73 proc. Amerykanów nie chce, aby ich podatki były przeznaczane na tzw. aborcję za granicą – wynika z raportu instytutu Charlotte Lozier. Taką opinię podzielają nie tylko Republikanie i niezależni wyborcy, ale też większość wyborców Demokratów.
Największe organizacje, które stracą finansowanie (m.in Planned Parenthood Federation i MSI Reproductive Choices) nie tylko przeprowadzają „aborcje”, ale też naciskają na rządy innych krajów, aby tzw. prawo aborcyjne tam wprowadzić.
Raport pokazuje, że gdy organizacje tracą fundusze, ich wpływy maleją. Z kolei ich miejsce zajmują inne organizacje, które kontynuują pomoc medyczną, ale nie promują „aborcji”.
Wesprzyj nas już teraz!
Raport obala też twierdzenia, że ta polityka ogranicza dostęp do opieki zdrowotnej. W rzeczywistości w niektórych krajach, gdzie wprowadzono te zmiany, odnotowano spadek liczby zakażeń HIV i nieplanowanych ciąż. Przerwy w usługach dotyczyły głównie działań promocyjnych i szkoleń, a nie samej opieki medycznej.
Co więcej, raport podkreśla, że można zapobiec większości zgonów matek, poprawiając opiekę medyczną, a nie poprzez dokonywanie mordów prenatalnych.
Polityka ta ma też wpływ na zmniejszenie wpływów organizacji aborcyjnych w krajach rozwijających się. Organizacje, które chcą współpracować z USA, często unikają współpracy z grupami promującymi tzw. aborcję, gdy te tracą wsparcie amerykańskiego rządu.
Raport instytutu Charlotte Lozier wskazuje, że „Global Protecting Life Rule” jest zgodna z wolą większości Amerykanów, szanuje wartości kulturowe innych krajów. Wskazuje też, że „aborcja” nie jest konieczna do poprawy zdrowia matek. Raport sugeruje, że lepszym rozwiązaniem jest skupienie się na realnej opiece medycznej, a nie na promowaniu tzw. aborcji.
Źródło: KAI
Oprac. MA