6 czerwca 2017

Zanim nad Wisłę przyjadą imigranci

(Fot. MatrixPictures.co.uk/Forum)

Lewicowo-liberalni komentatorzy nad Wisłą, w ślad za kolegami z Zachodu gubią się w oparach własnych absurdów, wypowiadanych na gorąco w związku z kolejnymi zamachami islamistów. Kto pierwszy odważy się porzucić tonącą ideologiczną łajbę?


 

Wesprzyj nas już teraz!

Gdy w mediach nad Wisłą trwał monolog (żartobliwie nazywany debatą) na temat włączenia Polski w struktury UE, na miano wroga Europy oraz europejskich wartości zasługiwał każdy, kto zgłaszał jakiekolwiek zastrzeżenia wobec tej dziejowej konieczności. Dzisiaj „prawda czasu” zmieniła się na tyle, że miejsce ówczesnych „oszołomów” zajmuje w politycznie poprawnym przekazie obóz Jarosława Kaczyńskiego. Tego samego, któremu – ani w latach 2003-2004, ani obecnie – nawet przez myśl nie przeszłoby, że Polska mogłaby do Unii nie wejść bądź też ją opuścić. Wystarczy jednak każda próba, zaledwie drobny przejaw suwerennej polityki, by wywołał on prawdziwą furię tutejszych rzeczników euro-establishmentu.

Tymczasem z miesiąca na miesiąc, z tygodnia na tydzień krwawe zamachy stają się codziennością sytych metropolii zachodniej części Europy. Jej bezradne społeczeństwa (bo przecież już nie narody, roztopione zawczasu w multikulturowym tyglu) chwytają się coraz to bardziej dziecinnych sposobów leczenia pozamachowych traum. Rzecznicy polityki niemieckiej kanclerz oraz jej unijnych akolitów muszą uciekać się do coraz dziwaczniejszych retorycznych wygibasów. Wszystko, byleby tylko nie dotknąć istoty problemu, byle nie przyznać się do klęski absurdalnej polityki. Gdyby nie tragizm sytuacji, w jakiej znalazła się Europa, lektura tych oratorskich popisów mogłaby dostarczyć niemałej rozrywki.

Mimo że policje i służby Niemiec, Wielkiej Brytanii czy Francji od dawna pracują w trybie alarmowym i nie ma tygodnia by nie docierały do nas doniesienia o kolejnych udaremnionych zamachach, to i tak europejskie ulice spływają krwią coraz częściej. „Barbarzyńskie akty terroru” w nagłówkach wielu mediów zastąpione zostały już jednak „incydentami”. Politycy i komentatorzy przekonują nas teraz, że do takich obrazków jakie dotarły do nas z Londynu i Manchesteru, musimy się po prostu przyzwyczaić.

Kto wie, być może trzeźwe oceny sytuacji na kontynencie, wygłoszone w ostatnich dniach przez prezesa PiS czy też premier Beatę Szydło, są tylko wynikiem sondażowej kalkulacji. Zapewne nie przekonamy się o tym w stu procentach, bo nic nie wskazuje, by  mogły się odwrócić społeczne nastroje w kwestii kryzysu imigranckiego oraz ewentualnego przyjęcia przez nasze państwo tak zwanych uchodźców. Tutaj, pomimo nieustannej kampanii propagandowej, prowadzonej z lądu, wody i eteru, niewiele już się może zmienić. Świadczy o tym chociażby „prawicowy” przechył nastrojów w internetowych komentarzach. Dotyczy to nawet niektórych mediów skrajnie nieprzychylnych obozowi PiS, za to nie dość surowo traktujących wymóg ideologicznego sita w publikowaniu opinii czytelników.

 

To Europejczycy organizują zamachy!


Niezależnie od intencji szefowej rządu, wezwanie: „Europo, powstań z kolan i obudź się z letargu, bo w przeciwnym razie będziesz codziennie opłakiwać swoje dzieci!” nadzwyczaj trafnie oddaje powagę sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Tym bardziej interesująco brzmią reakcje opozycji na postawę obozu władzy w kwestii imigranckiej. Jak tu nie otworzyć szeroko ze zdumienia oczu, kiedy z ust byłego ministra spraw wewnętrznych słyszymy tak naiwną diagnozę, jak wypowiedziana przez Bartłomieja Sienkiewicza w programie Moniki Olejnik: – To nie alokacja uchodźców z Syrii decyduje o tym, czy są zamachy, czy nie. Zamach w Wielkiej Brytanii to zamach w państwie, które dotychczas nie przyjęło ani jednego uchodźcy na mocy alokacji.


Być może nie tak dawny szef resortu odpowiedzialnego za bezpieczeństwo Polaków nie zdawał sobie sprawy, iż daje w ten sposób do ręki kolejne argumenty przeciwnikom przyjmowania jakichkolwiek imigrantów – również przysłowiowych już matek z dziećmi, których Afryka i Bliski Wschód przysyłają nam akurat jak na lekarstwo. Mogą się one przecież „zradykalizować” (czytaj: na poważnie przyjąć wymagania islamu) jeśli nie w tym, to w następnym pokoleniu. Tak jak we Francji czy Wielkiej Brytanii właśnie.

Choć te słowa nie padły wprost, sens wypowiedzi Sienkiewicza brzmiał: to Europejczycy, Brytyjczycy wymordowali swoich rodaków w Manchesterze i Londynie.

Równie ciekawą, utrzymaną w podobnym tonie diagnozę zaserwował nam lider środowiska lewicowej „Krytyki Politycznej”, w rozmowie dostępnej na portalu wp.pl: – Ludzie, którzy robią zamachy, nie są imigrantami, tylko to są ludzie, którzy są już w Europie od dekad. Są wychowani w kulturze europejskiej (…). Mieliśmy tu do czynienia kilka dekad temu ze znacznie bardziej krwawym terroryzmem ETA czy IRA. Łatwo zapominamy o takich rzeczach, ale w statystykach terroryzm islamski jeszcze długo, długo nie dogoni tego, z czym mieliśmy do czynienia wcześniej, i to rdzennie europejskim – stwierdził Sławomir Sierakowski. 

Dalej było równie odkrywczo: – Nikt nie zaczyna, tak jak Jarosław Kaczyński albo Beata Szydło, od krzyczenia na Europę. To była wyjątkowa reakcja, która się nie spotyka nigdzie ze zrozumieniem, która jest znowu przykładem mówienia o Polsce, że to jest naprawdę jakiś dziwaczny kraj, któremu nie udało się przez 25 lat przekonać Zachodu, że jest taki sam jak Zachód, i normalny, i zasługuje na solidarność, trwałe włączenie w struktury europejskie. No nie, to jest szkodzenie Polsce i szkodzenie sobie – mówił jeden z liderów „kawiorowej lewicy”.

Warto przysłuchać się słowom Sławomira Sierakowskiego tym uważniej, że nie tak dawno wygłosił on publicznie tyleż wulgarnie szczerą co kreatywną definicję prezentowanej przez swoje środowisko suwerenności („W mojej organizacji 90 procent dotacji pochodzi z zagranicy. To nam zapewnia niezależność w Polsce i bardzo dobrze, bo Kaczyński może nam skoczyć”, Tok FM, 24 listopada 2016 r.).

Jak bardzo by nie starali się lewicowi i liberalni komentatorzy, trudno będzie im jednak dorównać poziomowi wypowiedzi Anny Pamuły z „Gazety Wyborczej”. – Załóżmy, że przyjmujemy 7 tysięcy uchodźców. Wśród nich jest jeden zamachowiec. Wysadza w powietrze i ginie dziesięciu Polaków. Ale uratowaliśmy życie tych 6 999, które przecież uciekały przed wojną – usłyszeli widzowie porannego programu TVN24. Wciąż nie wiedzą jednak, co będzie, gdy w tym samym gronie przybyszów znajdzie się siedemdziesięciu albo stu terrorystów. Europejskie służby same przyznają bądź co bądź, że nie są w stanie zweryfikować prawdziwej tożsamości imigrantów.

 

Warszawa: wspaniałe przeżycie


Trudno uwierzyć, że cytowane powyżej stwierdzenia lewicowych zaklinaczy rzeczywistości były wypowiadane na poważnie. Ich autorom – oraz słuchaczom czy też czytelnikom – można jednak zadedykować poniższe słowa. Dowodzą one, że przy minimum uczciwości i dobrej woli można opuścić tę dryfującą, utopijną, ideologiczną wyspę i powrócić do rzeczywistości. Słowa te wypowiedziała nie działaczka ONR, ani nawet PiS, lecz lewicowa pisarka, „obrończyni praw kobiet i dzieci” (wszyscy wiemy, co oznacza to w panującej dziś nowomowie), norweska autorka wydanej w Polsce książki, pt. „Islam. Jedenasta plaga”:    

W Oslo widać coraz więcej mężczyzn w tradycyjnych arabskich białych strojach, widać coraz więcej salafitów z brodami. Półtora roku temu nasze służby alarmowały, że w całej Norwegii są sympatycy Państwa Islamskiego. Co to znaczy? To znaczy, że postępuje islamizacja, coraz szybsza islamizacja. I nie skończy się, póki politycy czegoś z tym nie zrobią. Dlatego wizyta w Warszawie jest dla mnie wspaniałym przeżyciem: nie widać zasłon na twarzach i salafickich strojów – wyznała Hege Stornhaug w rozmowie z Grzegorzem Linderbergiem (euroislam.pl/wp.pl).

Pisarka jeszcze pod koniec minionego wieku, na bazie osobistych doświadczeń z islamem, próbowała przekonać swoich ideowych pobratymców, że w kwestii obcej kulturowo imigracji głęboko się mylą. Natrafiła jednak na ścianę.

W latach 80. i 90. mieliśmy bardzo silny ruch antyrasistowski, który nie chciał rozmawiać na temat problemów z tradycyjną kulturą muzułmańską. Mieliśmy też bardzo silne lewicowe organizacje imigrantów, one też nie chciały o tym rozmawiać. Ich stanowisko było takie, że jedyny problem z integracją polega na tym, że Norwegowie są rasistami wobec ludzi o ciemnej skórze – wspomina dzisiaj tamte doświadczenia.

Przesłanie Hege Stornhaug trafiło jednak do zwykłych czytelników a książka stała się bardzo popularna wśród zamożnej części społeczeństwa w kraju autorki. Mówi ona, że wiele takich osób przeniosło swoje inwestycje do Stanów Zjednoczonych i krajów azjatyckich. – Stracili wiarę w Europę Zachodnią – podsumowuje pisarka.


– Bardzo często spotykam się z pytaniami od osób i z lewicy i z prawicy (od normalnych osób, nie żadnych wariatów), dokąd radziłabym im wyjechać. Mówię im, że ja bardzo poważnie myślę o Europie Wschodniej jako miejscu, gdzie za kilka lat przeniosę się na emeryturę. Latem zamierzam wyruszyć w drogę samochodem i sprawdzić Polskę, jak i Węgry – stwierdziła Stornhaug.

To nie odosobniony głos. Podobnych nie brakuje również w innych krajach, zwłaszcza dotkniętych krwawym terrorem. Wbrew propagandzie, ludzie zaczynają się orientować, że „islamski radykalizm” to już nie kwestia pojedynczych ekscesów, ale zaawansowany rak toczący ich społeczeństwa. Wypowiadane jeszcze niedawno półżartem przypuszczenia, że czeka nas fala imigrantów z Zachodu, stają się coraz bardziej realne.

 

Roman Motoła

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie