Narzekamy na wysokie podatki, na coraz to nowe obciążenia fiskalne, ale na tle naszego wschodniego sąsiada wypadamy i tak nie najgorzej. Ukraina, bo o niej właśnie mowa, ma aż 135 różnego rodzaju podatków! Niestety dziura budżetowa wiąż się powiększa. Władze planują więc nowe fiskalne obciążenia.
Ukraina należy do ścisłej światowej czołówki w zakresie obciążeń podatkowych. Wszystko jednak na nic. Finanse państwa są w fatalnym stanie. A sytuacja może się jeszcze pogorszyć, bowiem zbliżają się wybory parlamentarne i rządząca Partia Regionów próbuje wkupić się w łaski wyborców obietnicami, które budżet państwa mogą drogo kosztować. Będąca u władzy frakcja zobowiązała się np. do wypłaty pieniędzy obywatelom, którzy jeszcze w czasach Związku Sowieckiego zdeponowali je w Sbierbanku, a które utracili po rozpadzie ZSRR. Politycy obiecują też wprowadzenie tanich kredytów hipotecznych czy podwyżki emerytur. To wszystko, według ekonomistów, może kosztować od 16 do 25 mld hrywien, a takiej kwoty w budżecie nie ma. Zatem trzeba je znaleźć. Gdzie? W kieszeniach podatników oczywiście…
Wesprzyj nas już teraz!
Obecny premier Ukrainy, Nikołaj Azarow znany jest z zamiłowania do „skubania” obywateli na wszelkie możliwe sposoby. Zasłynął tym podczas pełnienia przez siebie funkcji wicepremiera i ministra finansów w latach 2002 – 2005. Prowadzona przez niego polityka fiskalna tak wyniszczyła przedsiębiorczość, że nieomal doprowadziło to do katastrofy gospodarczej. Ludzie biznesu poparli więc „pomarańczową rewolucję”, a do potocznego słownika weszło określenie „azarowszczyzna”, odnoszące się do najgorszych relacji między obywatelami a fiskusem.
Jakie nowe propozycje podatków wysuwają więc rządzący? Jak podaje Obserwator Finansowy to – po pierwsze – podatek od mieszkań i budynków mieszkalnych. Jest on zupełnie odrębny od podatku od własności gruntu. Po drugie – podatek za korzystanie z gruntów rolnych. Jego wysokość miałaby sięgnąć 1% rocznie od normatywnej wyceny ziemi. Płatnikami byliby właściciele i dzierżawcy gruntów rolnych, zajmujących się towarową produkcją rolną. Autor projektu, Hryhoryj Kaletnyk zauważa także, że największymi problemami, z jakimi boryka się sektor rolniczy, jest „brak motywacji do pracy, bieda, migracja zarobkowa, bezrobocie, upadek infrastruktury socjalnej, pogłębienie demograficznego kryzysu.” Oczywiście jedynym wyjściem z tej sytuacji jest dla niego zabezpieczenie środków w budżecie lokalnym i stabilne ich uzupełnianie, czemu mają się przysłużyć wpływy z nowego podatku. Nie trzeba chyba mówić, że jest to absurdalny pomysł, który raczej pogłębi wspomniane już problemy i bardziej pogrąży rolników, których sytuacja i tak jest fatalna.
Kolejny podatek to podatek od Skype`a, z którego korzysta aż 20% Ukraińców. Petro Jacuk z Narodowej Komisji do spraw Regulacji Łączności i Informatyzacji tłumaczy tę propozycję tym, że operatorzy zarabiają na tych usługach, do czego zresztą mają prawo, państwo jednak nic z tego nie ma. Trzeba więc je opodatkować. Aby jednak skutecznie ściągać ten podatek konieczne jest zbudowanie sieci rządowych serwerów, które będą kontrolować przesył danych. Podobny funkcjonuje już w Chinach i na Kubie. Inwestycja mogłaby kosztować kilka miliardów dolarów. Jak na borykający się ogromnym deficytem kraj to dość droga zachcianka. Do tego trzeba dodać wynikające z tego ogromne możliwości kontroli nad internetem, z czego państwo na pewno nie omieszka skorzystać w odpowiednim momencie. Wprowadzenie podatku może jednak się skończyć masowymi protestami internautów, którzy już raz w ten sposób storpedowali rządowe działania na polu walki z piractwem. I tym razem mogą oni skutecznie utrudnić życie rządzącym.
Podatek od bezdzietności. Ten podatek ma swoje korzenie jeszcze w czasach ZSRR, później go zaniechano, ale obecny rząd planuje powrócić do tego rozwiązania. Powodem jest próba zmobilizowania obywateli do posiadania jak największej ilości dzieci, bowiem Ukraina jest w pierwszej dziesiątce krajów na świecie z największym spadkiem liczby ludności. W ciągu dwóch lat, od 2009 do 2011 roku, liczebność kraju spadła o 365 tys. Kto będzie objęty podatkiem? Obywatel, który do 30 roku życia nie będzie miał dzieci zapłaci wyższą o dwa procent stawkę podatku dochodowego. Normalnie wynosi ona 15%. Taka stawka obowiązywałaby rodziny z jednym lub dwójką dzieci, rodziny z trójką lub czwórką płaciłyby już 10%, a posiadające więcej tylko 5%. W przeciwieństwie do rozwiązań z czasów ZSRR podatek objąłby także rodziny, które nie mogą mieć dzieci z przyczyn medycznych (dla nich to chyba raczej podatek od nieszczęścia).
I wreszcie podatek od bogactwa. Ten podatek, według projektodawców, został podyktowany tzw. „sprawiedliwością społeczną”. A pomysł jest autorstwa Serhieja Tyhypki z Ministerstwa Polityki Socjalnej. Stworzono więc całą długą listę rzeczy luksusowych, przynajmniej w opinii rządzących, które mają zostać opodatkowane. Lista jest rozwojowa. Premier Azarow twierdzi, że za luksus w czasach kryzysu trzeba zapłacić. Przepis pozornie uderza więc w ukraińskich oligarchów, ale tylko pozornie. Podatek bowiem ma dotyczyć przedmiotów należących do osób fizycznych. Dlatego najbogatsi prawdopodobnie masowo zaczną przepisywać cały swój majątek na firmy i w ten sposób unikną konieczności jego płacenia. Podatku uniknie również prezydent Janukowycz, który posiada pod Kijowem luksusowe rezydencje. Formalnie bowiem należą one do niego tylko w niewielkiej części. Cała reszta należy do zagranicznej spółki Tantalit, którego dyrektorem generalnym jest przyjaciel syna prezydenta Janukowycza. Jak widać oligarchowie mogą więc spać spokojnie, ich majątki nie są zagrożone. A budżet Ukrainy? Można przypuszczać, że skoro nie wzbogacił się od 135 innych podatków, nie wzbogaci się i od kilku nowych.
Iwona Sztąberek
Źródło: www.obserwatofinansowy.pl