Nic nam nie dolega, więc tym bardziej ciężko jest nam zrozumieć, czemu jako zdrowi, młodzi, silni ludzie zostajemy zamknięci w domu i odbiera nam się możliwość pracy i normalnego życia – powiedział Mariusz Ośliźniok, górnik zmuszony wraz z żoną do domowej kwarantanny, która trwa już… 40 dni.
Wesprzyj nas już teraz!
Ślązak udzielił wywiadu portalowi DoRzeczy.pl. Opowiedział, w jaki sposób traktowani są przez funkcjonariuszy reżimu sanitarnego ludzie, u których testy stosowane przez sanepid i służby medyczne wykazały obecność koronawirusa.
Górnik ponad miesiąc temu po powrocie z pracy źle się poczuł. Miał wysoką gorączkę, o czym poinformował swojego zwierzchnika. Nazajutrz otrzymał z pracy polecenie zgłoszenia się na badania. W chorzowskim szpitalu dowiedział się, że jest zakażony koronawirusem. Decyzję o kwarantannie wydał Sanepid z Rudy Śląskiej. Problem w tym, że domowa izolacja wciąż się nie zakończyła a wszelkie próby kontaktu ze wspomnianą instytucją spełzły na niczym.
– Dzięki mediom i grupom na Facebooku udało nam się nawiązać kontakt z kilkoma rodzinami w podobnej sytuacji. Każda prośba do sanepidu o pisemne wyniki to wojna. Wykonuje praktycznie 500 czy nawet 600 połączeń każdego dnia, żeby móc porozmawiać z kimkolwiek z sanepidu – relacjonuje pan Ośliźniok, któremu nie pomógł także Rzecznik Praw Pacjenta.
– Jesteśmy traktowani jak przestępcy, a nie osoby, które potencjalnie zachorowały w miejscu pracy. Zostałem wezwany do złożenia wyjaśnień, dlaczego 5 sierpnia policja nie mogła ze mną nawiązać kontaktu wzrokowego. Tego dnia źle się czułem i spałem. Kiedy policja zadzwoniła, żona odebrała telefon i pokazała im się w oknie. Policjanci zapytali, gdzie jest mąż, a żona zgodnie z prawdą odpowiedziała, że śpi. Kazali mnie obudzić i natychmiast podejść do okna. Odmówiłem. Mam wrażenie, że w momencie uzyskania dodatniego wyniku na COVID-19 straciłem wszystkie prawa człowieka, obywatela. To jest karygodne, żebym we własnym domu nie mógł spokojnie spać. Dodam także, że część patroli, która przyjeżdża nas kontrolować zachowuje się wzorowo i zawsze pyta, jak się czujemy i czy czegoś nam nie potrzeba. Nie chciałbym wszystkich wrzucać do jednego worka – opowiada górnik.
– Nie wiemy, kiedy to się skończy. Nie wiemy, jakie będą wyniki kolejnych testów. Szczęście w nieszczęściu jest takie, że nic nam nie dolega, więc tym bardziej ciężko jest nam zrozumieć, czemu jako zdrowi, młodzi, silni ludzie zostajemy zamknięci w domu i odbiera nam się możliwość pracy i normalnego życia? – zastanawia się „aresztowany”.
Źródło: DoRzeczy.pl
RoM