metrów, celując w głowę strzelił. Trafił w ucho. Od strzału mama straciła przytomność. Upadła z zakrwawioną głową. ‘Bohater UPA’ był pewien, że zabił. Zawiniątko przycisnęła do siebie. Sam dziwię się, że wtedy jakoś nie zakwiliłem, przecież byłby mnie wdeptał w ziemię. Gdy mama odzyskała przytomność, zaczęła uciekać. W sąsiedniej wsi zaopiekowały się nią znajome Ukrainki. Po chwili, gdy ochłonęła, zorientowała się, że nie ma dziecka na plecach. Była w rozpaczy i chciała wracać, ale Ukrainki przytrzymały ją i nie puściły. ‘Tam Ciebie zareżut”. Rano tata, brat i inni penetrowali pobojowisko. Widok był przerażający – zgliszcza i trupy – większość potwornie okaleczona. Dorobek wielu pokoleń Polaków został spalony. Niedaleko brat zobaczył krew na śniegu i zawiniątko. Ich oczom ukazało się nie dające znaku życia dziecko – blade. Ojciec potrząsnął mną. Otworzyłem oczy”.
Wśród ocalałych z rzezi dokonanej przez UPA w niedzielę 11 lipca 1943 r. na Polakach w 96 miejscowościach, byli także przyszli rodzice kompozytora Krzesimira Dębskiego.
Jak wynika z notatki Polskiego Komitetu Opiekuńczego z 30 września 1943 r.: „w jednej z wiosek blisko Krzemieńca małym dzieciom przed mordowaniem ich wykłuwano oczy, wyrywano ręce, nogi i języki. Tak umęczone przybijano widłami. Starszym nabijano w ręce szpilki i torturowano potwornie. Zanotowano fakty przerzynania w pół głów od ucha do ucha. Przy tem urągano: Masz Polskę od morza do morza”.
Warto w czasach, gdy władze III RP w imię poprawnych stosunków z Ukrainą zdają się zapominać o ludobójstwie popełnionym na naszych rodakach przez morderców UPA, sięgnąć po książkę Joanny Wieliczki-Szarkowej i przywrócić ofiarom rzezi wołyńskiej pamięć.
***
Pierwsze ostre odezwy nawołujące „do rzezi Polaków” wystosowywała założona w 1920 r. Ukraińska Organizacja Wojskowa (UWO), która już w 1922 i na początku 1923 r. dokonała od 300 do 600 aktów terroru na terenach Małopolski Wschodniej. W 1929 r. na bazie UWO powstała w Wiedniu OUN (Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów). Jej głównymi przedstawicielami byli: Jewhen Konowalec, Andrzej Melnyk, Stepan Bandera i Mikołaj Lebed. W 1943 r. uformowano najbardziej zbrodniczą organizację – Ukraińską Powstańczą Armię, której przywódca Stepan Bandera ma na swoich rękach krew 60 tys. Polaków z Wołynia i 70 tys. z tereny Małopolski Wschodniej.
Magdalena Żuraw
Joanna Wieliczka-Szarkowa, Wołyń we krwi 1943. Wydawnictwo AA, Kraków 2013 r.
{galeria}