Niemiecka agencja wywiadowcza wywiera presję na sędziów Sądu Najwyższego, by zgodził się na objęcie największej partii opozycyjnej w Bundestagu – Alternatywy dla Niemiec (AfD) nadzorem służb. Trybunał, do którego odwołała się partia, nakazał służbom wstrzymanie inwigilacji do czasu wydania orzeczenia. Agenci przekonują, że istnieją „wystarczające dowody”, aby uznać AfD za organizację „antykonstytucyjną” i wrogą demokracji.
W Niemczech na jesieni mają odbyć się bardzo ważne wybory do Bundestagu, a wcześniej także elekcje w niektórych landach. Federalny Urząd Ochrony Konstytucji (BfV) chce, by sąd zgodził się na objęcie całej partii opozycyjnej inwigilacją. Sąd w piątek nakazał BfV opóźnienie działań inwigilacyjnych do czasu wydania orzeczenia w sprawie sprzeciwu partii wobec monitoringu.
Wesprzyj nas już teraz!
Jeśli trybunał uznałby, że AfD stanowi zagrożenie dla demokracji, służby mogłyby zintensyfikować nadzór nad partią i jej członkami, swobodnie ich podsłuchując, rekrutując informatorów, prowokując itp.
Liderzy AfD uważają, że to jawne łamanie prawa, posunięcie antydemokratyczne i „skandaliczna” próba wpłynięcia na opinię publiczną w sprawie stosunku do partii przed wyborami federalnymi i regionalnymi. Podważy to zdolność AfD do rywalizacji politycznej na równi z innymi ugrupowaniami.
Politycy innych partii popierają działania służb. – Koncepcja demokracji, którą można obronić, oznacza nazywanie i walkę z przeciwnikami wolnego porządku demokratycznego – argumentuje Volker Ullrich, rzecznik ds. wewnętrznych CSU.
Konstantin von Notz z Partii Zielonych zauważył w wywiadzie dla Deutsche Welle: „Wiemy z naszej historii, że nawet w demokracji można wybierać wrogów praworządności”, a „wtedy eliminujemy demokrację i rządy prawa”.
Jeśli BfV uda się uzyskać zgodę na inwigilowanie największej partii opozycyjnej, to będzie drugi taki przypadek nadzoru nad partią w kraju. Wcześniej, w okresie od 2007 do 2014 r. służby monitorowały lewicową Partię Die Linke pod kątem podejrzeń o ekstremizm. Jednak byłby to pierwszy przypadek od drugiej wojny światowej, gdy przedmiotem działań operacyjnych służb w majestacie prawa stałaby się główna partia opozycyjna, mająca swoich przedstawicieli w parlamencie.
Służby przekonują, że nie mają wyjścia i muszą inwigilować partię, która od czasu powstania w 2013 r. jako siły eurosceptycznej i antyestablishmentowej, przesunęła się jeszcze bardziej w stronę skrajnej prawicy.
BfV wskazuje w szczególności na rosnące wpływy w partii frakcji Flügel, którą formalnie rozwiązano w zeszłym roku, ale jej zwolennicy – wg agentów i analityków rządowych – rosną w siłę.
Decyzja BfV o objęciu nadzorem AfD została podjęta po rocznym dochodzeniu i sporządzeniu liczącego ponad 1000 stron raportu, obejmującego kompromitujące wypowiedzi i przemówienia niektórych jej członków.
Prawnicy i akademicy od ekstremizmu przeanalizowali przemówienia, transmisje i posty w mediach społecznościowych 302 przywódców i urzędników AfD.
„Der Spiegel” twierdzi, że wg autorów raportu AfD ma niejasny stosunek do demokracji i lekceważy prawa człowieka, podsyca nienawiść do muzułmanów i imigrantów, a także „zatruwa klimat polityczny” w kraju i grozi wywołaniem przemocy.
Wyrażono zaniepokojenie tym, że część członków partii „stara się obudzić lub wzmocnić fundamentalne odrzucenie rządu niemieckiego i wszystkich innych partii i ich przedstawicieli”. Innymi słowy, że działa przeciw establishmentowi i strukturom demokratycznym.
Autorów opracowania zaniepokoiło także „nieustanne zniesławianie i pogarda dla porządku demokratycznego oraz przeciwników politycznych partii”. W związku z tym władza w Berlinie obawia się wywołania przemocy politycznej jak w Waszyngtonie 6 stycznia br.
Odwołano się do podobnych prób, które miały mieć miejsce latem ub. roku w Niemczech, gdy Bundestag stał się celem ataku osób protestujących przeciwko obostrzeniom sanitarnym. W sierpniu część demonstrantów miała przedrzeć się przez ogrodzenie otaczające parlament i biec w kierunku wejścia, wymachując „flagą Rzeszy” – czarno-biało-czerwoną flagą Cesarstwa Niemieckiego. Interweniowała policja.
Koalicja rządząca w Niemczech obawia się wzrostu sympatii dla AfD w związku z jej sprzeciwem wobec obostrzeń sanitarnych i tzw. lockdownu wprowadzonego z powodu koronawirusa. Przeciwnicy polityczni AfD sugerują, że „radykalni ekstremiści” zjednoczeni w protestach, domagając się wolności, zyskują impuls dzięki koronawirusowi i wzmacniają mobilizację wokół antyrządowych narracji konspiracyjnych.
– Podwajamy naszą kontrolę grup i osób znajdujących się na listach obserwacyjnych i dodajemy je do tych list – zwłaszcza po szturmie na Kongres Stanów Zjednoczonych – mówił w zeszłym miesiącu przedstawiciel niemieckiego wywiadu. BfV od kilku miesięcy monitoruje regionalne oddziały AfD.
Akademicy sugerują, że w Niemczech jest duży odsetek europejskich zwolenników amerykańskiego ruchu konspiracyjnego QAnon walczącego z satanistami i pedofilami dzierżącymi władzę w rządzie, biznesie i mediach.
Służby niemieckie alarmują także z powodu mnożenia się powiązań między AfD a innymi „grupami ekstremistycznymi,” w tym przeciwko uchodźcom „Ein Prozent.”
BfV ogłaszając, że zamierza zbierać dane o członkach partii, podsłuchiwać ich telefony i monitorować ich ruchy przyznała, że chce sklasyfikować AfD jako prawicową partię ekstremistyczną. Czyni to w przeddzień wyborów w dwóch ważnych landach: w Badenii-Wirtembergii i Nadrenii-Palatynacie.
Komentatorzy wskazują, że nawet sam zamiar państwa, aby poddać inwigilacji AfD jest głęboko niepokojący, ponieważ każdy, kto publicznie wspiera partię, musi liczyć się z poważnymi konsekwencjami osobistymi.
U naszego sąsiada członkowie i sympatycy partii ekstremistycznych mogą zostać wyrzuceni z pracy. Odnosi się to w szczególności do urzędników, nauczycieli i policjantów.
Działania służb mają wywołać efekt mrożący. Każdy powinien dobrze się zastanowić, czy naprawdę chce wstąpić do partii lub aktywnie ją wspierać. Co więcej, samo debatowanie, rozmawianie z jej członkami jest napiętnowane.
Widać wyraźnie, że rządzący establishment chce uczynić z AfD pariasa. Analitycy przypominają, że takie brutalne działania w Niemczech wobec konkurencyjnych sił politycznych są możliwe dzięki regulacjom przyjętym po drugiej wojny światowej. Republika Federalna Niemiec miała być „wehrhafte Demokratie.”
Zakładano, że demokrację należy chronić przed tymi, którzy dążą do jej osłabienia od wewnątrz, by nie dopuścić do sytuacji jaka miała miejsce w latach trzydziestych XX wieku, gdy do władzy doszli naziści.
Od samego początku BfV – powstała w 1950 r. w wyniku porozumienia trzech Wysokich Komisarzy z USA, Wielkiej Brytanii i Francji – była ważnym filarem niemieckiej obrony demokracji. Pięć lat później agencja znalazła się pod kontrolą Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
We wczesnych latach 80. ub. wieku BfV wzięła na celownik radykalną Partię Zielonych. Po zjednoczeniu Niemiec obserwowano PDS i jej następczynię Die Linke (Partię Lewicy). W 2013 roku niemiecki Sąd Najwyższy zakazał BfV obserwacji Bodo Ramelowa – czołowego polityka Die Linke, który pełnił funkcję burmistrza Berlina i jest obecniepremierem Turyngii.
Polityk Zielonych i prawnik Christian Ströbele wielokrotnie wzywał do zniesienia BfV, oskarżając ją o łamanie praw obywatelskich. Kiedy ujawniono w zeszłym roku, że BfV obserwuje Ende Gelände, radykalną grupę działającą na rzecz klimatu, organizacje młodzieżowe trzech partii: Socjaldemokratów (SPD), Partii Zielonych i Partii Lewicy –również wezwali do zniesienia BfV, wskazując, że „koncentruje się na niewłaściwych ludziach.”Przekonywali, że tajne służby nie potrafią odróżnić prawicowych ekstremistów od ekologów i z tego powodu są bezużyteczne.
Jednak obecnie postrzeganie BfV radykalnie się zmieniło. Służba niegdyś powszechnie pogardzana, stała się przyjacielem i obrońcą części establishmentu lewicowego, która popiera jej działania wobec AfD.
Gdy BfV ogłosiła, że zamierza objąć nadzorem AfD, rzecznik Partii Zielonych stwierdził, że jest to zrozumiałe, biorąc pod uwagę historyczne doświadczenia Niemiec z prawicowym ekstremizmem.
BfV w swoim raporcie przyjęła język lewicy pisząc o zagrożeniu „rasizmem i ksenofobią”. Służby przekonują, że inwigilacja partii jest konieczna, gdyż nie zdoła się ona pozbyć skrajnie prawicowych elementów ze swojej struktury.
Zarzuca się AfD, że jest „całkiem prawicową partią”, a jej liderzy chwalą historycznych rewizjonistów, radykalnych natywistów i neofaszystów. Dodano, że przyciąga prawicowych aktywistów i wyborcówz innych, mniejszych partii neonazistowskich.
W 2018 r. przywódca parlamentarny AfD Alexander Gauland (były członek CDU Angeli Merkel) powiedział, że „chociaż Niemcy musiały wziąć odpowiedzialność za swoją przeszłość, epoka nazizmu była niczym innym jakptasim gównem w swoim długim 1000-letnim okresie historii”.
W 2015 roku powstała w ramach AfD frakcja der Flügel, zapowiadając walkę z erozją niemieckiej tożsamości. W 2018 roku kierownictwo AfD podjęło próbę wydalenia jej rzecznika Bernda Höckego, który deklarował, że „kraj powinien zachowywać się jak wilk, a nie jak owca”. Pozostał on czołowym członkiem AfD w Turyngii i jego frakcja liczy około 7 tys. członków z ogólnej liczby 32 tys. członków partii.
Krytycy działań BfV podkreślają, że nie powinno ono monitorować partii opozycyjnej, ponieważ jest to mechanizm, który pozwala rządzącym kontrolować swoich przeciwników i zachować status quo. BfV nie jest neutralną instytucją, lecz partyjną podległą ministrowi spraw wewnętrznych Horstowi Seehoferowi, członkowi koalicji rządzącej CDU / CSU. W wyborach powszechnych w 2017 roku jego partia straciła ponad milion wyborców na rzecz AfD.
Kierownictwo CDU walczy, by nie dopuścić do rozpadu partii po odejściu Angeli Merkel. Rok temu pogrążyła się ona w głębokim kryzysie po tym, jak lokalni delegaci w Turyngii połączyli siły z AfD.
Wielu konserwatywnych członków CDU nie miałoby nic przeciwko współpracy z AfD, na co nie zgadza się kierownictwo partii w obawie przed utratą wyborców, którzy głosowali na ugrupowanie, ze względu na obecność w nim Merkel.
Nie tylko CDU wypowiedziało wojnę AfD, ale także tzw. establishment, domagający się walki z „populistyczną plagą w niemieckiej polityce”.
Źródło: voanews.com, spiked-online.com
AS