To jest kuszące – młody człowiek słyszy, że może być, kim chce. Dziś jesteś kobietą, a jutro możesz być mężczyzną. W taki sposób, bazując na zwykłej ludzkiej ciekawości, oni kupują człowieka, przekonują go do siebie oferując mu coś rzekomo dobrego i wspaniałego. My chrześcijanie, znamy już skądś te słowa. Kiedyś brzmiały one: „będziecie jako bogowie” – mówi s. Monika Kacprzak, autorka książki „Pułapki poprawności politycznej”.
W jaki sposób termin „polityczna poprawność” zaczął wchodzić na salony i został spopularyzowany? Skąd wzięło się to pojęcie i w jaki sposób zrobiło karierę?
Wesprzyj nas już teraz!
Historii tego sformułowania poświęcam w swojej książce jeden z podrozdziałów. Tu powiem tylko, że termin ten został użyty już w roku 1793 przez amerykańskiego adwokata J. Wilsona. Nazwał on wówczas „politycznie niepoprawnym” przedkładanie praw państwa nad prawa jednostki ludzkiej. Trudno byłoby się z tym nie zgodzić, ale nie o takie znaczenie tego terminu chodzi.
Swą polityczną karierę rozpoczyna on na dobre wraz z rozwojem ruchu komunistycznego i neokomunistycznego. Pozostawanie w zgodzie z linią programową partii komunistycznej, jej przywództwem czy przywódcą – jak Stalin, Mao, Pol Pot itp. – „było politycznie poprawne”. Niepoprawnych – zabijano. Z kolei konserwatywny profesor amerykańskiej uczelni, Hindus z pochodzenia, Dinesh D’Souza „polityczną poprawność” wiązał z podporządkowaniem się liberalnym, neomarksistowskim właśnie, prądom kulturowym. To, co jest zgodne z tymi tendencjami jest poprawne. To, co im się sprzeciwia – jest zwalczane, ośmieszane, marginalizowane.
Zjawisko to obserwujemy od kilku lat także w Polsce, gdzie nastąpiło prawie kompletne zawłaszczenie rynku mediów i kultury (teatr, kino, wielkonakładowe czasopisma, rynek książki itd.) przez lewicowy i lewacki mainstream. Obecnie wspieranie emancypacji kobiet jest politycznie poprawne, niepoprawne jest przeciwstawianie się jej, a nawet wskazywanie na jej oczywiste błędy. Gdy ktoś mówi o „orientacji seksualnej” jest poprawny, gdy mówi o zboczeniu czy chorobie – jest piętnowany jako niepoprawny. Generalnie „polityczna poprawność” dociera do Europy z USA jako gotowy już zestaw zaleceń i wskazówek. W istocie jednak w Ameryce pojawił się wcześniej przybywając z Europy w głowach myślicieli lewicowych, marksistowskich, pochodzenia żydowskiego, uciekających za ocean przed holokaustem. W USA uzyskali nie tylko schronienie, ale i możliwość dalszego prowadzenia swych badań, rozwijania koncepcji – w końcu opanowali niemal kompletnie niektóre uniwersytety i ideowo zapoczątkowali rewolucję 1968 roku.
Osoby i środowiska, które starają się piętnować poglądy i zachowania ich zdaniem niepoprawne politycznie, domagają się praw i przywilejów dla siebie oraz domagają się wykluczenia przeciwników z debaty publicznej. Jakie są kryteria tego wykluczenia?
Trzeba sięgnąć do źródeł i istoty politycznej poprawności. Jest to ideologia oparta na starej, marksistowskiej zasadzie podziału świata na prześladujących i prześladowanych. Marks upatrywał przedstawicieli tych kategorii w dwóch warstwach: proletariacie i burżuazji. To zostało przyjęte przez ideologów politycznej poprawności i w nieuprawniony sposób rozciągnięte na cały świat, który nie dzieli się w tak prosty, dychotomiczny sposób. Nie można tak po prostu powiedzieć, że historia świata to historia opresji jednej grupy nad drugą, że zawsze możemy znaleźć dwie strony. Oni tak uważają, ponieważ ich zdaniem, historia to proces napędzany przez walkę. Gdzie jest walka, tam muszą być wrogowie, Indianie i kowboje, prześladowani i prześladujący… Na przykład kobiety i mężczyźni – uciskane i uciskający, czarni i biali, hetero i homo itd. Kobiety były rzekomo ciemiężone przez całe wieki. Teraz należy się im rewanż. Nie mówię tu oczywiście, że nie było w historii momentów, w których kobiety były niesprawiedliwie traktowane, ale patrzenie na to w taki sposób jest prostackim widzeniem historii naszej cywilizacji, jako dzieła białego heteroseksualnego mężczyzny ochrzczonego w Kościele katolickim i wychowanego przez matkę i ojca, czyli – jak mawiają niektóre przedstawicielki wojującego feminizmu – „szowinistyczną, męską świnię”.
Polityczna poprawność przyznaje szczególne przywileje, bo trzeba też powiedzieć, że nie są to równe prawa, ale właśnie szczególne przywileje, grupie rzekomo represjonowanej, tylko dlatego, że jest ona, a nawet kiedyś była, rzekomo represjonowana. Ich zdaniem, jeśli homoseksualiści przez całe wieki byli wykluczani ze społeczeństwa, to teraz należy dać im nie tylko równe prawa, ale także przywileje, żeby zmazać „winę”.
Szkoła frankfurcka i wypracowana przez nią tzw. teoria krytyczna Horkheimera każe spojrzeć krytycznie i podważyć dotychczasową cywilizację. Reprezentanci tej szkoły mówią wprost, że nie ma żadnej prawdy niezmiennej. Znowu jest tylko „prawda etapu”, która się zużywa i jest zastępowana przez inną. Prawda zależy od układu interesów. Przejście do kolejnego etapu nie oznacza tu pogłębienia dotychczasowego rozumienia, ale pojawienie się nowego w nowych, zmienionych uwarunkowaniach. Wszystko płynie i zmienia się. To w istocie heglowska gnoza. Człowiek też się zmienia. Podlega ciągłemu kształtowaniu też „jest” procesem, staje się…, stwarza się. Widzimy więc kolejną zasadniczą różnicę: nie „został stworzony na obraz i podobieństwo”, ale „stwarza się”…
Czy możemy wskazać jaką rolę w nadawaniu i odbieraniu wspomnianych przywilejów pełni szkoła frankfurcka? Jakie cele stawia sobie to środowisko?
Trzeba zacząć od tego, co jest celem ideologów politycznej poprawności w ogóle. Jest to stworzenie świata wolnego od opresji. Oni wierzą w to, że jest możliwe tu na ziemi stworzenie raju, w którym każdy człowiek będzie mógł żyć wolny od jakichkolwiek zobowiązań, represji, nieszczęść. Przy czym wydaje się, że za największe nieszczęście uważają odpowiedzialność. „Raj na ziemi” to wolność bez odpowiedzialności, ale taka wolność to w istocie wolność zwierzęcia. To nie wolność, to instynkt. Część spośród przedstawicieli tej szkoły, śladem marksistów klasycznych, drogę do tego „raju” widzi w powszechnej równości na wszelkich poziomach życia. Jeśli taka równość nastanie, to rzekomo nie będzie zawiści, wrogości, żadnych złych i negatywnych uczuć i wszyscy ludzie będą szczęśliwi. My zaś wierzymy, ale i widzimy gołym okiem – i to jest kolejna różnica – że Pan Bóg stworzył nas nierównymi, z różnymi zdolnościami i talentami, a umiejętne wykorzystanie tych różnic służy dobru człowieka.
Wracając do szkoły frankfurckiej – u jej początków mamy włoskiego komunistę Antonio Gramsciego, który podjął się przekucia filozofii marksistowskiej na kategorie kulturowe. Szkoła frankfurcka konsekwentnie przekonuje dalej, że to nie baza jest problemem, ale nadbudowa. To nie nierówności ekonomiczne są problemem, ale nierówności kulturowe. Trzeba więc je zmienić. Szukają więc instytucji, miejsc czy osób, które poddają ludzi opresji. Konsekwentnie twierdzą, że pierwszą instytucją, która poddaje człowieka opresji, jest rodzina. Następną – Kościół, później instytucje państwowe, takie jak szkoła i wojsko. Jak zatem uwolnić człowieka od tych „represji”? Trzeba zniszczyć rodzinę polegającą na miłości, autorytecie i stawianiu wymagań. Trzeba ukręcić temu kark. W słynnym i często niewłaściwie rozumianym pojęciu „marszu przez instytucje” nie chodzi tylko o instytucje stricte polityczne, ale właśnie o „instytucje” takie jak rodzina i mające wpływ na rodzinę. Nie jest to jednak łatwe zadanie. Tak samo jak otwarta walka z Kościołem, która nie powiodła się jeszcze nikomu w historii. Próbują więc zrobić inaczej, wejść boczną furtką i przedstawić ludziom propozycje w atrakcyjny sposób, pokazując przywileje, ale nie pokazując konsekwencji i skutków życia wolnego od odpowiedzialności i zobowiązań. To nie jest prymitywna indoktrynacja, która była narzucana za czasów komunizmu. Chodzi o to, aby ludzie sami chcieli iść tą drogą. Myślę, że każdy z nas ma świadomość tego, że wybierając cokolwiek w życiu, będzie musiał liczyć się z konsekwencjami swojego wyboru. Ideolodzy politycznej poprawności mówią nam nie martw się, nie ma żadnych konsekwencji. Słynna pigułka wczesnoporonna wpisuje się znakomicie w ten schemat. Stąd bierze się np. usunięcie pojęcia grzechu z dyskusji społecznej. Nie ma grzechu, jest tylko opresja społeczeństwa.
Czy możemy w takim razie powiedzieć, że ideolodzy politycznej poprawności starają się stworzyć „nowego człowieka”?
Tak, poprzez dekonstrukcję podwalin naszej cywilizacji. Zmiana słów, treści pojęć, prowadzi w konsekwencji do zmiany ontologii. „Język jest domem bytu – powiada Martin Heidegger. Jeżeli nie możemy mówić, że istnieje natura ludzka, wspólna nam wszystkim, to uderzamy w pytanie, kim jest człowiek. Co proponują ideolodzy politycznej poprawności? Nie musimy odpowiadać na to pytanie, człowiek to istota zmienna, płynna, o której nic stałego nie możemy powiedzieć, możemy ciągle konstruować i dekonstruować. To jest kuszące – młody człowiek słyszy, że może być, kim chce. Dziś jesteś kobietą, a jutro możesz być mężczyzną. W taki sposób, bazując na zwykłej ludzkiej ciekawości, oni kupują człowieka, przekonują go do siebie oferując mu coś rzekomo dobrego i wspaniałego. My chrześcijanie, znamy już skądś te słowa. Kiedyś brzmiały one: „będziecie jako bogowie”. Próbują zwolnić człowieka z odpowiedzi na najważniejsze pytania, które go dotyczą. Nie szukając swojej tożsamości i nie odpowiadając na pytanie, kim jestem, traci się tożsamość i korzenie, na których można się ugruntować. Kiedy tego nie ma, można z takim człowiekiem zrobić, co się chce. Osoba, która wie, kim jest, skąd pochodzi, jakie są jej zadania, nie da się skusić na byle co.
Jest to zatem jeszcze groźniejszy „nowy człowiek” od sowieckiego „nowego człowieka”. W modelu komunistycznym konkretną ideologię, która przejawiała się również w kulturze, sztuce i obyczajach, wpajano ludziom do głów. Wizja zgodna z polityczną poprawnością wydaje się być bardziej niebezpieczna, gdyż kompletnie niszczy tożsamość człowieka, który staje się tak plastyczny, że można z nim zrobić wszystko.
Tak, to taki ideologiczny New Age, który pozwala człowiekowi brać co tylko mu się podoba skąd chce. Co do porównania obecnej ideologii z komunistyczną, to ta druga była wyraźnie określona – tam człowiek, który się zreflektował, wiedział gdzie jest dobro a gdzie zło. Tutaj jest to zakamuflowane i podawane z różnych stron, w mediach, szkole itp. Człowiekowi, który nie ma silnej tożsamości, trudno jest wychwycić podstęp. To największe niebezpieczeństwo – trudność w oddzieleniu dobra od zła. Tak jak przy grzechu pierworodnym zło jest podawane pod pozorem dobra, ubrane w ładne szaty. Przy pierwszym kuszeniu szatan podpowiadał – Bóg coś przed wami ukrywa, jeśli weźmiecie owoc to coś dobrego was spotka. I na to ludzie dają się łapać od początku istnienia świata.
W gąszczu politycznej poprawności odnalezienie prawdy może być trudne. Które pojęcia i instytucje podlegają szczególnemu bombardowaniu polityczną poprawnością?
To trudne pytanie, gdyż okazuje się, że jest ich bardzo dużo. Jako przykład mogę podać zdrowie reprodukcyjne, które jest pojęciem bardzo mocno nasyconym ideologicznie. Spór toczy się o rodzinę i próbę zmiany jej definicji. Kolejnym zafałszowanym terminem jest na pewno autorytet. Jestem również zdumiona patrząc na to, jak środowisko socliberalne zawłaszcza symbole. Tęcza, symbol ruchu homoseksualnego, był znakiem przymierza z Bogiem. Symbole zostały skrzywione, zniszczone i wypaczone.
Tworzone są również nowe, jak na przykład mowa nienawiści. Polski rząd już szykuje nowe prawo, które ma poddawać opresji i wykluczać z debaty publicznej kolejne grupy osób.
Tak, apeluję do katolików i ludzi świadomych, aby zwracali uwagę na definicje, na ich rozszerzanie lub upraszczanie. Groźne są również, istniejące w polskim prawodawstwie, zbyt ogólne definicje, które pozwalają na zbyt szeroką interpretację i pole do manipulacji. Ideolodzy politycznej poprawności mogą potem naciągać je do swoich ideologicznych ustaleń. Ważna jest również obserwacja dokumentów i publikacji przygotowywanych przez urzędy i urzędników państwowych. Na przykład raport pełnomocnik rządu do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn, którego autorami są ludzie związani ideowo z „Krytyką Polityczną” i Nową Lewicą. To nie są ludzie bezstronni, tylko wykładowcy gender na uniwersytetach, ludzie ideologicznie określeni. W tym składzie nie ma nikogo, kto przedstawiałby inne poglądy. To nie jest bezstronny raport środowiska rządowego, jest on bardzo mocno nasycony ideologicznie. Postulaty środowisk radykalnie lewicowych znajdują swój wyraz właśnie w takich raportach. Jednym z większych niebezpieczeństw jest pomieszanie dobrych myśli i dobrych rozwiązań, z trucizną ideologiczną, która czasami zmienia te pozytywne propozycje w ich zaprzeczenie. Ludzie niestety tego nie zauważają, podobnie jak tego, że ich państwo nie jest żadnym państwem neutralnym światopoglądowo, ale stało się narzędziem ideologii, zawłaszczone przez kapłanów i kapłanki neomarksistowskiej religii bez Boga.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Marcin Musiał
Książkę w promocyjnej cenie można zamówić w księgarni XLM.pl: