14 maja 1983r. na warszawskim Starym Mieście aresztowano, a następnie śmiertelnie pobito młodego maturzystę, syna opozycjonistki – Grzegorza Przemyka. Do dziś żaden z winnych jego śmierci nie odpowiedział za zbrodnię z przed 30 lat.
Wszystko rozpoczęło się na pl. Zamkowym w Warszawie, gdzie młodzi ludzie świętowali zakończenie egzaminów maturalnych. Przemyk został wyciągnięty z tłumu i wraz z kolegą doprowadzony do najbliższego komisariatu Milicji Obywatelskiej przy ul. Jezuickiej.
Wesprzyj nas już teraz!
Wydarzenia, które miały miejsce na komisariacie po dziś dzień są badane przez historyków. Ale pewne jest, że w czasie przesłuchań Grzegorz Przemyk otrzymał około 40 ciosów pałkami po plecach i barkach. Był też bity pięściami po brzuchu i kopany, gdy leżał na ziemi. Jeden z obecnych tam funkcjonariuszy MO nakazywał swoim podwładnym: „bijcie tak, żeby nie było śladów…”
Przemyk został dotkliwie pobity, a w konsekwencji przewieziony do szpitala. Bardzo ciężkie urazy jamy brzusznej spowodowały, że młodego maturzysty nie udało się już uratować. Chłopak zmarł tego samego dnia. Jeden z operujących go lekarzy przyznał, że nigdy wcześniej nie widział narządów wewnętrznych człowieka w takim okropnym stanie. To pokazuje okrucieństwo, jakie towarzyszyło milicjantom podczas pobicia.
Grzegorz Przemyk był synem Barbary Sadowskiej, poetki i działaczki opozycyjnej, należącej do Prymasowskiego Komitetu Opieki nad Osobami Pozbawionymi Wolności i ich Rodzinami. Kilka dni przed śmiercią syna, Barbara Sadowska również została pobita. W tym kontekście, niektórzy uważają, że wyciągnięcie Przemyka z tłumu nie było przypadkiem.
Przemyk, młody pasjonat poezji, uczył się w XVII LO im. Andrzeja Frycza – Modrzewskiego. Chciał studiować historię sztuki. Jego śmierć wywołała fale ogromnych protestów i powszechny wstrząs. Msza pogrzebowa odbyła się 19 maja w żoliborskim kościele św. Stanisława Kostki, gdzie posługiwał wówczas ks. Jerzy Popiełuszko, późniejszy męczennik. Pogrzeb tego niewinnego człowieka przerodził się w wielką patriotyczną manifestację, która zgromadziła nawet do 100 tysięcy osób.
Sprawa śmierci Grzegorza Przemyka była nie na rękę komunistycznej władzy, która starała się ją wyciszyć i zrzucić winę na lekarzy, którzy mieliby nie dopełnić należycie swych obowiązków. W grudniu 1983r., winą za śmierć maturzysty obarczono sanitariuszy oraz lekarkę, którzy wieźli pobitego do szpitala. Milicjanci zostali uwolnieni od jakichkolwiek zarzutów. Skazani sanitariusze w stosunkowo niedługim czasie, zostali zwolnieni za sprawą amnestii.
Czesław Kiszczak w 1984 r. w ramach podziękowania za „ujawnienie wobec opinii publicznej rzeczywistej prawdy” przyznał nagrody pieniężne funkcjonariuszom MSW, którzy odegrali główne role w zafałszowaniu całej sprawy.
Po przemianach ustrojowych, do których doszło na przełomie lat 80 i 90 XX w., powrócono do zbrodni sprzed lat. W 1997r. udało się skazać Arkadiusza Denkiewicza, który w dniu pobicia Przemyka był oficerem dyżurnym komisariatu MO przy ul. Jezuickiej. Jednakże z „powodów zdrowotnych”, uchyla się on od odbycia kary więziennej.
W 2008 roku sąd skazał na cztery lata innego z funkcjonariuszy MO, który katował Przemyka – Ireneusza Kościuka. Niestety i tym razem winny morderstwa nie poniósł odpowiednich konsekwencji swego czynu. W grudniu 2009r. sąd apelacyjny w Warszawie stwierdził, że sprawa śmierci Przemyka przedawniała się z dniem 1 stycznia 2005r.
Grzegorz Przemyk został odznaczony pośmiertnie Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, który przyznał mu prezydent Lech Kaczyński. Uzasadnieniem decyzji prezydenta były „wybitne zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce.”
Paweł Ozdoba