Czterdzieści lat minęło, gdy decyzją konklawe na Stolicę Piotrową powołany został kardynał „z dalekiego kraju”, który przybrał imiona: Jan Paweł II. Jakże wiele od tego czasu wydarzyło się w Kościele i na świecie! Jakbyśmy mówili o zupełnie innej epoce.
Papież z Polski chciał otwierać Kościół i świat na oścież dla Chrystusa. Żadne drzwi – w Kościele i w świecie – nie powinny być przed Nim zamknięte. O tym z mocą mówił na początku swojego pontyfikatu, podczas Mszy Świętej inaugurującej jego Piotrową posługę oraz na kartach swojej pierwszej, „programowej” encykliki „Redemptor hominis” z 1979 roku. Do wezwania o otwieranie drzwi Chrystusowi powrócił papież z Polski pod koniec swojego pontyfikatu w liście apostolskim „Novo millenio ineunte” ( 6 I 2001), będącym podsumowaniem obchodów Wielkiego Jubileuszu 2000 roku, ale również wskazaniem Kościołowi drogi w trzecie tysiąclecie wiary. Drogi – jak wydaje się z perspektywy kilkunastu lat od ogłoszenia tego dokumentu – całkowicie porzuconej, przez tych, którzy są postawieni na to, by „umacniać braci w wierze”.
Wesprzyj nas już teraz!
Św. Jan Paweł II w kontekście „skutecznego programu duszpasterskiego” na trzecie tysiąclecie dziejów Kościoła, podkreślał, iż „ważne jest, aby wszystko, co z Bożą pomocą postanowimy, było głęboko zakorzenione w kontemplacji i w modlitwie” (NMI, 15). Jakby przeczuwając nadejście czasów głoszących prymat „czynienia rabanu” i „schodzenia z kanapy”, Jan Paweł II przyznawał, że „żyjemy w epoce nieustannej aktywności, która często staje się gorączkowa i łatwo może się przerodzić w „działanie dla działania” „ i nauczał, że „musimy opierać się tej pokusie i starać się najpierw „być” zanim zaczniemy „działać”. (NMI, 15).
Dzisiaj, gdy tyle słyszymy o konieczności „nowego paradygmatu Kościoła” (kard. W. Kasper), „nowego aggiornamento” (kard. R. Marx), gdy próbuje się czynić z Kościoła świętego jedną, wielką organizacje pozarządową, która „ma większą agendę” w postaci „troski o środowisko naturalne i los imigrantów” (kard. B. Cupich), a nie troskę o świętość swoich członków, słowa św. Jana Pawła II napisane u progu trzeciego tysiąclecia brzmią jak głos zdrowej wiary i zdrowego rozsądku: „Nie ulegamy bynajmniej naiwnemu przekonaniu, że można znaleźć jakąś magiczną formułę, która pozwoli rozwiązać wielkie problemy naszej epoki. Nie, nie zbawi nas żadna formuła, ale konkretna Osoba oraz pewność, jaką Ona nas napełnia: Ja jestem z wami! Nie trzeba zatem wyszukiwać „nowego programu”. Program już istnieje: ten sam co zawsze, zawarty w Ewangelii i w żywej Tradycji” (NMI, 29).
W czasie, gdy coraz częściej czujemy się jak uczniowie na wzburzonym Jeziorze Genezaret, zalewani przez fale i targani wichrem, gdy Pan wydaje się pogrążony w głębokim śnie, całkowicie obojętny na los łodzi, jego Łodzi zalewanej przez odmęty, przypominanie – za św. Janem Pawłem II – zapewnienia Zbawiciela o Jego stałej obecności, jest wyjątkowo krzepiące. Jest jednocześnie gorącą modlitwą.
Równie profetycznym aktem ostatnich lat pontyfikatu Jana Pawła II było opublikowanie przezeń w 2003 roku – jako ostatniego dokumentu tej rangi – encykliki „Ecclesia de Eucharistia”. Jakby przewidując frontalny atak na katolickie nauczanie o Przenajświętszej Eucharystii, który rozgrywa się na naszych oczach (por. masowe zezwalanie przez biskupów – poczynając od Biskupa Rzymu – na przyjmowanie Komunii Świętej przez osoby żyjące świadomie w grzechu ciężkim lub przez osoby nie uznające nauki Kościoła o realnej obecności Chrystusa w Najświętszym Sakramencie), papież przypomniał w swojej ostatniej encyklice czym jest najwspanialszy po tej stronie nieba Dar – trwała i realna obecność Zbawiciela pod postaciami chleba i wina w Sakramencie Ołtarza. Żaden „nowy program”, tylko prawda, którą od samego początku żywił się (całkiem dosłownie) Kościół. Nie dodatek do dobrego samopoczucia osób rozwiedzionych lub małżeństw wyznaniowo mieszanych, ale sama istota Kościoła.
Grasujący dziś po Kościele, poczynając od nawiedzanego „antychrystusowymi wiatrami” Watykanu (prof. S. Grygiel), zwolennicy „nowego programu”, a których jest legion („nowy paradygmat”, „nowe aggiornamento”, „nowa faza recepcji Soboru”, „nowa troska duszpasterska”, etc.) w sposób szczególnie spektakularny atakują katolickie nauczanie o rodzinie jako wspólnocie osób (communio personarum) opartej na trwałym i otwartym na płodność związku mężczyzny i kobiety.
W momencie ogłoszenia (w listopadzie 1981 roku) przez św. Jana Pawła II posynodalnej adhortacji „Familiaris consortio”, jego słowa o tym, iż „nierzadko zdarza się, że mężczyźnie i kobiecie w ich szczerym i dogłębnym poszukiwaniu odpowiedzi na codzienne i trudne problemy życia małżeńskiego i rodzinnego przedkłada się wizje i kuszące propozycje, które w różny sposób zdradzają prawdę i godność osoby ludzkiej” (FC, 4) odnosiły się – a czynił to sam papież – przede wszystkim do „potężnej i rozgałęzionej sieci środków społecznego przekazu” (FC, 4). Po ponad trzydziestu latach trzeba powiedzieć, że potężna i rozgałęziona sieć tych, którzy przedstawiają kuszące, acz zupełnie zakłamane wizje życia małżeńskiego, obecna jest także w samym Kościele, na najwyższych szczeblach jego hierarchii. Losy synodu biskupów o rodzinie i reakcje poszczególnych episkopatów na „Amoris laetitiae” dały aż zanadto dowodów, że miast wierności Ewangelii i żywej Tradycji szuka się „nowego programu”.
Już nie tylko chodzi o „nową troskę duszpasterską” nad osobami rozwiedzionymi, która oznacza w praktyce zniesienie obowiązywania (albo jego „regionalizację”) szóstego przykazania Dekalogu, ale o „pochylenie się z troską” nad „ludźmi LGBT”. Już teraz słyszymy z ust ważnych hierarchów stojących w awangardzie „rewolucji miłosierdzia”, że „należy rozważyć” błogosławienie ludzi, którzy uprawiają grzech wołający o pomstę do nieba. Jakże nie odnieść tej sytuacji, do słów św. Jana Pawła II z jego listu apostolskiego do rodzin „Gratissimam sane” z 1994 roku: „Niejednokrotnie trudno się oprzeć przeświadczeniu, iż czyni się wszystko, aby to, co jest „sytuacją nieprawidłową”, co sprzeciwia się „prawdzie i miłości” we wzajemnym odniesieniu mężczyzn i kobiet, co rozbija jedność rodzin bez względu na opłakane konsekwencje, zwłaszcza, gdy chodzi o dzieci – ukazać jako „prawidłowe” i atrakcyjne, nadając temu zewnętrzne pozory fascynacji. W ten sposób zagłusza się ludzkie sumienia, zniekształca to, co prawdziwie jest dobre i piękne, a ludzką wolność wydaje się na łup faktycznego zniewolenia”.
Znamy dobrze „modus operandi” promotorów „nowego programu”. W imię „miłosierdzia” (oderwanego od prawdy) forsuje się program całkowitej destrukcji katolickiej teologii moralnej i katolickiej filozofii, przekonując, że doktryna swoje, a „praktyka duszpasterska” swoje. Niemal ćwierć wieku temu w liście do rodzin św. Jan Paweł II odpowiadał już wtedy widocznemu legionowi zwolenników „nowego programu”: „Przy tej całej wyrozumiałości dla tylu trudnych sytuacji kryzysowych w rodzinie i dla całej kruchości ludzkich istot – Kościół nie przestaje żywić przeświadczenia, że musi on sam pozostawać wierny prawdzie o ludzkiej miłości, gdyby od niej odstąpił, zdradziłby siebie samego”.
Tym, którzy gloryfikują stan faktyczny („plaga rozwodów, więc trzeba dostosować naukę Kościoła do potrzeb współczesnego człowieka”), wyprowadzając z tego konieczność podkładania bomby atomowej pod moralne nauczanie Kościoła (J. Seifert), warto odpowiedzieć słowami św. Jana Pawła II z „Gratissimam sane”: „Świadomość daru, bezinteresownego daru z siebie […] musi być stale odnawiana i stale zabezpieczana, nawet za cenę wszystkich sprzeciwów, których Kościołowi nie szczędzą rzecznicy tzw. postępowej cywilizacji”.
Na pojawiające się „najczęściej oskarżenia Magisterium Kościoła o zacofanie, o niezrozumienie ducha czasów współczesnych i o działanie na szkodę ludzkości, a przy tym na własną szkodę Kościoła” (utrata wiernych na skutej głoszenia niepopularnych prawd), Jan Paweł II w liście do rodzin odpowiadał prosto: „Kościół naucza prawdy moralnej dotyczącej odpowiedzialnego rodzicielstwa i broni jej wobec przeciwnych trendów współczesności” i dziękował „licznym uczonym, teologom, filozofom, pisarzom i publicystom”, którzy „nie ulegają panującemu cywilizacyjnemu konformizmowi i gotowi są płynąć „pod prąd”.
Cóż, dzisiaj takim ludziom raczej nikt z wysokości watykańskiego wzgórza nie dziękuje, a raczej szybko znikają oni z ważnych instytucji pontyfikalnych lub instytutów założonych niegdyś przez św. Jana Pawła II dla promocji „zdrowej nauki” o rodzinie i małżeństwie (por. dokonane niedawno przez papieża Franciszka personalne czystki w Papieskiej Akademii Życia oraz w Instytucie Studiów nad Rodziną przy papieskim Uniwersytecie Laterańskim).
W tle działań podejmowanych przez zwolenników „nowego” (programu, paradygmatu, troski duszpasterskiej, aggiornamento, recepcji Soboru etc.) w imię „rewolucji miłosierdzia” tkwi wizja chrześcijaństwa bez krzyża. Ma być przyjemnie i łatwo. Wstrzemięźliwość i panowanie nad popędami? No, dajmy sobie z tym spokój, bądźmy realistami wobec wyzwań współczesności – mówili zwolennicy „nowego” podczas synodu o rodzinie (najgłośniej kardynał W. Kasper) i mówią także teraz (poza tym jest „większa agenda”).
A św. Jan Paweł II przypominał w liście do rodzin, że „ta miłość, której Paweł Apostoł poświęcił słowa swego hymnu […] jest z pewnością wymagająca […] Tylko zaś człowiek, który umie wymagać od siebie samego w imię miłości, może także wymagać miłości od drugich”. Na przekór wszystkim autorom „kuszących propozycji w różny sposób zdradzających prawdę i godność osoby ludzkiej” papież z Polski przypominał w 1994 roku, że „nie można rozumieć wolności jako swobody czynienia czegokolwiek. Wolność oznacza nie tylko dar z siebie, ale oznacza też wewnętrzną dyscyplinę daru”.
Rok przed publikacją listu do rodzin światło dzienne ujrzał jeden z najważniejszych dokumentów długiego pontyfikatu św. Jana Pawła II – encyklika „Veritatis splendor” (1993), która w dwudziestopięciolecie swojego ogłoszenia doczekała się w Kościele powszechnym i w polskim Kościele obchodów w postaci donośnego o niej milczenia. Trudno zresztą, by jubileusz encykliki świętowali ci, przeciw którym została ona napisana, czyli autorzy błędnych teorii w zakresie teologii moralnej; teorii, które ujawniły się przy okazji synodu o rodzinie, przeniknęły do adhortacji „Amoris laetitiae” i zakorzeniły się w „duszpasterskich wytycznych” o sposobie implementacji AL w poszczególnych Kościołach lokalnych.
W „Gratissimam sane” św. Jan Paweł II pisał o świecie końca dwudziestego wieku jako o „czasie wielkiego kryzysu”, przede wszystkim zaś „kryzysu prawdy”. Ten zaś, jak wyjaśniał w tym samym miejscu papież, jest „naprzód kryzysem pojęć”. Witamy w dwudziestym pierwszym wieku, gdy „duszpasterstwo” oznacza zwodzenie, „towarzyszenie” – wspólną drogę do przepaści, a „miłosierdzie” – pobłażanie. No i „sumienie”! Słowo, które chyba szczególnie mocno dotknął „kryzys pojęć”, o którym pisał św. Jan Paweł II. Tej kwestii poświęcił spore fragmenty „Veritatis splendor”, gdzie wyliczając błędne, a popularne tezy we współczesnej teologii moralnej, pisał, że „do tezy o obowiązku kierowania się własnym sumieniem niesłusznie dodano tezę, wedle której osąd moralny jest prawdziwy na mocy samego faktu, że pochodzi z sumienia”, a „zanikł wymóg prawdy, ustępując miejsca szczerości, autentyzmowi” (VS, 32). Czy można się dziwić, że w dobie twardo realizowanej „rewolucji miłosierdzia” „Blask prawdy” jest dla wielu wysoce niewygodny.
Na koniec – nie tylko odnosząc się do zwodniczych propozycji autorów „nowego programu” na temat rodziny i małżeństwa katolickiego, ale równocześnie mając świadomość, że są oni licznie reprezentowani na rozpoczynającym się właśnie synodzie na temat młodzieży – przypomnijmy sobie słowa, które św. Jan Paweł II w czerwcu 1987 roku wypowiedział do młodzieży na Westerplatte; słowa, które obnażają głębokie korzenie obecnego kryzysu, w którym znalazł się Kościół, a przez to cała zachodnia cywilizacja: „Zagrożeniem jest klimat relatywizmu. Zagrożeniem jest rozchwianie zasad i prawd, na których buduje się godność i rozwój człowieka. Zagrożeniem jest sączenie opinii, które temu rozchwianiu służą”.
Módl się nami św. Janie Pawle II, byśmy nigdy nie zdezerterowali ze swojego „Westerplatte” w Kościele. Byśmy nie ulegli cywilizacyjnemu konformizmowi.
Grzegorz Kucharczyk
Zobacz także:
Paweł Chmielewski: Za czyim przyzwoleniem? Niemieckie manipulacje Janem Pawłem II
Marcin Austyn: Zapomniane proroctwo. Dlaczego Polska zdradza Jana Pawła II?
Tomasz Rowiński: Jan Paweł II i tradycyjna liturgia. Tak było