Reelekcja Baracka Obamy to nie tylko kontynuacja dotychczasowej jego polityki, ale także konieczność pilnego podjęcia szeregu decyzji, będących konsekwencją zasiadania przez niego w fotelu prezydenckim, bez których amerykańska gospodarka może po raz kolejny wpaść w recesję, którą na jakiś czas oddalono przez gigantyczny dodruk pieniądza.
Po pierwsze, z początkiem przyszłego roku wygasają ulgi podatkowe, których autorem był jeszcze George W. Bush, a przedłużone przez Baracka Obamę w 2010 r. To oznacza, że do kasy państwowej powinno z tytułu podatków wpłynąć o 423 mld dolarów więcej. Jednocześnie automatycznie mają spaść wydatki państwa o 109 mld dolarów. Upadek z takiego tzw. klifu fiskalnego Republikanie określają mianem taxageddonu, czyli podatkowej apokalipsy. Uniknięcie takiej sytuacji będzie możliwe tylko wtedy, jeżeli prezydent porozumie się z Kongresem w sprawie nowego sposobu redukcji deficytu i ewentualnego unieważnienia automatycznego podniesienia podatków i cięć w wydatkach. Republikanie nie chcą się jednak zgodzić na żadne podwyżki podatków. Z kolei prezydent-elekt dopuszcza możliwość zachowania ulg jedynie w przypadku gospodarstw domowych o zarobkach do 250 tys. dolarów rocznie. Zdaniem prezydenta nadmierne cięcia w podatkach wymusiłyby bezprecedensowe cięcia w wydatkach państwa i pogłębienie różnic w dochodach między bogatymi a biednymi.
Wesprzyj nas już teraz!
Po wtóre, Obama zapowiedział uruchomienie kolejnego, choć mniejszego od poprzedniego (470 mld dol.) pakietu stymulacyjnego w celu tworzenia nowych miejsc pracy. Zadanie jest jednak trudne, bo Obama musi jednocześnie utrzymać finanse publiczne w ryzach, jeśli chce zdobyć zaufanie inwestorów giełdowych.
Kolejną sprawą jest to, że wygrana Obamy nie byłaby możliwa, gdyby nie zagłosowali na niego przedstawiciele mniejszości etnicznych, spośród których aż 72 proc. uprawnionych do głosowania oddało na niego swój głos. Aby utrzymać poparcie tej grupy elektorów, Obama zapowiedział pilne podjęcie drażliwej kwestii legalizacji ok. 11 mln żyjących dziś na czarno imigrantów. Obiecywał to już jednak 4 lata temu, przy obejmowaniu urzędu prezydenckiego po raz pierwszy. Legalizacja pobytu imigrantów wywołuje wśród społeczeństwa amerykańskiego spory sprzeciw, ponieważ ludzie obawiają się wzrostu konkurencji na rynku pracy oraz znacznie większych wydatków na opiekę socjalną.
Obama zapowiedział, że w pierwszych miesiącach po reelekcji przedstawi w Kongresie projekty nowych przepisów o warunkach wydobycia gazu łupkowego, pozyskiwania ropy z piasków bitumicznych oraz warunkach spalania węgla. Na wprowadzenie takich regulacji naciska w szczególności Partia Demokratyczna i niektórzy jej członkowie o usytuowanych bardziej na lewo poglądach. Nowe przepisy nakładane na gospodarkę to zawsze dodatkowy koszt dla przedsiębiorstw.
Sprawą, która wywołuje bodaj najwięcej dyskusji, jest reforma systemu ubezpieczeń zdrowotnych. Obama będzie ją kontynuował, by jednak było to możliwe, musi uzyskać od Kongresu zgodę na dodatkowe 930 mld dolarów na następne 10 lat dla poszczególnych stanów, by poszerzyć program Medicaid (pomoc dla biednych) i Medicare (ubezpieczenia zdrowotne) dla prawie 35 mln najbiedniejszych Amerykanów. Republikanie argumentują, że doprowadzi to do kolejnego wzrostu podatków i środków potrzebnych na finansowanie państwa.
Tomasz Tokarski
Źródło:forsal.pl