11 stycznia 2021

Francuskie oburzenie dyktaturą internetowych gigantów. Od lewicy po prawicę

(Zdjęcie ilustracyjne fot. pixabay.com)

Zawieszenie konta na Twitterze ciągle jeszcze urzędującego prezydenta Donalda Trumpa odbiło się szerokim echem nad Sekwaną. Trump nie miał we Francji „dobrej prasy”, ale tym razem krytyczne głosy wobec cenzurowania prezydenta pojawiły się nawet w partii prezydenckiej LREM i lewackiej Zbuntowanej Francji Melenchona (LFI).

 

Francuscy politycy na ogół potępiali dyktaturę i zbyt dużą władzę zdobytą przez Twittera i GAFAM (Google – Amazon – Facebook – Apple – Microsoft). Politycy pytali, gdzie skończy się ta cyfrowa kontrola i kto padnie jej ofiarą jutro? Oburzenie wyraziła Marine Le Pen, ale też np. Aurore Bergé, rzecznik partii LREM. Bergé nie miała wątpliwości, że to nie GAFA powinna decydować o cenzurze, ale są od tego ewentualnie niezależne sądy. Wskazała też na arbitralność takich decyzji, bez możliwości odwołania się do niezależnej instancji. Chociaż daleka od sympatii względem Trumpa, napisała, że jej zdaniem urzędujący prezydent „posiada prawo mieć lub nie mieć konta na Twitterze”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Nawet lewicowy polityk Jean-Luc Mélenchon był poruszony jednostronną inicjatywą Twittera. Przywódca France Insoumise jest znanym krytykiem Stanów Zjednoczonych i Donalda Trumpa, ale i on potępił GAFAM za „roszczenie sobie prawa do kontrolowania debaty publicznej”. Podobnie pisał lewicowy deputowany z LFI Francois Ruffin: „Trump to nie moja bajka. Ale zamknięcie definitywne jego konta na Twitterze wydaje mi się skandaliczne. Czy powinniśmy pozwolić na ograniczanie naszej wolności wypowiedzi gigantom z Doliny Krzemowej? Jutro cyfrowa cenzura będzie czekać nas wszystkich…”.

 

Do sprawy doniósł się pośrednio i rząd Francji. Sekretarz stanu ds. transformacji cyfrowej opowiedział się za nowymi „ramami prawnymi”, których celem będzie zapobieganie „jednostronnej” cenzurze portali społecznościowych. Tym sekretarzem jest Cédric O, który wcześniej pisał, że decyzja Twittera, nawet jeśli jest „uzasadniona atmosferą wysokiego napięcia spowodowanego atakiem na Kapitol”, rodzi jednak „fundamentalne pytania” o wolność słowa i podważa zasady demokracji. „Jedynym sędzią staje się Twitter” – mówił Cedric O w wywiadzie dla francuskiego radia. Minister dodał, że firmy „interweniują w debatę publiczną bez żadnego demokratycznego mandatu i nadzoru, bez kontroli wymiaru sprawiedliwości, odwołując się jedynie do ogólnych regulaminów użytkowania”. Cedric O to były polityk socjalistyczny (jego ojciec pochodził z Korei), który dołączył do prezydenckiej partii LREM w 2016 r. Atakuje Twittera dość mocno, mówi o „całkowicie jednostronnej” decyzji i przyznawaniu sobie przez gigantów internetowych nieograniczonej władzy nad „kimś, za kim jest 88 milionów ludzi” (aluzja do liczby osób obserwujących konto Trumpa).

 

Cedric O mówił też o „podwójnych standardach”. Przypomniał, że Twitter nie był tak „wyrywny”, kiedy były premier Malezji po zamordowaniu we Francji nauczyciela Samuela Paty’ego napisał na swoim koncie, że działania muzułmanów we Francji są usprawiedliwione. Wpis usunięto po wielu interwencjach Paryża, ale konta polityka Malezji nikt nie usunął.

 

Odpowiadając na argumenty, że Twitter i pozostali giganci informatyczni to firmy prywatne i mogą stosować własne zasady, Cedric O odpowiedział, że sieci społecznościowe „nie mogą zwolnić się z odpowiedzialności za to, że są najpotężniejszymi agorami toczonych debat publicznych” i posiadają w tym zakresie niemal monopol. W wypowiedzi francuskiego sekretarza stanu pojawiły się postulaty stworzenia ram prawnych, umożliwiających „niezależnym organom” krajowym nadzorowanie cenzury mediów społecznościowych. Wskazał też na ustawę o „usługach cyfrowych”, która jest już przedmiotem dyskusji na szczeblu Unii Europejskiej. Jego zdaniem nowe prawo mogłoby pozwolić na kontrolę krajową cenzury wprowadzanej przez międzynarodowe koncerny.

 

Minister Cedric O nie jest tu odosobniony. Zaproszona do France Info minister ds. transformacji ekologicznej Barbara Pompili posiada ambiwalentny stosunek względem decyzji Twittera, ale i ona mówiła, że taka inicjatywa moderatorów tego portalu „nie może być normalną reakcją”. Wezwała do politycznej debaty nad zakresem cenzury i tego, kto ma o niej decydować. Rzecznik rządu Gabriel Attal mówił w radiu Europe 1, że „nie podoba mu się ta decyzja”. Dodał, że „podziela cel walki z mową nienawiści i publikacjami nawołującymi do przemocy”, ale skrytykował metodę wprowadzania cenzury. „Uciszenie w sieciach społecznościowych, które stały się formą przestrzeni publicznej, wydaje mi się bardziej skomplikowane, przynajmniej przy braku ściśle określonych kryteriów” – podkreślał Attal. Nie podobało mu się, że Twitter stał się tak „odważny” w  momencie, kiedy Trump traci prezydenturę. Jego zdaniem to „pójście na łatwiznę”.

 

Dodajmy, że Francja sama chciała wprowadzać cenzurę Internetu (tzw. ustawa Avia o walce z „treściami nienawiści w Internecie”), ale zapędy te zakwestionowała częściowo Rada Konstytucyjna. Krytyczny wobec Twittera okazał się także minister gospodarki Bruno Le Maire. Powiedział, że jest „wstrząśnięty” sytuacją. „Regulacji rynku (…) cyfryzacji nie może dokonywać sama oligarchia cyfrowa” – mówił minister. Taką „cyfrową oligarchię” uznał nawet za zagrożenie, które ciąży nad państwami i demokracjami. Z tego powodu domagał się kontroli suwerennych krajów nad ich działalnością.

 

Wychodzi na to, że o ile wcześniej Paryż deklarował chętnie współpracę z GAFAM w dziedzinie cenzury, np. w zwalczaniu „mowy nienawiści”, inicjatywa Twitter chyba go przeraziła. Francja to kraj etatystyczny i chciałaby sama posiadać prerogatywy umożliwiające cenzurowanie treści. Republika to także kraj przeczulony na punkcie swojej odmienności i niezależności, zwłaszcza wobec firm z bazami w nielubianej Ameryce. W dodatku „społecznie uwrażliwiony” na globalistyczne zapędy międzynarodowych koncernów.

 

Francja nie jest tu wyjątkiem. Decyzja Twittera oburzyła wielu lewicowych polityków świata, jak choćby prezydenta Meksyku. Co prawda w Polsce spora część tej formacji wyraża swoistą radość z cenzurowania znienawidzonego przez nich Donalda Trumpa, ale to już differentia specifica niezbyt mądrych aktywistów, których wizja polityki jest niesamodzielna i nie przekracza bieżącej „nawalanki”. Biorąc pod uwagę szerszy kontekst, wygląda na to, że inicjatywa zawieszenia konta prezydenta Trumpa przynosi skutki odwrotne od zamierzonych. Nie jest wykluczone, że Twitter po prostu „wyszedł przed szereg” i zamiast metody salami przy wprowadzaniu cenzury, odkroił zbyt duży kawałek wolności, którym się nawet lekko zadławił.

 

 

Bogdan Dobosz

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(6)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 272 103 zł cel: 300 000 zł
91%
wybierz kwotę:
Wspieram