Na półmetku akcji 40 Dni dla Życia (ang. 40 Days for Life) uratowano od śmierci 156 dzieci nienarodzonych, podaje portale LifeNews.com. To pokazuje, jak ważne jest, aby wierzący ludzie mogli stać w pobliżu klinik aborcyjnych, modlić się – i namawiać kobiety, które chcą dokonać aborcji, do zmiany decyzji.
Przykładowo para z Teksasu przyjechała do kliniki aborcyjnej w Wichita w stanie Kansas. Jak mówili, mają już pięcioro dzieci i nie stać ich na kolejne. Po kilku próbach udało się namówić ojca, by wyprowadził matkę z budynku Planned Parenthood, gdzie ich dziecko miało zostać zabite. Kobieta opowiedziała, że pracownicy kliniki przeprowadzili badanie USG, ale odmówili pokazania dziecka, przekonując, że widać tylko „tkankę”. Jedna z aktywistek pro-life pokazała wówczas kobiecie zdjęcie z badania USG – był to ósmy tydzień ciąży – co przekonało matkę, że jej dziecko jest rzeczywiście człowiekiem. Wtedy Teksańczycy zrezygnowali z aborcji. Gdyby nie inicjatywa 40 Dni dla Życia, zostałoby być może zabite…
W Kolumbii udało się uratować dziecko, które matka chciała zabić… dla jego dobra. Lekarz powiedział jej, że środki antykoncepcyjne, które stosuje, mogą zaszkodzić dziecku, dlatego zaproponował dokonanie aborcji. Kobietę udało się odwieść do realizacji tego zamiaru.
Akcja 40 Dni dla Życia odbywa się w wielu krajach na całym świecie. Uczestnicy inicjatywy modlą się, poszczą, stoją pod klinikami. W ostatnich latach jest to jednak coraz trudniejsze, bo w niektórych krajach wprowadzane są specjalne „strefy ochronne” wokół aborcyjnych rzeźni. Głośno jest o przypadku aktywistki pro-life z Wielkiej Brytanii, która została już dwukrotnie zatrzymana przez policję za to, że modliła się w całkowitej ciszy…
Źródło: LifeNews.com
Pach