13 maja 1981 roku cały świat wstrzymał oddech. Na Placu Św. Piotra w kierunku Jana Pawła II padły strzały. Papież ciężko raniony przez tureckiego zamachowca Mehmeta Ali Ağcę, cudem ocalił życie. Kto był zleceniodawcą? Czy szef ochrony Jana Pawła II został zamordowany, bo poznał tajemnicę zamachu na papieża i nazwiska komunistycznych szpiegów w Watykanie?
5 maja 1998 roku włoskie serwisy informacyjne podały szokującą wiadomość: dzień wcześniej, 4 maja, w Watykanie znaleziono zwłoki pułkownika Aloisa Estermanna – szefa Gwardii Szwajcarskiej (straż wewnętrzna Watykanu i zarazem ochrona osobista papieży). Martwego Estermanna znaleziono w holu jego prywatnego apartamentu w Watykanie, zaraz przy wejściu. Obok leżały zwłoki jego żony Gladys Romero i kaprala Gwardii Szwajcarskiej Cedrica Tornaya. 5 maja zakończyła się sekcja zwłok, która stwierdziła, że przyczyną śmierci był „postrzał z pistoletu, z bliskiej odległości”.
Wesprzyj nas już teraz!
W sprawie wszczęto śledztwo, które do dziś budzi wiele kontrowersji. Minął rok, w trakcie którego zainteresowanie sprawą ze strony mediów zmniejszyło się. W tym czasie w Watykanie została powołana specjalna komisja pod przewodnictwem sędziego śledczego Gianluigiego Marrona, która miała wyjaśnić okoliczności tragedii. Sprawa wkrótce trafiła do archiwum, a garstce dziennikarzy zainteresowanych tematem prokuratura przedstawiła następującą wersję wydarzeń:
Pułkownik Alois Estermann – szef Gwardii Szwajcarskiej (powstała w 1506 roku), choć od wielu lat był żonaty, faktycznie był homoseksualistą, jednak gorliwie starał się ukryć swoją orientację. W ostatnich miesiącach pracy nawiązał romans z młodym 23-letnim gwardzistą Cedricem Tornayem, niedawno przyjętym do służby. Nie wiadomo, dlaczego młody człowiek zgodził się zostać kochankiem szefa, ale prawdopodobnie dlatego, że liczył na odznaczenie, awans i – być może – wyższą pensję. Tyle tylko, że ostatecznie Estermann nie chciał spełnić jego żądania. Doprowadzony do wściekłości młody gwardzista 4 maja 1998 roku z zemsty zamordował więc swojego przełożonego i jego żonę, która była obok i stała się przypadkowym świadkiem zbrodni. Następnie popełnił samobójstwo.
Narzędzie zbrodni
Głównym dowodem w śledztwie był pistolet znaleziony w prawej ręce Cedrica Tornaya. Według prokuratury, z lufy tego pistoletu wyleciały kule, które zabiły wszystkich. Estermannowi, jego żonie i podwładnemu urządzono pogrzeb katolicki. Ostatecznie Tornay nie został pochowany w Watykanie. Jego zwłoki przewieziono do Szwajcarii i tam urządzono mu katolicki pogrzeb na cmentarzu w rodzinnej parafii. Sprawa byłaby zamknięta gdyby nie… matka młodego gwardzisty – Muguette Baudat. Nie wierzyła, że jej syn był homoseksualistą, nie dopuszczała do siebie możliwości, że mógł nawiązać romans ze swoim przełożonym. Tym bardziej że ciągle w pamięci miała jeden dziwny telefon, który odebrała dzień czy dwa po śmierci syna.
Anonimowy rozmówca przedstawiający się jako oficer Gwardii Szwajcarskiej zażądał, aby nie uczestniczyła w pogrzebie swojego syna. Czy to normalne, aby od rodzica oczekiwać, żeby nie oddał ostatniej posługi dziecku? Już sam ten fakt wzbudził zdumienie matki Tornaya. Sprawa wydawała się bardzo podejrzana, bo kobieta opowiedziała o tym wydarzeniu rzymskim śledczym, ale dla nich identyfikacja osoby wykonującej dziwny telefon okazała się zbyt trudnym zadaniem. O to oczywiście nie można mieć do nich pretensji. Ten, kto naprawdę dzwonił, mógł przecież wcale nie być gwardzistą ani pracownikiem Watykanu. I mógł zadzwonić z ogólnodostępnej budki telefonicznej, gdziekolwiek na świecie, aby nie pozostawić śladu, który mógłby go zidentyfikować.
Drugą sprawą, która nakazała pani Baudat zwątpić w wersję oficjalną to „główny dowód” ujawniony w śledztwie. Były to listy napisane rzekomo przez Tornaya, które pani Baudat otrzymała dwa dni po tragedii. Gwardzista prosił matkę, aby wybaczyła mu to, co zamierza zrobić. Pisał, że musi zabić Estermanna, ponieważ ten obiecał mu odznaczenie i słowa nie dotrzymał. Syn, który bardzo cię kocha – podpisał swoje listy Tornay. Już w pierwszych dniach matka zwróciła uwagę, że charakter pisma widoczny na kartkach listu w najmniejszym stopniu nie przypomina charakteru pisma jej syna (potwierdził to biegły grafolog), a podpis z jego imieniem zawiera błąd ortograficzny. Czy to możliwe, aby młody, wykształcony człowiek zrobił błąd w swoim nazwisku? Później pani Baudat odkryła, że datę listu autor napisał za pomocą cyfr (04.05.98), choć jej syn zawsze słownie pisał nazwy miesięcy. Matka gwardzisty od początku stanowczo twierdziła, że jej syn nie był homoseksualistą.
Adwokat ustala
Zdesperowana kobieta wynajęła jednego z najlepszych szwajcarskich prawników – Luca Brossolleta, a ten energicznie wziął się do pracy. Zaczął od wniosku o przeprowadzenie ekshumacji. Udało się to zrobić dopiero po kilku miesiącach. Jej wyniki odwróciły ustalenia wcześniejszego śledztwa. Ekshumacja wykazała, że Cedric Tornay zginął od pocisku kalibru ponad 9 mm, gdy tymczasem pistolet, który znaleziono w jego ręce wystrzeliwał kule kalibru 7,62 mm. Płynął z tego wniosek, że Tornay nie zastrzelił się z pistoletu, który znaleziono w jego ręce. Ale to nie wszystko. Sekcja zwłok wykazała, że Tornay miał w momencie zgonu wybite zęby.
Wyglądało to tak, jakby ktoś uszkodził jego szczękę lufą pistoletu. Koronerzy precyzyjnie zmierzyli te uszkodzenia i okazało się, że zostały one wykonane lufą pistoletu, której grubość pozwala na wystrzelenie pocisku kalibru powyżej 9 mm. Było prawie niemożliwe, aby młody gwardzista sam się zastrzelił, wybijając sobie wcześniej zęby. Ale to nie wszystko: biegli wykluczyli, aby kula została wystrzelona tuż przy głowie Tornaya, a tak musiało by być, gdyby młody człowiek strzelił sam do siebie.
Zrozpaczona pani Baudat i jej prawnik zwołali konferencję prasową. Ogłosili na niej, że są w posiadaniu dowodów, które zaprzeczają dotychczas obowiązującej wersji tej śmierci. Sprawa na kilka dni trafiła na czołówki mediów w Szwajcarii. Na fali tej sensacji, pani Baudat o wszystkim poinformowała Watykan. Poprosiła, aby władze Państwa Kościelnego udostępniły jej materiały związane z pracą jej syna. Bezskutecznie.
Niewygodna wersja
Przesłuchania gwardzistów szwajcarskich, które przeprowadzono na wniosek adwokata reprezentującego matkę Tornaya wykazały dwie bardzo zaskakujące informacje. Po pierwsze: Cedric Tornay miał opinię strażnika fanatycznie oddanego sprawom bezpieczeństwa papieża. Pracował wprawdzie krótko, ale przez ten czas zwrócił uwagę na luki w systemie ochrony Jana Pawła II i opracował specjalny program zawierający pomysły na poprawę jego bezpieczeństwa. Tornay chciał, aby Gwardziści Szwajcarscy byli wyposażeni w broń palną i postępowali według innych procedur – zapewniających większy poziom bezpieczeństwa.
Ze swoimi pomysłami Tornay przychodził do najwłaściwszej osoby, czyli do swojego przełożonego – Aloisa Estermanna. To z kolei każe przypuszczać, że przedmiotem ich ostatniego spotkania – tego, które odbyło się 4 maja 1998 roku – była właśnie sprawa wprowadzenia nowych procedur ochrony Jana Pawła II. Ta wersja, bardzo prawdopodobna, rzuca zupełnie inne światło na wydarzenia z tego tragicznego wieczoru.
Świadek zamachu
Można przypuszczać, że w osobie pułkownika Estermanna młody Szwajcar znalazł wdzięcznego słuchacza. Pułkownik Estermann służbę w Gwardii Szwajcarskiej rozpoczął w 1980 roku. Jego postura, refleks i sprawność fizyczna sprawiły, że przydzielono go do ochrony osobistej Jana Pawła II. Szwajcar znajdował się tuż przy Papieżu podczas wszystkich jego pielgrzymek, audiencji i spotkań z wiernymi. Był obecny na placu Świętego Piotra 13 maja 1981 roku, gdy Ali Agca oddał strzały. Zasłonił wtedy papieża własnym ciałem, co sprawiło, że Ojciec Święty, gdy już wyzdrowiał i dowiedział się o tym, zaczął uważać go prawie za przyjaciela i człowieka szczególnego zaufania.
Protokoły przesłuchań Estermanna – znajdujące się w aktach jednego ze śledztw w sprawie zamachu – wskazują, że Estermann był przekonany co do udziału osób trzecich w spisku i co do tego, że zamachowcom pomagały osoby pełniące ważne funkcje w państwie watykańskim. Zaangażowanie pułkownika w śledztwo i późniejsze wydarzenia wskazują, że prowadził on też prywatne dochodzenie w sprawie wydarzeń z 13 maja – badał głównie zachowanie poszczególnych funkcjonariuszy Gwardii Szwajcarskiej. Także Estermann – jak wykazało śledztwo w sprawie jego śmierci – był gorącym zwolennikiem zmian w systemie papieskiej ochrony i wzmocnienia procedur bezpieczeństwa.
Co takiego się stało, że Estermann rozpoczął prywatne śledztwo w sprawie zamachu? Aby zrozumieć tą sprawę, trzeba cofnąć się do lipca 1981 roku. Rzymski sąd, pod przewodnictwem znanego prawnika Severino Santiapichi, po trzydniowym, głośnym procesie, skazał na dożywotnie więzienie Ali Agcę – Turka, który 13 maja strzelał do Jana Pawła II. W uzasadnieniu wyroku, sędziowie napisali, że Agca nie działał sam, nie był samotnym szaleńcem tylko elementem szerszego spisku na życie polskiego papieża. Do takiego wniosku doszli m.in. po analizie notatnika znalezionego podczas przeszukania pokoju wynajmowanego przez Agcę w pensjonacie „Isa” w Rzymie.
Znaleziono tam informacje na temat rozkładu dnia papieża, oraz topografii Kurii Rzymskiej, w tym apartamentów papieża i jego najbliższych współpracowników. Były to informacje, których nie można było znaleźć w prasie. Także w Watykanie nie każdy miał do nich dostęp. Wynikało z tego, że te poufne informacje musiał przekazać ktoś dobrze poinformowany, na co dzień znajdujący się w otoczeniu Jana Pawła II. Ten wniosek podzielał tez pułkownik Alois Estermann. Przez wszystkie lata służby u boku papieża, bardzo chciał dopaść tego informatora.
Zabójcze archiwum
To jednak nie koniec. Pułkownik Estermann bardzo interesował się również archiwami gromadzonymi przez jezuitę – ojca Roberta Grahama. Pod koniec 1997 roku ojciec Graham (uznany historyk) przedstawił Janowi Pawłowi II swój tajny raport na temat inwigilacji Watykanu przez służby specjalne państw komunistycznych. Sporządzał go przez pięć lat, badając m.in. archiwa CIA (było to możliwe, bo od 1981 roku obowiązywało porozumienie między CIA a wewnętrzną służbą bezpieczeństwa Watykanu obejmujące m.in. wzajemne udostępnianie informacji). Papież wydał wówczas polecenie, aby całe jego archiwum utajnić i umieścić w Sekretariacie Stanu (instytucja kierująca dyplomacją watykańską – odpowiednik polskiego MSZ).
Dostęp do dokumentów tej instytucji ma kilka osób w tym sam papież, sekretarz stanu i w końcu szef Gwardii Szwajcarskiej. Awans na to stanowisko Alois Estermann uzyskał przed południem 4 maja 1998 roku. Jest bardzo prawdopodobne, że właśnie wówczas próbował zapoznać się z archiwami ojca Grahama i zidentyfikować agentów, którzy swoimi informacjami pomagali w organizowaniu zamachu na Jana Pawła II. Czy zidentyfikował – tego nie wiadomo, bo już wieczorem tego samego dnia Estermann został znaleziony martwy.
– Ja nie wierzę w winę Tornaya – mówił kilka lat później pułkownik Reinhold Buchs, który zastąpił Estermanna na stanowisku szefa Gwardii Szwajcarskiej. – Nie wierzę w to, że on mógł tak po prostu przyjść i zamordować swojego szefa. Ale nie wierzę już także w wyjaśnienie tej sprawy. Prawdę o tym, co się wówczas wydarzyło, zna tylko Bóg.
Agent „Werder”
W 1999 roku, już po tym, jak śledztwo w sprawie śmierci Tornaya i Estermanna umorzono, sędzia Ferdinando Imposimato, już wówczas emeryt prowadzący prywatne śledztwo w sprawie zamachu na Jana Pawła II, spotkał się ponownie w Niemczech z Güntherem Bohnsackiem – byłym oficerem STASI. Bohnsack, tym razem już w prywatnej rozmowie, powiedział sędziemu Imposimacie, że Estermann był w latach 80. informatorem wywiadu STASI i przekazywał jej cenne informacje. Wiadomość tę, sędzia Imposimato potwierdził w aktach zachowanych w Instytucie Gaucka. Okazało się wówczas, że Estermannowi nadano pseudonim „Werder”. To stawia całą zbrodnię w zupełnie innym świetle. Czy śmierć Estermanna miała związek z jego współpracą ze STASI? Niekoniecznie. Gdy w 1998 roku oficer zginął, STASI od prawie dziewięciu lat nie istniała, NRD było już na śmietniku historii, a rola służb specjalnych tego kraju w tuszowaniu zamachu na Jana Pawła II była badana przez historyków.
Sprawa STASI, choć rzuca cień na osobę Estermanna, nie może mieć związku z jego śmiercią. Pozostają więc dwie możliwości: pierwsza to taka, że pułkownik uzyskał dostęp do raportu ojca Grahama i chciał oczyścić Watykan z komunistycznych „kretów”. Druga mówi o tym, że Estermann poznał wstydliwe tajemnice finansów Stolicy Apostolskiej i nazwiska osób, które się przewijały. I zginął, bo mógł to ujawnić. W tym kontekście powraca jak bumerang tajemnicza śmierć Jana Pawła I po zaledwie 33 dniach pontyfikatu (w 1978 roku) – papieża, który chciał zbadać tajemnice finansów Watykanu. W 1982 roku w Londynie znaleziono powieszonego Roberto Calviego – zwanego „Bankierem Pana Boga” – szefa Banco Ambrosiano, który znał sekrety watykańskich pieniędzy (podejrzewano go o pranie pieniędzy mafii). W 1985 roku tajemniczą śmiercią zginął jeszcze jeden człowiek, który miał wiedzę na ten temat. W śledztwie w tej sprawie tropy wiodą do mafii i organizacji masońskiej P-2, o której była już mowa.
Wyniki prac adwokata zatrudnionego przez matkę Cedrica Tornaya prowadzą do wniosku, że młody gwardzista nie mógł być sprawcą zbrodni i nie zastrzelił się z pistoletu, który ujawniono w jego dłoni. To oznacza, że feralnego dnia, 4 maja 1998 roku, w mieszkaniu pułkownika Aloisa Estermanna był jeszcze ktoś. I to ten człowiek był najprawdopodobniej sprawcą makabrycznej zbrodni.
Sprawcy tego potrójnego morderstwa nie ustalono do dziś. Tropy, które do niego prowadzą, w pewnym momencie się urywają. Watykan w tej sprawie nabrał wymownego milczenia, sprawiając wrażenie, że nie jest zainteresowany wyjaśnieniem sprawy. Sędzia Gian Luigi Marrone, który mógł wiedzieć więcej, niż oficjalnie ujawniono, zmarł w 2009 roku i całą swoją wiedzę zabrał o grobu.
Leszek Szymowski